N I C O
Podszedłem powoli do testrala. Byłem zaskoczony, że się mnie nie boi. Zwierzęta zazwyczaj uciekają na mój widok. Koń bez strachu przyłożył głowę do wyciągniętej przeze mnie ręki.
- Pora ruszać! -zawołał do nas Hagrid.
Wszyscy wsiedliśmy na grzbiety testrali i pofrunęliśmy w nieznane.
***
Chyba zasnąłem, bo gdy otworzyłem oczy, znajdowałem się w zupełnie innym miejscu. Było już ciemno. Lecieliśmy w mroku, a pod nami majaczyły światła miasta. Rozejrzałem się po reszcie przyjaciół. Annabeth rozmawiała w locie z Piper, Percy spał, a jego ślina skapywała na grzywę testrala, na którym leciał. Chyba nie był z tego powodu zadowolony, bo rżał i kręcił łbem. Leo zapalał na palcu płomyk, ale pęd powietrza co chwilę go gasił. Frank rozmyślał nad czymś, z kolei Hazel patrzyła prosto na mnie. Zignorowałem jej spojrzenie i zerknąłem na Jasona, który zamiast siedzieć na testralu, leciał nad nim posługując się wiatrami. Posłał mi znaczący uśmieszek. Odwróciłem wzrok i spojrzałem na Hazel. Jako, że jestem synem Hadesa, a ona córką Plutona, oboje bardzo dobrze widzimy w ciemnościach.
- Jak się czujesz? - zapytałem.
- Spoko - odparła z lekkim uśmiechem. - Jednak martwi mnie, że lecimy. Dzieci Posejdona, Hadesa i Plutona na terytorium Zeusa? To nie wróży nic dobrego...
Jakby na potwierdzenie jej słów usłyszeliśmy grzmot.
- Może to całe zaklęcie Ateny obejmowało nie zabicie nas przez Zeusa? - wyraziłem swoje myśli i uśmiechnąłem się niewyraźnie. Odwróciłem głowę w kierunku Hagrida. Wyglądał zabawnie na zbyt małym motorku.
- Daleko jeszcze? - krzyknąłem do wielkoluda.
- Niedługo lądujemy! - odkrzyknął. W tej samej chwili testrale zaczęły zniżać tor lotu.
W kilka minut później stanęliśmy pewnie na ziemi. Z racji, że nawet lądowanie nie obudziło Percy'ego, Annabeth pobiegła zrzucić go z testrala.
Staliśmy przed wysokim budynkiem. Dom łamał wszelkie prawa fizyki; zastanawiałem się jak dało się zbudować coś takiego.
- To jest ten cały Hogwart? - spytał niezbyt przekonany Jason.
- Nie, nie! - zaśmiał się Hagrid - To jest Nora. Zamieszkacie tu do rozpoczęcia roku szkolnego. Poprosiłem już gospodarzy o pokoje dla was.
Annabeth zdołała w końcu obudzić Percy'ego, który zdezorientowany przyglądał się Norze.
- Ale wypas! - krzyknął Leo.
Hagrid odwołał testrale i zapukał do drzwi. Otworzyła nam niska, pulchna kobieta. Miała płomienno - rude włosy, jak Rachel.
- Witaj Hagridzie! - wykrzyknęła uradowana - Witajcie dzieci jestem Molly Weasley.
Przedstawiliśmy się, a Molly zaprosiła nas do środka, gdzie czekała na nas kolacja. Przy stole siedział już okularnik, rudy chłopak, dziewczyna i starszy rudy facet. Trafny opis, nie?
- Jestem Harry Potter - powiedział okularnik - To jest Ron - wskazał rudego chłopaka. - To Hermiona - skinął na dziewczynę - A to tata Rona. - zakończył wskazując starszego rudego faceta, który tylko coś mruknął pod nosem, gapiąc się w gazetę. My znów się przedstawiliśmy, po czym usiedliśmy do stołu. Po jakimś czasie przyszli jeszcze jak się okazało bliźniacy Fred i George oraz najmłodsza z rodzeństwa Ginny.
- A więc jesteście z Ameryki, tak? - spytała Molly, a my pokiwaliśmy głowami. - Czytałam coś o waszych potrawach i zrobiłam burgery!
Percy widocznie się cieszył, bo od razu nabrał trzy na talerz. Podobnie jak Jason.
- A można by na niebiesko? - zapytał Percy.
Wszyscy spojrzeli na niego jak na wariata.
- Wybaczcie mu. Ma fazę na niebieskie żarcie.
503 słowa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro