Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zaklęcia niewybaczalne

Zaczęłyśmy powoli opuszczać komnatę mapy, pokonując schody prowadzące do piwnic.

-Jak myślisz, gdzie mogą być pozostałe części magii?- Spytała LIlith.

-Nie mam pojęcia, ale uważam, że nie wybrali losowych miejsc. Muszą one być w jakiś sposób znane, symboliczne dla Marianne i mojego taty.- Powiedziałam.

-W twoim domu?- Możliwe, chociaż nie wiem czy to najbezpieczniejsze miejsce, nie uważasz?-Powiedziałam.

-O nie!- Dziewczyna złapała mnie za rękę, przyśpieszając kroku. Popatrzyłam na nią, nie wiedząc o co chodzi.

-Jest już późno, przecież Riddle czeka na ciebie w pokoju wspólnym i miejmy nadzieję, że Astoria się nie wybudziła bo na pewno mu wszystko wypapla.- Dziewczyna miała rację.

Puściłyśmy się biegiem, nie zwracałyśmy nawet uwagi na Sir Cadogana wrzeszczącego za nami.

-Tylko tchórze uciekają! Stańcie do walki!!- Unosił się mężczyzna w obrazie.

Biegnąc spojrzałam na okna, od których głośno odbijały się krople deszczu. Wtedy właśnie wpadłam na idealny pomysł. Zatrzymałam się gwałtownie, przez co dziewczyna zrobiła to samo.

-Wybacz.- Powiedziałam, a dziewczyna popatrzyła na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi.

-Za c....- dziewczyna nie dokończyła.

-Aguamenti.- Z mojej różdżki wydobył się strumień wody. Nakierowałam go na czubek głowy Lilith i gdy była już całkiem przemoczona, zrobiłam to samo ze sobą.

-Mogłaś ostrzec.- Powiedziała z naburmuszoną miną.

W końcu dotarłyśmy do lochów.

-Mądrość węża.- Powiedziała Lilith a nam ukazało się wielkie przejście do pokoju wspólnego. Oddychając ciężko weszłyśmy do środka i zobaczyłyśmy Toma siedzącego samotnie przy kominku z księgą w ręce. Gdy wleciałyśmy do pokoju, od razu podniósł na nas wzrok.

-Co jest?- Spytał.

-Byłyśmy na zewnątrz, strasznie się rozpadało.-Powiedziałam, patrząc z ulgą na Lilith, ponieważ nie było tutaj Astorii, co oznaczało, że się jeszcze nie obudziła.

-Uciekałyście przed czymś?- Spytał, zwracając uwagę na nasze głośne oddechy. Jednak wzrok miał z powrotem utkwiony w książce. Popatrzyłam na Lilith, a ona na mnie, lekko spanikowanym wzrokiem.

-Pringle nas gonił, bo zostawiłyśmy dużo śladów, więc uciekłyśmy my mu, zanim zobaczył nasze twarze.-Wypaliła dziewczyna.

-Zaraz przyjdę, tylko się przebiorę.-Powiedziałam w stronę Toma, on tylko lekko skinął głową, nadal mając oczy wlepione w książkę.

Szybkim krokiem ruszyłyśmy do dormitorium, gdzie odetchnęłyśmy z ulgą, gdy Astoria nadal leżała znieruchomiała w łóżku. Złapałam za różdżkę.

-Obliviate.-Powiedziałam, przekręcając różdżkę w prawo. Przed moimi oczami ukazały się wspomnienia Astorii.

-Już.- Powiedziałam, w stronę Lilith.

-Co będzie pamiętała.-Spytała.

-Podsłuchiwała nas i usłyszała, że wybieramy się do biblioteki żeby odrobić parę prac domowych a potem na spacer. Weszła do pokoju i oznajmiła, że Orion ją zanudzał i idzie spać. Gdy wyszłyśmy, zasnęła.- Powiedziałam, uśmiechając się pocieszająco do dziewczyny, która obawiała się, że możemy wpaść w tarapaty.

-Rennervate.-Powiedziałam i szybko schowałam różdżkę. Wraz z Lilith jak gdyby nigdy nic, zaczęłyśmy się przebierać w suche ubrania.

-A wam co się stało?- Spytała Astoria.

-Rozpadało się, gdy wracałyśmy ze spaceru.- Powiedziałam, zerkając to na Lilith, to na Astorię, upewniając się, że moje zaklęcie zadziałało.

-Ah.. no tak mówiłyście coś, że idziecie na spacer. Nuda.- Jęknęła pod nosem a jej głowa z powrotem opadła na poduszkę.

-Idę do Toma.-Powiedziałam w stronę Lilith i wyszłam.

Weszłam do pokoju wspólnego i usiadłam na przeciw Riddle'a. Chłopak podniósł głowę.

-Jak się czujesz Tom?- Spytałam, aby jakoś rozpocząć rozmowę.

-Dobrze. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o mugolach?- Spytał, całkowicie zmieniając temat.

-Tak. Co ci chodzi po głowie?- Chłopak zastanawiał się przez chwilę.

-Nienawidzę ich... a zwłaszcza tego mugolskiego sierocińca, w którym musiałem i nadal muszę żyć.-Powiedział, patrząc na mnie. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.

-Rozumiem cię. Miałam okazję kiedyś odwiedzić mugolską rodzinę z moim Ojcem, straszna miernota.-Skwitowałam.

-Nie sądziłem, że tyle czarodziei też jest przeciwko mugolom. Więc, tak sobie pomyślałem. Gdyby założyć grupę, która miała by na celu działanie przeciwko nim.- Powiedział z poważną miną.

-Większość rodzin, które od pokoleń utrzymują czystość krwi, nie uważa za stosowne kształcenie mugoli, czy w ogóle jakąkolwiek ich ingerencję w świecie czarodziei. Po za tym, jesteśmy tylko jedenastoletnimi dzieciakami. Nikt nas nie będzie brał na poważnie. Na pewno nic nie wskóramy.- Zaśmiałam się lekko.

-Przecież to oczywiste Ophelio, dlatego powinniśmy wykorzystać te lata nauki w Hogwarcie na werbowaniu ludzi, tworzeniu naszego ugrupowania, planowaniu.-Zakończył a w jego oku błysnęła jakaś iskra.

-Nie najgorszy pomysł, Riddle. Ale jak już wspomniałam wcześniej, nie interesuję mnie marnowanie czasu na mugoli, lecz mogę być w tym ugrupowaniu jako pomoc....pomoc naukowa. Bądźmy szczerzy, żadne z was nie posiada tak dużej wiedzy historycznej jak ja, a jeśli chodzi o praktykę to jeśli się jeszcze trochę poduczysz Riddle, to myślę, że masz szansę się ze mną wyrównać.- Powiedziałam, a Tom'owi lekki uśmiech wyrósł na twarzy.

- A wiesz, zanim się zaprzyjaźniliśmy... chłopaki mówili mi, że twoja rodzina jest, jedną z wielu najpotężniejszych. Mówili też, że każde pokolenie zanim pójdzie do Hogwartu, zna już wszystko czego ma ta szkoła ich nauczyć. A w większości wypadków, nawet więcej. Zauważyłem, że jesteś o wiele bardziej uzdolniona, niż nie jeden czwarto czy nawet siedmioroczny.- Spytał, wpatrując się z ciekawością.

-Nie nazwałabym siebie uzdolnioną, a co najwyżej, posiadającą wystarczający zasób wiedzy. Po za tym nie jestem też głupia, dlatego powiedz mi czego ode mnie oczekujesz. Nie słodzisz mi tak bez powodu.- Prychnęłam pod nosem.

-No tak, przeczuwałem, że się domyślisz..-Chłopak, zamyślił się ponownie, zastanawiając się, czy nie lepiej zostawić tego na później.

-Tom? No dawaj... w końcu, powiedziałam, że mogę pomóc swoją wiedzą, a o to ci chodzi tak?-Spytałam zrezygnowana i lekko śpiąca. Patrzyłam na chłopaka wyczekująco, gdy na moje słowa ożywił się. I znowu ten błysk w oczach.

-Zaklęcia niewybaczalne...Rosier mówił, że na pewno je znasz. Chcieliśmy, żebyś nas ich nauczyła.- Powiedział podekscytowany. Zamyśliłam się na chwile... oni chyba nie zamierzają latać po szkole i rzucać zaklęcia niewybaczalne. Patrzyłam, bez słowa na Riddle, myśląc jakie będą tego konsekwencje.

-Nie zamierzamy na nikim ich używać... nie planujemy zostać wyrzuconymi ze szkoły przedwcześnie Ophelia. Po prostu lepiej się ich wcześniej nauczyć, żeby w specjalnych wypadkach polegać na ich użyciu.- Skwitował z lekkim, pewnym siebie, uśmieszkiem.

-Z tego co zauważyłam, nie jesteś najgłupszy. Na pewno sam byś sobie dobrze poradził i nauczył resztę...czyż nie?-Spytałam, ciągnąc dalej. Chłopak na te słowa, uśmiechną się jeszcze dumniej, jakby twierdzenie, że jest kimś mądrym i ambitnym, wprawiało go w swego rodzaju euforię.

-Tak, masz rację, lecz mimo wszystko, zajęło by to więcej czasu. Szukanie zaklęć, nauczenie się, później nauczenie reszty. Bardzo czasochłonne. Ale jesteś tutaj ty, która skróci to o całą połowę. To co, zgadzasz się?- Spytał, rozentuzjazmowany.

-No dobrze, nauczę was. Po przerwie świątecznej w pokoju życzeń.- Powiedziałam i wstałam, kierując się do dormitorium.

Gdy byłam już przy schodach usłyszałam ciche ''dobranoc,, odwróciłam się i posłałam mały uśmiech chłopakowi, po czym zaczęłam wspinać się po schodach. Nie wiem dlaczego, lekko zaróżowiona wparowałam do pokoju. Przebywała tam sama Astoria.

-A ty co?- Spytała, przypatrując się mojej twarzy. Szybko ruszyłam, ku swojemu łóżku, odwracając wzrok.

-Nic. Aaa gdzie jest Lilith?- Jak na zawołanie, do pokoju weszła dziewczyna w piżamie, włosy owinięte miała ręcznikiem.

-Och, też powinnam się umyć.- Wstała gwałtownie Astoria, łapiąc za pare rzeczy i ręcznik. Po chwili opuściła pokój.

-I co, i co ?-Naskoczyła na mnie podekscytowana Lilith. Nie mając pojęcia o co jej chodzi, odpowiedziałam.

- Yhh... no, Tom chciał, żebym jego i resztę nauczyła zaklęć niewybaczalnych.- Powiedziałam, a dziewczyna spojrzała na mnie zrezygnowanym spojrzeniem, które po sekundzie zmieniło się na zaciekawienie.

-Miałam na myśli moce, te starożytne... na prawdę nie próbowałaś nic? - Powiedziała, odkładając temat Riddle'a na później.

Sama przybiłam sobie mentalną piątkę z czołem. Ma rację, całkowicie wypadło mi z głowy. Tylko co powinnam zrobić? Odsunęłam się od dziewczyny a różdżkę rzuciłam na swoje łóżko.Bo przecież magia jest we mnie, nie w różdżce, tak? Lilith widząc, co zamierzam skoczyła na swoje łóżko, robiąc wolne miejsce, a także gwarantując sobie bezpieczeństwo.

- Co mam zrobić?- Zapytałam, rozkojarzona, nie mając pojęcia jak to działa.

-A w wspomnieniach Marianne, nie widziałaś jak używała ten mocy?- Spytała dziewczyna zza drewnianej belki łóżka.

-Tak, widziałam ale tam kumulowała tą magię za pomocą różdżki, a gdy skierowała ją na przeciwników, to wysadziło ich w powietrze. Jeśli uda mi się to zrobić to, prawdopodobnie zdemoluje cały pokój.- Zaśmiałam się.

Marianne we wspomnieniu, skierowywała różdżkę na wolną dłoń, gdzie wytwarzała się kula, niebiesko jarząca się poświata starożytnej magi. Nie odpowiedzialne było by próbować to tutaj, znając skutki.

-To może... coś przenieś.-Powiedziała zamyślona dziewczyna. Zaśmiałam się tylko i powiedziałam.

-Jestem w stanie to zrobić bez starożytnej magii.- Powiedziałam, skupiając się na książce leżącej na półce, która po chwili lewitowała w stronę dziewczyny siedzącej na łóżku. Książka powoli opadła na jej kolana. Usta Lilith otworzyły się z szoku.

-Woah... To może postaraj się skupić, a potem skumulować trochę magii w dłoniach? Bez różdżki.- Powiedziała, na co skinęłam głową, a dziewczyna skoczyła pod pierzynę. Jeśli myśli, że jakkolwiek ją to uchroni, w wypadku wybuchu, to może się grubo przeliczyć.

Uniosłam dłonie. Lewą ułożyłam w lekkim łuku u dołu, a prawą nałożyłam na górę, pozostawiając trochę miejsca pomiędzy dłońmi. Zamknęłam oczy i skupiłam się na niebieskiej poświacie. Nic się nie działo. Aby się upewnić otworzyłam jedno oko, przypatrując się na swoje dłonie, gdzie nic się nie działo, a potem na Lilith, która także przyglądała się z zainteresowaniem.

-Skup się i zapomnij, że tu jestem.- Szepnęła Lilith.

Ponownie skupiłam się na niebieskiej poświacie, starałam się nie myśleć o niczym innym. Moją pustą w tym momencie głowę, przeplatały niebieskie wirujące ślady starożytnej magi. Poczułam dreszcze a w dłoniach namolne ciepło. Usłyszałam westchnięcie Lilith, więc otworzyłam oczy. Ujrzałam małą kulę niebieskiej cieczo podobnej formy. Nagle usłyszałam stęknięcie drzwi a potem leżałam już na ziemi, obrywając czymś w głowę. Nigdzie nie było widać śladów starożytnej magii, nic też nie eksplodowało, więc po prostu wchłonęła się z powrotem.

-Co z wami jest nie tak?-Spytała, patrząc na nas z dezaprobatą Astoria. Wstałam i zwróciłam się w stronę Astorii, a potem skierowałam swój wzrok na Lilith. Gdy nasze oczy się spotkały, obie wybuchłyśmy donośnym śmiechem. Dziewczyna spojrzała na nas z obrzydzeniem i położyła się do łóżka.

Gdy wraz z Lilith w końcu doszłyśmy do siebie, opadłyśmy na łóżka, aby zapaść w głęboki sen.


Przerwa świąteczna minęła tak szybko jak i czas do egzaminów. Był już maj, a czerwcowe egzaminy, które miały na celu podsumować i sprawdzić ile nauczyliśmy się tego roku. Z tego powodu nasze lekcję zaklęć niewybaczalnych były przeciągane w czasie. Głównie spowodowane było to przez chłopców, a dokładnie Rosier'a, Lestrange'a i Avery'ego, którzy musieli przyłożyć się do nauki. Profesorowie też nas nie oszczędzali. Jednakże, w końcu nadszedł ten dzień.

Właśnie rozpoczęła się przed ostatnia lekcja tego piątkowego dnia. Wszyscy staliśmy pod klasą od zaklęć, patrząc na idącego w nasza stronę Profesora Redcuff'a. Gdy wszyscy usiedli, a ja zajęłam miejsce między Avery'm i Tomem, Profesor przemówił.

-Na dzisiejszej lekcji, będziecie mieć sposobność, nauczyć się niezwykłego zaklęcia, jakim jest Wingardium Leviosa. Jest to jeden z podstawowych czarów, który umożliwi wam unieść dany obiekt.- Mężczyzna wskazał księgę na swym biurku, który po chwili unosiła się w powietrzu, przemieszczając się tam gdzie profesor wskazywał różdżką.

Profesor machnął różdżką, a do każdego ucznia przyfrunął kawałek czystego pergaminu. Redcuff po raz ostatni pokazał jak użyć zaklęcia, a potem kawałki pergaminów unosiły się w powietrzu. Puchonka o imieniu Seraphina, rzuciła zaklęcie na swój pergamin, który wzniósł się kilka cali w powietrze i opadł zaraz po tym. Na twarzy dziewczyny wyrósł grymas złości. Gdy podjęła się drugi raz, rzucając zaklęcie, pergamin jakby oszalał, latając wokół niej. Gdy po raz ostatni zatoczył koło wokół jej głowy, opadł blisko jej twarzy, rozcinając ją lekko. Dziewczyna wrzasnęła i złapała się za policzek. Lekcja zakończyła się, rozległo się zamieszanie, gdy wszyscy pakowali swoje torby i opuszczali klasę.

- Widzieliście tą puchonkę? Co za idiotka.- Zaśmiał się Lestrange, w drodze do klasy transmutacji. Wszyscy zaśmialiśmy się lekko pod nosem, nie komentując słów chłopaka.

Dzwonek zadzwonił, a drzwi klasy otworzyły się. Weszliśmy do klasy, w której stał już Profesor Dumbledore.

-Już proszę o ciszę.- Powiedział mężczyzna, gdy ostatnie pomruki ucichały. Zauważyłam jedno wolne miejsce wśród puchonów, co oznaczało, że nasza destrukcyjna Seraphina skończyła w skrzydle szpitalnym. To tylko lekko draśnięty policzek. Żałosne. Zaśmiałam się cicho pod nosem i skupiłam się na lekcji.

Na ostatniej lekcji uczyliśmy się zmieniać wielkość przedmiotów. Skończyło się na tym, że Lestrange zmniejszył swój podręcznik od transmutacji do tak małych rozmiarów, że nie był w stanie go zobaczyć, a tym bardziej powiększyć bo nie widział gdzie się znajduje. Jakiś puchon chcąc powiększyć swoją książkę, źle wycelował i zamiast księgi trafił w swoją ławkę, która zdemolowała jedną czwartą klasy.

Dziś za zadanie mieliśmy zmienić materiał. Każdy z nas dostał idealnie wyrzeźbioną z drewna kulę, którą za zadanie mieliśmy zamienić w kamienną kulę. O dziwo większości udało się to za pierwszym razem. Astoria, która po przez gadaninę ślizgona siedzącego obok niej, zdekoncentrowana, sprawiła, że jej kula zwęgliła się i pozostała bo niej grudka węgla. Dziewczyna zaczęła coś syczeć do chłopaka obok. I w tej oto sposób lekcje dobiegły końca. Głośny dzwonek rozległ się po klasie a uczniowie parli, ku drzwiom.

Męski, mocny głos, sprawił, że zatrzymałam się.

-Ophelio czy możemy porozmawiać.- Spytał Profesor Dumbledore. Skinęłam głową do nauczyciela. Odwróciłam szybko głowę i popatrzyłam na czekających na mnie i przyglądających się uważnie, Tom'owi i reszcie chłopaków.

-Dołączę do was na obiedzie.- Powiedziałam głośniej, aby usłyszeli i weszłam do klasy, zamykając za sobą drzwi.

Profesor siedział za swoim biurkiem, podeszłam tam i stanęłam na przeciwko.

-Ophelio... mam do ciebie nietypowe pytanie, jednakże chciałbym aby zostało to tylko między nami dobrze.- Skinęłam głową twierdząco, na co posiwiały mężczyzna zebrał się aby przemawiać dalej.

-Widzę, że jesteś blisko z Tom'em, prawda?- Patrzył na mnie przenikliwie.

-Tak.-Odpowiedziałam.

-Co o nim sądzisz? Czy nie przejawia jakiś niepokojących tendencji?-Spytał, trafiając w sedno, zwracając uwagę na ostatnie tematy rozmów. Pozbywanie się mugoli i nauka zaklęć niewybaczalnych.

-Myślę, że nie chęć do uczniów z rodzin mugolskim, jest jedną z najnormalniejszych cech charakterystycznych każdego ślizgona, co nie oznacza, że jest to słuszne rozumowanie. Jednak po za tym nie zauważyłam nic niepokojącego.- Powiedziałam na jednym wdechu. Pomijając dzisiejsze lekcje zaklęć niewybaczalnych. Wybacz mi to Merlinie.

-Rozumiem. Dziękuję ci w takim razie. Jednakże gdybyś zauważyła coś niepokojącego, proszę nie zwlekaj z przekazaniem tego mnie czy innym profesorom, dobrze?- Zakończył, łapiąc za miskę z lukrecjowymi cukierkami i podsuwając mi je pod nos. Złapałam jednego i podziękowałam kiwnięciem głowy, obróciłam się na pięcie, obierając za cel drzwi, jednak zatrzymałam się.

-Profesorze... czy powinnam się czegoś obawiać... Czy on coś zrobił? Coś złego?- Spytałam, ponieważ patrząc o co pytał profesor, było to jedyne co przyszło mi do głowy. Do tego od razu przypomniała mi się sytuacja z pociągu, gdzie mówił o swoich zmarłych rodzicach bez cienia smutku. Do tego ten jego całodobowy, kamienny wyraz twarzy.

-Ahah... nie masz czego się obawiać Ophelio. Co prawda Tom nie był najgrzeczniejszym dzieckiem w swoim sierocińcu, mimo to nie zrobił nic strasznego, jak na przykład rzucanie zaklęć niewybaczalnych.- Gdy profesor zakończył, czułam jakby moje serce stanęło. Mimo to nie dałam tego po sobie poznać, uśmiechnęłam się i wyszłam z klasy.

Chyba nie powinnam, mimo wszystko mówić im o czym rozmawiałam z profesorem. Tak też, gdy usiadłam obok Tom'a przy stole ślizgonów, powiedziałam im, że chodziło o moje wypracowanie przez co nikt nie ciągnął tematu. Objedzeni obiadem, udaliśmy się do pokoju życzeń, aby rozpocząć pierwszą lekcję zaklęć niewybaczalnych. Na początku poprosiłam, aby usiedli przy stole, naprzeciw mnie. Gdy zajęli swoje miejsca, złapałam za różdżkę, aby przygotować sobie wszystko co uważałam za potrzebne. W ten sposób na stole wyczarowałam trzy, najzwyklejsze filiżanki. Czwórka chłopców przyglądała mi się uważnie.

-A więc jakie znacie zaklęcia niewybaczalne. Czy wiecie cokolwiek na ich temat, jak działają?- Spytałam.

-Imperius, Cruciatus i Avada Kedavra.- Odparł Tom. Reszta tylko patrzyła.

-Imperius to klątwa, która pozwala kontrolować wolę osoby, na którą ją rzucono.- Machnęłam różdżką na pierwszą filiżankę, która transmutowała się w średniej wielkości węża. Każdy z nich, oprócz Toma, drgnęli lekko, odsuwając się.

-Imperio.- Rzuciłam pewnie zaklęcie w stronę węża, który robił to co mu kazałam.

-Jeśli zechce to zacznie kręcić główką.-Wąż posłusznie kręcił główką.

-Jeśli zechce to zacznie bezsensownie sunąć się w kółko.-Wąż poruszał się tylko po jednym i tym samym torze, robiąc kółka. Chłopaki zaśmiali się cicho pod nosem.

-Dlaczego, to jest niby zaklęcie niewybaczalne. Nie jest takie niebezpieczne.- Skomentował Lestrange. Popatrzyłam na niego, a potem na resztę. Wszyscy wpatrywali się we mnie. Ja natomiast z grobową miną, kontynuowałam.

-Jeśli zechce to zeskoczy ze stołu, z okna, z najwyższego dachu. Jeśli zechce, utopi się.- Kontynuowałam, a wąż nagle stanął w miejscu.

-Jeśli zechce zawinię się w pętlę, zaduszając się na śmierć.- Powiedziałam z grobową miną, opuszczając różdżkę. Wszystkie oczy padły z powrotem na węża, który powoli zawijał się w pętle. Po chwili wąż naciągnął się a pętla zacisnęła się, wąż zasyczał, po czym opadł bezruchu. Popatrzyłam na Lestrange'a wymownie.

Wyczarowałam szklane terrarium, do którego wrzuciłam martwego węża.

-Cruciatus. Inaczej, Crucio... klątwa torturująca. Jak się domyślacie powoduję ogromny, nie do wytrzymania ból. Jeśli macie wystarczająco umiejętności i czasu, może doprowadzić nawet do śmierci.- Zamieniłam kolejną filiżankę w węża.

-Crucio.-Wąż wił się niemiłosiernie i syczał w niebogłosy. Skupiłam się mocniej na zaklęciu, przekręcając jeszcze bardziej różdżkę. Wąż nagle opadł w bezruchu.

-Martwy.- Powiedział Rosier, który trącił węża swoją różdżką. Chłopacy popatrzyli po sobie z rozwartymi ustami i wybałuszonymi oczami. Nawet Tom przyglądał się bardziej zainteresowany, ukazując lekkie zaskoczenie.

-Avada Kedavra to ostatnie zaklęcie niewybaczalne. Klątwa śmierci. Zabija nieodwracalnie, nie pozostawia żadnych fizycznych obrażeń.- Powiedziałam, zamieniając już ostatnią filiżankę w węża.

-Avada Kedavra.- Powiedziałam, skierowując różdżkę w stronę węża, a ten jedynie osunął się po stole. Martwy wąż dołączył do reszty w szklanym pojemniku. Rzuciłam zaklęcie confringo, na martwe węże, które pochłoną ogień. Po chwili pozostał z nich tylko popiół.

-Już wiecie, dlaczego są niewybaczalne?- Spytałam, na co pokiwali zgodnie głowami.

-Jaką mam gwarancję, że jeśli ich was nauczę, to nie będziecie rzucać i na wszystko i na wszystkich?- Spytałam.

-Możesz nam zaufać, nie jesteśmy aż tacy głupi.-Powiedział z naburmuszoną miną Avery.

-Masz moje słowo. Powiedzmy, że biorę za nich odpowiedzialność.- Powiedział Tom.

Resztę dnia spędziliśmy, na uczeniu się pierwszego zaklęcia Imperius. Najlepiej szło oczywiście Tom'owi, który bez problemu był w stanie poruszać wężem, lecz puki co nic więcej. Jest to całkowicie zrozumiałe, ponieważ nie są to zaklęcia do nauczenia w pare godzin.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro