Zakazany las
Po przez codzienne ćwiczenia w komnacie mapy, czas zleciał tak szybko jak mrugnięcie okiem. Panowanie nad magią idzie mi coraz lepiej. Jestem w stanie prawie całkowicie odeprzeć ból fizyczny i psychiczny. Bardzo mi się to przydaje, czuję się coraz lepiej. Straszne odbicie znikło na jakiś czas. Wraz z Lilith ćwiczyłyśmy parę cięższych zaklęć i okazało się, że wychodzą mi z łatwością. To z czego najbardziej się cieszyłyśmy i ekscytowałyśmy, to zaklęcia związane z czasem. Udało mi się zatrzymać czas na całkiem długo. Na pewno przyda się to w przyszłości i to całkiem nie długiej przyszłości.
Właśnie mija ostatnia lekcja, dzisiejszego dnia, po której Lestrange i Rosier udają się na boisko do Quidditch'a, z nadzieją dostania się do drużyny. W ten sposób, gdy opuściliśmy klasę obrony przed czarną magią, zatrzymaliśmy dwóch podekscytowanych chłopaków.
-Idziemy do biblioteki, czekajcie na nas w pokoju wspólnym.-Powiedział Tom stanowczym głosem.
-Nie idziecie na trybuny?- Spytał Rosier ze zdziwioną miną.
-Obiecaliśmy pomóc Lestrange'owi z nauką i tymi wszystkimi zadaniami, które ma zaległe. A nie wystarczyło nam czasu ostatnim razem.-Sprostowałam. Dwóch fanów Quidditch'a spojrzało po sobie i odetchnęli z ulgą.
-To powodzenia, my lecimy. Będziemy czekać w pokoju wspólnym.- Szczęśliwi wylecieli za róg korytarza i tyle ich widzieliśmy. Zdawali sobie sprawę, że zaległości Lestrange'a to bardzo rozległy temat, dlatego tak szybko uciekli, bo nie chcieli odrabiać dla niego prac domowych.
Powoli przechadzaliśmy się korytarzami, kierując się ku schodom na wyższe piętra. Uczniowie parli na drzwi wyjściowe, aby ruszyć na boisko, oglądać nowych kandydatów na członków drużyny i ich poczynania. Im wyższe piętro, tym mniej uczniów. Wyśmienicie. Gdy dotarliśmy na czwarte piętro, zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy na Lestrange'a.
-Co się tak patrzycie?- Patrzył na nas, zaskoczony.
-Weź się w garść Lestrange. Prowadź do przejścia.-Syknął zrezygnowany Tom.
-Ach... no tak, sorry.-Chłopak zaczął się rozglądać i ruszył przed siebie, a my za nim.
Podążaliśmy za nim korytarzami, aż zatrzymaliśmy się naprzeciw lustra, które sięgało od połowy ściany, aż do samej ziemi. Lestrange podszedł do niego i zaczął dmuchać na nie ciepłym powietrzem. O dziwo para nie znikła z lustra po paru sekundach. Utrzymywała się. Chłopak zaczął sunąć palcem po zaparowanej części.
-Otwórz się.-To te słowa zostały napisane przez Lestrange'a palcem, a potem wypowiedziane ledwo słyszalnie, przez niego samego.
Chłopak cofnął się, lustro wsunęło się o parę cali w ścianę, a potem całkowicie w bok, wchodząc w ścianę i znikając. W trakcie wsuwania się w ścianę, kłęby kurzu uniosły się w powietrze i poleciały w naszą stronę, trochę ziemi wysypało się na posadzkę. Popatrzyłam się na moich kompanów a potem na ciemność w ukrytym przejściu.
-Chodźcie.-Powiedział Lestrange i ruszył jako pierwszy, oświetlając różdżką panującą tam ciemność. Wyglądało to jakby ktoś dosłownie wykopał w ziemi mały tunel. Przerażał mnie fakt braku czegokolwiek co mogłoby powstrzymać tą ziemię od zapadnięcia się i zakopania nas żywcem.
Gdy Tom ruszył za nim, ja podeszłam do końca posadzki, za która była już tylko goła ziemia i zatrzymałam się. Czy to, aby najlepszy pomysł? Gdy rozmyślałam tak na tym, Tom zatrzymał się i obejrzał za siebie. Wrócił się parę kroków i wyciągnął dłoń w moją stronę. Chłopak patrzył na mnie, wyczekując. Złączyłam swoją dłoń z jego i stanęłam na ziemi. Niespodziewanie przejście za mną, zatrzasnęło się z hukiem. Odskoczyłam przestraszona, nie puszczając ręki chłopaka co spowodowało, że wpadłam na niego. Chłopak stracił równowagę i runął na ziemię, a ja zaraz za nim, opadając na niego. Przez moment, wtulona głową w jego szyję, zarumieniłam się, jednak po paru sekundach od razu wstałam i podałam chłopakowi rękę, w geście pomocy, a potem przeprosiłam go. Riddle odpowiedział, że nic się nie stało, po czym otrzepał się i z powrotem wyciągnął rękę w moją stronę. Ostatni raz obejrzałam się na miejsce gdzie trzasnęły drzwi i od strony ziemistej części przejścia, także było lustro, jednakże nie pokazywało odbicia, a korytarz, na którym jeszcze pare sekund temu się znajdowaliśmy, wyczekując otwarcia przejścia. Wróciłam wzrokiem do Tom'a i złapałam za jego dłoń, po czym ostrożnie ruszyliśmy korytarzem, aby dogonić Lestrange'a.
Gdzie nie gdzie z ziemi wystawały korzenie, utrudniając nam przejście, jednak ostatecznie udało nam się dogonić chłopaka. Po jakimś czasie ujrzeliśmy małą plamkę światła.
-Wyjście.-Ucieszył się Lestrange.
Przyśpieszyliśmy kroku, zbliżając się coraz bliżej jasności. Przejście zaczęło się zmieniać. Ziemia robiła się coraz twardsza, a pod koniec całkowicie została zamieniona kamieniami, aby w końcu wydostać się na zewnątrz, ukrytą pod gęstą roślinnością, pnączami i mchem jaskinią. Była ona tak mało widoczna, że postanowiliśmy ją jakoś oznaczyć. Lestrange zrobił krąg z kamieni. Tom za pomocą zaklęć z lekcji transmutacji sprawił, że kamienie, które znajdowały się przy wejściu do jaskini, zmieniły kolor z jasnoszarych na czarne, a inne miały ozdobne wzorki z wężami. Ja natomiast, na samym szczycie jaskini, gdzie porastała gęsta, niska trawa, za pomocą starożytnej magii, sprawiłam piękny biały kwiat, który mocno wyróżniał się, ale mimo wszystko to nadal tylko zwykły kwiat. Oczywiście trzymałam w ręce różdżkę dla niepoznaki.
Ruszyliśmy w głąb zakazanego lasu, rozglądając się, nasłuchując i błądząc. Im głębiej wchodziliśmy w las, tym ciemniej się robiło, a niebo całkowicie znikło, niewidoczne w plątaninie koron drzew.
-Hej.- Powiedział Tom wskazując na coś różdżką. Schyliłam się, przyglądając się odbitym w ziemi kopytach.
-To mogą być ślady centaurów, jesteś pewien?- Spytałam. Tom przesunął różdżkę trochę dalej, gdzie widać było odbite przednie nogi stworzenia, jednak nie były to już kopyta a ostre pazury.
-Słusznie.- Uśmiechnęłam się do towarzysza i ruszyliśmy po śladach odbitych w ziemi. Zagłębialiśmy w coraz ciemniejszy i gęstszy las. Nagle usłyszałam świst powietrza, odwróciłam głowę, jednak nic nie zobaczyłam, oprócz Lestrange'a. Chłopacy najwidoczniej nic nie usłyszeli, ponieważ nie zwrócili na to uwagi tak jak ja. Przyśpieszyliśmy kroku, gdy po paru minutach drogi, Tom zatrzymał się gwałtownie, po czym obrócił głowę trzymając palec przy ustach, informując nas, żebyśmy byli cicho, a potem wskazał na coś przed sobą.
Ostrożnie stanęłam na równi z Tom'em i spojrzałam na miejsce, w które wskazywał. Poniżej, w wnęce w ziemi, spoczywały dwa hipogryfy. Jeden z nich był w pełni czarny i ledwo widoczny przy panującym tutaj mroku. Drugi natomiast, był niezwykły. Każde piórko mieniło się w trzech kolorach, nadając niezwykły efekt.
-Co teraz?-Szepnął Tom, spoglądając w moją twarz.
-Ktoś musi iść ze mną i myślę, że ty Tom będziesz najlepszy do tego zadania.-Powiedziałam uśmiechając się przepraszająco do Lestrange, który o dziwo wyglądał na zadowolonego.
-Chętnie popatrzę na wasze wyczyny.- Uśmiechnął się. Zwróciłam się do Tom'a i przemówiłam.
-Musimy ostrożnie podejść, tak żeby nas zobaczyły ale nie wystraszyły się. Gdy wstaną, musisz stanąć przed czarnym i ukłonić się nisko ale nie podnoś się do puki on się przed tobą nie skłoni, jasne?
-A co jak się nie odkłoni?
-Uciekajcie z Lestrange'em. Ja muszę mieć to pierze i jakoś sobie poradzę.- Zakończyłam.
Wyłoniliśmy się ostrożnie zza drzew, a dwa spoczywające hipogryfy podniosły spoczywające głowy. Gdy nadal, powoli podchodziliśmy bliżej stworzeń, one uniosły ogromne cielska z ziemi ukazując swój ogrom. Dwa dumnie wypinające się hipogryfy, nie cofnęły się ani o cal. Gdy byliśmy wystarczająco blisko skłoniliśmy się w pasie, przed dwoma różnymi hipogryfami. W tym momencie, jedynie po dźwiękach mogłam zgadywać jak idzie Tom'owi. Sama uniosłam lekko głowę spoglądając na trójkolorowego hipogryfa, który po dłuższej chwili uniżył przede mną głowę. Ucieszona wyprostowałam się i podeszłam do zwierzęcia, aby sprawdzić czy da się dotknąć. Spojrzałam w bok, gdzie Tom nadal stał zgięty w pół. Czarny hipogryf już dawno nie zwracał na niego uwagi. Podeszłam i ukłoniłam się przed drugim stworzeniem, po czym szepnęłam do chłopaka.
-Nie ukłoni ci się, wycofaj się powoli i odejdźcie z Lestrange'em w kierunku jaskini, bo cię wyczuję i zaatakuje. Wróćcie tylko jeśli nie będzie mnie z powrotem w przeciągu dwudziestu minut. -Chłopak mruknął pod nosem, że rozumie i wycofał się. Uniosłam się lekko, zwracając na siebie uwagę czarno upierzonego hipogryfa, który dalej nie był skłonny ukłonić się przede mną.
Jeśli tylko wyprostuję się, to może być ciężko. Skupienie i kontrola, pomyślałam. Skupiłam się i poczułam zbierającą we mnie magię. Nagle zapanowała cisza. Wyprostowałam się i spojrzałam na dwa magiczne stworzenia, które stanęły jak wryte. Drzewa nie poruszały gałęziami, trawa także stanęła, nie poruszając się ani o cal. Udało się, zatrzymałam czas. Ruszyłam ku trójkolorowemu hipogryfowi. W miejscu, w którym uprzednio leżał spoczywały dwa pióra zwierzęcia. Zabrałam je i schowałam do torby. Po chwili zastanowienia się, podeszłam także do samego hipogryfa i wyrwałam mu około dziesięciu piór.
-Wybacz mi.-Szepnęłam i za pomocą magii uleczyłam miejsca po wyrwanych piórach, dzięki czemu na pewno w niedługim czasie odrosną nowe, i nie będzie czuł ani śladu bólu, gdy czas zacznie płynąc ponownie.
Ruszyłam ku miejscu, z którego tu przybyliśmy. Gdy oddaliłam się wystarczająco daleko i jednocześnie ujrzałam plecy dwóch chłopców oddalonych o pare stóp, sprawiłam, że czas zaczął ponownie płynąć, przywracając dźwięki lasu, szelest liści i łamanych gałęzi, gdy podbiegłam do dwójki.
-Szybko, ruszajmy.-Powiedziałam, oddychając ciężko dla niepoznaki, machając im przed nosem piórami, a potem chowając je do torby.
-Ukłonił ci się?- Spytał z nutką złośliwości Tom.
-Nie. Oszołomiłam go, ale to dosyć potężne zwierzę, więc tylko na chwilę przestał odróżniać prawą od lewej, przez co zamiast we mnie uderzył w drzewo co dało mi wystarczająco czasu, aby wyrwać parę piór i uciec. Dlatego też pośpieszmy się, bo wyglądały na złe.- Zakończyłam, na co mina Tom'a zelżała. Chyba cieszył się, że nie wyszedł na gorszego, bądź słabszego ode mnie. Nie mąciłam sobie tym głowy, ponieważ jedyne czego teraz chciałam to znaleźć się przy kominku w pokoju wspólnym.
Po dwudziestu minutach, przechadzania się po lesie, a potem powolnym skradaniu się w ciemnościach tunelu, znaleźliśmy się w miejscu docelowym. Hogwart. W pokoju wspólnym, przy kominku zajmowali już dwa fotele Rosier i Avery, głośno ekscytując się ostatnimi wydarzeniami. Podeszłam i usiadłam na kanapie na przeciw, jak najbliżej kominka. Obok zasiadł Tom, studiując jakąś księgę.
-No to jak prezentuję się nowa drużyna ślizgonów?- Spytałam, wiedząc, że nie odpuszczą nam tego tematu.
- Kapitanem jest ten Bertie Higgs, z piątego roku i jest na pozycji szukającego. Montague, ta czarno włosa dziewczyna z siódmego roku, Tobiasz Greengrass z czwartego roku i nasz jeden jedyny Rosier są ścigającymi.- Wytłumaczył Avery dumny ze swojego towarzysza, klepiąc go po ramieniu.
-Moore i Murton to ci z trzeciego roku, tacy wysocy z długimi czarnymi włosami, są pałkarzami. A Avery jak powiedział, tak został obrońcą.- Powiedział ucieszony Rosier, na co Avery tylko potakiwał wypinając dumnie pierś.
-No to gratuluję wam, teraz tylko starajcie się wygrać jakiś mecz, co ?- Zaśmiałam się, na co Avery oburzył się.
-Nie przegramy, nie gdy w drużynie są tacy utalentowani gracze jak my.- Uśmiechnął się dumnie chłopak łapiąc swojego kompana pod ramię.
-Oj tak, jesteście bardzo utalentowani, widziałam was jak śmigaliście na miotłach, nie do pokonania.- Odezwał się piszczący głos, a zaraz naprzeciw mnie, pomiędzy dwoma fotelami, na których spoczywali Rosier i Avery stanęła Astoria. Duch chłopaków machało głowami z aprobatą, jednak gdy ich głowy skierowały się ku dziewczęcemu głosowi, szybko odwrócili głowy i nastała cisza.
Gdy każdy pogrążył się w zamyśleniu, a w tym i ja, zaczęłam rozmyślać nad tym co mnie czeka związku z przyszłym staniem się animagiem, a także tym co będzie gdy ukończę przygotowania z Marianne.
Kolejne dni mijały nieokiełznanie. Ze względu na treningi i natłok nauki, prawie w ogólne nie widywaliśmy się całą grupą. Staraliśmy się raz na tydzień spotkać w pokoju życzeń, aby przekazać ważne informacje, czy to na temat celów naszej grupy, czyli: komnata tajemnic i rodzina Riddle'a, jednak w obu wypadkach informacji żadnych nie było. Jedyne czego udało nam się jakkolwiek dowiedzieć to to, że w Hogwarcie nie ma ani słowa o kimkolwiek z nazwiskiem Riddle. Tom był pewny, że jego Ojciec musiał być czarodziejem, jednak po takich poszukiwaniach, musieliśmy stwierdzić, że jego przodek musiał być mugolem.
Oczywiście chłopak nie przyjął tego pozytywnie, ale z drugiej strony, sam na pewno zdawał sobie z tego sprawę. Mimo to, chodził o wiele bardziej naburmuszony na świat niż kiedykolwiek. Nawet ze mną z jakiegoś powodu nie chciał zamienić zdania. Ostatecznie, gdy Rosier i Avery powiedzieli, że nie mogą być na co tygodniowym spotkaniu, takowe w ogóle się nie odbyło. Nie w całym składzie.
Jak zawsze kierowałam się do pokoju życzeń, gdy dotarłam na siódme piętro i krążyłam przy pustej ścianie, aż pojawiły się drzwi, przeszłam przez nie i zobaczyłam pusty stół. No to chyba koniec. Posiedziałam jeszcze trochę, aby upewnić się, że może po prostu się spóźnią, jednak nic takiego nie miało miejsca.
Gdy miałam wychodzić, przypomniało mi się coś, co mówiła mi Marianne, podczas jednej z luźniejszych rozmów. Wspominała, że jej nauczyciele pokazali jej pokój życzeń, aby mogła w nim nadrabiać wcześniejsze lata nauki, które ją ominęły.
Wyszłam z pomieszczenia i odczekałam, aż drzwi znikły wtedy zaczęłam krążyć ponownie, powtarzając w głowie: Miejsce Marianne, z dala od ciekawskich oczu, miejsce gdzie mogła nadrobić zaległości. Zacisnęłam mocno oczy i gdy zakończyłam trzy okrążenie, lekko otworzyłam oczy niezbyt wierząc, że mi się uda, ale są. Drzwi ukazały się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro