Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wyznanie v3

-Pewnego wieczora... Pod koniec wakacji odwiedzili mnie Riddle i Lestrange.- Podeszłam do ściany, która jako jedyna nie była biała, lecz czarna. Obrazy ukazywały wspomnienia, które wywierały wielki nacisk na moje sumienie.

-W lesie, nieopodal mego domu, spotkaliśmy wampiry. Użyliśmy zaklęcia kameleona. Nie mogliśmy się ruszyć, ponieważ byli niedaleko nas. Z pewnością usłyszeliby najmniejszy szelest.- Wskazałam na obraz, gdzie wampiry rozmawiały o czymś co miało być ukryte w lesie. Mówili też, że informacje o tym ukrytym ,,czymś'' dostali od goblina.

-Wiadomość o goblinach od razu dała mi do myślenia.- Mój wzrok we wspomnieniu przeniósł się na drzewo, gdzie widniał wydrążony symbol.

-Symbol starożytnej magii?- Spytał Dumbledore.

-Owszem.- Mruknęłam, po czym kontynuowałam.-Wiedziałam, że to właśnie tego szukają... ja spanikowałam...- Podrapałam się nerwowo po szyi.

Na wspomnieniu moja dłoń dotknęła ziemi, po czym kora na drzewie zaczęła powoli się odnawiać, sprawiając że symbol zanikał. Wampiry w oddali poruszyły się, po czym Lestrange zrobił to samo i wtedy to się stało. Odwróciłam się od obrazu, gdy na nim ukazał się dowód tego, że zabiłam...

-No cóż... to wampiry... poniekąd już były martwe, czyż nie?- Zebrał się na odrobinę żartów profesor Dippet.

-To nie tłumaczy tego co zrobiłam.... Tak samo mogli to być zwykli czaro... czarodzieje.- Załkałam..- Ja... straciłam kont...kontrolę.- Poczułam nagły ucisk w żołądku. 

Puściłam ich dłonie i stanęliśmy z powrotem w Komnacie Mapy. Poczułam, że moje policzki są mokre, widocznie to co się działo mi w mojej głowie, działo się też na żywo. Złapałam za termos i upiłam z niego zdrowo.

-Wtedy to się zaczęło. Moje sumienie zaczęło dawać o sobie namacalny znak. To moje brzemię... Starożytna magia sprawia, że mocniej odczuwam uczucia. Teraz dochodzi też do tego wampirze odczuwanie uczuć. Sama gdzieś w głębi duszy używam na sobie starożytną magię. Na początku widziałam swoje odbicie w szkle, lustrach. Właśnie tak samo jak wyglądał bogin. Później to były też głosy, teraz jest odrębnym człowiekiem, którego tylko ja widzę i słyszę. Ciągle namawia mnie do złych rzeczy. Przez moment była w stanie dotykać i przenosić. Używała tego, aby mi uprzykrzać życie. Jest mną, więc też jest obdarzona magią. Głównie używa kontroli nad czasem, zna moją przyszłość. Nawet imię nadała sobie w związku z czymś czego będę bardzo żałować...-Wytłumaczyłam.

-Cóż, to za imię?- Spytał Dippet, myśląc że może będzie coś wiedzieć

-Wróżebnik..-Mruknęłam.

-Wróżebnik...?- Profesorowie popatrzyli po sobie.

-Ptak... cholerny ptak!- Wysyczałam przez zęby.

-Starożytna magia opiera się na emocjach. Silnie odczuwane, mogą zadziałać w dwie strony...Jeśli potrafi się ją kontrolować będzie mocniejsza i wydatniejsza. Bez kontroli może nawet sprowadzić klęskę na cały świat. Zniszczyć, spalić na popiół.- Przemówiła Marianne z obrazu.

-Witaj... Marianne, jak mniemam?- Przemówił jako pierwszy dyrektor.

-Tak... to ja... Miło was poznać. Jesteście profesorami z Hogwartu, nieprawdaż?- Dopytywała.

-Tak. Jestem Albus Dumbledore. Nauczyciel transmutacji.- Mruknął.

-Armando Dippet. Dyrektor.- Skłonił się lekko.

-A więc, co było dalej?- Dumbledore patrzył wyczekująco. Prawdopodobnie dotarło do nich obojga, że sytuacja zaczyna być rzeczywiście poważna.

-Później natrafiłam na pomieszczenie, które zostało oddane Marianne, aby mogła spokojnie nadrabiać zaległości. Wiele tam było informacji z Proroka codziennego odnośnie tego co działo się w szkole, jednakże były to tylko domysły... Dostała też skrzata domowego w razie potrzeby. Nadal pracuje w Hogwarcie.... Nazywa się Smyk.

-Ach, tak. Smyk... To jeden z niewielu starszych skrzatów nadal zamieszkujących Hogwart.- Potwierdził profesor Dippet.

-Oddała mi go. Miał służyć tylko mi... Jednakże później okazało się, że nie był mi dozgonnie oddany, tak jak powinien. - Spojrzałam pogardliwie na kobietę w obrazie.

-Później dostałam list z ministerstwa o wampirach w lesie. Potwierdzili to czego się obawiałam... Dowiedzieli się, że to ja... To dokładnie wtedy zaczęli mnie tropić. Wiedziałam, że nie mam dużo czasu. Już wtedy mogli przeczesywać las, aby odnaleźć skrytkę. Udałam się z Lilith do Komnaty Mapy i po konsultacji z nią...- Wskazałam dłonią na portret.- Bez zawahania udałam się do tego lasu, aby sprawdzić skrytkę. Teleportowałam się dokładnie pod to drzew....

-Teleportowałaś się? W Hogwarcie?- Zdziwił się Dippet.

-Hogwart został stworzony za pomocą starożytnej magii, a zaklęcia ochronne działają na waszą magię, nie starożytną magię. Mogę się teleportować gdzie chce...- Wytłumaczyłam i wróciłam do tematu.- Gdy udało mi się otworzyć skrytkę, okazała się pusta...- Z portretu Marianne dotarło do nas chrząknięcie.

-Zgadywałam, że Ophelia będzie w tej samej sytuacji, co ja... Tyle, że w moim wypadku to  były gobliny, które nie miały żadnych potężnych umiejętności magicznych. Tylko Ranrok posiadał czarno magiczną wielkość. W jej wypadku to wampiry, które bez żadnej magii posiadają wiele wampirzych cech, które górują nad nią... To wtedy podjęłam decyzję...-

-Podjęłaś decyzję, aby bez zapytania mnie o zdanie, zamienić mnie w krwiopijcę.- Prychnęłam.

-Chwila... Jak to, ty?- Dumbledore spytał lekko poddenerwowany.

-Po kolei....- Mruknęłam, wracając do historii...- Marianne nalegała, abym udała się do Feldcroft i odnalazła niejakiego Sebastiana Sallow'a, wampira...

-Sebastian Sallow. Przecież to zdziczały czarodziej zamieniony za młodu w wampira. Po jego przemianie zamknął się w swoim domu. Ludzie zaczęli obawiać się go, więc się wynieśli. Feldcroft to ruiny, pozostałości po małej wiosce.- Mówił Dippet.

-Owszem... A więc, udało mi się do niego dotrzeć. Te ruiny, jak słusznie wspomniał profesor, są istną siedzibą wampirów. Od Sebastiana dowiedziałam się, że wampiry nie działają na własną rękę. Przewodzi im niejaki Aramis, który tak samo jak Marianne od urodzenia widział ślady starożytnej magii, jednakże nie był w stanie jej używać...

-Nie był? Co się zmieniło?- Spytał Dumbledore.

-Ma jedną z dziesięciu części, tą z lasu...- Mruknęłam.

-A , ten Sallow? Można mu ufać? Może to on zdradził?- Dopytywał Dumbledore.

-Można mu ufać, a przynajmniej ja mogę na pewno. Złożyliśmy wieczystą przysięgę, poza tym już wiele razy udowodnił mi, że jest godny zaufania. Szpieguje dla mnie wśród wampirów. Udało mu się pozyskać ich zaufanie...

-A, co w tym ciężkiego? Przecież jest wampirem, jak oni.- Żachnął się Dippet.

-Niestety nie było tak łatwo, profesorze.- Męski głos doszedł zza pleców dwojga profesorów. To Sebastian przybył wraz ze Smykiem, który umknął szybko gdy tylko zobaczył mnie i dwoje jego Panów. Profesorowie unieśli różdżki i skierowali w stronę Sallow'a. Stanęłam przed nimi, robiąc z siebie ludzką tarczę.

-Powiedziałam już, że mu ufam... Opuście różdżki... Proszę?- Mruknęłam lekko przerażona, ponieważ przedstawienie w postaci używania starożytnej magii miałam zaplanowane na inny dzień.

- Jej też ufałaś i z tego co widać nie wyszłaś na tym najlepiej Ophelio.- Mruknął Dippet nie opuszczając różdżki. Profesor Dumbledore zlustrował wzrokiem młodego mężczyznę  i opuścił powoli różdżkę.

-Powinniśmy wysłuchać tej historii do końca, Armandzie.- Dumbledore położył dłoń na ramieniu dyrektora. Niezbyt zachwycony, opuścił różdżkę, lecz mocno zaciskał ją w dłoni, gotowy do ataku w razie potrzeby.

-Włamali się do mojej skrytki, ponieważ myśleli, że mogłam tam schować jakąś część magii. Wykorzystaliśmy to, aby Sebastian mógł zyskać w ich oczach. Dałam mu trochę swoich włosów, aby mogli zrobić eliksir wielosokowy i w jakiś sposób mogli się do niej włamać. Opustoszyłam skrytkę najszybciej jak się dało, dlatego też nic nie zostało skradzione.

-Później był kolejny sen. Marianne była...- Nie dokończyłam.

-Byłam Pod Trzema Miotłami. Barmanka doradziła mi, abym zapytała Lodgok'a o informacje na temat Ranrok 'a. Jak na goblina był naprawdę przyjazny, ale jednak nadal goblin. Chciał, abym odnalazła jakiś gobliński relikt za informacje, o tym co planuje Ranrok.  Zdobyłam go i dokonaliśmy wymiany...-Przerwałam jej.

-Przy okazji o mało nie zginęłam w tym śnie, myślę że warto o tym wspomnieć...- Parsknęłam.

-Jak to, we śnie?- Spytał Dippet.

-Gdy Marianne weszła do jaskini w poszukiwaniu reliktu, stało się coś dziwnego. Przeniosło mnie tam dosłownie. Byłam tam i... i, to trochę jakbym się cofnęła w czasie  czy coś. Byłam tam żywa, nie jako widz w czyimś wspomnieniu. O mały włos nie pochłonęły by mnie żywcem inferiusy. Później wróciłam do wspomnienia, gdzie Lodgok otrzymał relikt i mówił o ponownym spotkaniu, na tym się zakończyło. Lecz później było tylko gorzej... Tej samej nocy, śniłam ponownie, lecz tym razem to był Wróżebnik. Śpiewał tą samą pieśń co pod postacią bogina. Pokazała mi przyszłość, której jeszcze wtedy nie znałam i nie rozumiałam... Usłyszałam głos Lilith, lecz sen ponownie mnie zmógł. Wróżebnik znęcał się nade mną. To była ta noc, gdy nie mogłam się wybudzić i trafiłam do szpitala. Po tym jakże długim śnie Wróżebnik nie był już tylko odbiciem w szkle lub głosem w głowie. To przez nią  nie mogłam się obudzić, pozyskiwała moją energię, aby móc się oddzielić, mieć własne ciało... Udało jej się...- Mruknęłam niezadowolona.

-Czyli... tak naprawdę to ty sama sobie to zrobiłaś? Ten trzymiesięczny sen...- Mruknął Dumbledore.

-Taak.... Wracając... W szpitalu pojawił się Smyk. Powiedział, że jestem w niebezpieczeństwie i zaraz wróci z Sebastianem.- Powiedziałam i spojrzałam na Sebastiana, który rozpoczął opowiadanie.

-Wampiry mi nie ufały na początku, wręcz obserwowali mnie. Bardzo nie przepadają za czarodziejami, a takich jak ja, nazywają mieszańcami. Nie nienawidzą nas tak bardzo jak czarodziejów, bo jesteśmy całkiem przydatni. W każdym razie zauważyli, że często mnie nie ma. Udawałem się wtedy tutaj, do komnaty mapy. Spanikowałem i powiedziałem, że mam cenne informacje dla Aramis 'a, dlatego tak często znikałem, bo chciałem się upewnić, że są w stu procentach pewne. Powiedziałem, że jest w szpitalu w ciężkim stanie. Odesłali mnie do samego ich Lorda i tam on zadecydował, że mam wyruszyć z jego wampirami i ją porwać ze szpitala. Przybyłem do Ophelie najszybciej jak mogłem i powiedziałem jej co się stało i co nastanie. Uzgodniliśmy na szybko jakiś plan i ostatecznie udało jej się wyjść z tego żywo, a mnie nie podejrzewają o zdradę.- Zakończył.

-Gdy mnie porwali, teleportowaliśmy się do jakiś lochów. Wtedy planem było, że po prostu ucieknę. Najważniejsze było, aby nie podejrzewali, że Sebastian mógł mi w tym pomóc, więc gdy wstałam, jako pierwsze skręciłam mu kark....- Profesor Dippet zakaszlał ciężko.

-Sk... skręciłaś mu kark?!- Uniósł głos dyrektor.

-To wampir. Jest nieśmiertelny, na litość boską, Armandzie...- Żachnął się Dumbledore.

-Ach... No tak...

- Za pomocą swojej magii przyblokował mnie do ściany. Musiałam działać tak, aby nie zdradzić potencjału mojej magii, więc zatrzymałam czas na parę sekund i złamałam mu kark... Spanikowałam i teleportowałam się do szpitala.- Dokończyłam.

-Dlaczego nie odebrałaś mu części starożytnej magii, którą wchłonął?- Spytał Dumbledore.

- Ponieważ, nie kontrolowałam w pełni swojej magii. Bałam się, że coś zrobię nie tak. Obawiałam się też, czy dzięki temu zasobowi magii, nie odrodzi się o wiele szybciej niż taki Sebastian.

-Mhm... Słusznie...- Mruknął profesor w odpowiedzi.

-Czyli Aramis nie wie ile magii posiadasz?- Spytał Dippet.

-No niestety nie poszło po mojej myśli.-Mruknęłam.- Wie. Gdy przyszpilił mnie do ściany, powiedział, że wyczuwa we mnie wielki ogrom magii. Możliwe też, że gdy zatrzymałam czas, to zatrzymałam jego ciało w miejscu, lecz nie umysł. Ponieważ też posiada starożytną magię, prawdopodobnie był w pełni świadomy tego co się dzieje...

-Nie dobrze...- Profesor Dippet zaczął gładzić nerwowo głowę.

 -Później zobaczyłam wspomnienie Marianne z wypadu do Feldcroft w odwiedziny do jego zmarłej siostry Anne....- Zaczęłam.

-Chwila... Jak to widziałaś. Tego wspomnienia nie udostępniałam twoim myślom?-Spytała Marianne z obrazu. Zdziwiona nie spuszczała ze mnie wzroku.

-Gdy porządkowaliśmy twój pokój, znalazłam twoją korespondencje z Sebastianem. Wtedy stało się coś dziwnego... Gdy wczytałam się w list, pokazało mi się wspomnienie. To był list, w którym Sebastian zapraszał cię do Feldcroft, abyś poznała Anne i właśnie to zobaczyłam. Tą sprzeczkę i potem ruszyliście do ruin posiadłości. Wtedy powoli te wspomnienia zaczęły składać się w całość. We śnie, w którym czworo czarodziei pomaga wiosce, w której panowała susza. Na pagórku była posiadłość. Mała dziewczynka wraz z chłopcem o kulach stała przy studni. Ona was widziała i widziała starożytną magię, której użył Percival.- Wytłumaczyłam.

-To była Izydora...- Mruknęła Marianne.

-Tak, okazała się to być Izydora. W ruinach odnaleźli stare notatki Izydory z jej podróży przed byciem profesorką w Hogwarcie. Jednakże nie było tam nic, o czym byśmy już nie wiedzieli...- Zamyśliłam się na chwilę. Szok Marianne był prawdziwy, a to oznacza, że Smyk nie jest jest całkowicie oddany. Nie powiedział jej o sytuacji z pokoju życzeń? Interesujące...

-Pod koniec roku szkolnego, to włamanie do mieszkania William'a... Nic takiego nie miało miejsca...- Mruknęłam, po czym wzięłam się za tłumaczenie.- Tamtej nocy, gdy doszło do mniemanego włamania, tak na prawdę William został porwany. Wysłali mi sowę. Oczywiście pierwsze upewniłam się, że rzeczywiście nie ma go w domu. Niestety to była prawda.

-To ja jako pierwszy się o tym dowiedziałem. Teleportowałem się ze Smykiem do Komnaty Mapy, aby ostrzec Marianne i Ophelie ale było już za późno. Wtedy Marianne.- Tutaj spojrzał wymownie i z odrazą na portret.- Marianne postanowiła, że zacznie decydować o jej życiu bez jej wiedzy...

- Owszem i nadal uważam to za słuszne wyjście z sytuacji. Rozkazałam Smykowi podać Ophelie eliksir i wmówić, że jej pomoże. Tak naprawdę była to krew wampira, która w ostateczności, czyli w wyniku śmierci miała sprawić ją nieśmiertelną.- Zakończyła.

-... i przy okazji krwiopijną bestią bez kontroli nad samą sobą...- Mruknęłam rozeźlona. 

-Udałam się do ruin posiadłości. W studni było przejście do podziemi. Wiedziałam gdzie iść, ponieważ już widziałam to miejsce. W trzy miesięcznym śnie widziałam podziemną grotę. Wróżebnik zamknął mnie w niej wraz z tymi martwymi ciałami i znęcał się nade mną. Gdy spotkałam Aramis 'a, nie mogłam użyć magii, ponieważ chciał zabić William'a. Wtedy odezwałam się do wróżebnika, który utwierdził mnie w przekonaniu, że ta rzeź naprawdę nastanie. Aramis myślał, że gadam sama do siebie, więc powiedział, że jestem szurnięta i wypuścił William'a. Okazało się, że był on pod wpływem perswazji...

-Perswazji?- Zapytał Dumbledore.

-Taka wampirza cecha. Mogą zmusić kogo chcą, do czegokolwiek chcą.- Odpowiedział mu Dippet, który widocznie wiekiem i wiedzą przewyższał zaledwie lekko podsiwiałego Dumbledore'a.

-To William pod wpływem ich perswazji mnie zabił. Zadźgał dokładnie mówiąc.- Mruknęłam z obojętną miną.- Zostawili moje ciało w grocie, aby następnego dnia się go pozbyć. Wtedy powróciłam z martwych. Nowa ja i głodna ja. Spełniła się przyszłość wróżebnika. To ja tych wszystkich ludzi zabiłam. Jak jakieś zwierzę. Uciekłam do domu. Aramis zostawił William'a na łasce Sebastiana, jako nagrodę. Zabrał go do domu i wymazał mnie całkowicie z jego pamięci. Później używaliśmy perswazji, aby wykorzystywać go do dalszej opieki nade mną. To by było chyba na tyle... Przynajmniej na dzisiejszy dzień.- Mruknęłam.

-Czy po przemianie nie doznałaś żadnej przemiany?- Spytał Dumbledore.

- W przeciągu paru godzin postarzałam się o jakieś dziesięć lat.- Parsknęłam śmiechem...

- Myślę, że na dziś rzeczywiście wystarczy... Ophelio uważam, że nie powinnaś nocować w dormitorium, mogłoby ci to przypłacić niewygodnymi pytaniami...- Odezwał się Dippet.

- Tak... Udam się do domu. Tak będzie najlepiej...- Opowiedziałam.

-Wszystko czego się dowiedzieliśmy zostaje między nami, dobrze Albusie?- Upewnił się Dippet.

-Oczywiście.- Mruknął Dumbledore.

- Wraz z profesorem pomyślimy co robić dalej, co powiedzieć twoim przyjaciołom, którzy widzieli zdarzenie z boginem i oczywiście najważniejsze, to jak ci pomożemy... Spotkajmy się tutaj jutro po lekcjach...



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro