Tajemnicza klątwa
Tom wraz z zawsze obecnymi przy nim kolegami i koleżankami, siedzieli w pierwszej ławce... Co po nie którzy wsłuchiwali się w nudne wywody profesora Binns'a, jak Tom i Lilith. Inni przysypiali na ławce. Rosier i Avery zmarnowani po porannym treningu na boisku, a Lestrange z... z... no właśnie.... To Lestrange.
-Wojna między goblinami a czarodziejami narodziła się z długotrwałych sporów o prawo do posiadania magicznych artefaktów....- Mówił przeciągle profesor, pomiędzy rozmyślaniami.
Tom Riddle rozmyślał o swojej najbliższej grupce uczniów. Lestrange był idealnym odzwierciedleniem głupiego pachołka. Inteligencją nie grzeszył, ale zrobił by wszystko co mu się powie. Nie miał ograniczeń w swojej głupocie. Riddle często to wykorzystywał... Dając mu misje i zadania, które innych mogłyby skusić to przemyśleń na jego temat i prawdziwych przyszłych celów.
-Konflikt był nie tylko walką o władzę, ale również o zrozumienie i akceptację obu ras w magicznym społeczeństwie.....
Rosier natomiast... Był podobny do Lestrange, jednakże w jego głowie przepływało nieco więcej oleju. Lubił ryzyko i był w stanie zrobić wiele szalonych jak i głupich rzeczy, jednakże miał granice, których Lestrange pod żadnym pozorem nie posiadał. Avery był całkowitym przeciwieństwem obu nastolatków. Pośredni uczeń nie zwracający na siebie uwagi. Znany z dobrego wychowania i nienagannego zachowania. Przystojny i nie głupi. Przyciągał dziewczyny tak samo jak i Tom. Avery na pewno mógł się poszczycić dobrymi i szczerymi intencjami wobec dziewczyn. Nie był typem, który mógł zachować się niekulturalnie wobec jakiejkolwiek osoby płci przeciwnej. Tom zdawał sobie sprawę, że to właśnie pod tym punktem się różnili.
-Czarodzieje, z kolei, posiadając potężne zaklęcia i eliksiry, próbowali zapanować nad rebelią goblinów i przywrócić pokój w magicznym społeczeństwie....
Lilith, która dołączyła nieco później do stworzonego stowarzyszenia, była damską wersją Avery'ego. Ładna i nie głupia. Dobra i humanitarna. Tom zdawał sobie sprawę, że gdyby nie Ophelia i Avery, nigdy nie stała by się śmierciożercą. Przewodnik grupy zauważył ciągłe spojrzenia Lilith w stronę Avery'ego i maślane oczy. Myślał, że to właśnie zauroczenie chłopakiem i zachęcanie Ophelie, pomogło jej podjąć decyzję. Pewność co do jej zdrady, w przypadku nękania jakiejś nic nie znaczącej szlamy, była pewnikiem w głowie Tom'a.
-Wydarzenia wojny miały wpływ na politykę magicznego świata, zmuszając czarodziejów do szukania nowych sojuszników i strategii...
Ophelia... To imię i osobą z nim związana, ciągle krążyły po głowie Tom'a, nie dając mu spokoju. Myślał, że to on może się poszczycić tajemniczą aurą i faktem, że mało ktokolwiek, cokolwiek o nim wie. Jednakże ona była taka jak on.... Wiedział, że czuję do niej jakiś pociąg... Przez moment przeszło mu przez myśl, że jak droczyli się z nim chłopaki, po prostu się nią zauroczył. Z jakiegoś powodu nie rozumiał, co powinien czuć. Przez moment był na siebie wściekły, ponieważ zamiast skupić się na swoich ambitnych planach, przysłuchiwał się rozmową innych uczniów, którzy plotkowali między sobą. Szczególnie wsłuchał się w rozmowę dwóch krukonek, które wzdychały do jakiegoś ucznia. Jedna z nich opisywała swoje uczucia do niego i to wtedy Tom zrozumiał, że nie czuje tego do Ophelie, zrozumiał że nigdy czegoś takiego nie odczuł. Mimo to wiedział, że jest jakiś powód, który nie daje mu odciąć się od niej. Próbował zrobić to na drugim roku, jednakże nie udało mu się. Ciągle chodził zdenerwowany. Gdy pogodził się z klęską okłamał ją, że powodem jego zachowania było odkrycie nowych faktów na temat jego rodziny. Jedyną informacją, która go ukuła tak samo jak brak obecności dziewczyny i mijanie się na korytarzach jak obcy, było odkrycie, że nie jest czarodziejem czystej krwi. Gdy ostatecznie pogodził się z dziewczyną i ponownie był w stanie nad sobą w pełni panować, postanowił odrzucić na drugi plan jego czystość krwi, a na piedestał wyniósł fakt, że jest dziedzicem samego Slytherin'a. Napawało go to dumą. Czuł się lepszy od inny, górował nad nimi pod każdym względem, a przynajmniej tak uważał.
-Mimo zakończenia otwartej wojny, napięcia między rasami pozostały, a w niektórych miejscach konflikt trwał nadal w postaci sporów i incydentów.....
Kolejną wspólną między nim, a dziewczyną był fakt braku rodziców. Co prawda Ophelia wychowała się z Ojcem, jednakże nie długo. Tom czuł wobec niej niejaki respekt. Jest mądra i nie daje sobą pomiatać... Jest skryta i ewidentnie coś ukrywa. Jeszcze ta sytuacja na lekcji z profesorem Dumbledore'em. Chłopak już od dłuższego czasu domyślał się, że coś jest z nią nie tak... że z tymi wampirami to było coś więcej, niż im powiedziała Lilith i z ogólnych plotek.
Przemyślenia Tom'a przerwał szczęk otwieranych drzwi.
-Witaj profesorze Binns, czy mógłbym zabrać ze sobą paru uczniów? Dyrektor poprosił mnie, abym z nimi porozmawiał związku z ich koleżanką z klasy.- Uprzejmie spytał Dumbledore. Duch podniósł leniwie głowę, lekko rozkojarzony. Rzadko ktoś przerywa mu jego wywody...
-Professoor Dumbledoore.- Przeciągnął leniwie.- Uczniów... Tak... Proszę bardzo...-Bez ogródek, profesor Binns ponownie rozpoczął opowiadanie o próbach zawarcia pokoju między goblinami i czarodziejami.
-Jak wiadomo, gobliny nie przyjęły dogodności zaproponowanych przez czarodziei, wręcz wykpili je....- Profesor Dumbledore, nie chcąc przeszkadzać profesorowi, wskazał palcem po kolei siedzącą i patrzącą na niego grupkę przyjaciół. Ustami wymawiał ich imiona bezgłośnie. Lilith, Tom, Rosier, Lestrange i Avery.
Cała piątka wstała od stolika, pozbierała swoje rzeczy i wyszła z klasy podążając za profesorem. O dziwo, to Avery jako pierwszy przemówił.
-Profesorze... Czy z nią wszystko w porządku?- Tom przyglądał się ukradkiem swoim towarzyszą. Lestrange i Rosier, szczęśliwi szli za profesorem, ponieważ wiedzieli, że już nie wrócą na lekcje, mało ciekawiąc się co z Ophelią. Avery był widocznie przejęty, chociaż wcześniej nie dawał po sobie tego poznać. Twarz Lilith była najbardziej interesującą wśród wszystkich. Nie przedstawiała smutku, czy choćby zainteresowania. Była przestraszona. Nerwowo skubała palcami jednej dłoni, skórki u drugiej. Tom zauważył, że często to robiła, gdy się stresowała, bała, bądź musiała kłamać.... Jej istotnie dziwne zachowanie sprawiło, że chłopak zerkał co chwilę na nią, chcąc coś wyczytać z jej twarzy. Gdy Avery odezwał się do profesora, pytając czy z Ophelią wszystko w porządku, wzrok dziewczyny podniósł się z ziemi na chłopaka, po czym zakwitł na jej twarzy dzień złości, a może zazdrości? Tom ciągle próbował pojąć ich dziwne i sprzeczne uczucia. Wiedział, że te emocjonalne komplikacje mogą być problemem w związku z jego planami.
-Właśnie o tym, chcę z wami porozmawiać.- Otworzył drzwi do swojego gabinetu i zaprosił ich dłonią, aby usiedli.
Lilith usiadła na krześle, a obok niej Tom. Pozostała trójka usiadła na kanapie pod ścianą.
-A więc, teraz poproszę was, abyście mnie wysłuchali i nie przerywali. Czas na pytania zostawimy na koniec, zrozumiałe?- Powiedział Dumbledore, lekko się uśmiechając. Wszyscy pokiwali głowami i profesor rozpoczął.
-Jako pierwsze, co wam przekaże, to to, iż waszej przyjaciółce nic już nie grozi. Jest bezpieczna i teraz powinno być już tylko lepiej.- Lilith odetchnęła głośny, jakby kamień spadł jej z serca.
Miała do tego zrozumiały powód. Otóż minęły jedynie dwa dni od sytuacji w klasie i list od Ophelie jeszcze do nich nie dotarł. Sama Lilith, która wiedziała o wiele więcej od innych, nie była do informowana odnośnie tego co się stało, później. Zdenerwowana wyczekiwała jakiegokolwiek znaku. Próbowała wezwać skrzaty domowe Ophelie, jednakże nikt się nie zjawił. Jedyne co mogła robić, to czekać i snuć własne wymyślone zakończenia. Może ją gdzieś zamknęli, gdy się dowiedzieli? Może już jest w Azkabanie? Nie żyję? Takie głupie myśli błądziły po głowie dziewczyny.
-Dobrze, teraz możemy zacząć od początku. Otóż nieopodal domu Ophelie, na wakacjach wyruszyliście do lasku nieopodal prawda?- Wskazał na Tom'a i Lestrange'a. Ci pokiwali głowami.- Wampiry, które się tam znajdowały szukały czegoś, o czym nie chcieli, abyśmy się dowiedzieli. Wiedzieli, że znajdujecie się nieopodal, lecz nie zdradzali się z tym. Podążali za wami i dowiedzieli się, że to Ophelia tutaj mieszka. To coś, co miało tam być... Nie było tego... Więc podsumowali, że Ophelia która mieszka nieopodal od wielu lat, musiała to mieć. Wasza obecność w lesie jedynie im to potwierdziła.
-Czego szukali?- Spytał Rosier, lecz chwile później jęknął z bólu, gdy Avery pchnął go łokciem.- Za co?- Spytał.
-Pytania na końcu... Musimy wysłuchać całości...- Powiedział ze stoickim spokojem Tom. Patrząc na obu karcącym wzrokiem. Tom'owi ta informacja, także wywiercała dziurę w żołądku. Czego szukali? To musiało być coś cennego...
-Tak... Wracając... Ministerstwo od długiego czasu próbowało skontaktować się z opiekunem waszej koleżanki, Panem William'em, lecz nie było odzewu. W czerwcu dostarczono jej przy śniadaniu pocztę, gdzie jak wspomniała dostarczono jej parę listów. W tym jeden z ministerstwa o braku kontaktu z jej opiekunem i jeden, w którym poinformowano ją o przetrzymywaniu jej opiekuna....
-To wtedy! Pamiętacie, jak zbladła i się przestraszyła?- Uniósł się Lestrange.- Lilith ona ci pokazała jakiś list. Wiedziałaś?- Żachnął się. Teraz to Lilith pobladła znacząco.
-Pokazała mi ten z ministerstwa...- Skłamała.
-Problemy rodzinne?- Spojrzał na nią z pod byka Avery. Dziewczynę zabolało takie zachowanie ze jego strony.
-A, nie?- Odburknęła tak nie miło i oschle, że profesor odchrząknął i wrócił do tematu.
-Jeszcze tego samego dnia udała się do domu, za pomocą swojego skrzata domowego, bez niczyjej wiedzy. Powiedziała nam, że skrzywdzenie ciotki było jedyną prawdziwą informacją, którą przekazała. Stała jej się krzywda, ponieważ wampiry, które ich zaatakowały chciały pokazać swoją siłę i możliwości. Odesłali ją do Świętego Munga dla niepoznaki i kontrolowali ich rodzinę. Dlatego Ophelia nie wróciła już do szkoły. Niestety jeszcze nie jest w stanie nam powiedzieć, co dokładnie działo się w tym czasie. Jednakże z pewnością możemy potwierdzić, że obcowali się z nimi okrutnie, aby dowiedzieć się gdzie jest ich zguba. Gdy utwierdzili się w przekonaniu, że dziewczyna nie ma ich zguby, opuścili ich. Niestety pozostawili po sobie piętno na ich rodzinie. Opiekun Ophelie został bardzo okaleczony na umyśle. Nie jest w stanie nadal być jej opiekunem. Po za tym jej osoba została całkowicie wyparta z jego umysłu. Prawną opiekę nad nią obierze jej daleki kuzyn, który już z nią zamieszkuję i czuwa nad nią.
-Kuzyn?- Wypaliła Lilith.
-Tak... Daleki kuzyn, Pan Sebastian Sallow.- Spojrzał dobitnie na nastolatkę.- Wracając. Przejdźmy do najbardziej istotnej kwestii. Ophelia przeszła w ostatnie wakacje, przeszła nie małe piekło. Rzucono na nią bardzo rzadką i nieznaną nam klątwę. Objawia się ona wystąpieniem omamów. Na początku to są głosy i twarze odbijające się i ukazujące siebie w najgorszej możliwej postaci. Ten mały odsetek ludzi, którzy muszą żyć z tą klątwą, często nazywają ową postać, omam, swoim sumieniem, które oddzieliło się od nich i przybrało ludzką postać. Jest człowiekiem, którego widzi i słyszy tylko ona. Często namawia do robienia złych rzeczy. Sam fakt, że tylko ona to słyszy i widzi potrafi doprowadzić do szaleństwa.
-To co widzieliśmy jako jej bogina... To była ta klątwa?- Spytał Tom.
-Tak... I jak słusznie zauważyłeś ma ona duży wpływ na codzienne życie osoby pod jej wpływem. Na szczęście, znamy pewnego człowieka w Ameryce, który żyje bardzo przyzwoitym życiem, wraz z tą klątwą. Zgodził się nauczać waszą przyjaciółkę, dlatego już wczoraj z rana, niezwłocznie została przeniesiona do końca obecnego roku szkolnego, do szkoły magii i czarodziejstwa w Ilvermorny.
-Ale czad! Ilvermorny!- Podekscytował się Lestrange.
-Tak... Wasza koleżanka na pewno będzie się miewać coraz to lepiej. Ach! Mam coś dla was.- Profesor wysunął dolną szufladę w jego biurku i wyciągnął zapieczętowaną kopertę.- Ophelia bardzo ubolewała, że nie mogła się z wami pożegnać. Zostawiła wam to. Zapewne to jakaś wiadomość. Miała być dostarczona przez Pana Sallow'a, jednakże nie był w stanie, więc przekazał owy list mnie.- Podał im zapieczętowaną kopertę.
-A, więc nie spotkamy jej przez cały rok?- Spytał Avery.
-Myślę, że jeśli Ophelia będzie w stanie, to będzie mogła odwiedzić was w Hogwarcie na przerwie świątecznej, jednakże nie mogę wam tego obiecać.- Zakończył Profesor Dumbledore.- Myślę, że to wszystko. Zważając na fakt, że i tak pytaliście w trakcie, to raczej nie macie już żadnych pytań, co ?- Zaśmiał się lekko profesor.
-A, czy jeśli jej się polepszy to będzie mogła wrócić szybciej?- Padło pytanie.
-Och, przypomniałeś mi, o czymś tym pytaniem, Tom.- Uśmiechnął się Dumbledore.
-Ministerstwo nie chce, aby wśród społeczeństwa wybuchłą panika odnośnie wampirów. Dlatego też zostawcie te informacje dla siebie. Ponieważ wasza koleżanka jest bardzo wybitna. Ministerstwo poinformuję w najbliższym proroku, że została odesłana na obecny rok szkolny do Ilvermorny w formie wymiany studenckiej. Dokładnie powodem ma być ukończenie książki jej Ojca, na temat szkół magii i czarodziejstwa na świecie. Jak raczej wiecie, jej Ojciec był za życia znanym, szanowanym historykiem.-Zakończył.
-A, więc wszystko zrozumiałe?- Dopytał profesor. Wszyscy pokiwali zgodnie głowami.
-Wracajcie cicho do swojego dormitorium, nie musicie wracać na lekcje historii.- Po tych słowach pożegnali się i wyszli, kierując się do pokoju życzeń, zamiast dormitorium.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro