Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Skryptorium


-Jak piąte koło u wozu?-Spytał Ominis.

-A, nieważne.- Mruknął Sebastian, niezadowolony, ponieważ nikt nie śmiał się z jego żartów.

Drzwi otworzyły się i przeszliśmy do następnego korytarza. W ścianach wyrzeźbione były kolumny na wzór dwóch splecionych węży, kończących się jedną wystającą głową. Były także drzwi, obok których w zagłębieniu w ścianie spoczywał kamienny wąż zwinięty w kłębek. 

-Nie widzę prostej drogi na przód...- Prychnął Sebastian, wiedząc że znowu czekają ich jakieś zagadki.

-Jak w labiryncie... Slytherin nie chciał, żeby było łatwo.- Żachnął się Ominis.

Marianne użyła zaklęcia, aby w wiszącej na ścianie pochodni, znów rozpalił się ogień. Gdy tak się stało podeszła do spoczywającego węża. Nagle usłyszeliśmy huk i drzwi, którymi weszliśmy zamknęły się, podobnie jak poprzednie.

-Super.. Drzwi się zamknęły, a przed nami jest więcej niż jedna brama...- Zaśmiał się sarkastycznie Sebastian. Gdy światło pochodni rozproszyło ciemność zauważyłam, że ma rację. Było więcej par drzwi. Ujrzałam jakieś symbole na drzwiach.

-Trzeba dokładnie przyjrzeć się każdej bramie i znaleźć jakieś wskazówki.- Powiedział Ominis i dwoje chłopców zaczęło podążać korytarzami i rozglądać się. Korytarz był dosłownym labiryntem, skręcał w prawo, później rozdzielał na prawo i lewo....

Gdy reszta znikła rozchodząc się korytarzami, podeszłam do węża... Nagle kamienny wąż podniósł się, a jego oczy rozjarzyły się na zielono, niczym dwa kryształy. Wąż z nadal podniesioną głową zaczął okręcać się, razem ze swoim miejscem spoczynku. Poniżej przesuwały się również symbole. To musi być jakiś kod.. Gdy wąż zrobił jedno pełne okrążenie, rzucił się w moją stronę, wkuwając się w moją rękę.

-Cholera!- Wrzasnęłam, gdy ból zaczął rozchodzić się po moim ciele, a krew gęsto spływała po ramieniu... Rozejrzałam się dookoła. Gdzie oni są? Czyżbym znowu weszła w wspomnienie tak mocno, że zaczynam brać w nim udział zamiast nich?

Złapałam za skraj sukienki i udarłam kawałek, owijając krwawiącą ranę. Goiła się dzięki byciu wampirem, jednakże o wiele wolniej niż inne skaleczenia jakich doznałam. Wąż.. kły... Musiała być tam jakaś trucizna... Chyba mnie nie zabiję? Skup się... Muszę się stąd wydostać....

Zaczęłam podążać korytarzami przyglądając się drzwiom. Przy tych koło węża, był symbol koła, który z prawej strony sąsiadował z pół księżycem. Pod spodem był drugi... wąż wijący się w ósemkę. Koło z półksiężycem i wąż ósemka. Poszłam dalej i na drzwiach były kolejne symbole, jednakże zniszczone...  Były też inne węże. Każdy wąż odpowiada drzwiom, obok których jest. Wróciłam do pierwszego i spojrzałam jeszcze raz na drzwi. Koło półksiężyc i wąż ósemka.

Podeszłam do węża, który ponownie podniósł głowę i powoli zaczął się obracać. Używając największej siły jaką w sobie mam i zatrzymałam kamiennie obracającą się podstawę, gdy pojawiły się na niej wybrane symbole... Rozszedł się głośny szczęk i drzwi otworzyły się. Nagle usłyszałam Ominis 'a.

-Przeszukajcie każdy korytarz, ich przebieg może nie być oczywisty.-Ruszyłam za głosem i natrafiłam na Marianne, stojącą w jednym ze ślepych zaułków w labiryncie. Trzymała w dłoni jakiś zapisany pergamin. Ponownie spojrzałam jej przez ramię.

Niesamowite. Ta podróż jest bolesna, ale i satysfakcjonująca. Wkrótce znajdę skryptorium i odkryję nieopisane tajemnice założyciela naszego domu. Salazar Slytherin miał wobec nas znacznie większe plany. Jestem tego pewna.

Noctua Gaunt.

 -Noctua wspomina o bolesnych i trudnych wyzwaniach, ale też o nagrodach.- Powiedziała Marianne, gdy dołączyli do niej pozostali i przekazała im notatkę.

-Ta bolesna część mnie najbardziej trapi...- Mruknął Ominis, przyglądając się notatce, jakby śledził słowo po słowie.

Przeszliśmy przez drzwi, które sama miałam okazję otworzyć, gdzie leżała kolejna notatka.

Pomyliłam się przy tarczy, która ugryzła mnie niczym prawdziwy wąż. Ale muszę znaleźć rozwiązanie z uwagi na moją rodzinę. Nie możemy skazywać dzieci na okowy starych tradycji. W skryptorium musi znajdować się dowód na to, że nasze dziedzictwo polega na czymś więcej.

Noctua Gaunt

-Ominis'ie, twoja ciotka chciała zmienić wasze rodzinne tradycje.- Odezwała się Marianne, która jako pierwsza przeczytała zawartość notatki. Ominis podszedł do niej i jedynie przeleciał wzrokiem po pergaminie.

-Tak. I za to była moją ulubioną osobą na świecie.- Mruknął i jego twarz wykrzywiła się, jak gdyby powstrzymując ogarniający go żal i smutek.

-Zauważyłem coś przed nami... Wygląda na kłopoty.- Przemówił Sebastian, który stał parę stóp przed nimi...

Przeszliśmy przez kamienny łuk do kolejnego korytarza. Gdy tylko pierwsza stopa wylądowała za łukiem na zimnej i brudnej posadzce, utkwione w ścianach pochodnie rozpaliły się same, dokładnie oświetlając pomieszczenie. Nie znajdowało się tam nic, poza drzwiami na przeciw. Kolejny huk rozszedł się po pomieszczeniu.

-Brama! Znowu jesteśmy zamknięci!- Wrzasnął Sebastian. Łuk chował w sobie kraty, które wysunęły się, gdy tylko weszliśmy do pomieszczenia. Moją uwagę zwróciło coś u podnóża drzwi. Coś pomarańczowo, czerwonego jarzyło się na ziemi. Trochę jak rozjarzone do czerwoności węgielki. Było tam coś jeszcze, jednak odległość nie pozwalała, abym mogła zobaczyć co dokładnie tam jest.

-Czyli Salazar Slytherin jeszcze z nami nie skończył.- Mruknął Ominis stojący nadal przy bramie, myśląc, że trzęsienie nią, sprawi że się otworzy. Spojrzałam z powrotem w stronę Marianne i Sebastiana, którzy podeszli bliżej drzwi. Sebastian szturchnął ją w bok łokciem, gdy patrzyła na coś na ścianie. Zwróciła wzrok na niego i zaczęła podchodzić bliżej niego, gdy nagle gwałtownie stanęła. Patrzyła to na ziemie, to na Sebastiana. Podeszłam bliżej i zobaczyłam to...

Kości... Kości człowieka. Były tak ułożone, jak gdyby ktoś zwinął się w kłębek na ziemi i zasnął. Obok spoczywał kawałek pergaminu i stara torba, którą jedno dotknięcie sprawiłoby, że zamieniłaby się w proch... Marianne złapała za pergamin, a po pomieszczeniu rozszedł się przeraźliwy kobiecy krzyk.

Straciłam nadzieję. Jestem w martwym punkcie. Słyszałam wrzask i widziałam udręczone twarze. Tylko zaklęcie niewybaczalne może mi otworzyć dalszą drogę. Nawet gdybym chciała je rzucić, nie ma tu nikogo, na kim mogłabym to zrobić. Salazar Slytherin zaprawdę wymyślił podłe wyzwanie. W ostatnim liście do brata zaprosiłam go tutaj. A teraz, jeśli podąży tu za mną samotnie, będę odpowiedzialna za jego śmierć. Pomimo różnic między nami nie życzę mu źle. Szkoda, że nie byliśmy w lepszych stosunkach.

Noctua Gaunt

Sebastian i Marianne ponownie spojrzeli na siebie. Sebastian wskazał na nią oczami, a potem na Ominis' a. Obok szkieletu były owe wspomniane przeze mnie węgielki. Żadne tam węgielki.. Był to napis Crucio, który tlił się niczym żar w kominku.

-Ominis'ie... Szkielet. I ostatni wpis z dziennika Noctui. Napisała, że tu utknęła przez zaklęcie niewybaczalne.- Mruknęła Marianne bez żadnych ogródek.

Gdy obróciłam się w stronę chłopaka, ten już dreptał tam i z powrotem przy bramie. Jego ręce ciągle krążyły od twarzy, do włosów. Ominis nawet nie chciał odwrócić się w ich stronę.

-To tutaj zginęła... I nas też to czeka. Niepotrzebnie was posłuchałem.- Rozpaczał Ominis.

-Ominis'ie, naprawdę mi przykro z powodu twojej ciotki. Ale wiem, co robić. To będzie trudne.- Powiedział smętnie Sebastian. Ominis nadal stąpał z nogi na nogę przy bramie.

-Powiedziałeś, że wiesz, co robić?- Marianne jakby wybudziła się z chwilowego zamyślenia.

-Udręczone twarze na drzwiach, a w kamieniu wyryte jest Crucio. Czyż to nie logiczne, że się otworzą, gdy rzucimy zaklęcie Cruciatus.- Mruknął zdziwiony Sebastian. Spojrzałam na drzwi, na których wyryte były twarze wykrzywione w potężnym bólu.- to dlatego Noctua zginęła. Nie miała na kogo rzucić zaklęcia. Ominis ma z nim największe doświadczenie, to on powinien je rzucić. Zdaję się, że Ominis cię ceni... poprosisz go o to?- Spytał. Marianne spojrzała na Ominis' a przez ramię. Nadal dreptał tam i z powrotem wyrywając sobie włosy z głowy.

-Wygląda na to, że jest na ciebie trochę zły. Zrobię to.- Powiedziała Marianne. Gdy dziewczyna się odwróciła, Sebastian złapał ją za dłoń i zatrzymał.

-Oczaruj go, że tak powiem.- Zaśmiał się cicho pod nosem i puścił jej oczko. Marianne jedynie przewróciła na to oczami.

-Tego wszystkiego można było uniknąć.- Ominis przemawiał sam do siebie, przeraźliwie przestraszony zaistniałą sytuacją.

-Ominis'ie...- Dziewczyna położyła dłoń na jego ramieniu, aby go zatrzymać.- Naprawdę, nie wyobrażam sobie, że zostaniemy tutaj uwięzieni.- Chciała mówić dalej, jednak nie było jej to dane.

-Za to Salazar Slytherin tak! Jest winien wielu niewyobrażalnych rzeczy. Podsłuchałem siebie i Sebastiana... i nie zrobię tego. Zaklęcie Cruciatus to czysta tortura. Wiem coś o tym.- Powiedział Ominis trzęsącym się głosem.

-Sebastian powiedział mi trochę o wydarzeniach z twojego dzieciństwa. Wygląda na to, że nie miałeś wyboru.- Poklepała go po ramieniu.

-Mogłem się domyślić, że ci powie. A człowiek zawsze ma wybór. Jestem tak samo winny jak reszta mojej rodziny. Zaklęcia niewybaczalne działają wtedy, gdy naprawdę chce się je rzucić. Musiałem chcieć zadać ból. I tego nigdy sobie nie wybaczę. Właśnie przez to zaklęcie nie mam już rodziny. Musicie z Sebastianem znaleźć inne rozwiązanie.-  Zakończył, po czym odezwał się ponownie.- Jeśli rzucisz Crucio, będziesz tego żałować do końca życia.- Marianne nic już nie powiedziała, lecz ponownie podeszła do Sebastiana, ponieważ Ominis wrócił do chodzenie koło bramy, jakby miejsce obok Sebastiana było skażone. 

-Co teraz? Ominis nie rzuci znów zaklęcia...- Wyszeptała Marianne, stojąc blisko Sebastiana.

-To niedorzeczne! Tak jakby śmierć tutaj miałaby być lepsza niż rzucenie tego przeklętego zaklęcia.- Powiedział także szeptem Sebastian, a zmieszane z tym zdenerwowanie sprawiło, że brzmiało to niczym syk. Chłopak głośno nabrał powietrza do płuc, po czym dodał.- My musimy to zrobić. Mogę cię nauczyć Crucio albo użyć go na tobie.-Patrzył na nią wyczekująco.

-Chwila... nie mówiłeś, że wiesz jak rzucić Crucio.- Powiedziała zdziwiona Marianne.

-Bo nie jestem pewien, czy umiem je rzucić. Ominis o tym wie, ale nie zostawił nam wyboru. Nie zamierzam skończyć jak jego ciotka. Wydaję mi się, że zdołam je rzucić, jeśli będę musiał.- Powiedział niepewnie.

- Chcę się nauczyć zaklęcia i myślę, że najlepiej będzie, jeśli ja rzucę je na ciebie.- Przemówiła Marianne bez zawahania.

-Ty wredna świnio...- Wyrwało mi się z ust, chociaż wiedziałam, że to do ich uszu nie dotrze. Nawet nie dała sobie chwili na zastanowienie... Może jest sadystką? Sebastian zaczął pokazywać jej jak rzucić owe zaklęcie i po dłuższej chwili Marianne przemówiła.

-Gotowy?- Spytała unosząc różdżkę w jego stronę.

-Jestem gotowy.- Powiedział pewnie.

-Crucio!- Marianne rzuciła zaklęcie, po czym Sebastian wrzasnął z bólu i natychmiast zaczął się wić na ziemi. Czerwony promień, który uderzył Sebastiana nie znikł, lecz zaczął niczym pioruny wylatywać z chłopaka do udręczonych twarzy na drzwiach. Sebastian nadal jęczał z bólu, a czerwone wstęgi latały od niego do drzwi, jednak powoli opierał się zaklęciu, ponieważ podnosił się z ziemi. Gdy stanął na nogach, ostatni promień skierował się na obraz i Sebastian szybciej dochodził do siebie. Twarze na drzwiach pulsowały czerwienią...

Nagle drzwi przed ich twarzami nie otworzyły się, a opadły w szczelinę w ziemi.. Pierwsze co zauważyli to wielka twarz Slytherin'a ze swoją długą brodą i zmarszczoną powagą twarzą. Dookoła tej głowy, jakby zamiast włosów rozchodziły się węże. Po obu stronach monumentu były schody prowadzące na podwyższenie... Gdy zaczęłam się po nich wspinać, pomieszczenie zaczęło blednąć i nagle otworzyłam oczy.

Jasność uderzyła mnie dosyć mocno. Zacisnęłam powieki i ponownie otwierałam je i zamykałam, przyzwyczajając je do światła. To było światło dzienne, które wpadało zza okna. Wyjrzałam zza nie i zobaczyłam rosę spoczywająco na trawie, co dało mi do myślenia. Musi być wczesna godzina... I tak było. Była piąta rano. Może by przelecieć się wokół zamku i zwiedzić okolicę? Przy okazji zaplanuję podróż do Hogwartu... Nie zobaczyłam całego skryptorium. Muszę tam być z nim. Znaczy z nimi. Powiem im, dopiero gdy będę miała jakiś plan..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro