Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sanguini

Gdy Ophelia znikła z komnaty mapy, przemówiła Marianne.

-Czy można wam zaufać? Zwłaszcza Panu... dyrektorze Dippet? To sprawy najwyższej wagi... Rozgłoszenie wiadomości o nadal istniejącej starożytnej magii, doprowadziłoby do prawdziwego końca świata...

-Myślę, że oboje znakomicie rozumiemy powagę tej sytuacji, lecz na razie wypadałoby skupić się na pomocy Ophelie. Puki nad sobą nie panuje i ma problemy natury psychologicznej, może tylko działać na swoją niekorzyść.- Wyjaśnił Dippet.

-Dlaczego wyszczególniła Pani profesora Dippet'a. Mnie nie znasz, więc dlaczego miałabyś mi ufać bardziej niż Armandowi?- Spytał Dumbledore.

-Ach... Gdy Ophelia wybrała się po raz pierwszy do Feldcroft, aby poznać Sebastiana, wspomniała Smykowi, aby w razie potrzeby pomocy, poinformować Pana, Profesorze Dumbledore. Wygląda na to, że Panu ufa...- Wytłumaczyła kobieta z portretu.- Po za tym jej osąd, jeśli chodzi o ludzi jest o wiele lepszy niż kogokolwiek. Starożytna magia, pomaga jej wyczuć dobro i zło w istotach żyjących...

-Dobrze na dzisiaj starczy. Musimy się z tym przespać, a rano wymyślimy, co począć dalej.- Mruknął Dippet.- Sebastianie... Czy nie zechciałbyś napić się z nami po filiżance herbaty?- Dodał dyrektor. Sebastian rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby niedowierzając, że to jego imię rozeszło się po pomieszczeniu.

-Ja?.. A, tak... Oczywiście...- Przemówił Sallow.

Wyruszyli ku wyjściu, podążając do gabinetu dyrektora. Gdy dotarli na miejsce dyrektor zasiadł wygodnie na fotelu za biurkiem. Na przeciw siedzieli profesor Dumbledore i Sebastian.

-Uważam, że powinniśmy pomóc zapanować nad sobą Ophelie, a jeśli chodzi o starożytną magię to działać tylko w ostateczności. Najlepiej bez udziału Ophelie...- Wypalił w ciszy Sebastian.

-Słusznie... Jednakże jak możemy jej pomóc?- Zapytał Dumbledore, skłaniając się ku Sallow'owi, ponieważ jest wampirem.

-Ja byłem z tym sam... Ukrywałem się przez wiele lat zanim w ogóle zacząłem wychodzić z domu.- Mruknął.

-My nie mamy lat, a zaledwie parę tygodni, nie więcej....- Żachnął się Dumbledore. Profesor Dippet nagle podniósł się z fotela.

-Albusie... Czy pamiętasz może naszą rozmowę z Horacym w tamtym roku... Mówił o wampirze...- Zamyślił się. Dumbledore'owi oczy zabłyszczały.

-Sanguini!- Powiedział Dumbledore.

-Kto to?- Spytał Sebastian zdziwiony ich nagłym zachowaniem.

-Jeden z naszych profesorów uwielbia kolekcjonować wybitnych uczniów, a również takich którzy mają wysokie rangi lub osiągnięcia w społeczeństwie. Bardzo lubi mieć kontakty i korzyści z nich płynące.-Tłumaczył Dippet.- Co rok wyprawia przyjęcie bożonarodzeniowe dla swoich wybranków i zaprasza również owych wybitnych wybrańców, którzy już ukończyli szkołę... Właśnie rok temu poznaliśmy wampira o imieniu Sanguini. Opowiadał, że pomaga czarodziejom, którzy zostali wbrew woli zamienieni w wampiry. Z tego co pamiętam naucza w szkole w Ameryce i prowadzi specjalny oddział właśnie dla świeżych wampirów... Powinniśmy się z nim skontaktować.

-No dobrze, ale czy on zdoła przyśpieszyć cały proces?- Spytał Sebastian.

-Myślę, że tak... Ale nawet jeśli potrwa to nieco dłużej to nie będzie musiała rezygnować ze szkoły. Po prostu ukończy ją tam...-Odpowiedział Dippet.- Uważam też, że będzie nam potrzebna jedna osoba w ministerstwie, która będzie miała świadomość tego co się dzieje. Długo nie dadzą się okłamywać, prędzej czy później zauważą, że coś jest nie tak.

-Musimy ostrożnie wybierać osoby, którym o tym powiemy... Im mniej wie, tym lepiej...-Podkreślił Sebastian.

-Słusznie.... Zrobimy, co się da. Jednakże jutro.... Wszyscy powinniśmy się z tym przespać....


Dzień 92 bycia wampirem. 11 Września 1940r.

Nigdy nie sądziłam, że o mojej największej tajemnicy dowiedzą się dwaj Profesorowie, w tym jeden z nich to dyrektor. Wytłumaczyłam im wszystko od początku do końca. Jutro spotkamy się po lekcjach... Powiedzieli, że mi pomogą... Co jeśli im się nie uda? Wyrzucą mnie? Co ja wtedy pocznę...

Dzień 93 bycia wampirem. 12 Września 1940r.

Stresuję się jak nigdy....


Gdy nastała odpowiednia godzina teleportowałam się do skrytej w podziemiach Hogwartu komnaty.... Była jeszcze pusta, nie licząc kobiety z obrazu.

-Wiem... że masz mi to za złe... co ci zrobiłam... jednakże mam nadzieję, że w pewnym momencie dotrzesz gdzieś, gdzie zrozumiesz dlaczego to zrobiłam....- Mruknęła Marianne.

-Po co te wszystkie gierki?- Prychnęłam.- Jakieś sny i wymawianie zagadek odnośnie mojej przyszłości....

Marianne już chciała coś powiedzieć, gdy do moich uszów dotarł dźwięk otwieranych na górze drzwi i kroki... Uciszyłam Marianne spojrzeniem.

- Jest ich więcej...- Mruknęłam cicho.

- Co masz przez to na myśli?- Spytała Marianne.

Po moim ciele rozeszło się dziwne odczucie, jakbym była obserwowana i podsłuchiwana....

-Dumbledore... Dippet i jakiś dwóch mężczyzn... jeden z nich to wampir...- Wytłumaczyłam niepewnie zerkając na obraz.

-Bądź gotowa do walki w razie czego...- Szepnęłam ledwo słyszalnie Marianne.

-Nie będzie takiej potrzeby....- Ciepły i niski głos rozszedł się po komnacie. Jako pierwszego ujrzałam Dumbledore'a... Za nim wszedł dyrektor Dippet i jakoś dziwnie znajomy z twarzy mężczyzna w średnim wieku. Na końcu wyłonił się bezszelestnie, niczym drapieżny zwierz czający się na zwierzynę, młody mężczyzna. Nieziemsko przystojny i dobrze zbudowany. Małe detale jak odcień skóry i niebywała uroda potwierdziły mi, że jest wampirem.

-Ty to na pewno Ophelia...Witaj...- Ujął mą dłoń i złożył na niej lekki pocałunek. Przyglądał mi się jakby skanował każdy skrawek mojego ciała. Jego zachowanie było nieco staroświeckie... Ubrany był bardzo szykownie, jednakże odbiegał od aktualnych trendów. Mimo to, nadal wyglądał lepiej niż nie jeden czarodziej. 

-Ja jestem Sanguini... i jestem taki jak ty...- Mruknął niskim głosem. Dippet odchrząknął przerywając tą dziwną sytuację...

-Ophelio poznaj Leonarda Spencer'a Moon'a. Ministra Magii...-Teraz dotarło do mnie skąd kojarzyłam tą twarz. Cholera sam minister magii...

-Ale jak... ? Czy on wie? Oni wiedzą? Wszystko?- Jąkałam się.

-Tak... Wytłumaczyliśmy im  wszystko bardzo dokładnie... Leonard jest mi bliskim przyjacielem, więc wiedziałem, że można mu zaufać.... - Wytłumaczył Dumbledore.

-Ustaliliśmy także jak ci pomóc...- Zaczął Dippet.- A więc... Od następnego tygodnia rozpoczniesz naukę w szkole magii i czarodziejstwa w Ilvermorny. Sanguini tam naucza... Po godzinach będzie ci dawał prywatne lekcje. Mamy nadzieje, że ten rok szkolny będzie dla ciebie wystarczający. Sanguini mówił, że zrobi co w jego mocy, aby wyprowadzić cię na prostą...- Młody wampir zasalutował.

-My wraz z pomocą twojej wtyki u Aramis 'a zadbamy o odwrócenie jego uwagi od poszukiwań starożytnej magii. Zrobimy co w naszej mocy.- Skomentował Dippet mówiąc o sobie i Dumbledore'rze.

-A co powiemy innym, uczniom...- Mruknęłam.

-Nie możemy zataić w żaden sposób sytuacji z boginem, stwierdziliśmy więc, że stosownie byłoby wymyślić jakąś spójną historię. Brzmi ona tak: Podczas napadu na twojego wuja, wampiry przetrzymywały was w niewoli, co tłumaczy brak kontaktu z twym wujem ze strony ministerstwa. Rzucono na ciebie klątwę, z którą nie możemy sobie poradzić. Odnaleźliśmy mężczyznę, który nauczył się z nią żyć. Mieszka w Ameryce i zgodził się dawać ci lekcje, dlatego dokończysz rok szkolny w Ilvermorny. - Wytłumaczył Dippet.

-Ponieważ jest to bardzo wiarygodna historia, nie ma potrzeby wtajemniczać kogokolwiek w Ilvermorny. Ja w zupełności wystarczę...- Powiedział zalotnie Sanguini.

-Ja natomiast za namową Albusa zadbam o zatajenie sytuacji w ministerstwie. Pomogę także pozbyć się paru wampirów i zapełnić im grafik, aby nie mieli czasu na poszukiwania.- Zakończył minister.

-Dlaczego to robicie?- Spytałam- Dlaczego pomagacie, chociaż zdajecie sobie sprawę z tych mniej czcigodnych dokonań z mojej strony.- Spytałam.

-Braliśmy to pod uwagę... i uważamy, że nikt z nas nie ma prawa cię oceniać. Jesteś młoda i nie masz wsparcia rodziny....- Tutaj Dumbledore zatrzymał się, jakby pożałował swoich słów.- W każdym bądź razie.... mamy nadzieję, że udowodnisz nam, jakoby nasza pomoc i zaufanie były warte. Zrób co w twojej mocy, aby nad sobą zapanować, ponieważ najgorsze dopiero przed nami....- Zakończył Dumbledore.

-Myślę, że koniec spotkania na dzisiaj... Ophelio powinnaś się spakować, jeszcze dziś wyruszysz z Sanguini'm.- Powiedział minister Moon.

Dzień 93 bycia wampirem. 12 Września 1940r.

Ciąg dalszy... Chyba rzeczywiście chcą mi pomóc. Ustaliliśmy spotkania dwa razy w miesiącu. Komnata mapy stała się poniekąd naszą siedzibą. Zastanawiam się jak zareagują na tą wymyśloną historyjkę chłopcy i Lilith. Nie mogę ich pożegnać... A bardzo bym, chciała... Zwłaszcza Lilith. Trochę się namęczyłam, aby przekonać ich na pozostawienie krótkiej notatki ode mnie, dla nich. Brzmiała ona następująco: 

Drodzy przyjaciele, nie mam wiele czasu, dlatego też mój list, o ile można go tak nazwać, będzie mało treściwy. Wiem, że domyślaliście się dlaczego jestem inna niż zawsze... Zataiłam przed wami parę informacji, myślałam, że sama sobie poradzę... Myliłam się... Poprosiłam Profesora Dumbledore'a, aby wytłumaczył wam wszystko ze szczegółami... Na prawdę bardzo mi przykro, że nie mogę zrobić tego sama. Mimo wszystko nadal możecie wysyłać mi sowy, a ja nie spocznę  i nadal będę działać w sprawach naszej grupy... Tom, Avery, Lestrange, Rosier i Lilith.... Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy, już za wami tęsknie...

Taki list przekazałam w dłonie Sebastiana, który w najbliższym czasie miał przekazać go Lilith. Zaczynam się czuć coraz gorzej z tymi kłamstwami. Stresuję się i zastanawiam się, co mnie będzie czekać w Ilvermorny. Może będzie na odwrót... Odpocznę i skupie się na nauce o nowym ,,Ja''. Sanguini powiedział, że tworzymy zgraną grupę. Troję żywych i troję umarłych.... Dumbledore, Dippet i minister Moon żywi, natomiast ja, Sebastian i Sanguini martwi. Dochodzi do tego jeszcze wspomnienie Marianne  w postaci portretu i Lilith, której w żadnej sposób nie dopuszczą już do całej sprawy... W końcu jest tylko uczennicą...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro