Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sala Ognia v2

Siedząc przy oknie, patrzyłam na pierwsze promienie wiosennego słońca, które zaczynały wchodzić do pokoju, przesuwając delikatnie zasłony. Była już prawie końcówka marca, ale dla mnie ten czas przeciągał się w nieskończoność. Czułam, jakby każdy dzień był tylko powtarzającą się, nudną kliszą, jakbym zatraciła się w czymś, czego nie mogłam zrozumieć. Styczeń, luty, marzec... Wszystko zaczęło mi się mieszać. Czas jakby topniał, zamieniając się w coś nierealnego. Aż do dziś miałam wrażenie, że tamte dni nie miały sensu, jakby były tylko czymś, co prześlizgnęło się przez palce, nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Monotonia tych trzech miesięcy stała się moją codziennością. Były chwile, kiedy próbowałam skupić się na czymś, co dawało mi poczucie normalności, ale nawet teraz, patrząc na wiosnę, nie mogłam poczuć się w pełni spokojna.

Ferii świątecznych nie zapomnę nigdy. Chociaż minęły już dwa miesiące, ta próba, którą przeszedł mój organizm, wciąż tliła się we mnie. Głodzenie było czymś, co nie chciało opuścić moich myśli. Smak tej tortury, tej niekończącej się pustki, której nie mogłam zaspokoić, nadal siedział w moim ciele. Nawet jeśli starałam się zapomnieć, wróżebnik uniemożliwiał mi to z każdą moją próbą. Czuję, że mała część tego szaleństwa, którą wyzwolił we mnie głód, nadal gdzieś się we mnie czai. Styczeń i luty były czasem, w którym próbowałam zresetować siebie, próbowałam wpasować się w życie, które nie miało nic wspólnego z salą ognia. Rowena i reszta jakby czytali mi w myślach, ponieważ też unikali tego tematu, tak jakby nigdy nic się nie stało. Byliśmy wszyscy razem, staraliśmy się przejść przez ten okres, zajmując się nauką, poprawkami, wspólnymi posiłkami, rozmowami...

Nawet teraz, siedząc tutaj, zauważam to milczenie, które zapadło po sali ognia. Krzyki, ryk, dźwięki, które kiedyś dochodziły z głębokości groty... zniknęły. Na początku nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz, gdy myślę o tym, czuję, jak cisza zaczęła nas otaczać. Jakby cała energia, która była w tej grocie, po prostu wyparowała. To przerażające. Może to dobrze, może to oznacza, że coś się skończyło. W styczniu wrócił profesor nauki o magicznych zwierzętach. Po pobycie w szpitalu, który zawdzięczał Dorianowi i Cygnusowi, w końcu wrócił do pracy, czego dwójka przyjaciół nie mogła zostawić bez komentarza. Niemal wzdychali na jego widok, ciesząc się, że żyje ale jednocześnie knując, co znowu nabroić, żeby nie zrobił im klasówki za tydzień. Rowena zganiła ich za idiotyczne pomysły i zagroziła, że powie o tym, któremuś z profesorów. Wtedy wszystko zaczęło powoli wracać do normy. Małymi kroczkami... Wtedy też nastał dzień... dzień, w którym trzeba było wrócić...



Wieczór w pokoju wspólnym był spokojny, przynajmniej dla większości uczniów. W kącie, przy dużym, dębowym stole, zebraliśmy się grupą, a nasze myśli pochłaniało coś znacznie bardziej ekscytującego niż praca domowa z transmutacji. Na blacie leżała rozwinięta mapa podziemi szkoły, a obok niej tajemniczy pergamin z notatkami znalezionymi przez Doriana i Cygnusa w ukrytym pomieszczeniu. Siedziałam po turecku na jednym z foteli, przygryzając paznokieć, gdy Veronica po raz kolejny przeczytała notatkę, którą znaleźli chłopacy w ukrytej komnacie, a następnie spojrzała na mapę.

- Czyli tutaj jest to pomieszczenie? Jesteście pewni?

- To na pewno, to przejście.- Wskazał punkt na mapie, gdzie zamiast tajemniczego pokoju, w którym byli, był jedynie długi korytarz do wielkiego kwadratu opisanego jako Sala Ognia.

- Dobrze, przeanalizujmy to na spokojnie jeszcze raz...- Zaczęła Rowena, przesuwając palcem po mapie.- To jest przejście do szmaragdowych oczu, a tuż obok mamy ten tajemniczy pokój, w którym byliście. Jeśli ta mapa jest dokładna, to gdzieś w jego obrębie powinno znajdować się przejście do Sali Ognia.

- Jeśli rzeczywiście istnieje... - Wtrącił sceptycznie Mark, opierając się o oparcie krzesła i krzyżując ręce.- Może to tylko legenda?

- A może nie?- Dorian odparł z błyskiem w oku.- Przypomnij sobie te odgłosy, Mark. Krzyki, dźwięki, jakby coś wielkiego poruszało się pod zamkiem. Nie zapominajmy, że znaleźliśmy ten dokument.

Rowena ponownie spojrzała na pergamin.

- To wygląda jak zapiski z eksperymentu... ale czego dotyczą? Kogoś lub czegoś testowano i... zmiany zachowania? Tolerancja na bodźce?

- Brzmi jak coś nielegalnego.- Veronica skrzyżowała ręce na piersi.- Coś, co nie powinno dziać się w szkole.

- Zgadzam się.- Cygnus oparł się o stół, patrząc uważnie na pozostałych.- Musimy się tam dostać i przeszukać ten pokój. Jeśli to rzeczywiście przejście do Sali Ognia, możemy znaleźć dowód na to, co tam się dzieje.

- Nie uważacie, że powinniśmy powiedzieć o tym profesorowi Sanguini'emu?- Spytała Rowena, przygryzając wargę. 

-Jeśli mu powiemy, to gdy zrobi się poważnie to zabroni nam się w to mieszać... Bo jesteśmy za młodzi...- Powiedział przedrzeźniając profesora Cygnus.

-Może to i słusznie?- Mruknęła nie pewnie Rowena.- Nie wiemy co nas tam czeka....

- Błagam cię... Już od półtora miesiąca jest cisza... Może nikogo już tam nie ma... Może to tylko jacyś starsi uczniowie wymyślili sobie jakąś gierkę... Nie zgadzam się... Nic mu nie mówimy...- Uparł się Cygnus. Rowena rzuciła ostatnie rozpaczliwie spojrzenie na obecnych.

-W takim razie... głosowanie. Ręka do góry kto jest za nie mówieniem profesorowi o... najlepiej o niczym...- Powiedział podśmiechując pod nosem Cygnus i jako pierwszy podnosząc rękę. Zaraz za nim zawtórował mu jego najlepszy przyjaciel Dorian.

Rowena, która nie podniosła ręki patrzyła na pozostałych. Veronica pozostała wierna przyjaciółce i również nie podniosła ręki. Mark postanowił wstrzymać się i ostatecznie nie chciał brać udziału w głosowaniu, twierdząc, że jemu jest to obojętne. Wtedy wszyscy spojrzeli w moją stronę... Odetchnęłam głośno, zastanawiając się i wspominając... Z jakiegoś powodu w mojej głowie zaświtało wspomnienie z Komnaty Mapy, gdzie profesorowie wraz z Marianne postanowili nie mówić jej wszystkiego... Gniew rozszedł się po moim ciele, lecz szybko się opanowałam. Podniosła rękę.

- Ehh... no cóż... to kiedy?- Spytała Rowena.

- Dziś w nocy...- Przemówił Mark.

- No dobrze, chce mieć to jak najszybciej za sobą.-Mruknęła Rowena.- Wtedy mamy największą szansę, że nikt nas nie zauważy.- Dodała po chwili zastanowienia.

Instynktownie wszyscy spojrzeli na mnie, ponieważ od ferii zimowych byłam nieco wyobcowana i mniej aktywna. Kiwnęłam jedynie głową, zatwierdzając ich plan.

-Mamy też większą szansę, żeby spotkać tego, który za to odpowiada...- Zaczęłam zachrypniętym głosem, na co odkaszlnęłam i kontynuowałam.- Wątpię, żeby odwiedzali to miejsce wciągu dnia...

Przez chwilę panowała cisza. Wszyscy wiedzieli, że to, co zamierzają zrobić, jest ryzykowne. Ale nikt nie zamierzał się wycofać.

Noc spowiła Ilvermorny w gęste cienie, a jedynym źródłem światła były migoczące pochodnie oraz księżyc, którego blask wpadał przez wysokie okna zamku.

Cicho przemknęliśmy korytarzami, unikając patroli prefektów i nauczycieli. Szłam pierwsza, nasłuchując ewentualnych kroków, w czym pomagał mi wampirzy słuch. Za mną podążał Cygnus i Dorian, a na końcu Rowena, Veronica i Mark, którzy trzymali mapę i pergamin i w ramach zabezpieczenia eliksir niewidzialności, który mieliśmy spożytkować na szmaragdowe oczy, lecz ostrożności nigdy za wiele.

Kiedy dotarliśmy do korytarza prowadzącego do szmaragdowych oczu, Rowena zatrzymała grupę i spojrzała na kamienną ścianę, którą Dorian i Cygnus wcześniej otworzyli.

- Zaklęcie wyciszające nadal działa?- Zapytała cicho.

- Rzucę je jeszcze raz, dla pewności.- Cygnus uniósł różdżkę i rzucił zaklęcie, po czym kiwnął głową do Doriana.

- Czas na Bombardę.

Dorian podniósł różdżkę i wypowiedział zaklęcie. Ściana ponownie ustąpiła, rozrzucając odłamki o kamienie na boki, a po chwili unoszący się pył opadł, odsłaniając wejście do tajemniczego pomieszczenia. Weszliśmy ostrożnie do środka.

To, co zobaczyliśmy, wyglądało jak opuszczona alchemiczna pracownia. Stare, popękane butle stały na półkach, a zakurzone księgi leżały na podłodze. W powietrzu unosił się ostry zapach starych eliksirów, zmieszany z czymś niepokojąco metalicznym. Na środku pokoju znajdował się duży, drewniany stół, na którym leżały rozrzucone pergaminy.

- Nie wygląda to na zwykłą pracownię.- Szepnęła Rowena, podnosząc jeden z dokumentów.

Były to kolejne notatki, jednak całkowicie inną niż ta, którą znaleźli wcześniej. Były tam jakieś spisy składników i receptur na eliksiry. Wszystko pokryte masakryczną ilością kurzu i pyłu. Moją uwagę zwrócił skrawek pergaminu, nowego pergaminu wystającego spod gruzu, czego widocznie nie zauważyli wcześniej. Schyliłam się, aby ją podnieść, czym zwróciłam na siebie uwagę pozostałych. Przesunęłam pozostałości ściany i wyciągnęłam zwitek pergaminu strzepując z niego pył. 

- Zmienna numer 5 wykazuje zwiększoną odporność na temperaturę. Próby wskazują na adaptację do ognia.- Czytałam na głos.

- Ogień?- Powtórzyła Veronica.

- Czy to możliwe, że w tej Sali Ognia ktoś eksperymentuje na stworzeniach odporne na wysokie temperatury?- Mark spojrzał na Rowene.

- Albo na ludziach.- Rowena poczuła dreszcz przebiegający po plecach.

Veronica zaczęła przeszukiwać pokój, przewracając księgi i pergaminy w poszukiwaniu czegoś więcej. Zaczęłam przyglądać się podłodze, szukając czegokolwiek, gdy nagle coś zauważyłam.

- STÓJCIE!- Wszyscy stanęli spetryfikowani, spoglądając na mnie ze strachem i zdziwieniem.

- Nie ruszajcie się... Patrzcie na ziemie... Ślady...- W niektórych miejscach kurz i był sprawił, że posadzka była całkowicie siwa, lecz gdzie nie gdzie, pomiędzy naszymi świeżymi śladami widać było ścieżkę, która nie była pokryta tak wielką ilością kurzu. W niektórych miejscach była już przetarta naszymi śladami, lecz na szczęście dojrzałam ją w ostatnim momencie, ponieważ Cygnus kręcił się przy niej i narobił śladów. Do wszystkich dotarło, o co mi chodziło i zaczęli przyglądać się posadzce.

- Wygląda na to, że... tutaj, to tutaj....- Mark wskazał ścianę przy której nie było wiele kurzu i pyłu, niż na reszcie podłogi. Dla pewności zrobiłam kolejną rundkę po pomieszczeniu, po czym potwierdziłam i wszyscy odetchnęli i podeszliśmy do ściany.

- Tu coś jest!- Powiedziałam nagle, przecierając skrawkiem szaty ledwo widoczne wgłębienie w ścianie.

- To jest... Runa...- Zaczął Mark, na co Cygnus uniósł brwi w udawanym zdziwieniu.

- Na Brodę Merlina rzeczywiście, nie mieliśmy pojęcia...

- Zginęli byśmy bez ciebie Mark.- Dodał prześmiewczo Dorian, opierając łokieć na ramieniu Mark'a.

- Runa Fehu... Symbol ognia.- Powiedziałam uciszając chłopaków.

- Jeśli się przyjrzycie... One są wszędzie...- Odezwała się Veronica.

- Przejście otworzy się, gdy użyjemy ognia, ale na czym...?- Myślałam głośno.

- Ten symbol jest wszędzie...- Zaczął Cygnus. Gdy sama zaczęłam się przyglądać, okazało się, że rzeczywiście jest wszędzie. Na meblach, ścianach, nawet małych buteleczkach z eliksirami.

-Zaklęcie Incendio!- Klasnęła zadowolona z siebie Veronica.- Zaklęcie wytwarzające okrąg ognia o małym zasięgu. Powinno wystarczyć.

- To jak to zrobimy?- Spytałam.

- Wyjdźcie, a ja rzucę zaklęcie, odejdźcie jak najdalej, bo krąg ognia pojawi się wokół mnie, więc będę bezpieczna.- Spojrzeliśmy po sobie, po czym skinęłam głową i opuściłam pomieszczenie wraz z resztą. Usłyszeliśmy jak Veronica wymawia zaklęcie, a potem dźwięk skwierczącego ognia. Zaczęliśmy powoli podchodzić do dziury w ścianie, gdy nagle po głównej sali rozszedł się głośny huk.

- To winda!- Szepnęła piskliwie Rowena.- Co teraz!?- Dziewczyna zaczęła panikować, a dźwięk windy wskazywał na to, że zjeżdża w dół.

- Za mną !- Wyszeptałam, po czym wbiegliśmy z powrotem do komnaty, której ścianę wcześniej rozwaliliśmy. Stała tam zadowolona Veronica, która wskazywała na otwierające się przejście. Ściana zaczęła się trząść, a kamień przesunął się, odsłaniając ciemne przejście prowadzące w dół.

- Udał...- Veronica nie skończyła, ponieważ Mark wepchał ją w przejście, a za nimi pchała się reszta.

Używając starożytnej magii, uniosłam pył i kurz, rozścielając go po całym pomieszczeniu sprawiając, że nie było żadnych odcisków naszych butów.

- Co się dzieje? Hej nie pchajcie się tak...- Słyszałam za sobą wzburzony głos Veronicy.

- Ophelia! Uważaj!- Rowena pociągnęła mnie za rękę, ponieważ otwarte przejście zaczęło się zamykać i dzięki Rowenie zamknęło się parę cali przed moją twarzą. 

-Cholera! Nie zdążyłam naprawić ściany!- Wyszeptałam do Roweny.- Na pewno ktoś to zauważy i postanowi zbadać. Ktoś może się dostać do środka.

- Co się dzieje tam?- Spytał Cygnus, który był przed nami, a w korytarzu panowała ciemność.

- Biegiem przed siebie! Musimy się schować, jak najszybciej!- Wrzasnęłam już normalnie. Teraz w ciemności było słychać tylko tupot naszych stóp.

Korytarz, którym podążaliśmy, zdawał się nie mieć końca. Powietrze było coraz bardziej duszne, ściany lepkie od wilgoci, a pod stopami czuć było śliski osad. Im dalej biegliśmy, tym bardziej narastał fetor... metaliczny zapach krwi zmieszany z czymś słodko-mdłym, co kojarzyło się ze śmiercią i gniciem.

- Czuję coś...- Powiedziałam, krzywiąc się z obrzydzenia.

- Ja też...- Veronica przycisnęła rękaw do nosa.- To zapach rozkładu.

Cygnus zatrzymał się, wpatrując w ziemię.

- Ktoś tu coś przeciągał.

W świetle różdżek dostrzegliśmy wyżłobione w kamieniu długie, głębokie rysy, jakby coś... albo ktoś z pazurami dłuższymi niż ludzka ręka szarpało kamień, próbując się opierać.

- Lepiej się pospieszmy.- Rowena ścisnęła różdżkę mocniej.

Po kilku minutach dotarliśmy do szerokiego przejścia, a za nim rozciągała się olbrzymia grota.

Naszym oczom ukazał się widok, którego nikt z nas nie zapomni do końca życia.

Wzdłuż ścian stały ciężkie, stalowe klatki, a w każdej z nich zamknięci byli ludzie. Nie... To nie w pełni ludzie...

- Wampiry...- Powiedziałam pod nosem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro