Przemiana
Przemykając po cichu korytarzami, dotarłam do tajnego przejścia za lustrem i ziemistym korytarzem wyszłam przed zakazany las. Księżyc w pełni świecił tak mocno, że bez problemu było widać wszystko i potencjalnie wszystkich.
Wyciągnęłam szklaną buteleczkę. Odkorkowałam ją i łapiąc za obśliniony liść mandragory wrzuciłam go do pustego szkła i wystawiłam na światło księżyca. W środku liść zaczął wydzielać jakąś parę, po czym zamienił się w lekko mętną ciecz. To chyba już. Położyłam fiolkę na ziemi i wyciągnęłam z torby tą z uwarzonym eliksirem, odkorkowałam i wlałam zawartość drugiej, która spoczywała na ziemi. Szybko zakorkowałam buteleczkę i owinęłam szalem, a potem włożyłam do torby, aby miało zapewniony cień. Ruszyłam z powrotem do tunelu, kierując się do pokoju życzeń.
Wleciałam do korytarza na siódmym piętrze. Nikogo tam nie było. Gdy wzrokiem lustrowałam korytarz, zobaczyłam lekko falujące powietrze w jednym kącie. Machnęłam różdżką, rzucając revelio.
- Na co czekacie?- Stojąca plecami do mnie trójka odwróciła głowy.
-Nie strasz.- Złapał się za serce Lestrange.
Zaczęłam chodzić tam i z powrotem, powtarzając w myślach: bezpieczne miejsce do przejścia przemiany...
Drzwi ukazały się i całą czwórką wparowaliśmy do pomieszczenia. Ukazała nam się wielka pusta sala z wysokim sufitem, podpieranym kolumnami. Na ścianach gdzie nie gdzie znajdowały się lustra na całą ścianę.
-Zaczynamy.- Trójka otoczyła mnie, trzymając różdżki w pogotowiu.
Wyciągnęłam eliksir, którego barwa zmieniła się w krwistoczerwoną. Odkorkowałam ją, po czym drugą ręką złapałam za różdżkę i machnęłam nią dla niepoznaki. Skupiłam się i w moich myślach latał obrazek ulewnej burzy. Nagle poczułam drobne krople skapujące na mnie z góry.
-Zażyć eliksir, gdy zacznie się burza, przed pierwszym piorunem.- Mruknęłam i gdy w pomieszczeniu rozlało się na dobre, a z ciemnych chmur przy suficie słychać było lekkie grzmienie, wlałam w siebie całą zawartość buteleczki. Skrzywiłam się przełykając. Smak był paskudny.
-Amato Animo Animato Animagus!- Krzyknęłam inkantację głośno i wyraźnie z czubkiem różdżki przy sercu. Nagle rozległ się głośny huk, a moje ciało zaczęło rozdzierać ogromne ciepło.
-Protego!- Krzyknęli Tom i Lestrange, tworząc wokół mnie otoczkę bariery.
Burza się uspokoiła ale nie znikła. Temperatura mojego ciała zdawała się ciągle podnosić. Bicie mojego serca było dziwnie nierównomierne.
-Jak się czujesz?- Krzyknęła Lilith po przez burze.
-Ciepło bardzo ciep....Aghhh-Głośny, przeraźliwy krzyk z bólu opuścił moje usta.
Okropny ból rozdzierał moje ciało. Nagle zaczęłam się kurczyć. Czułam się jakbym była w pomieszczeniu, którego ściany zbliżają się coraz bliżej i bliżej miażdżąc mnie. Przez kolejną godzinę wrzeszczałam z bólu, przez łamiące się kości, wyrastające nowe części ciała. Stwierdziłam, że złym pomysłem byłoby użycie starożytnej magii, aby jakkolwiek sobie pomóc z tą przemianą, ze względu na brak kontroli, mogłabym coś złego zrobić reszcie.
Nagle ból zaczął ustawać, a ja zaczęłam wracać do normalności. Gdy ból całkowicie ustał spojrzałam w dół. Nie było moich stóp, a zamian były szpony.
-Udało ci się.- Powiedział Tom, wraz z resztą opuszczając różdżki.
Ochronna osłona opadła, a ja ostrożnie podreptałam w stronę lustra. Jestem orłem. Mogłam się tego spodziewać. Miałam na biało upierzoną głowę, reszta była cała czarna.
-Racja, udało się.- Powiedziałam, ale zamiast słów wyszło piskliwe ujadanie.
-Mamy na sali tłumacza języka orłów?-Zaśmiał się Lestrange.
Stąpając pewniej po ziemi, zaczęłam machać skrzydłami próbując się unieść w powietrze. Postanowiłam zaryzykować i machając mocno skrzydłami uniosłam się w powietrze ponad głowy obecnej trójki. Okazało się, że utrzymanie równowagi w powietrzu nie należy do najłatwiejszych czynności, dlatego też powoli zaczęłam zlatywać w dół. Machając mocno skrzydłami próbowałam uratować się, jednak nie było mi to dane. Na szczęście nie upadłam na ziemię, ponieważ złapały mnie czyjeś ręce. Powstałam na moje łapki, wyprostowując się na czyiś dłoniach. Obróciłam się w stronę głowy i zobaczyłam Tom'a. Patrzył na mnie a ja na niego.
-Jesteś w stanie się przemienić z powrotem?- Spytał. W tym momencie mnie zamroziło, lecz mimo to potaknęłam mu machając główką.
Powoli wdrapałam się po jego ramieniu stając mu na barku. Musnęłam delikatnie skrzydłem jego policzka. O dziwo na poważnej twarzy chłopaka pojawił się tyci uśmiech. Podleciałam z jego ramienia prosto na głowę Lestrange'a.
-Ey, nie pozwalaj sobie.- Zaśmiał się gdy pazurami rozczochrałam mu włosy.
Lilith wyciągnęła rękę w moją stronę. Zleciałam z głowy chłopaka, stając na jej głowie. Po paru minutach zleciałam na ziemię i wtedy się lekko zestresowałam. O co jeśli utknę w tej postaci. Skupiłam się najmocniej jak potrafiłam na powrocie do człowieczej formy. Po paru kolejnych minutach poczułam znowu to samo ciepło, a potem niemiłosierny ból. Lecz druga przemiana była o wiele szybsza, nie mniej jednak tak samo bolesna. W trakcie przemiany Lilith złapała za koc z torby i ukryła mnie za nim. Gdy tylko w pełni się przemieniłam, zebrałam ubrania z podłogi i je na siebie założyłam.
-Całkiem zwinnie poszło, co nie?- Powiedział z dziwną miną Lestrange.
Ubrana stałam zablokowana w jednym miejscu, a Lilith wycofała się z kocem, widząc, że jestem gotowa.
-Wszystko dobrze?- Spytała Lilith. Otworzyłam buzię, aby coś powiedzieć, lecz z każdym lekkim ruchem, ogromny ból rozdzielał mnie od środka. Upadłam na kolana, a ból ze szczęki przeszedł jak błyskawica, przez całe ciało. Wszyscy patrzyli na mnie zszokowani, gdy z każdym najmniejszym ruchem, przeraźliwe krzyki bólu opuszczały moje usta.
-Lil..Zaklęci... uzdrawia... - Ledwo wymawiałam słowa. Dziewczyna od razu podniosła różdżkę i wyszeptywała przerażona zaklęcia. Ból powoli rozchodził się po ciele, a potem malał. Gdy byłam w stanie poruszać się w miarę komfortowo, machnęłam ręką na dziewczynę, aby zaprzestała rzucanie zaklęć.
-Nikt nie mówił, że będzie łatwo.- Uśmiechnęłam się słabo. Zostanę tu jeszcze na chwile, muszę odpocząć.- Pomieszczenie jak na zawołanie zaczęło się zmieniać, a otoczenie zmieniło się na bardziej przytulne i doszły meble.
-Zostaniemy z tobą.- Odezwał się po raz pierwszy od dłuższej chwili Tom.
- Nie trzeba, zostanę tu do rana. Musicie przejść z siódmego piętra do lochów niezauważeni, bo inaczej dostaniecie szlaban, a nie chcemy ujemnych punktów dla Slytherin'u.- Powiedziałam, na co nie przekonani spoglądali.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.- Powiedział Lestrange.
-Nawet jeśli to tylko jedna osoba zostaje ze mną, dwójka wraca i upewnia się, że nikt nie zauważy naszego zniknięcia.- Powiedziałam i powoli wlokłam się do łóżka.
-Ja zostanę. Idźcie.- Powiedział władczym tonem Tom.
Lestrange przytaknął głową zgadzając się. Lilith spoglądała na mnie porozumiewawczo.
,,Idź. Lestrange może zawalić.'' Powiedziałam w jej głowie. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i wyszła.
-Ty i Tom... Sami...-Usłyszałam myśli dziewczyny. Postanowiłam tego nie komentować.
Powoli wtargałam się do łóżka, zważając na ból towarzyszący każdemu, nawet najmniejszemu użyciu mięśni.
-Jakie to uczucie? Gdy byłaś w postaci orła?- Wypytywał Riddle.
-Takie samo jak w normalnym ciele tyle, że bez żadnego bólu, a teraz ledwo mogę się poruszać.- Zakończyłam.
-Odpocznij. Będę tutaj.- Uśmiechnęłam się jedynie. Chłopak usiadł w fotelu niedaleko i wsadził nos w książkę, którą miał w torbie.
Przebudziłam się w nocy ze względu na mocny ból w klatce piersiowej. Wiedziałam, że odpoczynek wyspanie się do rana nie będzie wystarczające. Podniosłam się do siadu i zobaczyłam, że Tom spał w fotelu. Postanowiłam, że najszybszą opcją będzie zaklęcie z księgi Liberanti.
-Sanus fieri cito vulnera tua sana, sanus fieri cito vuln....- Wyszeptywałam pod nosem w kółko i w kółko, aż ból całkowicie zniknął. Co za ulga.
Zanim wtuliłam się z powrotem w poduszkę, złapałam za koc spoczywający na końcu łóżka i okryłam nim Tom'a śpiącego w fotelu. Powróciłam do łóżka i odleciałam, zmęczona przeżyciami z przed paru godzin.
Stałam właśnie w pubie Pod Trzema Miotłami, jednak nie wyglądał tak jak wygląda. Rozkład stolików był inny, a wystrój także wyróżniał się. Zobaczyłam Marianne przy barze rozmawiającą z barmanką. Ich szepty były ledwo słyszalne.
-...Lodgok.... może być nieufny...- Strzępy dochodziły do moich uszu.
-Jeśli jednak szukasz informacji o Ranroku, które pomogą ci go powstrzymać, znajdziesz sprzymierzeńca w Lodgok 'u.-Powiedziała ciemnowłosa kobieta za ladą. Obraz rozmazał się, a potem z powrotem wyostrzył. Tym razem znajdowaliśmy się w Świńskim Łbie.
Posiwiały goblin spoczywał z pełnym kuflem przy stoliku pod oknem.
-Witaj, Lodgok 'u. Sirona mówiła, że cię tu znajdę.- Powiedziała Marianne przysiadając się do goblina pod oknem.
-Doprawdy? Przysłała cię z wieściami?- Spytał uprzejmie jak na goblina.
-Nie. Właściwie to ja chcę z tobą pomówić. Chodzi o Ranroka.- Uśmiechnęła się niewinnie dziewczyna.
-Już pamiętam. Pod Trzema Miotłami, atak trolli. To ty jesteś tą uczennicą, którą chce dopaść.
-Właśnie tak. I muszę się dowiedzieć, co on i jego lojaliści zamierzają. Dzięki temu będę o krok przed nimi.- Wyjaśniła Marianne.
-Załóżmy, że to wiem. Dlaczego miałbym ci ufać?- Spytał już z bardziej poważną miną Lodgok.
-Sirona mi ufa i twierdzi, że nasze interesy mogą być zbieżne.- Powiedziała.
-Hmm, no skoro ufa ci Sirona...- Zamyślił się przez chwilę.
-Dobrze. Chyba wiem, co może pomóc nam obu. Jest sposób, żeby zachęcić Ranroka, by wyjawił mi swoje plany.
-Zamieniam się słuch.- Powiedziała dziewczyna.
-Wiele lat temu pewna podła czarownica ukradła gobliński relikt. Plotka niesie, że został ukryty w jej sarkofagu... w grobowcu, do którego dostęp mają tylko czarodzieje. Jakiś czas temu się z Ranrokiem... poróżniliśmy. Ten relikt mógłby zakopać przepaść pomiędzy nami.- Zakończył Lodgok. Dziewczyna zamyśliła się na moment, po czym przemówiła.
-Skąd mam pewność, że jeśli zdobędę relikt, powiesz mi prawdę na temat Ranroka?- Spytała Marianne, podejrzewając przechytrzenia ze strony goblina.
-Musimy sobie wzajemnie zaufać. Ja, że ty nie ulotnisz się z reliktem, a ty, że ja przekażę ci zdobyte informacje. Zbierz potrzebne zapasy, a potem spotkamy się przy grobowcu czarownicy.- Dziewczyna przytaknęła głową i obraz się rozmazał.
Po raz kolejny wszystko nabrało ostrości. Marianne stała na wzgórzu, z którego idealnie widać było cały ogrom Hogwartu. Dziewczyna ruszyła za Lodgok'iem, wydeptaną ziemistą ścieżką.
-Jaki dokładnie relikt mam znaleźć?- Spytała.
-To cenna pamiątka rodzinna zwana ,,Hełmem Urkota"- Odpowiedział lekko sapiąc.
-Ta czarownica miała się za kolekcjonerkę, kupiła hełm dla ozdoby. Nie obchodziło jej, jak wielkie cierpienie przysporzyła goblinom. Gobliny wierzą, że prawowitym właścicielem przedmiotu jest jego wytwórca, a nie nabywca.- Tłumaczył goblin.
-Czarodzieje inaczej widzą różne rzeczy. To cud, że gobliny i czarodzieje potrafią ze sobą współpracować.- Zachwycała się Marianne.
-Istnieją pomiędzy nami niezliczone różnice.- Zaśmiał się Lodgok.
-Na to wygląda.- Dopowiedziała.
-Możesz się zdziwić, ale osobiście nie wierzę, że tych różnic nie da się przezwyciężyć. Właśnie dlatego idę razem z tobą do tego grobowca. Ach, to tutaj. Grobowiec czarownicy.
Stanęliśmy w wielkim okręgu z ogromnych kamieni, które prowadziły do wielkiej groty w kamiennej górze. Zatrzymaliśmy się z Lodgok'iem pod samym wejściem do groty.
-Powodzenia w poszukiwaniach hełmu. Władasz różdżką, więc powinnaś mieć przewagę. Zanim wyruszysz, czy chcesz o coś spytać?- Powiedział Lodgok.
-Wiesz, co może na mnie czekać w grobowcu?- Spytała mniej pewnym głosem Marianne.
-Wziąwszy pod uwagę, że zamieszana była w to czarna magia, masz szansę spotkać mrocznych obrońców, zwanych inferiusami. Te plugawe stwory żywią się ciemnością i zimnem. Pokonasz je światłem, siłą, a co najskuteczniejsze ogniem!- Ostrzegł.
Dziewczyna wleciała do grobowca i obraz ponownie się zamazał, lecz po tym już nie nadszedł żaden nowy. Pojawiłam się w jakimś ciemnym od dawna nie odwiedzanym grobowcu. To ten, w którym Marianne szukała hełmu? Sen ten był o wiele bardziej wiarygodny, bardziej rzeczywisty.
Nagle włosy stanęły mi dęba przez zimno, które odczuwałam. Moje oczy rozszerzyły się w szoku. Odczuwam zimno we śnie? Ręką uszczypnęłam się w ramię i gdy odczułam ból, automatycznie podniosłam rękę z różdżką, której nie było. Przemacałam wszystkie kieszenie i możliwe zakamarki, gdzie owa mogła być, lecz takowej nie znalazłam.
Nagle ziemia pode mną zaczęła się trząść. Przykleiłam się do najbliższej ściany i wyczekiwałam tego co miało nastać. Wyglądało na to, że coś chciało się wydostać z pod ziemi. W pewnych miejscach ziemia podnosiła się i opadała na boki. Złapałam powietrze w płuca, gdy zobaczyłam wydostającą się ciemną, skostniałą rękę. Kolejne w różnych miejscach wychodziły do wierzchu.
Gdy pierwsza istota ukazała się w pełnej okrasie, zrozumiałam, że są to nic innego jak inferiusy. Stworzenie powoli wlokło się w moją stronę, a za nim podobni do niego. Co teraz? Inferiusy są martwe, więc mało co jest w stanie je skrzywdzić jakkolwiek, a co dopiero zabić. Zabić coś, co już jest martwe.
Inferiusy lubią zimno i ciemność. Ciepło i światło je odstrasza. Zaklęcie kontroli natury z Liberanti. Ogień jest jednym z żywiołów, a żywioły to cztery składniki natury: ogień, woda, ziemia i powietrze. Jak szło to zaklęcie. Nie mając zbyt dużo czasu, ponieważ najbliżej będący inferius wziął ręką ogromny zamach, na co ja skłoniłam się unikając ciosu, jednocześnie podnosząc rękę nad głowę.
-FLAMMAE, EXSUSCITAMINI!!- Krzyknęłam i wielka fala ognia pochłonęła wszystkie inferiusy zamieniając je w proch. Rzeczywiście, gdy używam inkantacji, zaklęcia wychodzą mi bezbłędnie. Warto było wykuć je na pamięć.
Zapanowała ponownie ciemność i po chwili zobaczyłam po raz kolejny Marianne i Lodgok'a.
-Udało mi się odebrać Popiełkom hełm.- Powiedziała Marianne.
-Dobra robota. To na pewno zaimponuje Rankorowi. Ten hełm błyszczy bardziej, niż sobie to wyobrażałem. Ten grawer, ten kształt! Coś niezwykłego.- Zachwycał się Lodgok.
-Dla mnie wygląda jak zwykły hełm.- Stwierdziła Marianne, przyglądając się hełmowi, który na pewno miał w swoim czasie lepsze momenty. Był to brudny, zaniedbany i podniszczony hełm.
-Ha. Patrzysz na to, czym jest, a nie na to, co oznacza. Dla większości goblinów to nie jest zwykły hełm. Wyświadczyłaś tym złodziejom przysługę, że go odzyskałaś. Wiele goblinów byłoby w stanie zabić za ten hełm.- Goblin nie odrywał wzroku od hełmu.
-Ach. Cieszę się więc, że się go pozbędę.- Zaśmiała się dziewczyna.
-Dziękuję. Dzięki temu zdobędziemy zaufanie Ranroka. Natychmiast mu go zaniosę. Może odwiedzie go to od poszukiwań.- Zamyślił się Lodgok.
-Poszukiwań?- Spytała zaintrygowana Marianne.
-To... to tylko przypuszczenie. Zrobiłaś na mnie wielkie wrażenie, przyjaciółko. Cieszę się, że ci zaufałem. Wkrótce się rozmówimy. Póki co utrzymajmy naszą umowę w tajemnicy. Wielu nie dałoby wiary, że możemy mieć zbieżne cele....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro