Poszukiwania pokoju życzeń
Gdy tylko opuściłam klasę Profesora Binns'a, od razu skierowałam się ku pokoju wspólnemu, aby oczekiwać Gilberta. Stwierdziłam, że zabiorę ze sobą Salazara. Wystawiłam rękę do małej wielkości pajączka. Małe stworzonko weszło mi na ramię a wtedy od razu poszłam w stronę krypty.
Obawiam się, że te plotki, o których mówił Profesor Binns, mogą okazać się prawdą. Posiadała wpływ na potężny rodzaj magii, na starożytną magię. Jednak patrząc przez pryzmat moich wizji, snów, Marianne nie kontrolowała w żaden sposób nad goblinami, ale patrząc na okoliczności to ona mogła doprowadzić do końca rządów Ranroka. Tylko dlaczego to wszystko zachowano w tajemnicy?
Gdy znalazłam się w środku krypty pajączek zmienił się w swoją pierwotną postać, dosyć większego niż przy kupnie węża. Położyłam mu na ziemi parę mysz, którymi zaczął się zajadać.
-Dziękuję Pani.- Zasyczał wąż. Uśmiechnęłam się tylko w jego stronę po czym zaczęłam spacerować tam i z powrotem w oczekiwaniu na skrzata.
Po paru minutach usłyszałam trzask za moimi plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Gilberta.
-I co ?- Spytałam zaciekawiona.
-Eh...jest tak jak Pani mówiła. Gilbertowi udało się dotrzeć....- Skrzat z lekką paniką rozejrzał się szybko, upewniając się, że nie kogo nie ma. Odetchnął z ulgą.
-Tak.. Gilbert udał się do wierzy północnej. Minął Sir Cadogana. Strasznie wymądrzały i gadatliwy mag. Potem minąłem klasę Profesora Binns'a. Udałem się do piwnic. Strasznie brudno Pani, dużo walających się beczek. Ach Gilbert zapomniał, minął też posąg smoka.-Skrzat wyglądał jakby lekko się pogubił. Uśmiechnęłam się lekko, przez to jak nadzwyczajnie rozkojarzony był dzisiaj Gilbert.
-A wiec, czy w piwnicach znalazłeś jakieś przejście?- Spytała próbując sprowadzić skrzata na odpowiedni tor.
-Achh... tak Pani. Dużo drzwi. Gilbert postanowił sprawdzić wszystkie. Nigdzie nie było nic nadzwyczajnego. Tylko jedne drzwi za wielkimi beczkami.... Gdy Gilbert je odsunął, nie mógł ich otworzyć. To jakieś zaklęcie.. Pani.- Skrzat jakby zadowolony strzepywał brud ze swojego zgrabnego ubranka. Musiał się tak ubrudzić w piwnicach.
-Tergeo.- Powiedziałam machając różdżką na skrzata. Plamy brudu i kurz zniknął z ubrania gilberta.
-Dziękuję Pani.-Skrzat uśmiechnął się, patrząc na swoje ubranko, które lśniło jak nowe.
-To ja dziękuję za pomoc Gilbercie. Możesz wracać do domu. Odpocznij sobie.-Powiedziałam.
-Tak jest Pani.- Powiedział na odchodne skrzat. Później usłyszałam trzask a Gilberta już nie było.
Rozmyślając nad idealnym dniem, w którym mogłabym się wymknąć niepostrzeżenie, spacerowałam to w jedną, to w drugą stronę w krypcie. Stwierdziłam, że najlepszą opcją będzie cierpliwie przeczekać dwa tygodnie na przerwę świąteczną. Do tego czasu mogę trochę zapoznać się z terenem. Moje rozmyślenia przerwało głośne burczenie w brzuchu, ruszyłam więc ku wielkiej sali na kolacje. Usiadłam przy stole ślizgonów, szybko zjadłam dwie kanapki, popijając ciepłą herbatą.
Gdy zostało mi herbaty na dnie, obok mnie dosiadł się Tom. Chłopak złapał za kanapkę i rozpoczął konsumpcje.
-Smacznego.- Mruknęłam nie odrywając wzroku od kubka, mocno zamyślona.
-Dziękuję...- Odpowiedział, obrzucając mnie przelotnym spojrzeniem, wracając szybko do kanapki.
-Znowu planujesz zwiedzanie Hogwartu?- Wypalił. Spojrzałam na niego szybko i odwróciłam wzrok. Przecież nie wie... nie mógł... niee. Przecież to nie możliwe, byłam sama w krypcie.
- Skąd takie podejrzenia?-Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Wychowałem się w mugolskim sierocińcu. Do jedenastych urodzin nie wiedziałem, że jestem czarodziejem, myślałem, że te wszystkie dziwne rzeczy, sytuacje, które miały miejsce... myślałem, że jestem szurnięty.-Zaśmiał się a ja razem z nim.
-Chyba coś z tego bycia szurniętym ci zostało.- Zaśmiałam a chłopak spoważniał i zaczął mówić dalej.
-Hogwart jest dla mnie jak dom, którego nigdy nie miałem. Chce zwiedzić każdy zakątek. Odkryć wszystkie tajemnice jakie ukrywa.- Powiedział łapiąc za drugą kanapkę.
-I jak ci idzie? Znalazłeś coś ciekawego?-Spytałam patrząc na niego zaciekawiona.
-Na razie staram się skupić na tej teoretycznej stronie Hogwartu. Dużo czytam o historii. Interesują mnie wszelkie legendy, wszystko.-Powiedział a jego oczy zabłyszczały z fascynacji.
-Podobno w Hogwarcie znajduje się gdzieś pokój życzeń...-Nie dałam mu dokończyć, wcinając mu się w środek zdania.
-Pokój, który stanie się wszystkim czym chcesz aby się stał w danym momencie.- Dokończyłam.
Chłopak lekko uśmiechnął.
-W końcu, ktoś na poziomie.- Powiedział.
-Co masz na myśli?- Spytałam zaciekawiona.
-Posiadasz dużą wiedzę i po prostu jesteśmy podobni, no nie? Oboje też nie mamy rodziców. Ty od jakiegoś czasu ale jednak. Lubimy odkrywać i poznawać.- Powiedział z kamienną miną, patrząc mi prosto w oczy bez najmniejszego problemu.
-To co ty na to, aby razem spróbować odnaleźć pokój życzeń?-Spytałam.
-Dobry pomysł. To może spotkajmy się jutro po lekcjach.-Chłopak odskoczył od stołu, nie czekając na moją odpowiedź i wyszedł z wielkiej sali. Szybko dopiłam resztki herbaty. Nagle przypomniałam sobie o Salazarze, którego zostawiłam w krypcie. Pobiegłam tam, przemieniając węża w pająka, po czym ruszyłam do lochów a następnie mając w planach iść spać.
Następnego dnia, lekcje ciągnęły się niemiłosiernie. Na ostatniej lekcji, którą była obrona przed czarną magią, Tom usiadł obok mnie.
-To od czego dzisiaj zaczynamy? Ja myślę, że powinniśmy poszperać trochę w bibliotece.- Zapytał i jednocześnie odpowiedział sobie sam na pytanie Riddle.
-Dobry pomysł.- odpowiedziałam uśmiechając się lekko. Chłopak ze swoją obojętną miną wrócił do lekcji.
Zadzwonił dzwonek a my ruszyliśmy do biblioteki. Dołączyli do nas Avery, Lestrange, Rosier a także Nott. Nott jest o drugorocznym.
-No Tom nie zaprosiłeś nas na randkę jak Ophelie, mamy być zazdrośni?- Zaśmiał się Lestrange.
- Właśnie was zapraszam, a teraz bierzcie się za szukanie wszystkiego co możliwe na temat Hogwartu, a szczególnie o pokoju życzeń.- Powiedział Riddle. Będąc już w bibliotece każdy zaczął rozglądać się po półkach tylko Lestrange stał w miejscu gapiąc się w nicość.
-A ty czekasz na buziaka od Toma czy co? Aż tak się napaliłeś na tą randkę?- Powiedziałam a chłopak jakby obudził się ze snu. Wszyscy buchnęliśmy śmiechem, nawet Tom zaśmiał się lekko, odrywając się na sekundę od książki.
-Dobra jesteś.-Powiedział Avery a Rosier nadal śmiejąc się jak szalony, podtrzymując się o półkę z książkami, kiwał głową potwierdzając to co powiedział Avery.
Zaśmiałam się i wróciłam do wertowania księgi o historii Hogwartu. Z każdą książką za oknem robiło się coraz ciemniej. Rosier od nadmiaru śmiechu jako pierwszy zapadł w głęboki sen, opierając głowę o stos książek i z rozwaloną resztą ciała na ziemi. Avery oparty o regał spał z głową, która opadła mu na otwartą księgę ułożoną na kolanach. Nott za to siedział przy stole i z klejącymi się oczami czytał jedną stronę od godziny. Utkwiłam mój wzrok na dłuższy moment na Nott'cie.
-Obstawiam, że śpi z otwartymi oczami.- Uśmiechnął się lekko pod nosem Tom.
-Jeśli tak, to straszne to.-Odpowiedziałam chichocząc cicho.
-To nie ma sensu, nic tu nie ma. Same oczywiste informacje a o pokoju jedynie wspominają, że taki istnieje ale nic po za tym.- Powiedział Riddle wracając do swojej grobowej miny.
-No za dużo tu nie ma, ale...- Zastanowiłam się przez chwile. Tom spojrzał na mnie zaciekawionym wzrokiem, domyślając się, że wpadłam na jakiś pomysł.
-Jak już wiesz, mój Ojciec był historykiem. Wiele historii jak i informacji do, których doszedł nigdy nie zostały ujawnione, a przez wiele lat je gromadził i myślę, że na pewno znajdę coś u siebie w domu.- Powiedziałam. Chłopakowi oczy znowu zabłyszczały, wręcz maniakalnie, lecz szybko to znikło i wtedy przemówił.
-No tak ale do przerwy świątecznej mamy jeszcze trochę czasu więc nic z tego teraz.-Powiedział lekko zawiedziony.
Zamyśliłam się, po czym nagle się ożywiłam.
-No oczywiście.- Uśmiechnęłam się i podeszłam do Nott'a budząc go i prosząc aby obudził resztę, ponieważ my musimy iść wysłać sowę, a wytłumaczymy im wszystko później w pokoju wspólnym.
-Chodź.- Mruknęłam w stronę Tom'a, ruszyliśmy w stronę sowiarni.
Gdy już tam byliśmy wyjęłam z torby kawałek pergaminu, kałamarz i pióro. Położyłam wszystko na starym i zniszczonym biurku, po czym zaczęłam pisać.
Witam William'ie.
Pisze do ciebie z prośbą. Otóż piszemy referat na zajęcia z historii, dokładnie historii Hogwartu. W księgach z biblioteki szkolnej jest dość mało informacji, dlatego piszę z prośbą abyś sam czy z pomocą Gilberta odnalazł dla mnie wszelkie cenne księgi czy informacje na ten temat. W szczególności zależy mi na tym aby był bardziej rozwinięty temat niejakiego pokoju życzeń, ponieważ tutaj w księgach informacje na ten temat to naprawdę rzadkość. Przydały by mi się jak najszybciej. Po za tym u mnie wszystko w jak najlepszym porządku. Miłego dnia William'ie.
Ophelia.
Gdy skończyłam schowałam kałamarz i pióro do torby i odwróciłam się w stronę Riddla, który nie odwracała ode mnie zaciekawionego wzroku. Było to spowodowane tym, że zaprowadziłam go tutaj nic nie tłumacząc. Przekazałam mu list, aby przeczytał. Chłopak śledził tekst wzrokiem, po czym lekko uśmiechnął się.
-Dobry pomysł. Myślisz, że jak kiedy mniej więcej dostarczy ci te księgi?- Spytał z ciekawością Tom, który będąc wyższym ode mnie nie oddał mi listu a sam podszedł do pierwszej sowy z brzegu przywiązując jej do nóżki zwitek pergaminu.
-Myślę, że jutro przy porannej poczcie.-Powiedziałam, jednocześnie cicho dziękując bo sama pierwsze musiałabym użerać się z dostaniem się do sowy, które przy wieczornej porze usadowiły się wysoko, gotowe na drzemkę.
Wróciliśmy do pokoju wspólnego gdzie pozostała część grupy, która w bibliotece za pomoc wzięła sobie spanie gorliwie dyskutowała przy kominku.
-Kogo tak zacięcie obgadujecie?-Spytał Riddle patrząc na nich z obojętną miną. Wszyscy nagle odwrócili głowy a rozmowy ucichły.
-A teraz tłumaczcie się gdzie byliście i co robiliście..- Powiedział Lestrange podnosząc dwuznacznie brwiami. Zaśmiałam się a Tom zaczął tłumaczyć im plany odnośnie listu i możliwych nowych informacji.
-No to się nie nudziliście. Wspaniale.- Zaśmiał się Rosier a razem z nim wszyscy.
Chwile jeszcze posiedzieliśmy w pokoju wspólnym a później wszyscy rozeszli się do swoich dormitoriów.
Następnego dnia gdy się obudziłam, ledwo żywa położyłam się jeszcze na 15 minutową drzemkę.
-Ophelia wstawaj. Spóźnisz się na śniadanie.- Otworzyłam oczy po raz kolejny obudzona przez Lilith Ashenheart, to jedna z dwóch dziewczyn, z którymi dzielę dormitorium. Lilith jest jedna z niewielu ślizgonek, która mimo wyznawania czystości krwi jak każdy ślizgon, nie pluje jadem na wszystkich dookoła. Śmie twierdzić, że mam z nią całkiem przyjazne stosunki. Drugą i ostatnia współlokatorką jest Astoria Wyvernia. Istne uosobienie Slytherin'a. Uwielbia dręczyć pierwszorocznych z innych domów. Nie obejdzie się bez losowej obelgi w stronę, każdego kto jej się sprzeciwi. My z Lilith omijamy ją szerokim łukiem, a ona sama też nie jest zbytnio chętna do nawiązywania kontaktu.
-Dziękuję.- Chrypnęłam zaspanym głosem.
-Widzę, że chyba dogadujesz się z chłopakami, co?- Powiedziała i zaśmiała się.
-To tylko jeden dzień. Nie chwal dnia przed zachodem słońca.- Obie wybuchłyśmy śmiechem. Gdy już się uspokoiłyśmy, zauważyłam, że dziewczyna ma dziwnie czerwoną rękę.
-Co ci się stało w rękę?- Spytałam. Dziewczyna nie rozumiejąc co mam na myśli zaczęła obracać rękami aż spostrzegła wielką czerwoną plamę, która po dotknięciu musiała panicznie zaboleć, bo dziewczynie aż stanęły łzy w oczach.
-Właśnie wracałam z sowiarni i trafiłam po drodze na Seraphine. Wpadła na mnie, wylewając coś na moją rękę. Powiedziała, że to tylko rozcieńczony sok z dyni. Pewnie znowu próbowała zrobić eliksir szczęścia. Ostatnim razem jak próbowała to cała klasa zemdlała bo coś poszło nie tak, a opary okazały się usypiające. Idę do skrzydła szpitalnego.-Powiedziała po czym lekko pozbawiona chęci do życia Lilith opuściła dormitorium.
Ruszyłam w stronę łazienki aby się odświeżyć, po czym ubrałam się w czyste szkolne szaty i ruszyłam do wielkiej sali. Przy stole siedzieli już ślizgoni, w czym Tom Riddle wraz z Avery'm, Rosier'em i Nott'em. Szybko usiadłam na wolnym miejscu, pomiędzy Tom'em a Avery'm.
-Lestrange się zgubił?- Zapytałam zaspana.
-Dzisiaj z rana wstał wcześnie jak oszalały i wyszedł. Nie ma go do teraz.-Powiedział Riddle obojętnie.
-Podobno ugadał się z Irytkiem, aby rozrzucić łajno bomby przed pokojem woźnego Pringle, tak aby wpadł w nie zaraz z rana po pierwszym opuszczeniu pokoju. Patrząc na to, że go tu nadal nie ma, moja wersja zdarzeń musiała się spełnić.- Zaśmiał się Rosier.
-Pewnie Irytek go wkopał ostatecznie.- Powiedziałam, po czym zaśmiałam się.
-Dokładnie tak samo uważamy. Od początku roku powtarzamy mu, że Irytek wszystkim robi na przeciw i on także nie będzie wyjątkiem, ale chyba musiał to przeżyć na własnej skórze.-Dodał Avery. Wszyscy zaśmialiśmy się, po czym wzięliśmy się za jedzenie.
Gdy powoli kończyliśmy konsumować nasze posiłki, w tym Rosier już chyba ósmą kanapkę z rzędu, naprawdę nie mam pojęcia gdzie on to mieści, do sali wbiegł zadyszany Lestrange. Usiadł na przeciwko mnie, obok Rosiera.
-Na i jak twój genialny pomysł z Irytkiem został zrealizowany?- Zaśmiał się Rosier.
- Irytek... mni.mnie wydał. Nig..nigdy już nic z nim ni..nie zaplanuje. Uciekałem pr..przed Pringle'm przez dosłowne czterdzieści minut. Czy ten facet się w ogóle męczy.-Powiedział zrezygnowany, jednak góry jedzenia przed nim jakby go ożywiły. Chłopak brał się za jedzenie gdy my z reszta popijaliśmy herbatę, najedzeni, czekając na pocztę.
Jak na moje zawołanie do wielkiej sali wleciało z tuzin sów. Każdy łapał listy do rąk. Usłyszałam głośny śmiech Astorii, która wskazywała na jedną puchonkę, której mały pakunek wpadł do miski z mlekiem, obryzgując wszystkich dokoła.
Mój wzrok z Astorii, przeniósł się na lecącą sowę z pakunkiem w pazurach. Czarno upierzona sowa, ostrożnie ułożyła pakunek na stole przede mną. Złapałam za herbatnika z talerza i podałam na ręce sowie, ta otarła się delikatnie o moją dłoń, po czym złapała ciastko do dziubka.
-Dziękuję Piorunie.- Sowa ponownie otarła się o mą dłoń, po czym odleciała.
Otworzyłam pakunek, który był wielkości niedużej. Gdy zdjęłam papier, jako pierwszy w oczy rzucił się list. Napisał go William informując mnie, że informacje były bardzo rozrzucone po wielu księgach, ale, ponieważ Gilbert znał każdą księgę i wiedział gdzie czego szukać, spisał wszelkie cenne informacje. Pod listem znajdowało się 6 arkuszy pergaminu zapisanego aż po brzegi.
Tom Przyglądał się z ciekawością, więc podałam mu list aby zapoznał się z sytuacją, gdy ja szybko przefiltrowałam informacje zawarte na kartkach pergaminu. Większość informacji była ciekawa jednak nie zbyt potrzebna. O dziwo była wspomniana krypta, której wiele osób przede mną i Riddle'm nie odwiedzało. Nie zdziwiłabym się gdyby ostatnią osobą przebywającą tam przed nami był dosłownie mój Ojciec.
W każdym razie jest tutaj to co chcieliśmy znaleźć. Wskazałam ręką aby się nachylili bliżej mnie. Po czym zaczęłam czytać z pergaminu szeptem.
-Pokój życzeń, ukazuję się tym, którzy go naprawdę potrzebują. Kiedy się pojawia, wyposażony jest dokładnie w to, co akurat jest potrzebne lub doskonale przystosowuje się do potrzeb szukającego...Pokoju Życzeń objęte jest ogólno magicznymi regulacjami, przykładowo nie pojawi się tam nigdy jedzenie wedle praw Gampa. Prawo Gampa, to prawo obowiązujące w czarodziejskim świecie dotyczące elementarnej transmutacji. Istnieje od niego pięć podstawowych wyjątków, z których pierwszy dotyczy jedzenia. Zgodnie z tym wyjątkiem nie można stworzyć jedzenia z niczego, a można je jedynie transmutować, wezwać do siebie, jeśli się wie, gdzie się znajduje albo zwiększyć jego ilość, jeżeli ma się już trochę. Pomimo że jedzenia nie da się wyczarować, to jednak można to zrobić z jadalnymi cieczami takimi jak sos albo woda. Znajduje się na siódmym piętrze Hogwartu, naprzeciw Gobelinu z Barnabaszem Bzikiem tańczącym z Trollami . Aby się do niego dostać należy przejść wzdłuż ściany trzy razy, intensywnie myśląc nad tym, czym pokój się ma stać lub do czego ma posłużyć. Bardzo ważne, aby osoby wchodzące do pokoju bardzo wyraźnie określali cel jego użycia. Jeśli zrobią to niedokładnie może okazać się, że niepożądane osoby będą mogły wejść.- Zakończyłam.
- To co... dzisiaj po lekcjach ?- Spytał Avery.
-Tak.-Powiedział Tom na co każdy skinął głową godząc się. Grupą wstali od stołu, po czym ruszyli na lekcje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro