Oni wiedzą
Postanowiłam po tej całej sytuacji odpocząć.... odpocząć od tego wszystkiego. Od ostatniego ,, porwania'' nie rozmawiałam o tym z nikim. Smyka odsyłałam, mówiąc, aby przekazał Marianne jak i Sebastianowi, że potrzebuje chwili odpoczynku, odreagowania normalnym życiem, które prowadziłam zanim to wszystko się zaczęło. Zanim wiedziałam o starożytnej magii i zanim polowały na mnie wampiry. W szpitalu nie zauważyli mojego zniknięcia, nie wiedzą także co było powodem mojego wiecznego snu. W razie kolejnej takiej sytuacji mamy niezwłocznie wrócić do szpitala.
Nie wyobrażam sobie jak wytłumaczę Marianne czy Lilith, że powodem mojej magicznej śpiączki byłam ja sama, a dokładnie moje sumienie połączone ze strachem i z tego wszystkiego powstał wróżebnik, który truje mi życie.
-Słyszę twoje myśli, zdajesz sobie z tego sprawę...- Mruknęła, stojąc w kącie pokoju, przyglądając się zdjęciom i księgą znajdującym się na półce.
-Przez twoją chęć mienia ciała mogłam zginąć, a razem ze mną i ty...- Żachnęłam się z niedowierzenia.
-Cóż ja i tak jestem już martwa...-Uśmiechnęła się cwanie, bo wiedziała, że wie coś o czym ja jeszcze nie mam bladego pojęcia.
-Chcesz mi powiedzieć, że za niedługo umrę?- Zakpiłam. Wróżebnik buchnął śmiechem nie zdradzając ani słowa.
-Uwierz mi na słowo. Czeka cię bardzo długie życie...- Odeszła.
Gdy nadszedł czas powrotu do Hogwartu, stwierdziłam, że po raz pierwszy nie mam ochoty tam wracać. Oznaczało to powrót to zagmatwanego życia, a co najgorsze tłumaczenia się przed Marianne i Lilith, potem okłamaniem chłopaków.
Do szkoły będę teleportować się z Gilbertem. William z rana musiał wracać do siebie, a więc pożegnaliśmy się, a teraz szykuję się na podróż do komnaty mapy.
-Nie cieszysz się? Ohh, zobaczysz Tom'a...- Powiedział wścibsko wróżebnik.
-Co się tak do niego uczepiłaś, co?- Zaśmiałam się zrezygnowana.
-Te ciarki i motylki w brzuchu, gdy chociażby przypadkiem cię dotknął... jakże...hmmm....-Zamyśliła się.- ...mdło...-Wybuchła śmiechem.
Postanowiłam tego nie komentować. Gotowa i spakowana czekałam aż Gilbert się pojawi i godzinę przed czasem zabierze mnie do komnaty mapy, a potem jak było zaplanowane z profesorem Dumbledore'm, pojawie się z Gilbertem w wielkiej sali.
Tak też się stało. Moje nogi stanęły na błękitnej, kryształowo lśniącej posadzce komnaty, gdzie w wielkim obrazie wyczekiwała mnie Marianne.
-Wiedziałam, że ci się uda. Bardzo mnie to cieszy ale natychmiast wytłumacz mi co doprowadziło do przygody w świętym Mung'u.- Powiedziała kobieta z powagą i po chwili do sali wleciała Lilith.
-Jesteś.- Dziewczyna odetchnęła z ulgą i rzuciła mi się w ramiona.- Tak się zamartwialiśmy...- Odsunęła się, gdy z trzaskiem pojawił się Smyk, oznajmiając, że Sebastian nie pojawi się na dzisiejszym spotkaniu. Marianne jedynie mruknęła, bardziej zainteresowana mną.
- A więc? Co było powodem twojego snu, a potem ignorowania nas...- Mruknęła Marianne.
-Ja!- Wróżebnik krzyknął ucieszony. Podeszła do obrazu i ukłoniła się teatralnie wiedząc, że nikt poza mną jej nie widzi.
-Możesz przestać!- Uniosłam się patrząc na wróżebnika co dla innych było pustą przestrzenią. Wszyscy obecni popatrzyli na mnie zdziwieni.
-Zaraz wytłumaczę.- Mruknęłam w stronę Marianne i reszty.
-Chyba nie zamierzasz im o mnie powiedzieć?- Twarz kopii mnie spoważniała. Boi się.
-Dlaczego nie? Obawiasz się czegoś?- Spytałam podejrzliwie. Wszyscy nadal z dziwnymi minami patrzyli na mnie. Głośny trzask zniknięcia Smyka przywrócił mnie do reszty. Nagle wrócił z Sebastianem.
-Stworzyłaś mnie więc możesz też....- Wróżebnik zamilkł.
-Mogę cię zniszczyć.-Mruknęłam. Do zdziwionych spojrzeń doszło spojrzenie Sebastiana błądzące między mną, pustą przestrzenią i Marianne, wyczekując jakiś odpowiedzi. Wróżebnik już się nie odezwał.
-Dlaczego wróżebnik, który ma męską formę, jeśli jesteś mną, kobietą?- Spytałam, mina Marianne zmieniła się, kojarząc fakty.
-Kiedyś się dowiesz..- Mruknęła niezadowolona i wycofała się w ciemny kąt.
-Super...- Żachnęłam się...- Wracając...- Marianne mi przerwała.
-To ona była powodem twojego snu....-Mruknęła.
-Możecie wytłumaczyć?- Spytała Lilith.
-Jak wiecie uczę się kontroli starożytnej magii, ponieważ okazało się, że mam z tym czasami małe problemy. Dowiedziałam się o tym w lesie gdzie spotkałam dwoje wampirów po raz pierwszy.- Zatrzymałam się, biorąc głęboki oddech.
-To ty... dwa zabite wampiry w lesie. Aramis dowiedział się, że owinęły ich korzenie drzew, a jak wiadomo drewno dla wampirów jest śmiertelne. Podobno niektóre korzenie przeszły ich na wylot, a potem ciała stanęły w ogniu i na koniec wrosły w ziemię.-Powiedział na jednym wdechu, patrząc na mnie z lekkimi obawami. Lilith także patrzyła niedowierzając w to co usłyszała.
-Moja podświadomość stworzyła mi prawie namacalną pokutę, na początku moje odbicie nim było. Widziałam siebie w krwi, uśmiechającą się jak jakaś psychopatka. Była za mną wszędzie, tylko czasami gdy na prawdę czułam się szczęśliwa, bądź czymś bardzo zajęta to znikała.- Wytłumaczyłam.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że nadal przez to przechodzisz?- Spytała Marianne z zamartwioną miną.
-Nie wiem, może dlatego, że w środku rzeczywiście czuję się winna i zasługuje na to. Gdy obudziłam się w szpitalu, okazało się, że to odbicie uśpiło mnie używając mojej magii, aby stworzyć sobie świadome ciało. Jest jak całkowicie inny normalny człowiek, tyle że nikt poza mną jej nie widzi, a ona korzystając ze starożytnej magii, posiadła wiedzę o mojej przyszłości, a przynajmniej na to wygląda, albo to tylko nowa metoda torturowania mnie.- Odetchnęłam z ulgą, że powiedziałam już wszystko.
-Pomogę ci jak tylko będę mogła, jednakże nigdy nie miałam styczności z czymś takim. Żeby magia sama w sobie tak mocno się oddzieliła i była oddzielna od jej posiadacza.- Zamartwiła się Marianne.
-Może to jakaś próba? Magia sprawdza ją czy jest godna czy coś?-Powiedziała Lilith. Pierwszego dnia bycia świadomą posiadania starożytnej magii, zapewne bym ją wyśmiała, jednakże teraz może to być prawdą.
-Ma to sens... Mówiłaś coś o jakimś wróżebniku?- Wtrącił się Sebastian.
-Tak się nazwała. Powiedziała, że to coś co będzie miało coś wspólnego ze mną w przyszłości. Prawdopodobnie coś strasznego co mogę dokonać.- Mruknęłam.
-Więc musisz unikać tego wróżebnika.-Powiedział dumny ze swojej odpowiedzi Sebastian.
-Tak, tyle że nie mam bladego pojęcia czym, bądź kim jest..- Odpowiedziałam.
-Wróżebnik jest ptakiem.- Dopowiedziała Lilith.
-No tak, ale raczej zabijając ptaka nie przemienię się w potwora.- Zaśmiałam się.- To musi być jakiś przydomek, za którym stoi jakiś mugol, czarodziej, wampir, na prawdę ktokolwiek.- Złapałam się za głowę bezsilnie.
-No dobrze, jakoś sobie z tym poradzimy. Teraz szpital, jak wam poszło. Co się stało?-Spytała Lilith.
-Szybka zmiana tematu... Chyba ktoś się czuję niekomfortowo, dowiadując się, że jej przyjaciółka zataiła przed nią fakt, że jest mordercą.- Zaśmiała się dziewczyna w kącie.
-Zamknij się tam.- Powiedziałam w stronę ciemnego kąta.
-A więc...- Zaczęłam i wspólnie z Sebastianem zaczęliśmy opowiadać...
*Święty Mung*
Śmiech wróżebnika rozchodził się po szpitalnym pomieszczeniu. Nagle głośny trzask sprawił, że w pomieszczeniu pojawił się Smyk wraz z Sebastianem. Chłopak bez ogródek podszedł do mnie i powiedział.
-Mamy dużyy problem...-Mruknął nerwowo Sebastian.
-Co się dzieje.-Spytałam pobudzona.
-A więc, pare wampirów zauważyło, że ciągle mnie nie ma, gdzieś znikam. Byli pewnie, że knuje przeciwko nim... Musiałem coś wymyślić, ale spanikowałem... Powiedziałem im, że.... że sprawdzałem pewne cenne informacje dla Aramis 'a... Nie mogłem nic wymyślić... -Zatrzymał się.
-Do rzeczy Sebastianie...-Mruknęłam lekko poddenerwowana jego zwlekaniem.
-Powiedziałem im, że jesteś w szpitalu... Uwierzyli i powiedzieli, żebym jak najszybciej udał się do Aramis 'a. Powiedzieli, że jeśli mówię prawdę to mogę zyskać ich i jego zaufanie. Dzięki Merlinowi, że się wybudziłaś.
-Najważniejsze Sebastianie, jaki mają plan?- Spytałam dociekliwie.
-Rozmawiałem z Aramis 'em sam na sam. Powiedziałem mu, że jesteś sama w świętym Mung'u , zapadłaś w śpiączkę. Przekonałem go, że to prawda i że jestem tego pewny. Powiedział mi, że to dobra okazja aby sprawdzić moje oddanie jemu.- Mówił szybko.
- Powiedział, że da mi ludzi i mam zorganizować całe porwanie....- Zatrzymał się.
-Kiedy?- Spytałam. Chłopak zmieszał się.
-Sebastianie, kiedy?-Spytałam ponownie.
-Za jakieś dwie godziny jesteśmy umówieni niedaleko szpitala.- Mruknął.
-Cholera Sallow! -Chłopak ani drgnął spodziewając się takiej reakcji.-Dobrze, nie mamy dużo czasu... trzeba to dobrze rozegrać.-Powiedziałam rozmyślając intensywnie.
-Jeśli chcemy, aby mi zaufali porwanie musi się udać.- Powiedział.- Gdy dotrzemy do ciebie, musimy dostać się do opuszczonego domku na obrzeżach Londynu.
-Masz już jakiś konkretny plan?- Spytałam. Chłopak uśmiechnął się jedynie bezradnie.
Złapałam się za głowę i zaczęłam myśleć, zważając na ilość czasu jaka nam została.
-Muszę tu wrócić.... Zróbmy tak...-Opowiedziałam chłopakowi cały plany, który udało mi się wymyśleć. Chłopak znikł, a ja opadłam na łóżko wyczekując gości.
Co jakiś czas wstawałam i patrzyłam wyczekująco przez okno. Nagle w ciemnej uliczce na przeciw widać było minimalnie poruszenie. Wleciałam do łóżka i zamknęłam oczy. Po jakimś czasie usłyszałam otwierające się drzwi.
-To ona...- Odezwał się męski, niski głos.
-Łapcie się za ręce, ją też.- Powiedział Sebastian zgodnie z planem.
Musieliśmy zaoszczędzić jak najwięcej na czasie, aby nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Muszę brać pod uwagę, że nie wiem co stanie się dalej. Gdy wszyscy się trzymali teleportowałam nas za pomocą starożytnej magii, pod adres wskazany przez Sallow'a. Sebastian udawał, że to on to zrobił. Grając swoją rolę dokładnie, gdy znaleźliśmy się w miejscu docelowym upadłam bez siły na ziemię, bo w końcu jestem w śpiączce. Jeden z wampirów położył mnie na czymś, gdy w pomieszczeniu rozchodziły się rozmowy.
-Brawo Sebastianie, wykazałeś się. Niech ktoś idzie do Aramis 'a.- Odezwał się jakiś męski głos, a potem stukot butów rozszedł się po pomieszczeniu.
-Nie można się teleportować ze świętego Mung'a, więc jak ty to zrobiłeś?- Spytał jeszcze inny głos.
-Wszystko się da, jeśli tylko wie się jak.- Odpowiedział pewnym głosem Sebastian.
-No tak...- Odpowiedział ten sam głos. Przez moment miałam ochotę prychnąć z niedowierzenia, jak głupi są. Nagle kolejny powolny stukot rozszedł się i nastała grobowa cisza. Jakby wszyscy nabrali powietrza w usta.
-Wynocha. Sallow zostajesz.-Aramis...Pomyślałam. Tak bardzo kusiło mnie, aby zerknąć na wielkiego przywódcę wampirów. Wiele kroków rozeszło się po pomieszczeniu. Zastała tylko nasza trójka.
-Gratuluję, udało ci się. Będę się z tobą kontaktować odnośnie dalszej współpracy. Jakieś pytania?- Dodał bezuczuciowo Aramis.
- Co z nią będzie? To tylko dziecko...- Odezwał się Sebastian z wyczuwalnym zwątpieniem w głosie. Nie dziwiłam mu się, ponieważ przed nami został ostatni punkt planu, a później mogę już liczyć tylko na siebie.
-Nie zaplątaj sobie tym głowy, Sallow.- Odpowiedział Aramis, gdy nadszedł czas na ostatni punkt, mało przyjemny i jedyny, który zasugerował sam Sallow.
Wstałam nagle z łóżka, łapiąc Sallow'a za obie strony głowy, skręcając mu kark jednym gwałtownym ruchem. Sebastian mówił, że powstanie ze zmarłych potrwa trochę czasu, ale upewni Aramis'a, że Sebastian nie ma ze mną nic wspólnego i nie miał pojęcia o tym, że nie śpię.
Aramis używając swojej zgromadzonej magii, przyszpilił mnie do ściany. Czułam, że bez problemu jestem w stanie odeprzeć jego magię, jednak stwierdziłam, że zdradzanie mojego potencjału mogłoby dać motywacje do przyśpieszenia poszukiwań źródeł starożytnej magii.
Nie wiedząc co ma zamiar zrobić, rozmyślałam gorączkowo nad sposobem ucieczki.
- Przecież ty jesteś dzieckiem.- Zaśmiał się.
-Wyczuwam w tobie przepływ magii. Bardzo potężny zasób.- Kły mężczyzny wydłużyły się i zaczęły zbliżać do mojej szyi. Zaczęłam nerwowo rozglądać się dookoła.
-Najpierw wyssę twą krew do ostatniej kropelki, a później zabiorę magię.- Zaśmiał się i zbliżył się jeszcze bardziej. Nie miałam wyjścia.
Mimo emocjonalnie ciężkiej sytuacji, sprawiłam, że czas zatrzymał się na parę sekund, spanikowana zrobiłam pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy. Złapałam go po obu stronach głowy i skręciłam kark. Mężczyzna opadł na ziemię bezwładnie. Nie zwlekając ani sekundy teleportowałam się do świętego Munga. Zważając na posiadanie zasobu magii, Aramis może szybciej wrócić do życia niż Sebastian.
Po powrocie nie zmrużyłam oka wyczekując poranka i powrotu do domu. Jedynego miejsca gdzie jestem bezwarunkowo bezpieczna.
*Komnata Mapy*
Gdy skończyliśmy opowiadać jako pierwsza odezwała się Marianne.
-Sebastianie nadstawiaj uszy, musimy się dowiedzieć co o zaistniałej sytuacji myśli Aramis.- Powiedziała.
-Jesteś pewna, że gdy zatrzymałaś czas, on nawet nie drgnął?- Spytała dokładniej.
-Tak, po za tym byliśmy sami nie mógłby zauważyć, że czas się zatrzymał.- Powiedziałam.
-Obawiam się, że posiadając starożytną magię, twoje zatrzymanie czasu mogło nie zadziałać na niego tak jak na innych. Jego ciało mogło się zatrzymać ale umysł nie.- Więc udało ci się uciec, ale mógł być świadomy tego co się dzieje. Dobrze, że od razu uciekłaś a nie zwlekałaś. Może nie domyśli się co zaszło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro