Nowy dom
Tom zasiadł przy stole wraz z pozostałymi przyjaciółmi Ophelie.
-Dużo przed nami zataiłaś Lilith...- Mruknął obrażony Avery. Dziewczyna jedynie wzniosła oczy ku niebu.
- To chyba normalne? Jesteśmy dziewczynami... To normalne, że są rzeczy, o których rozmawiamy tylko między sobą. Wy na pewno też tak robicie...- Żachnęła się.
-Może i tak, ale są to głównie bzdury i obgadywanie dziewczyn, a nie poważne problemy życiowe. Pomyślałaś może, że też jesteśmy jej przyjaciółmi i też możemy chcieć jej pomóc.- Przez twarz Lilith zaczęły przelatywać bardzo silnie odczuwane emocje. Złość mieszała się ze smutkiem i zranieniem. Bardzo lubiła Avery'ego. Była nim widocznie zauroczona, jednak jemu prawdopodobnie podobała się Ophelia. Jego zachowanie całkowicie wyprowadziło ją z równowagi. Gwałtownie podniosła się z krzesła.
-Wiesz, co? Jesteś okropny.- Wycedziła przez zęby, a z jej policzków zaczęły spływać łzy.- Zachowujesz się tak wobec mnie tylko dlatego, że podoba ci się Ophelia. Odwal się ode mnie, okey?- Wrzasnęła. Skierowała się ku wyjściu, lecz ponownie stanęła gwałtownie i obróciła się na pięcie.
- ... i wiesz, co? Przykro mi to mówić, ale nie masz żadnych szans u niej, ponieważ podoba jej się Tom.- Wykrzyczała, machając gwałtownie głową jak wariatka. Po chwili się zmieszała, ponieważ dotarło do niej co powiedziała. Mimo wszystko wyszła z pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami.
W pomieszczeniu panowała cisza... Avery patrzył się nieprzytomnym wzrokiem na stół.
-List!- Krzyknął Lestrange.
-Tak, mamy list... przeczytajmy list...- Jąkał się Rosier. Tom siedział nie poruszony całą sytuacją. Wyciągnął list i zaczął czytać na głos.
-Drodzy przyjaciele, nie mam wiele czasu, dlatego też mój list, o ile można go tak nazwać, będzie mało treściwy. Wiem, że domyślaliście się dlaczego jestem inna niż zawsze... Zataiłam przed wami parę informacji, myślałam, że sama sobie poradzę... Myliłam się... Poprosiłam Profesora Dumbledore'a, aby wytłumaczył wam wszystko ze szczegółami... Na prawdę bardzo mi przykro, że nie mogę zrobić tego sama. Mimo wszystko nadal możecie wysyłać mi sowy, a ja nie spocznę i nadal będę działać w sprawach naszej grupy... Tom, Avery, Lestrange, Rosier i Lilith.... Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy, już za wami tęsknie...- Zakończył Tom.
Cisza nadal opanowywała pomieszczenie.
-Słusznie....- Mruknął Tom, na co wszyscy podnieśli wzrok na niego.- Będziemy kontaktować się przez sowy. Działamy dalej, nic się nie zmienia.- Powiedział i wstał od stołu.- Koniec spotkania. Chyba, że muszę wam przypomnieć co macie robić?- Spojrzał w ich stronę ostatni raz i wyszedł z pokoju życzeń, gdy ci pomachali przecząco głowami.
___
Sanguini pomógł mi z bagażami. Staliśmy na stacji u podnóża góry Greylock. Wydawała się ciągnąc do nieba i nie mieć końca. Mgła, która ją spowijała, kryła wielki zamek na szczycie.
-Jak się dostaniemy do szkoły?- Spytałam towarzysza, który bez problemu trzymał moją wielką walizkę i futerał, w którym znajduję się moja miotła w jednej ręce. Ja natomiast miałam jedynie podręczną torbę i klatkę z Salazarem, który w pajęczej postaci drzemał na zrobionej przez siebie pajęczynie.
- Podążaj za mną.- Powiedział melodyjnie, po czym ruszyłam za nim ścieżką przez otaczający górę las. Był środek dnia, więc przez drzewa docierały do nas małe promyczki światła.
-Nie miałem okazji spytać wcześniej.... Skąd masz pierścień słońca?- Spytał Sanguini, przyglądając mi się z ciekawością.
-Ah, to Sebastian znalazł do dla mnie.- Wolałam nie chwalić się, że była to podstępna kradzież.
-Rozumiem... to dobrze.- Uśmiechnął się.- Jest ci bliski, prawda?- Dodał.
-Chyba tak...- Mruknęłam lekko speszona takim pytaniem.
-Chyba?- Zaśmiał się.
-Myślę, że dba o mnie, bo przypominam mu zmarłą siostrę... Mimo to, oczywiście cieszę się, że go mam. Jest dla mnie jak rodzeństwo, którego nigdy nie miałam. Miło jest mieć kogoś, zwłaszcza takiego samego... wiesz o co chodzi.- Uśmiechnęłam się.
-Oczywiście, rozumiem. To dobrze. Och, to tutaj.- Wskazał dłoń na wysoką skałę, która niosła się wysoko, wraz z całą górą. Zobaczyłam, że są na niej wystające metalowe haki.
-Ściana wspinaczkowa?- Zaśmiałam się.
- Małe nieporozumienie z mugolami.... Na szczęście poradziliśmy sobie z nim....- Zaśmiał się.
-Jak?- Spytałam zaciekawiona.
- Yyym, no cóż. Użyliśmy na nich magii. Udało nam się w ten sposób ustalić dni, w których dogodnie dla nas, ścianka jest zamknięta i nie wolno z niej korzystać. Okazało się to później dobrą przykrywką. Mugole się tutaj nie panoszą, a gdy mogą tutaj być, to są w kontrolowanych warunkach. Mamy pracowników w ministerstwie, którzy w dniach otwartych ścianki, pracują w obsłudze.- Wytłumaczył.
-Woah... U nas takie użycie magii by nie przeszło. Myślę, że nawet ministerstwo by nie użyło magii na mugolach, chyba że w ostateczności.- Powiedziałam.
-Ach, tak u was to nieco inaczej wygląda. Jak myślisz... Co zrobiliby w takiej sytuacji, u was?- Zaśmiał się.
-Nie wiem... Pewnie skontaktowali by się z mugolskim premierem, żeby działał wśród swoich.- Także zaśmiałam się udzielając mu odpowiedzi. Z punktu widzenia czarodziei czystej krwi, bezsensowne jest utrudnianie sobie życia, tak jak to robią w Wielkiej Brytanii.
Sanguini machnął różdżką i pokazało się wejście do wielkiej groty. Mimowolnie wzdrygnęłam się, ponieważ wielkością i pustką przypominała tą z koszmarów, które później stały się rzeczywistością.
-To pierwsza sala. Uczniowie, którzy przybywają pociągiem, są tutaj podzielani, aby doszli do szkoły nie robiąc z tego kompletnego chaosu.- Skomentował, na co jedynie kiwnęłam głową. Weszliśmy do mniejszej, lecz nadal pojemnej i wysokiej odnogi groty. Razem było ich trzy. My natomiast ruszyliśmy środkową, na przeciw wejścia do groty.
-Gdzie prowadzą pozostałe?- Spytałam z ciekawości.
-Osobiście nigdy tam nie byłem. Gdy spytałem, dyrektora, powiedziano mi, że to po prostu podziemia.- Odpowiedział. Mruknęłam coś pod nosem i podążaliśmy dalej. Weszliśmy do kolejnej groty, która wydawała się nieść do nieba. Na środku była jakaś wielka winda towarowa? Na to wyglądało. Dokoła pięła się ścieżka, która jak winda prowadziła na szczyt. Spiralna ścieżka otaczała znajdującą się na środku windę.
-Rozumiem, że ci niegrzeczni i nie uczący się dobrze, muszą iść pieszo.- Zaśmiałam się, wskazując na ścieżkę, gdy podążaliśmy w stronę przyjemniejszego sposobu dostania się do szkoły.
-Mniej więcej. To dla pierwszorocznych. Tak jak u was, pierwszoroczni przemieszczają się łódkami przez jezioro, prawda?- Zaśmiał się.- Niektórzy uczniowie z wyższych klas, również wybierają spacerek, ale mimo wszystko to rzadkość.- Dodał.
Weszliśmy do windy i złotego koloru krata zamknęła się i sama ruszyła do góry. Musi być zaczarowana. Nie minęła nawet minuta, gdy zatrzymaliśmy się i stanęliśmy w kolejnej większej grocie, która prowadziła jedynie do wielkich drzwi. Na środku widniało godło szkoły Ilvermorny.
Im bliżej drzwi, tym wyraźniej dochodziły do mnie stłumione głosy, a teraz gdy zwróciłam na to uwagę nagle zrobiły się nieznośnie głośne i stłoczone. Od razu złapałam się za głowę, przez którą przeleciał jakiś bolesny prąd.
-Spokojnie, skup się na mnie.- Powiedział Sanguini, kładąc dłoń na moim ramieniu. Popchnął ogromne drzwi i weszliśmy do ogromnego holu. Stłumione głosy nabrały teraz wyrazistości.
-Słyszałaś! Podobno Mark powiedział Zack'owi, że jestem ładna!! No wiem...........TEN MECZ BYŁ KOZACKI!!!!!!........A możemy jutro......- Różne głosy huczały w mojej głowie.
-Skup się na moim głosie... Moim i tyko moim.- Ciepły głos Sanguini' ego lekko mnie uspokoił. Zaczął mówić jakiś poemat, który najwidoczniej znał na pamięć. Po chwili głosy zaczęły robić się coraz cichsze, aż były jedynie szmerem.
-.... tak piękna. Ach... tak sło...- Przerwał swojej wywody.- Widzisz, nie będzie tak źle...- Uśmiechnął się.
Sala główna była podobna do Hogwartu. Jednakże nie była dosłowną kopią Hogwartu. Wyglądały podobnie, ponieważ oba zamki były nieco w stylu gotyckim z lekką szczyptą magii. Wnętrze było bardziej modernistyczne. Hogwart stawia na tradycję, więc średniowieczny wygląd i umeblowanie pozostały tam przez lata, nadając klimatu. Półki pokryte kurzem, pajęczyny w kątach pomieszczeń. Ławki stare i drewniane, które niosą ze sobą historię wielu pokoleń.
Tutaj każdy minimetr powierzchni lśnił niczym perła. Myślę, że nawet najwyższe półki, do których nikt nie dosięga, nie mają na sobie nawet lekkiej warstwy kurzu. Wszędzie panoszyli się uczniowie, więc nie można było się lepiej przyjrzeć. Nagle tłum zaczął się rozrzedzać.
-Uczniowie rozchodzą się do klas, zaraz będzie dzwonek.- Powiadomił mnie i środek był całkowicie pusty. Ukazał mi się wielki węzeł gordyjski. Na tak zwanych czterech stronach świata znajdowały się wielkie drewniane posągi. Były one stworzeniami z godła, które wisiało nieopodal na ścianie.
Na środku była mała złota kończyna. Z niej wyrasta kolejna o wiele większa... niebieska. Na każdym liściu był zilustrowany zwierzak danego domu. Otoczone złotymi wstęgami. Wyglądało to majestatycznie. Gdy odwróciłam wzrok od godła, zauważyłam że sala prawie całkowicie opustoszała. Jedynie mała grupka dziewczyn, prawdopodobnie starszych ode mnie, a przynajmniej tak wyglądały. Zerkały czasami przez ramię, przyglądając nam się uważnie.
-Dziewczęta, czy nie powinnyście być teraz na lekcjach?- Spytał ze stoickim spokojem Sanguini. Grupka już otwarcie przyglądała się naszej dwójce. Skłoniły się w tym samym momencie i spłonęły rumieńcem.
-Dzień Dobry, profesorze Sanguini.- Wyrecytowały niczym wiersz, podśmiechując pod nosem i komentując między sobą, używając niezbyt stosownych tekstów. Jednakże one były pewne, że tylko one to słyszą. Powstrzymywałam się od śmiechu, gdy dotarły do mnie ich podniecone głosy, wyrażające podniecenie urodą wiecznie młodego mężczyzny.
-Proszę wracać na lekcje.- Powiedział i dziewczęta ruszyły ku korytarzowi. Okazało się, że to nie słowa Sanguini'ego je do tego zachęciły. Z innego korytarza wszedł stary, lecz krzepkiej postury mężczyzna.
- Czyżby to nasza nowa uczennica?- Dyrektor podszedł i z uśmiechem podał mi dłoń. Ścisnął ją mocno, potwierdzając tkwiącą w nim krzepę. Stwierdziłam, że nawet nie spróbuję użyć mięśni w moich dłoniach, bo mogłabym połamać mu kości.
Mężczyzna gwałtownie potrząsnął moją dłonią, po czym przemówił.
-Ja, jestem Ignatus Everheart. Dyrektor szkoły magii i czarodziejstwa w Ilvermorny. To Profesor Aria Nightengale, naucza starożytnych run i jest również moim zastępcą. Wyznaczyłem profesor Nightengale, jako nauczycielkę, którą możesz prosić o pomoc w pisaniu książki, którą rozpoczął twój ojciec. Rodzina Fawlay jest bardzo szanowana tutaj. Jest nam bardzo miło, że możemy cię tutaj gościć i nauczać w najbliższym roku szkolnym.- Szczupła blond kobieta, stojąca obok dyrektora, również uśmiechnęła się ciepło podając swoją dłoń.
- Dzień Dobry. Bardzo dziękuję za daną mi szansę. To niezmiernie interesujące doświadczenie. Mam nadzieję, że uczniowie przyjmą mnie równie ciepło co i państwo.- Mówiłam z nadmierną życzliwością.
-Och, już wiedzą o twym przybyciu i nienarobieniu nam wstydu...- Zaśmiał się dyrektor.- Na pewno profesor Sanguini już ci powiedział. Otóż on będzie twoim głównym opiekunem. Możesz się zgłaszać do niego ze wszystkim.- Zakończył.
-Ach, tak... To bardzo miłe dziękuję. Na pewno przyda mi się pomoc.- Podziękowałam i używając jak najlepiej moich aktorskich umiejętności, podziękowałam i stojącemu obok mnie wampirowi.
-To co? Nie ma z czym zwlekać... Zacznijmy ceremonię przydziału.- Rzekł dyrektor.
Rozejrzałam się po sali, mogąc bardziej przyjrzeć się sali. Była okrągła, ale wielkości nadawała jej wielka szklana kopuła, która wprowadzała do środka promienie słoneczne. Teraz już nieco pociemniałe niebo, jednak nie odejmowało to uroku. Dookoła sala otoczona była drewnianym balkonem, na którym prawdopodobnie stali uczniowie, oglądając ceremonię udziału z wysokości
-A więc, stań proszę na środku.- Domyślałam się, że chodzi o węzeł gordyjski. Stanęłam na nim i czekałam.
-Jak na pewno wiesz, istnieją tutaj cztery domy, tak jak w Hogwarcie, tyle że my mamy Rogatego węża...- Wskazał na posąg.-...którego założycielką była sama Izolda Sayre. Bardzo lubiła to zwierzę... Dom ten, ceni sobie mądrość i umysł... Kolejny to Pukwudgie, założony przez jej kochającego męża James'a Steward'a. Ponieważ był mugolem, nie znał się na magicznych zwierzętach, oprócz jednego...Pukwudgie. James wybrał go, ponieważ Izolda opowiadała mu o takowym stworzeniu, który zwał się William. Bardzo pomocny i wielkie czyste serce, tym właśnie szczyci się ten dom.- Wskazał na posąg, który ukazywał dziwne i nie znane mi stworzenie. Trzymało łuk w dłoni.
- Gromoptak. Założony przez jednego z adoptowanych synów Izolda i James'a. Chadwick'a Boot'a. Gromoptak jest dużym, spokrewnionym z feniksem, ptakiem, który potrafi kontrolować i wywoływać burze. Nadaję on temu domowi szaleńczego ducha przygody.- Wskazał na ogromnego ptaka.- Ostatni Wampus.... Webster'a Boot'a. Ceni sobie siłę i walkę.- Ostatni posąg przedstawiał dumnego, wielkiego kota.
-Teraz się odsuniemy, a posągi zadecydują w jakim domu jest twoje miejsce.- Trójka odsunęła się i nastała cisza.
Odczekaliśmy trochę, aż nagle rogaty wąż się poruszył. Na jego czole rozświeciły się magiczne kryształy.
-No, no... gratu...- Dyrektor nie dokończył, ponieważ nagle Wampus, wielki kot wydał z siebie głośny ryk. Był na tyle głośny, że usłyszałam jak w jakiejś klasie rozeszły się oklaski i wiwaty. Dotarły do mnie też słowa typu : Mamy nową!- Albo- Fawlay w Wampusie! Fawlay w Wampusie!
Wróciłam myślami do ceremonii, gdy Gromoptak zaczął bić skrzydłami, a Pukwudgie wzniósł łuk ku górze.
-No... Mogliśmy się tego spodziewać, lecz nadal to całkiem szokujące. Ostatnim uczniem, który został wybrany przez wszystkie domy....- Sanguini nie dokończył.
-Niesamowite... Ostatnia była Serafina Picquery. Prezydentka MACUSA.- Zakończył dyrektor
(Magiczny Kongres Stanów Zjednoczonych Ameryki (ang. Magical Congress of the United States of America, skrót MACUSA)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro