Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Komnata Mapy

Obudziłam się po nocy pełnej kolejnych snów. Tym razem zobaczyłam skrzata domowego, który okazał się być sługą samego dyrektora Black'a. Nazywał się Zgrzytek. Mówił o wyrwanych stronach z księgi, którą odnalazła Marianne. Podobno jego Pani Apolonia Black schowała je w swojej grocie.

Sen się zmienił, zobaczyłam Marianne w grocie gdzie stała przed ogromną ścianą z narysowaną ośmiornicą, gdy ta położyła coś na wzniesionym przed nią piedestałem, wielka ośmiornica poruszyła się a potem ukazało się przejście. Nagle nastąpiła ciemność, jednak nadal słyszałam rozmowę:

-Po co mi jakieś pożółkłe strony wyrwane ze starej książki? - Spytał męski głos.

- Nalegam, abyś natychmiast mi je oddał.- To był głos, który rozpoznałam. Głos Marianne.

- Nie ma ich tu. Pomyślałem, że skoro Apolonii nie zainteresowała mapa, może doprowadzi mnie ona do czegoś, co ją zaciekawi. Więc poszedłem za mapą i trafiłem do jakiejś jakby zaczarowanej jaskini. No i widzisz, co się stało dalej. -Powiedział po czym zamyślił się na chwilę.

-Mam pomysł... może spotkamy się na skraju Zakazanego Lasu a ja pokażę ci, gdzie znaleźć.....

I sen urwał się. Sceneria się zmieniła, zobaczyłam Marianne kroczącą przez zakazany las wraz z duchem młodego mężczyzny. To do niego musiał należeć ten głos, który słyszałam. W pewnym momencie stanęli w miejscu. Zamienili ze sobą parę zdań, jednakże nie było dane mi nic słyszeć, po czym dziewczyna udała się w dalszą podróż sama.

Nastolatka dotarła do jakiejś zamkniętej groty, przed którą znajdowała się misa. Kolejna myślodsiewnia?

- Intra muros.- Szepnęła Marianne a grota się rozwarła, wypuszczając z siebie lekką mgiełkę niebieskawego światła. Gdy dziewczyna zbliżała się do groty nagle za nią ukazało się kilka goblinów.

- Ranrock wiedział, że doprowadzisz nas do tego co ukrywasz. Do ataku!- Odezwał się jeden z goblinów.

Jedyne co widziałam to przebłyski walk. Pierwsze gobliny, później ogromne pająki. Mimo, krótkiego okresu nauczania, ponieważ dziewczyna rozpoczęła naukę magii w piątej klasie, znała naprawdę potężne zaklęcia. Nie wiem czy sama wyszłabym jako wygrana z walki z nią, mimo posiadania dużej wiedzy.

Zapadła znowu ciemność. Nagle rozbłysło się niebieskie światło a przed sobą zobaczyłam Marianne stojącą nad czyimiś kośćmi. Gdy podeszłam bliżej zauważyłam wyrwane strony, prawdopodobnie te z książki, które poszukiwała Marianne. Dziewczyna usłyszała huk i podniosła głowę. Trzy niebiesko lśniące posągi ożywiły się. Bez zwlekania złapała za kartki chowając je, gdzie zaraz po tym złapała za różdżkę gotowa aby zmierzyć się z przeciwnikami.

Marianne za pomocą paru zaklęć takich jak: Expelliarmus, Confringo czy Incendio rozprawiła się z nimi bez większych problemów, jednak gdy został jej ostatni przeciwnik, skierowała różdżkę na swą dłoń, wytwarzając na niej kulę niebiesko promieniującego światła, po czym skierowała ją ku przeciwnikowi, który jak po rzuceniu Bombardy, rozpadł się na kawałki. To nie było żadne zaklęcie znane w świecie magii. Nastolatka stała chwilę osłupiała sama nie wiedząc jak to zrobiła. Pierwsze co przyszło mi na myśl gdy to zobaczyłam to to, że Marianna musi potrafić także używać jakoś tej starożytnej magii a nie tylko ją widzieć. W jakiś sposób ją kumuluję, albo po prostu zawsze w niej była?

Przechodząc wzdłuż szczątek swoich przeciwników, zauważyła, że wielki spiralny monument zaczął zmieniać swój kształt. Jej oczom ukazał się łuk, taki sam jak w podziemiach biblioteki w Hogwarcie.

Gdy Marianne się do niego zbliżała dookoła niej wirowały niebieskie promyczki. Centralnie przed łukiem była ta plamka. Ślad starożytnej magii. Jak tylko podeszła do niej w łuku ukazało się przejście. Dziewczyna ruszyła ku nieznanemu. Przejście za nią od razu zniknęło, więc szła po prostu przed siebie. Gdy szła przez most, który prowadził do ogromnych drzwi z symbolem, który był na różdżce i w pomieszczeniu pod biblioteką. Gdy teraz tak sobie myślę to ten symbol musi być starożytną magią. Symbolem starożytnej magii.

Nagle dziewczyna usłyszała głośny szum wody a most z sekundy na sekundę był zatapiany. Gdy woda zaczęła się coraz bardziej podnosić, można było zauważyć jakiegoś rodzaju ochronę dzięki której Marianne pozostała wciąż sucha, jednak ona sama prawdopodobnie nie miała pojęcia czy to ona a może to miejsce chciało aby udało jej się przejść dalej.

Drzwi po całkowitym zatopieniu otworzyły się. Marianne szła dalej schodami w górę. Wygląd się nie różnił niczym od tego pomieszczenia w bibliotece. Rażąco błyszczący błękit rozlewał się wszędzie dookoła. Wszystko z wypolerowanego marmuru. Pełno bogato złotych detali.

Na środku pomieszczenia była wielka świecąca się płyta, okrągłego kształtu. Jej odbicie było niczym lustro. Nagle dziewczyna zwróciła wzroku ku czterem ogromnym ramą. Wyglądały one jak co na wzór obrazów, jednak w miejscu gdzie znajdował się obraz była magicznie świecąca się poświata. Nagle ta poświata rozbryzgała się a na obrazach ukazały się obrazy pomieszczeń.

Pierwszy obraz przedstawiał widok z okna co udowadnia zwisająca błękitna zasłona i kawałek będącej tam balustrady. Drugi przedstawia pomieszczeniu w czyimś domu. Udekorowane za pomocą ciemnego drewna, które oddawało ciepło. Kolejny obraz miał nieco zimny klimat. Ogromna zielona zasłona przy ścianie z ciemnobrązowego drewna i szkielet widniejący w powietrzu nie umilał nijak pomieszczenia. Ostatni obraz ukazywał kamiennie zbudowane pomieszczenie. W tle widać małe, zgrabne okienko.

Stwierdziłam, że warto dokładnie obejrzeć obrazy, ponieważ musze je później porównać z tymi z krypty. Jednak jestem prawie pewna, że nie są ani trochę podobne.

Na ciepło umeblowanym obrazie nagle ukazał się czarodziej. Od razu go rozpoznałam.

- Czy to możliwe?- Odezwał się profesor Rackham. Ten sam, którego widziałam we wspomnieniu z myślodsiewni.

-To Pan.- Odezwała się Marianne. Postanowiłam, że po prostu wsłucham się w ich rozmowę.

-Czy ktoś wreszcie odnalazł naszą Komnatę Mapy?- Spytał Profesor.

-Pamiętam Pana z myślodsiewni. Pan to profesor Rackham.- Powiedziała Marianne.

-W rzeczy samej. Muszę przyznać, że dziwi mnie, iż stoi przede mną ktoś tak młody.-Powiedział.

-Mam tyle samo lat, co Pan i Izydora Morganach, gdy rozpoczynaliście naukę w Hogwarcie.-Podkreśliła dziewczyna.

-Jesteś uważna. I, jak przypuszczam, podzielasz naszą zdolność?- Spytał aby się upewnić.

-Pyta Pan, czy widzę ślady starożytnej magii? Tak, widzę.-Odpowiedziała.

-Jak już się zapewne domyślasz, nasza zdolność daje nam wyjątkowe połączenie z wszystkimi aspektami magii.-Powiedział profesor a ja jeszcze bardziej skupiłam się na ich rozmowie. Chodzi mu o tę kulę światła, którą wytworzyła dziewczyna? Czy ja też byłabym w stanie taki rodzaj magii opanować?

-Możemy korzystać z aspektów magii, którymi posługują się tylko nieliczni. Będziesz mieć okazję do szlifowania tego rzadkiego talentu. Nie zaprzepaść ich.- Dodał starszy mężczyzna.

-Oczywiście, profesorze. Dziękuję- Powiedziała.

-Mamy sporo do przedyskutowania. Ale najpierw.... mapa znaleziona w pewnej księdze cię tu przywiodła. Umieść tę księgę na piedestale.- Poinformował.

-Nie mam przy sobie księgi, proszę Pana.- Powiedziała dziewczyna zgodnie z prawdą.

-Hmm. To niefortunne. Obawiam się, że będziemy mogli kontynuować rozmowę dopiero, gdy wrócisz z księgą.- Skwitował profesor Rackham.

- Dobrze. Niebawem wrócę z księgą.- Powiedziała Marianne.

Żegnając się z mężczyzną udała się w stronę schodów prowadzących do kolejnych ogromnych drzwi. Te, którymi weszliśmy znikły, więc nie mamy innego wyjścia. Przechodząc przez nie weszliśmy do kamiennego, pełnego kałuż korytarza. Doprowadził on do spiralnych, można by niekończących się schodów w górę. Gdy Marianne dotarła do końca, szepnęła pod nosem.

-Jestem.... z powrotem w Hogwarcie?

Wraz z dziewczyną zaczęłam rozglądać się dookoła. Czyli komnata mapy też znajduję się w podziemiach Hogwartu. Widocznie ci profesorowie ze wspomnień musieli stworzyć to wszystko gdy byli nauczycielami w szkole. Ale jak to możliwe, że nikt nigdy tego nie znalazł?

Idąc dalej w głąb piwnic i korytarzy starałam się zapamiętać jak najwięcej aby móc tu trafić sama. Oprócz wszędzie walających się beczek, doszłyśmy do wielkiego posągu smoka. Idąc wciąż korytarzami i schodami w górę, w końcu wiedziałam gdzie jestem. Zobaczyłam klasę profesora Binnsa'a od historii magii, gdzieś niedaleko jest wieża nauki wróżbiarstwa.

Podążając nadal za Marianne, minęłam znany mi portret Sir Cadogana.

-Jesteśmy w wieży północnej jak nic.- Mruknęłam sama do siebie.

Nagle Marianne stanęła, jakby coś się stało. Odwróciła się i patrzyła jakby na mnie. Coś musi być za mną, odwróciłam się jednak nikogo, ani nic tam nie było. Przecież mnie nie widzi, bo to wizja w moim śnie, bądź wspomnienie. Nagle zaczęło robić się ciemno.

Przetarłam oczy, podnosząc się z łóżka. Szybko przeniosłam cały sen do mojej dobrze ukrytej skarbnicy wiedzy, aby móc wrócić do tego wspomnienia gdyby zaszła taka potrzeba.

Ponieważ jest dzisiaj niedziela stwierdziłam, że udam się do krypty aby tylko upewnić się, że nie jest taki sam, bądź podobny do któregoś z komnaty mapy. Złapałam też za notatnik Omnisa mając nadzieję, że uda mi się trochę poczytać. Mogłabym też sprawdzić te piwnice, jednak trochę to ryzykowne w dzień. Mogłabym też spróbować wypytać profesora binns'a o 1890 r.

Ale to jako ostatnie. Mam jeszcze dwa tygodnie szkoły do wakacji, mogę złapać go po lekcjach. Gdy byłam już blisko zegara, rozejrzałam się dookoła i gdy tylko nikt nie patrzył weszłam do zegara zamykając za sobą go.

Zjeżdżając w dół coraz głośniej dane mi było słychać rozmowy. Jednak szybko przeszły one w szept. Gdy weszłam do środka zobaczyłam. Riddla wraz z Averym, Lestrange'em i Rosier'em.

Spojrzeli na mnie wszyscy, jednak ja, niewzruszona skierowałam się ku tryptykowi. Otworzyłam jego boczne skrzydła i przyjrzałam się wszystkiemu ponownie. Teraz mam pewność, że te obrazy nie są w żaden sposób połączone. Nadal wpatrywałam się szukając choćby najmniejszego detalu, który zwróciłby moją uwagę, jednak nic.

Chłopacy nadal rozmawiali za mną jednak wystarczająco cicho abym nic nie słyszała. Czułam, że się na mnie lampią. Naglę usłyszałam cichy szelest a potem lekkie pociągnięcie za moją szkolną spódnicę. Rozmowy ucichły a wzrok wszystkich skupił się na mnie.

Spojrzałam w dół i zobaczyłam mojego domowego skrzata, Giberta.

-Pani...- Skrzat ukłonił się przede mną. Chciał już mówić dalej ale szybko mu przerwałam.

-Zauważ, że nie jesteśmy sami Gilbercie.- Skrzat spojrzał w stronę grupki nastolatków i przemówił.

-Taak jest Pani... Gilbert przyniósł ostatni podarunek dla Salazara. Gilbert zostawił go tam gdzie zawsze. Gilbert stwierdził, że musi Panią poinformować a także chciał przekazać coś od Panicza Williama.- Podał mi list.

-Dziękuję Gilbercie.-Powiedziałam.

-Czy nie potrzebuję Pani czegoś od Gilberta? - I w tym momencie wpadł mi do głowy plan idealny. Gilbert może sprawdzić dla mnie piwnice. Jednak nawet dokładne wytłumaczenie tego gdzie to jest może nie zbyt pomóc, ponieważ Gilbert nie zna Hogwartu. Stwierdziłam, że dam mu kawałek wspomnienia, w którym wychodzę z komnaty mapy, żeby sam zobaczył co i jak wygląda. Riddle i reszta nadal patrzyli i wsłuchiwali się, więc muszę uważać co mówię.

-Tak, potrzebuję abyś coś zrobił.- Złapałam za różdżkę i celując nią na swoją głowę, skupiłam się na wspomnieniu, które chciałam wydobyć. W ten sposób przy końcu różdżki ukazała się żółto-złota stróżka. Skrzat widząc to wyczarował małą fiolkę i złapał nić wspomnienia, zamykając szczelnie.

-Sprawdź to co zobaczysz na samym początku. Musisz tam dotrzeć. Spotkamy się tutaj jutro, na pewno będziemy tutaj sami więc się nie obawiaj.-Spojrzałam w stronę Riddla stanowczo.

-Tak jest Pani. Gilbert życzy miłego dnia Pani.-Skrzat teleportował się a ja ruszyłam aby zabrać "podarunek". Jest to nic innego jak jedzenie dla Salazara. Stwierdziłam, że będzie to bezpieczniejsze niż pozwalać mu snuć się po Hogwarcie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro