Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Expecto Patronum


Po raz ostatni spojrzałam na rozpiskę zajęć i zaczęłam pakować potrzebne książki do torby. Pierwszym przedmiotem, będą starożytne runy. Po raz pierwszy będę uczęszczać na te lekcje. Co nie, co czytałam o runach, bardzo mnie ciekawią.

Złapałam za egzemplarz Tajemnic Run: Praktyczny przewodnik dla początkujących i wpakowałam go do mojej torby. Kolejne były zaklęcia, a więc standardowa księga zaklęć-stopień trzeci, wylądowała w torbie. Dzieje magii na historię i eliksiry dla zaawansowanych jako ostatnie. Zapięłam torbę i ruszyłam w kierunku drzwi. W ostatnim momencie cofnęłam dłoń od drzwi. Spojrzałam w dół na suknię, którą miałam na sobie wczoraj. Zapomniałam....

Odłożyłam torbę na łóżko i otworzyłam szafę, w której spoczywały moje mundurki. Wskoczyłam z spódniczkę za kolano, koszulę i lekki sweterek, po czym ruszyłam do drzwi. Wyszłam z pokoju i ruszyłam schodami w dół.

-Ophelia!- Zza pleców doszedł mnie głos Roweny.- Jak się spało?- Uśmiechnęła się życzliwe, na co równie życzliwie odpowiedziałam i ruszyłyśmy do pokoju wspólnego. Chwilę później obok nas jak wichura, przeleciała Veronica, mierząc mnie jedynie wzrokiem od góry do dołu. Mruknęła coś pod nosem i znikła. 

-Przejdzie jej....- Mruknęła Rowena, nie całkiem pewna tego co powiedziała.

W pokoju wspólnym dołączyła się do nas reszta grupy i ruszyliśmy na śniadanie.

-Oj Rowena.... nie bądź taka...- Żachnął się Weasley, gdy dziewczyna nie chciała dać mu spojrzeć na swoją pracę domową z historii magi.

-Grzecznie się ode mnie odwal, dobrze?- Wysyczała nad swoją jajecznicą, jednocześnie ściskając swoją torbę między nogami.

Moim śniadaniem była ,, owsianka z dużą ilością sosu wiśniowego'', a do tego niezawodny sok pomarańczowy.

-Zmieni zdanie do historii...- Szepnął do Doriana, podśmiechując pod nosem.

-Dobra my ruszamy na wróżbiarstwo....Profesor Ito wywróżył nam ostatnio, że się spóźnimy.- Dorian spojrzał na zegarek.- Patrząc na to jaką odległość musimy pokonać do klasy wróżbiarstwa....- Tutaj złapał się za skronie teatralnie.- Spóźnimy się...- Dokończył Cygnus Weasley.

-Przecież sala od wróżbiarstwa jest tylko piętro wyżej, prawda?- Zaśmiałam się, rozglądając się po ich twarzach.

-Owszem...- Powiedział z powagą Cygnus i spojrzał znacząco na Dorian'a.

-Nie chcemy robić zawodu profesorowi Ito.... - Zakończył Dorian i ruszyli ku wyjściu.

-Na nas też pora. Chodźmy na opiekę nad magicznymi zwierzętami...- Powiedziała Veronica z podniesioną głową, spoglądając na Mark'a i siedzącą obok mnie Rowenę. Dziewczyna wstała ze zmieszaną miną i stanęła obok Veronicki. 

-Mark?- Patrzyła na niego wyczekująco.

-Idę na starożytne runy...- Powiedział uśmiechając się miło. Veronica zrobiła się czerwona, a powieka jej lekko zadrgała.

-Przecież wybrałeś opiekę nad magicznymi zwierzętami...- Żachnęła się sugestywnie spoglądając na mnie.

-Nie zmieniłem zdania ze względu na Ophelie, jeśli o tym myślisz...-Powiedział już mniej życzliwe, a wręcz jakby bardzo go zirytowało jej zachowanie.- Mówiłem, że zastanawiam się nam runami, numerologią i opieką nam magicznymi zwierzętami...- Na tym zakończył  i wstał gwałtownie od stołu.

-Chodźmy na starożytne runy, bo się spóźnimy.- Spojrzał na mnie i ruszył do wyjścia, pozostawiając trzęsącą się ze złości Veronicę, osłupiałą Rowenę, a ja zmieszana wstałam i ruszyłam za Mark'iem, żegnając się z Roweną i ignorującą mnie Veronicą. 

Dogoniłam Mark'a przy schodach. Złapałam go delikatnie za ramię.

-Wszystko w porządku?- Spytałam.

-Nic nie jest w porządku... Jeśli nadal będzie się tak zachowywać to rozwali naszą grupę... Wszyscy już mają po dziurki w nosie jej dziecinnego zachowania. Próbowaliśmy jej przetłumaczyć, że nie masz o niczym pojęcia, jednak nic do niej nie dociera...- Żachnął się.

-To chyba moja wina... Jestem tu zaledwie parę dni, a już rozwalam wam przyjaźń.- Zaśmiałam się sarkastycznie.

-To nie twoja wina. Po prostu Vera uważa, że jest kłębkiem świata.- Powiedział, a żyła na skroni pulsowała mu niebezpiecznie.

-Lubi cię, wiesz o tym?- Spytałam.

-Och, ty też z tym... Czy to oznacza, że muszę zacząć wokół niej skakać jak posłuszny puszek, bo jej się podobam? A co ze mną? Co z moimi uczuciami?- Powiedział.

-Więc co z twoimi uczuciami wobec niej? Podoba ci się?- Spytałam, na co on się zmieszał. Gdy otworzył usta, od razu je zamknął.

-No już do klasy! Morgan zostaw włosy Betty! No już do klasy!- Klaskała w dłonie profesorka Nightengale.

Wraz z Mark'iem już nie wracaliśmy do tematu. Skupiliśmy się na naszej pierwszej lekcji starożytnych run. 

Sala lekcyjna była oświetlona delikatnym blaskiem świec, a na jej ścianach widniały starożytne symbole runiczne.Profesorka Nightengale, o długich  włosach i tajemniczych oczach, spojrzała na uczniów z uśmiechem. 

-Witam was serdecznie na pierwszej lekcji starożytnych run. Dzisiaj poznacie podstawowe znaczenie kilku run i ich zastosowanie w świecie magii.- Powiedziała cicho, wzbudzając zainteresowanie.Jedna z uczennic, podniosła rękę i zapytała. 

-Profesorko Nightengale, czy te runy mają rzeczywistą moc magiczną?- Profesorka spojrzała na Lily z uśmiechem i odpowiedziała...

-Tak, Lily. Starożytne runy posiadają potężną moc magiczną. Poprzez ich odczytywanie i używanie, można osiągnąć wiele w świecie magii.- Następnie profesorka rozpoczęła lekcję od omówienia pierwszej runy - Fehu, symbolizującej bogactwo i obfitość. 

-Każda runa ma swoje własne znaczenie i moc. Fehu reprezentuje energię twórczą i sukces materialny. Jest to runa, która przynosi obfitość tym, którzy potrafią ją właściwie wykorzystać.- Wyjaśniła profesorka.Podczas lekcji uczniowie z zaciekawieniem notowali informacje o kolejnych runach i ich znaczeniu.  Co jakiś czas zerkałam na mojego towarzysza. Wyglądał na o wiele bardziej opanowanego niż wcześniej. 

Profesorka Nightengale zachęcała do zadawania pytań i aktywnego udziału w dyskusji.Po zakończeniu lekcji, profesorka spojrzała na swoich uczniów z dumą. 

-Dziękuję, że dziś byliście tak zaangażowani. Pamiętajcie, że starożytne runy to nie tylko symbole, ale także klucz do wielkiej mocy magii. - Powiedziała cicho, zanim uczniowie opuścili salę lekcyjną.

-No i jak wrażenia po pierwszej lekcji run? Może wolałbyś jednak opiekę nad stworzeniami?- Zaśmiałam się.

-Całkiem interesujące te runy... Nie żałuję tej decyzji, chociaż przeczuwam, że z czasem może być ciężko spamiętać je wszystkie....- Także się zaśmiał.- Chodźmy na zaklęcia...

Ruszyliśmy pod klasę zaklęć gdzie już czekali pozostali. Dorian śmiał się z Roweną i Cygnusem. Veronica stała obok nich świdrując wszystkich wzrokiem.

-Hey gotowi na fruwające poduszki.- Zamachał różdżką Dorian, nawiązując prawdopodobnie do lekcji z zaklęciami przywołującymi i w drugą stronę...

-Żodnych liatających podoszek Olberg.-Dorian wzdrygnął się na głos profesora zza pleców. Zdziwiona wymową mężczyzny spojrzałam w stronę Mark'a.

-Zaczął uczyć trzy lata temu. Mówią, że przyleciał na miotle prosto z Moskwy...- Wyszeptał mi do ucha chłopak. Kiwnęłam zrozumiale głową i intuicyjnie spojrzała na Veronicę. Patrzyła na nas z mordem w oczach.

Weszliśmy do klasy, po czym zajęłam swoje miejsce obok Roweny i Mark'a. Profesor Yuri Petrov, jak powiedziała mi na ucho Rowena, jest rosłym mężczyzną o przenikliwym spojrzeniu, wszedł do klasy z wyraźnym akcentem rosyjskim, witając wszystkich z delikatnym, ale stanowczym tonem. 

-Dzeń dobry, moi lubi ucniowie. Dziś zojmiemy sie zaklęciem Patronusa, któro jest niezwykle zaawansowani i wymoga skupinia oraz silna wola."- Nieco zdziwiło mnie, że już na trzecim roku uczą się tutaj zaklęcia patronusa. Profesor Petrov kontynuował, wyjaśniając podstawy zaklęcia. 

-Oby zucić Patronusa, wy powinni skoncentrować się na najscęśliwszym wspomnieniu, jokie macie. Musie to być wspomnini, któro wypełnia wase serce radością i nadzieją. Skupce się na nim i powiedcie z pełnym psekonaniem: Expecto Patronum .- Profesor machnął różdżką, z której wyszedł niebieski, świetlisty wilk. Poczłapał po sali i rozprysł się w powietrzu.

Veronica, siedząca kilka rzędów dalej, zerknęła w moją stronę z dziwnym wyrazem twarzy. Mark, Rowena, Dorian i Cygnus spojrzeli na siebie z determinacją. Każdy z nich miał swoje powody, aby nauczyć się tego zaklęcia. Ja natomiast zaczęłam zastanawiać się... Szczęśliwe wspomnienia? Mina mi zrzedła...

-Ophelia, dobrze się czujesz?- Zapytała Rowena, patrząc na mnie z troską.

-Jasne... Wszystko w najlepszym porządku... - Odpowiedziałam, starając się brzmieć pewnie.

Profesor Petrov przeszedł między uczniami, obserwując ich przygotowania. Zatrzymał się obok mnie, przyglądając mi się uważnie. 

-Panna Fawley, pamiętaj, że zaklęcie Patronusa wymaga sylnego wspomninia. Cy masz tokie wspomninie?- Spytał. Skinęłam głową. 

-Tak, profesorze. Mam kilka takich wspomnień.- Odpowiedziałam zagłębiając się w odmęty mojej pamięci, szukając owego wspomnienia.

-To dobre. Skoncentruj si na jednym z nich i nich to wspomninie wypełni twoje sierce. - poradził Petrov, przechodząc do następnych uczniów.

Zamknęłam oczy, starając się przypomnieć sobie najpiękniejsze chwile z dzieciństwa, kiedy był Ojciec. Zakazane przechadzki nocą do jego gabinetu. Czytanie zakazanych ksiąg po nocach. Czy to będzie wystarczająco szczęśliwe?

-Expecto Patronum. - Wyszeptałam, czując, jak magia przepływa przeze mnie. Z różdżki wydobyło się lekkie światło, ale nie uformowało się w pełnego Patronusa. Veronica, widząc to prychnęła pod nosem, wystarczająco głośno, żeby zwrócić uwagę pozostałych przyjaciół.

-Ktoś tu powinien skupić się bardziej, zamiast marzyć na jawie. - Wyszeptała pod nosem złośliwie.

Mark, Rowena, Dorian i Cygnus spojrzeli na nią z oburzeniem. 

-Veronica, przestań! Każdy z nas stara się jak najlepiej, więc zachowaj swoje głupie docinki dla siebie, jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia.- Wysyczał Mark w stronę czarnowłosej. Reszta jedynie przyglądała się całej sytuacji. Profesor Petrov musiał usłyszeć ową konwersację, ponieważ spojrzał surowo na Veronicę. 

Panno Clearwater, jeśli nie zamieza panienka poważnie padchodzić do lekcji, to mozie lepiej bydzie, jeśli opuści  pani salę.- Przemówił jeszcze surowszym głosem. Veronica zamilkła, ale jej spojrzenie wciąż było pełne wrogości.

W tym momencie poczułam nieokiełznaną potrzebę udowodnienia sobie, że potrafię. Może też, aby dopiec Veronice. Przypomniałam sobie kolejny moment - letni dzień na drugim roku w Hogwarcie, spędzony z przyjaciółmi, śmiech i zabawa na brzegu jeziora. Skupiła się na tym wspomnieniu, czerpiąc z niego siłę i radość. Rosier i Avery latający nad brzegiem jeziora, chlapiąc wodą Lestrange'a, który w odwecie rzucał w nich kamieniami. Lilith siedząca po mojej lewej stronie, śmiejąca się z chłopaków i Tom po prawej, czytający jakąś księgę. Stykał się ze mną ramieniem.....

-Expecto Patronum!- Powiedziałam głośniej, a z różdżki wystrzeliło jasne światło, które uformowało się w kształt srebrzystego ptaka. Patronus uniósł się nade mną, emanując jasnym blaskiem. Profesor Petrov uśmiechnął się z uznaniem. 

-Bardzio dobze, panno Fawley. To jest prowdziwy Patronus. Gratulacie. Zadko komu udaji sie to na pierwsej lekcji...- Poczułam ulgę i radość. Pozostali przyjaciele również byli zachwyceni moim sukcesem.

-Dobrze ci poszło...- Uśmiechnął się Mark, na co pozostali pokazali mi kciuki w górę. Veronica odwróciła wzrok, nie mogąc znieść mojego widoku. A przynajmniej na to wskazywało jej spojrzenie.

Lekcja trwała dalej, a profesor Petrov przechadzał się między uczniami, pomagając im skupić się na swoich wspomnieniach. Mark, Rowena, Dorian i Cygnus również próbowali swoich sił, z różnym powodzeniem. W końcu wszyscy byli w stanie wytworzyć przynajmniej częściowego Patronusa. Pod koniec lekcji profesor podsumował. 

-Dzisijsza lekcja była trudno, ale widzę, że wikszość z was zrobiła ogromnie postępy. Pamientajcie, że zaklęcie Patronusa wymaga praktyki i silne woli. Cwiczcie regularnie, a osiągnicie mistrzostwo.- Zakończył wraz z dzwonkiem na przerwę.

Wyszliśmy z klasy i ruszyliśmy na historię magii. Lekcja była dosyć nudna, ponieważ profesor Moonstone postanowił opowiedzieć o Wielkiej Wojnie Goblinów. 

-Czy kiedyś skończymy temat goblinów? Dożyjemy tego czasu?- Zaśmiała się Rowena, teatralnie łapiąc się za głowę.

Profesor zaczął opowieść od wprowadzenia do genezy konfliktu między goblinami a czarodziejami. Mówił o napięciach związanych z prawami własności do magicznych artefaktów, co doprowadziło do licznych bitew i politycznych intryg. Słuchałam uważnie, notując najważniejsze punkty. Profesor opisywał główne bitwy, kluczowych dowódców po obu stronach oraz sposób, w jaki wojna wpłynęła na społeczeństwo czarodziejów. Wspomniał także o próbach zawarcia pokoju, które wielokrotnie kończyły się niepowodzeniem, zanim ostatecznie doszło do zawarcia porozumienia.

Opuszczaliśmy klasę historii magii, kierując się na obiad. Moje myśli wciąż krążyły wokół opowieści o Wielkiej Wojnie Goblinów, a w powietrzu unosił się zapach nadchodzącego obiadu.

-Profesor Moonstone naprawdę zna się na rzeczy, nawet jeśli jego sposób opowiadania jest trochę... monotoniczny. - zauważył Mark, spoglądając na nas.

-Zdecydowanie. - przytaknęła sarkastycznie Rowena. 

-Ale trzeba przyznać, że ta lekcja była naprawdę interesująca. Historia wojny goblinów jest pełna intryg.- Ciągnął dalej Mark.

-To prawda i nigdy się nie kończą.... - Zaśmiał się Cygnus. 

-Chociaż czasami mam wrażenie, że mógłby trochę bardziej się wysilić w kwestii emocji. W końcu to była wojna!- Cygnus zaczął teatralnie odgrywać rolę zbuntowanego goblina. Uśmiechnęłam się, obserwując show przyjaciół, ponieważ do Cygnus'a dołączył Dorian, odgrywając rolę czarodzieja. Sama również byłam zafascynowana tematem, ale moje myśli krążyły wokół nadchodzącego obiadu. Wampiryczny głód, choć coraz lepiej nad nim panowałam, wciąż dawał o sobie znać.

-Na co masz ochotę, Ophelia? - zapytała Rowena, spoglądając na mój pergamin, a potem na swój.- Ja dzisiaj mam ochotę na kurczaka i puree ziemniaczane.- Jak tylko to powiedziała, przed nią pojawił się pełny talerz.

-Mam ochotę na Chili Con Carne...- Odpowiedziałam, starając się skupić na jedzeniu, które pojawiło się przede mną. Pikantna potrawa z mięsem mielonym i fasolą idealnie ukrywała krew w pikantnym sosie.

W trakcie jedzenia rozmawialiśmy o nadchodzących zajęciach. Dorian, jak zawsze pełen energii, opowiadał o swojej strategii na eliksiry. 

-Dzisiaj będziemy warzyć Eliksir Wielosokowy. To będzie prawdziwe wyzwanie!- Ucieszył się.

-Zdecydowanie.- Zgodziła się Rowena. -Ale myślę, że damy radę. W końcu jesteśmy w tym całkiem dobrzy.- Dodała.

-Mów za siebie...- Mruknął Dorian, spoglądając znacząco na Cygnus'a.

-Co jest?- Spytał Mark, jakby wyczuł jakiś spisek.

-Będzie zabawnie....- Zacierał dłonie Cygnus.

Obiad minął szybko, a nasze rozmowy krążyły wokół różnych tematów, od eliksirów po nadchodzące mecze quidditcha. Cieszyłam się towarzystwem przyjaciół, którzy zawsze potrafili poprawić mi humor. Po obiedzie wszyscy ruszyliśmy w stronę klasy, gdzie odbywały się lekcje eliksirów. Korytarze były pełne echa kroków uczniów, a powietrze pachniało ziołami i składnikami eliksirów.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro