🌼3🌼
//Siemka ptysiu uwu dawno się nie widzieliśmy w tej książce :D Miło mi cię znowu w niej powitać uwu\\
Perspektywa Litwy 🇱🇹
Poczułam ciepłe promienie słońca padające prosto na moją już nie śpiącą twarz. Pochodziły one z dość sporego okna znajdującego się na ścianie mojego pokoju. W ten sposób rozpoczęła się moja niedziela... Otworzyłam swoje zaspane oczy i od razu przetarłam je rękoma, ponieważ oślepił mnie ostry blask słońca. Odwróciłam głowę w bok, spoglądając na moją współlokatorkę. Spała ona w najlepsze. Zdjęłam z siebie jedwabną kołdrę, a następnie podeszłam do swojego biurka, aby podnieść z niego swój telefon. Była godzina siódma. Delikatnie rozciągnęłam się, ziewając przy tym. Nie lubię wstawać o tej godzinie... Zdecydowanie wolę dłużej pospać, jednak skoro już wstałam to raczej nie zasnę ponownie.
Wzięłam swoje ubrania i udałam się z nimi prosto do łazienki. Wykonałam w niej poranną rutynę, po czym wyszłam z tego pomieszczenia. Może przejdę się na spacer, tak na dobre przebudzenie się? Tak, to chyba dobry pomysł (czy to już nie jest przypadkiem rozdwojenie jaźni gdy zadaje sobie pytanie i na nie odpowiada? XD ~naukowiec). Ubrałam swoje buty, by po chwili wyjść z mieszkania. Nie będę budzić niepotrzebnie Łotwy, niech się wyśpi. Postaram się wrócić zanim wstanie, więc nie pisałam jej o moim spacerze na żadnej kartce ani niczym podobnym. Pomimo mocnego słońca było całkiem chłodno, a było to spowodowane przez wiatr.
Kiedy doszłam do parku usiadłam na jednej z ławek i wsłuchałam się w dźwięki natury. Były takie... Spokojne. Zupełnie inne niż moje myśli, które zazwyczaj pojawiają się w postaci sztormu w mojej głowie. Dźwięki te pozwalały mi się rozluźnić i zrelaksować. Uwielbiam mieć styczność z naturą. Czuję się wtedy taka oderwana od rzeczywistości, jakby problemy schodziły z pierwszego planu gdzieś daleko i stawały się niewidoczne dla oczu. Zamknęłam je na moment, po czym wzięłam głęboki wdech nosem, aby później wypuścić go ustami. Nagle ktoś położył swoje dłonie na moich oczach, kończąc przy tym moją sielankę.
- Zgadnij kto to - dobiegł do moich uszu głos, wyraźnie na siłę obniżany. Odebrało to tej osobie powagę i sprawiło, że brzmiała jak dziecko, które chce być starsze niż jest tak naprawdę.
- Nie wiem - odpowiedziałam niepewnie.
- Co ty już mnie nie poznajesz? - Zdjął ręce z moich oczu i stanął przede mną rozbawiony. Okazał się to być Polska.
- Zwyczajnie nie byłam pewna - odparłam przewracając przy tym oczami.
- Tłumacz to tak sobie. - Dosiadł się obok mnie. - Co robisz o tej godzinie w parku? W dodatku w niedzielę?
- A ty? - Spojrzałam w jego oczy. Widocznie brakowało im snu.
- Pierwszy zadałem pytanie, więc pierwszy oczekuję odpowiedzi. - Również spojrzał w moje oczy. Niektórzy uważają, że mówią one więcej niż słowa. Sama nie jestem pewna, czy to prawda...
- Wstało mi się wcześniej i postanowiłam, że się przejdę póki Łotwa śpi. - Kiwnął delikatnie głową na znak, że rozumie mnie. - Teraz twoja kolej.
- Oglądałem z Węgrem o pierwszej rano horror i miałem po nim koszmar - przyznał niechętnie, na co ja cicho się zaśmiałam pod nosem. Widząc to uderzył mnie lekko z pieści w ramię. - Wstałem o piątej i nie mogłem później zasnąć, więc pomyślałem, że się przejdę tutaj.
Chwilkę jeszcze porozmawialiśmy na luźniejsze tematy. Później przypomniałam sobie, że miałam wrócić do domu zanim Łotwa wstanie, więc czym prędzej się z nim pożegnałam i pobiegłam w stronę domu. Ona mnie zabije, gdy zauważy, że znowu to zrobiłam. Obiecałam jej, że już nie będę tak robić, ale jak zwykle wyszło jak wyszło. Kiedy już dobiegłam do naszego bloku wbiegłam do niego i szybko weszłam po schodach. Na kilka sekund zatrzymałam się przed drzwiami od naszego mieszkania, aby wziąć kilka wdechów na uspokojenie się, a następnie je otworzyłam. Na moje nieszczęście za nimi stała Łotwa z skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma. Była ona już ubrana i uczesana w niechlujnego, szybkiego, domowego koka. Jej mina utwierdzała mnie w przekonaniu, że nie ujdzie mi to płazem.
- No dalej, czekam na wyjaśnienia - powiedziała stukając przy tym palcami jednej ręki na drugiej. - Gdzie byłaś?
- Byłam w parku - rzekłam jakby od niechcenia.
- Dlaczego znowu mi o niczym nie powiedziałaś?
- Spałaś sobie, więc jako twoja najlepsza pod słońcem współlokatorka cię nie obudziłam - powiedziałam zdejmując w tym czasie buty.
- Mogłaś chociaż na kartce napisać, czy coś.
- Oj już przestań. Nie zachowuj się jakbyś była moją matką, poza tym nic się przecież nie stało. - Wyminęłam ją i poszłam w stronę pokoju, a gdy chciałam do niego wejść zatrzymała mnie.
- Co jadłaś na śniadanie? - spytała podejrzliwie. Zaskoczona tym pytaniem nic nie odpowiedziałam, bo nie mogłam na nic wpaść. - Dobrze wiesz, że się o ciebie martwię. Dlaczego ty mi to robisz? - Przez jej ton głosu czułam się obciążona wielkim poczuciem winy. Nie zrobiłam nic złego, więc dlaczego czuję się jakbym złamała wszystkie prawa?
- Zapomniałam, okej? Zejdź ze mnie choć trochę... - Westchnęła zmarnowana.
- Sorki... Chodź, zrobiłam nam śniadanie. - Uśmiechnęła się miło i złapała mnie za rękę, a następnie pociągnęła do kuchni.
Usiadłam na jednym z krzeseł przy stole, a ona na drugim. Zrobiła nam różne kanapki. Złapałam za jedną z nich i zaczęłam ją jeść, Łotwa zrobiła dokładnie to samo. Podczas naszego posiłku zaczęła opowiadać o jej zwariowanym śnie, który miała tej nocy. Był on totalnie powalony. Jakimś cudem nasza rozmowa skierowała się na temat szkoły. Obie byłyśmy zdania, że jest nudna. Nagle Łotwa nabrała miny jakby dostała przebłysku geniusza.
- Mam pomysł! Ma być bardzo ciepło w tym tygodniu, więc co ty na to abyśmy pojechały nad jezioro któregoś dnia, po szkole? - zapytała z pełnią nadziei w oczach. Szczerze nie byłam co do tego przekonana. Zapewne będzie tam skupisko ludzi i Łotwa będzie chciała kogoś zabrać z nami. - Będzie fajnie - dodała po chwili, widząc moją niepewność.
- No dobra. Obyś miała rację. - Nie potrafię jej za bardzo odmawiać... Uśmiechnęłam się na siłę.
- Ja zawsze ją mam. - Zaśmiała się.
Po śniadaniu Łotwa stwierdziła, że przecież potrzebne nam będą stroje kąpielowe nad to jezioro. Z tego powodu udałyśmy się do galerii. Ona uwielbia robić zakupy w sklepach odzieżowych, czasami mam wrażenie, że jest zakupoholiczką. Od kiedy pamiętam interesowały ją tematy modowe, dzięki czemu potrafi się zjawiskowo ubierać. W pewnym stopniu ją za to podziwiam. Kocha siebie i swój wygląd, a ja wręcz przeciwnie... Zazwyczaj, gdy patrzę w lustro zastanawiam się, jak to jest nie nienawidzić siebie? Nie czuć do siebie takiego zażenowania swoją osobą?
Weszłyśmy do jednego ze sklepów. Jakoś nie potrafiłam się na niczym skupić, myślami byłam w kompletnie innym świecie. W głowie krążyły mi myśli jak wyglądałby świat, gdybym miała oboje rodziców przy sobie. Jak wiele tak naprawdę by to zmieniło? Pokazaliby mi jak radzić sobie z tymi uczuciami? Czułam jakby moja głowa stała się ulem, a wszystkie myśli w niej zamieniły się w głośny rój pszczół. Z tego stanu wytrącił mnie dotyk Łotwy na moim policzku. Patrzyła na mnie zmartwionym wzrokiem.
- Coś się stało? Nie reagowałaś, gdy do ciebie mówiłam... - Przyglądała mi się.
- Słabo mi się zrobiło, ale już jest dobrze. - Zmusiłam się do uśmiechu. Jestem już przyzwyczajona do udawania go, więc nie sprawiło mi to większego problemu.
- Jakby znowu ci się tak zrobiło to mów. - Przytuliła mnie, a ja wtuliłam się w nią, rozkoszując się jej uściskiem. - Jak się źle czujesz to możemy wrócić do domu.
- Nie trzeba... - Puściła mnie i przyjrzała się mojej twarzy. Szybko rozejrzałam się po sklepie, szukając czegoś, co odwróci jej uwagę. - Co moje oczy widzą? Czerwony strój kąpielowy? - Udawałam zachwyt. Wiem dobrze, że to jej ulubiony kolor i właśnie w tym kolorze chciała mieć swój strój.
- Serio? - Odwróciła się, a ja jej go pokazałam. - Łał, dokładnie tego szukałam! Teraz znajdźmy coś dla ciebie. - Uśmiechnęła się.
Po kilkuminutowych poszukiwaniach znalazłyśmy coś, co może się nadać. Co prawda nie był to mój gust, ale jej się strasznie podobał. Mówiła, że pewnie będę w nim świetnie wyglądać, więc jej zaufałam. Skoro się sobie nie podobam, to może jakimś cudem jej się spodobam? Byłoby fantastycznie... Ale życie to nie bajka i nie powinnam o tym zapominać. To nigdy nie prowadzi do niczego dobrego, zawsze się zawiodę. Przymierzyłyśmy swoje stronę, kupiłyśmy je i poszłyśmy do innych sklepów. Spędziłyśmy w nich sporo czasu, a gdy nas to wystarczająco zmęczyło wróciłyśmy do domu. Weszłyśmy do niego, rozebrałyśmy się i zrobiłyśmy porządek z nowo kupionymi rzeczami.
- Litwa - powiedziała zwracając moją uwagę. - Mam coś dla nas. - Mój wzrok z pytającego zmienił się w zaciekawiony.
- Co takiego? - zapytałam kompletnie nieświadoma tego, co dla nas przyszykowała.
- Kupiłam nam naszyjniki - rzekła wyciągając zza pleców opakowanie z dwoma naszyjnikami. Były to dwie złote połówki serc, idealnie pasujące do siebie. Spojrzałam na nią z wdzięcznym uśmiechem.
- Są piękne.
🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼
Równe 1400 słów bez pożegnania
Przepraszam was że prawie o 22 wstawiam rozdział ale trochę później wróciłam do domu i tak wyszło XD mam nadzieję że nie jesteście źli ^^'
Papatki <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro