Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Święta, Luci i Zepsuty Garbus

-Płaci pani 69... - kobieta rzuciła stuzłotowy banknot na ladę i wyszła ze sklepu, w prawej ręce niosąc choinkę. Te dzikie tłumy bijące się o ostatniego karpia czy inne bombki zawsze ją irytowały. Rodziny z dziećmi, które wybierały ozdoby na stół, szczególnie działały jej na nerwy. Dlatego zawsze wszystko kupowała dzień przed. Drożej ale wygodniej. Wrzuciła drzewko do bagażnika garbusa i usiadła za kierownicą. Jak najszybciej wyjechała z parkingu. Od wielu lat Ruby spędzała święta sama. I Święta i własne urodziny. Jeszcze nikt nie pofatygował się z życzeniami do jej małego mieszkanka w jakiejś starej kamienicy. Tak miało być i tym razem. Samotne święta, samotne urodziny. Dzień jak co roku. Ale Wszechświat, Wielki i Potężny, miał GENIALNY pomysł. I MUSIAŁ go wprowadzić w życie właśnie tego dnia.

W połowie drogi samochód Ruby zgasł.

-No i kurwa zajebiście... - uderzyła czołem w kierownicę. Z wściekłością wyszła z pojazdu, wprost w burzę śnieżną. Wyciągnęła choinkę i chwyciła ją za pień. Trzasnęła bagażnikiem

-I co? Zadowolony jesteś? Ufałam ci, a ty mi takie coś? No dzięki. Wiesz, specjalnie szłam do sklepu po olej i świece, żeby Ci wymienić kiedy byłeś w potrzebie, a ty? Zawiodłeś mnie. Dzięki za świetny prezent urodzinowy. I świąteczny. - odwróciła się na pięcie i poszła w dalszą drogę do domu, tupiąc nogami. Nie przejmowała się faktem, że właśnie gadała do samochodu. To było zdecydowanie normalne. Choinka szurała o zaspy śnieżne. Po dziesięciu minutach, które trwały w nieskończoność, Ruby była w domu. 

-LUCYFER, WRÓCIŁAM - ośnieżonymi butami kopnęła w drzwi, a te zamknęły się z hukiem. Czarny kot podbiegł do niej truchtem 

-A ty co? Znowu pewnie spałeś cały dzień, co? - zwierzę powąchało choinkę i prychnęło z niesmakiem 

-Już nie narzekaj. Przebolejemy te święta, a potem wrócimy do szarej rzeczywistości - powiesiła kurtkę na wieszaku i ustawiła choinkę w salonie. Ubranie jej w trzy bombki, metrowy łańcuch i szesnaście lampek zajęło Ruby dziesięć cennych minut z życia. Spojrzała na swoje dzieło niczym Magda Gessler na nowego karpia w cytrynach. Kiwnęła głową z zadowoleniem ze swojej pracy i ruszyła do kuchni. Wyciągnęła z lodówki babeczkę czekoladową z TRZEMA rodzajami czekolady i wbiła w nią świeczkę. Przeniosła się do salonu i usiadła przed choinką. Czarny kot usiadł koło niej i zaczął wylizywać sierść. Odpaliła lont.

-Wszystkiego najlepszego, Ruby

-I tobie też, Ruby - tak, rozmawiała sama ze sobą. Czy jej to przeszkadzało? Nie.

-Wesołych świąt, kochana

-I dobrego karpia 

-I szczęśliwego nowego roku

-I mokrego dyngusa 

-I smacznego jajka 

-I tych wszystkich innych bzdetów, których powinno się życzyć - zdmuchnęła świeczkę 

-Wiedziałem, że to będzie głupie, ale że aż tak? - Ruby odwróciła się tak szybko, jak Kubica na zakręcie 

-Kto to powiedział? - rozejrzała się. Była sama. Wzruszyła ramionami 

-Często rozmawiasz sama ze sobą? - kobieta spojrzała podejrzliwie na kota. Lizał swoją łapę niemal ze stoickim spokojem 

-No, blisko jesteś blisko - męski głos unosił się w całym pokoju. Ruby podniosła wzrok

-Bingo - na jej łóżku leżał rozłożony jak żaba na liściu, czarnowłosy, półnagi mężczyzna. Cofnęła się natychmiast jak najdalej, przez co jej ciasto wylądowało na ziemi

-No nie! Nie wiem kim jesteś, ale zmarnowałeś mi właśnie cztery pięćdziesiąt, chuju! - z rozpaczą spojrzała na resztki babeczki 

-Ktoś ci kazał skakać jak głupia? 

-Kim ty do kurwy nędzy jesteś? - wzrok Ruby na powrót stał się zimny i pogardliwy. Mężczyzna leniwie wstał i się przeciągnął 

-Lucyfer 

-Lucyfer? - czarny kot otarł się o nogi przybysza i mruknął cicho

-Ta, Lucyfer - pochylił się i pogłaskał zwierzę, po czym wziął je na ręce

-Możesz zostawić mi mojego kota w świętym spokoju? - kobieta wstała, otrzepała się i skrzyżowała ręce na piersiach, przenosząc ciężar ciała na prawa nogę 

-Świętym? To nie moja działka 

-Czego ty do diabła chcesz? 

-Przyszedłem zobaczyć jak wygląda osoba, która sięgnęła emocjonalnego dna

-Zły adres. Moje życie emocjonalne ma się świetnie. To teraz możesz wyjść. Najlepiej oknem - zabrała kota z rąk mężczyzny i odłożyła na łóżko 

-Jesteś niemiła

-Jestem realna

-I wredna 

-Taki charakter

-Do Piekła trafisz

-Mam tam zarezerwowane miejsce - mężczyzna spojrzał na nią badawczo

-Nie pamiętam, żebym cokolwiek rezerwował - Ruby wzruszyła ramionami

-To nie mój problem 

-Wiesz kim ja jestem?

-Idiotą? Zagubionym? Niespodziewanym gościem? Półgłówkiem? 

-A mówili, że nie będziesz zabawna

-Nie wiem czego chcesz, ale teraz możesz się wynosić 

-Zrobię to kiedy będę chciał - rzucił się na łózko, niemal zgniatając kota

-Lucyfer! - Ruby złapała zwierzę i przytuliła do swojego ciała 

-Czemu mnie wołasz jak jestem obok?

-To nie było do ciebie tylko do kota 

-Nazwałaś kota imieniem Władcy Piekieł? 

-Podobało mi się. A tobie nic do tego 

-Urocza jesteś jak się złościsz 

-Co? 

-Nic. Chciałem coś sprawdzić. Jestem Lucyfer

-Jesteś psychiczny 

-Nie wierzysz Cesarzowi Podziemia?

-Nie przypominam sobie, by jakikolwiek przytułek dla obłąkanych w okolicy nazywał się "Podziemie" 

-Nie znudziło ci się jeszcze?

-Co takiego?

-Obrażanie mnie

-Nie obrażam. Stwierdzam fakty. Wlazłeś mi do domu, w przeddzień świat, w moje urodziny i jeszcze oczekujesz, żebym skakała z radości? 

-Masz urodziny?

-A nie widać?! Przez ciebie moja babeczka leży teraz rozkwaszona na podłodze! 

-Oh

-Serio? To jedyne na co cię stać? Oh? 

-Nie wiedziałem, że ludzie potrafią syczeć 

-A ja, że ktoś może być taki upierdliwy 

-Widzisz? Pasujemy do siebie

-Że co kurwa? - Ruby wypuściła kota na balkon, zostawiając mu uchylone drzwi

-Pozwalasz mu tam chodzić samemu?

-Nie chcę, żeby się czymś od ciebie zaraził 

-Znowu zaczynasz

-Nigdy nie skończyłam 

-Uparta jesteś 

-A ty niepotrzebny 

-Nic ci nie zrobiłem!

-Nie, tylko włamałeś mi się do domu, a teraz nie chcesz wyjść. To całkowicie normalne. Ludzie przecież cały czas tak robią 

-Ludzie za to gadają z samochodami. I to jest niby normalne?

-Nie zrozumiałbyś 

-Daj mi szansę

-Nie znam cię

-Ale ze mną rozmawiasz

-Bo nie mam wyboru 

-Wszystkiego najlepszego

-Co? - tym zdaniem zbił ją z tropu

-No masz urodziny. Mówicie sobie wszystkiego najlepszego z tej okazji, nie? 

-Dzięki. Możesz mnie łaskawie zostawić w spokoju? Mam masę roboty

-Użalanie się nad niezdatną do zjedzenia babeczką urodzinową i głaskanie kota?

-... Może 

-Niezbyt to twórcze, nie uważasz?

-Gówno mnie obchodzi, czy to twórcze czy nie. A ciebie tym bardziej nie powinno to interesować 

-Co powiesz na to, żebym dał ci prezent?

-Nie chcę niczego od starych zboczeńców

-Ranisz mnie, mam ledwo 5000 na karku. Jetem w sile wieku 

-Jeszcze lepiej. Psychol, który twierdzi że jest Lucyferem i pierdolonym nieumarłym siedzi u mnie w domu. Wspaniałe święta, nie ma co 

-Ej, teraz to mnie zaczynasz wkurzać - mężczyzna zmarszczył brwi

-Świetnie, to idealny powód, żebyś stąd wyszedł 

-Nie, bo mi nie wierzysz

-A czemu bym miała?

-A w Boga wierzysz?

-Jeśli istnieje to o mnie zapomniał 

-A Szatana? - zamiast odpowiedzieć tylko prychnęła lekceważąco 

-Jeśli istnieje, to chyba pora zabrać mu te ostatki władzy jakie ma 

-No wiesz? Staram się jak mogę 

-Skończ wreszcie. I wyjazd z mojego domu 

-Nie

-Co?

-Nie. Nie lubię, jak się mi nie wierzy

-Czy nie miałeś być Szatanem? Diabłom z reguły się nie wierzy. Powinieneś być przyzwyczajony 

-Co jest z tobą nie tak?

-Ze mną? To nie ja wbiłam przypadkowej osobie do domu i gadam od rzeczy

-Są święta, gdzie ten duch miłości czy czegoś tam?

-Wyparował razem z chęciami do bycia miłą dla ciebie 

-To one kiedykolwiek istniały?

-Nie

-Chodź

-Gdzie znowu?

-Do mnie

-Nie znam cię, nigdzie nie idę - czarnowłosy chwycił ją w pasie, wyszedł na balkon i wyskoczył przez balustradę. 

-----------------------------------------------------------

I tym optymistycznym akcentem chciałabym życzyć wam wesołych świąt, smacznego karpia i czego tam jeszcze chcecie, co by wam się wszystko ułożyło po waszej myśli, szczęście dopisywało i żebyście naprawdę spędzili te święta tak jak chcecie! ❤️




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro