Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Walizka

Moja żona stała przy otwartej na oścież szafie i wyciągała z niej swoje ubrania, wrzucała je do znajdującej się na łóżku walizki. Podszedłem do niej i chwyciłem ją za nadgarstki.
- Co ty wyprawiasz? - zapytałem na tyle spokojnie na ile byłem w stanie. Spojrzała na mnie z nerwami.
- Zostaw mnie! Puść mnie! - krzyknęła wyrywając się z mego uścisku. - Zabieram chłopców i jadę do mamy! Mam cię dość! - wydarła się na mnie.
Pierwszy raz w życiu widziałem Lusię w takim stanie. Była wściekła. Chciałem ją jakoś uspokoić, ale sam byłem wpieniony.
- Lusia, uspokój się. Nic się przecież nie stało - mówiłem, ale ona nie chciała tego słuchać. Zamknęła walizkę, po czym chwyciła ją w prawą rękę.
- Daniela, nie wolno tobie dźwigać! - wydarłem się, bo i mnie zaczęły z tego wszystkiego wysiadać nerwy.
Stanęła w futrynie i obejrzała się w moją stronę.
- Wnieś mi tę walizkę do salonu - powiedziała stanowczo.
Podszedłem do niej, chwyciłem ją za rękę.
- Lusia, porozmawiajmy.
- Nie! Zostaw mnie! Wyniesiesz tę walizkę, czy sama mam to zrobić?!
Wziąłem w rękę tę cholerną walizkę, postawiłem ją przed drzwiami. Po chwili po schodach zbiegł Marcel. Młody miał przerzuconą przez ramię sportową torbę. Przeszedł obok mnie bez słowa, zatrzymał się tuż przed drzwiami.
- Nikodem się pakuje? - odezwała się moja żona.
- Nikodem nigdzie nie jedzie - zaoponowałem. - Zresztą, Marcel też nie. Chłopaki mają szkołę. Jak ty sobie to wyobrażasz?!
Lusia nic nie odpowiedziała. Poszła na górę. Domyśliłem się, że chce sprowadzić stamtąd Nikodema. Nie ruszyłem za nią w pościg choć pokusa była ogromna. Zamiast tego wziąłem się za Marcela.
- Ściągaj kurtkę i buty, bo nigdzie nie jedziesz - odezwałem się do niego.
- Jak nie? Jadę z mamą i z Nikodemem do babci Zosi - odparł.
- Rozbieraj się, powiedziałem!
Marcel naburmuszył się. Usiadł na krześle i powoli zaczął rozpinać swoją kurtkę. Wtem ujrzałem Lusię schodzącą na dół po schodach. Tuż za nią podążał Nikodem. Mój syn szedł ze zwieszoną nisko głową. Dobrze wiedział, że nigdzie nie pojedzie.
- Ubieraj kurtkę, buty. Raz, dwa... - zwróciła się do niego Daniela.
- A spróbuj! - przygroziłem mu.
Nikodem nie wiedział, jak postąpić. Spoglądał to na mnie, to znów na Lusię, która międzyczasie przyniosła z korytarza jego ubrania. Pomogła mu wsunąć buty na nogi, założyła mu kurtkę. Patrzyłem na to bez słowa. Usiadłem w fotelu, dotarło do mnie, że nie zatrzymam swojej żony siłą w domu.
- Taksówka już stoi. Marcelek, biegnij po pana, niech pomoże mi z tą torbą, bo jest ciężka!
Młody ruszył w kierunku drzwi, a po chwili wybiegł z domu. W drodze do taksówki pogłaskał Misia i Monsterka. Podniosłem się z fotela i zaniosłem do auta tę Lusi walizkę.
Nikodem podszedł do mnie.
- Tata, mogę jechać z mamą? - zapytał.
- Tak - odpowiedziałem. Przytuliłem syna i oddałem go w ręce żony.
- Zadzwoń jak przemyślisz swoje postępowanie - powiedziała do mnie na odchodne. Po chwili wsiadła do taksówki, zamknąłem za nią drzwi od auta.
No to się porobiło. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem. Wróciłem do domu. Wszedłem do sypialni. Zajrzałem do barku. Butelka wódki uśmiechała się do mnie. Co innego mi pozostało?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #ojczym