Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Spacer po lesie

Marcel trzymał w ręku długi kij. Idąc obok mamy ściągał nim Nikodemowi czapkę z głowy. Jasnowłosy chłopiec co rusz podnosił ją z pożółkłej trawy.
- Tata, powiedz mu coś - rzekł w końcu.
- Przecież nic nie robię - odparł Marcel. - Ja tylko sprawdzam, jak na czapkę Nikodema oddziałuje siła grawitacji.
- Mogę go walnąć?
- Chłopaki! Marcel, wyrzuć tego kija - odezwał się Szymon.
- Nie mogę. Adoptowałem go sobie - odparł.
- Sam tego chciałeś, Marcel - odezwał się Nikodem. - Szykuj się - dodał podbiegając do leżącej na trawie olbrzymiej gałęzi. Podniósł ją z wielkim trudem.
- Ale dostaniesz! - zawołał.
Marcel uśmiechnął się.
- Zaraz się posram ze strachu! - krzyknął.
- Marcel, jak ty się odzywasz, co? - odezwała się Daniela. - Podejdź do mnie...
- Co? - westchnął.
Lusia wsunęła mu koszulkę w spodnie. Zapięła jego kurtkę pod samą szyję. Poprawiła też jego krzywo wsuniętą na głowę czapkę.
- Teraz dobrze... - szepnęła sama do siebie. - No, leć się bawić.
Chłopcy pobiegli przed siebie. Zerwali sobie po jednej wąskiej gałązce bzu. Udawali szermierkę.
Lusia i Szymon usiedli na obalonym pniu drzewa. Mężczyzna objął żonę ramieniem.
- Kocham cię - szepnął jej do ucha. - Za kilka miesięcy będziemy spacerować tą alejką z takim szerokim wózkiem - zaśmiał się.
- Jejku, ale to będzie. Nie mogę się tego wszystkiego doczekać. Ale z drugiej strony jak sobie pomyślę... Przewijanie, karmienie, kąpanie... Wszystko podwójne... Podwójny płacz, podwójne kolki, ząbkowanie... Ryk w nocy... Będziesz mi chyba trochę pomagał. Co, panie Jasiński?
- Od czasu do czasu - zaśmiał się.
Lusia szturchnęła go łokciem w bok. Szymon potargał jej kręcone włosy. Ucałował je.
Po chwili do rodziców podbiegli Marcel z Nikodemem. Obaj chłopcy byli podekscytowani.
- Nikt nie zgadnie, co znaleźliśmy! - zawołał młodszy chłopiec podskakując wesoło.
- Co znaleźliście? - odezwała się Daniela.
- Chodźcie zobaczyć!
Marcel chwycił mamę za rękę. Nikodem to samo uczynił z ojcem. Po chwili cała rodzina stała przy prymitywnymi szałasie zbudowanym z gałęzi drzew.
- To jest nasza nowa baza - rzekł Marcel wchodząc do szałasu. - Baza z widokiem na dom Oliwera. Możemy gromadzić arsenał! Jacie nie mogę!
- Jaki arsenał? Wojna się szykuje? - odezwał się Szymon.
- No, i to jaka! - zawołał Marcel.
- Szkoda, że nie masz w sobie tyle zapału, kiedy przychodzi czas na odrabianie lekcji.
- Tata, weź się - odparł malec. - Jakieś wiadro byśmy musieli mieć na amunicję i tarcze, najlepiej z pokrywek!
- I butelki z wodą - dopowiedział jedenastolatek. - Albo jeszcze lepiej, z sikami!
- Nikodem! Podejdź tu do mnie na słowo! - zawołał Szymon.
Chłopiec podbiegł do taty. Szymon spojrzał na niego z namysłem.
- Skąd ci się biorą w głowie takie głupie pomysły, co? - rzekł mężczyzna.
- Z mózgu - odparł malec.
Szymon uśmiechnął się. Pogłaskał syna po głowie.
- Hej, a gdzie masz czapkę? - spytał po chwili.
- Marcel na drzewo rzucił i nie da się sięgnąć - wyjaśnił.
- Oj, chłopaki, chłopaki... Chodźcie, wracamy do domu... Raz, dwa!
- A nie możemy zostać z Nikodemem tutaj? Tata, tu jest zarąbiście! - odezwał się Marcel.
- Niko nie ma czapki, a jest zimno. No i lekcje muszą panowie zrobić.
- Jutro się zrobi - rzekł młodszy chłopiec.
- Dzisiaj. Jutro będzie milion innych rzeczy do zrobienia. Wracamy do domu... Misiu! - zawołał.
- Jest nasz Misiulek kochany! - rzekł Marcel wyciągając ręce do ukochanego psiaka. Ukochał go. Pogłaskał po długiej sierści. - Kocham cię, Misiu - rzekł. - Chodź! Wracamy do domu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #ojczym