Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pręty

Chłopcy podbiegli do kanciapy. Obaj byli zdeterminowani, by wzmocnić swój szałas i skompletować zestaw arsenału.
- Nie ma wiader, ale jest to coś - rzekł Nikodem kucając przy wielkim aluminiowym kotle. - Nada się?
- Oj, nada się! - zawołał Marcel niemalże podskakując z radości.
Bracia wynieśli z kanciapy wielki gar wraz z pokrywką.
- Taki duży, a wcale nie ciężki - rzekł Nikodem. - Marcel, idziesz?
Dziesięciolatek przyglądał się prętom leżącym za kanciapą. Podniósł jeden z nich.
- Jakby tata to widział! - rzekł Nikodem patrząc z błyskiem w oczach na to, co robi Marcel.
- Przecież te pręty tu leżą i leżą... Bezsensu... Tata ich nie potrzebuje. Sam powinien przyjść do nas... "Hej, chłopaki! Za kanciapą leży niepotrzebna sterta złomu. Nie potrzebujecie trochę prętów do zabawy?!" - zaśmiał się.
- Jo! - odparł Nikodem kucając przy aluminiowym kotle.
Marcel przechadzał się po prętach w tę i z powrotem. Najchętniej zabrałby wszystkie.
- Sam nie wiem, co byłoby lepsze - odezwał się. - Bo tu są jeszcze takie żelastwa - dodał w skupieniu przyglądając się teownikom i ceownikom. - Pręty moglibyśmy pod skosem wbić w ziemię, żeby odstraszać intruzów...
- Czyli Oliwera i Aleksa? - spytał Nikodem.
- No... Ale jakbyśmy sobie pożyczyli od taty to żelastwo i to żelastwo, to jakbyśmy złapali Oliwera, nie trzeba by było przywiązywać go do drzewa. Dalibyśmy mu jedno żelastwo na ręce, drugie na nogi i byłby unieruchomiony... Jejku, szkoda, że nie możemy już bawić się w tortury! Z takimi żelastwami to by były takie fajne, masakryczne tortury... Szkoda, że nie zauważyłem tych prętów, jak jeszcze mogłem się w to bawić... Chodź, weźmiemy te dwa żelastwa i kilka prętów...
- Tata zabronił mi się zbliżać...
- Niko, nie pajacuj... Chodź, sam nie dam rady tego przenieść...
- To weź sobie taczkę - podpowiedział mu.
- Serio nie pomożesz?
Nikodem wzruszył ramionami. Stojąc w pewnej odległości od Marcela, patrzył jak ten z wielkim trudem wyciąga żelazny, pordzewiały teownik spod góry różnej grubości prętów.
- Fajnie się patrzy? - rzekł Marcel siłując się z żelastwem.
- Bym ci pomógł, ale tata powiedział...
- Wiem, co tata powiedział... Trochę za mądry jest... Jak mamy wygrać wojnę bez sprzętu militarnego? Chodź, złapiesz to coś z drugiej strony...
- Nie.
- Co za czub. I tak jak przyjdzie co do czego, to obaj dostaniemy w dupę. Niko...
- Mogę gałązek pozbierać czy coś...
- Wiesz, co? Idź sobie kasztanów pozbieraj do wiaderka. Potem sobie ludków narobisz i będziesz się nimi bawił!
Nikodem uśmiechnął się.
- A gdzie widziałeś kasztany? - spytał.
Marcel palnął się ręką w czoło.
- W twojej dupie! - rzekł.
- A... Czyli nie widziałeś...
- Co za czub... Dobra, mam to coś, ale sam tego nie zaniosę, bo kaleczy ręce...
- Rękawice sobie załóż. Idę z tym garnkiem.
- Super pomysł. Idź, niech cię nie widzę!
Nikodem uśmiechnął się. Chwycił w jedną rękę ucho kotła, w drugą pokrywę. Pobiegł w stronę szałasu.
Marcel z kolei usiadł na prętach. Odpoczywał i myślał nad tym, w jaki sposób przenieść żelastwo do szałasu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #ojczym