Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Olej

Było wczesne popołudnie. Szymon wracał samochodem z miasta. Przez kilka miesięcy jeździł tą drogą dwa razy dziennie. Nigdy jednak nie zwracał uwagi na zawieszoną na metalowym słupie reklamę "Skup węgla i miału". Mężczyzna zjechał na pobocze. Wysiadł z auta. Przeszedł się poboczem wzdłuż ocynkowanej siatki.
Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to tabliczka "Nieupoważnionym wstęp wzbroniony" oraz dwa dobermany. Psy wprawdzie leżały pod drzewem, ale gdy tylko Szymon zbliżył się do ogrodzenia, poderwały się, zaczęły ujadać a nawet gryźć siatkę zębami.
Mężczyzna natychmiast odskoczył dwa kroki w tył. Serce zaczęło mu szybciej bić. Ruszył w kierunku auta, a znajdujące się za siatką psy, zdawały się go odprowadzać. Przestały szczekać dopiero, kiedy Jasiński wszedł do auta.
To, co zobaczył, nie mieściło mu się w głowie. Dotarło do niego, dlaczego wczoraj Marcel i Nikodem podbiegli do niego, gdy tylko wszedł do blaszanej szopy. Jego dzieci potrzebowały pocieszenia, były wystraszone, wręcz przerażone, a on zamiast je przygarnąć, przytulić, zwyczajnie je zbeształ.
Mężczyzna przekręcił kluczyk w stacyjce. Miał już ruszać, ale dostrzegł na panelu czerwoną kontrolkę.
- No i pięknie, cholera no! - zaklnął ponownie odpinając pas bezpieczeństwa. Wysiadł z auta. Otworzył maskę, później bagażnik. W torbie z narzędziami znalazł pustą butelkę po oleju. Załamany oparł się plecami o drzwi auta. Zadzwonił do Janka Młynarczyka, poprosił go o pomoc.
Chwilę po zakończeniu rozmowy ujrzał idącego w jego kierunku starszego mężczyznę. Był to ten sam człowiek, który poprzedniego dnia przetrzymywał Marcela i Nikodema w blaszanej szopie.
- Co tam się porobiło? - rzekł starzec zbliżając się do Jasińskiego.
Szymon machnął ręką.
- A, zapaliła się kontrolka od oleju.
- To ni mosz, żeby doloć? - zdziwił się starzec.
Szymon spuścił głowę, pokiwał nią na pewno i lewo. Spojrzał na zegarek.
- I jak chłopoki? Piniądze łoddali?
- Jakie pieniądze? Aa... To nie oni je ukradli... - wyznał ponownie kierując wzrok na mężczyznę.
- To kto jak nie uni? Jo widziołym jak dwóch chłopoków ucikało. No som tych pinindzy przecie nie zabrołym.
- A dałby pan sobie rękę uciąć, że to moi synowie te pieniądze ukradli?
- Rynki to bym nie doł, ale palca to bym doł.
Szymon poczuł dreszcze na plecach. Podwójna dawka Paracetamolu na niewiele się zdała.
- Źle pan wyglądosz - rzekł starszy mężczyzna.
- Jestem trochę przeziębiony...
- No to właź pan do samochodu. Już nie zawrocom głowy.
Starzec machnął ręką i poszedł w kierunku z którego przyszedł. Szymon wypatrywał Janka jeszcze przez kwadrans. Po tym czasie wszedł do auta.
Czas mijał. Szymon niecierpliwił się coraz bardziej. Nie pierwszy raz prosił sąsiada o pomoc. Janek zwykle nie kazał na siebie długo czekać. Był znany z tego, że gdy się go poprosi o pomoc, zostawia swoją robotę i jedzie na wezwanie. Jednak tym razem było inaczej.
Janek przyjechał w okolice skupu dopiero półtorej godziny po telefonie od Szymona. Jasiński wyszedł z auta.
- Z zakupów wracasz to z głodu nie umarłeś - odezwał się Janek.
Mężczyźni uścisnęli sobie rękę. - Na suchym silniku jeździsz? - zaśmiał się.
- No właśnie nie jeżdżę. Zatrzymałem się i czekam na ciebie. Już myślałem, że rozbiję tu obóz, ale w końcu jesteś.
Janek wyciągnął z terenówki bańkę z olejem. Podał ją Szymonowi.
- Jak do mnie dzwoniłeś to już do ciebie jechałem, ale Emila wyleciała z domu. Oliwera kilka dni temu ugryzł w rękę jakiś pies. Gówniarz nawet się do tego nie przyznał. Łapa mu spuchła, boli go to, a nie chce powiedzieć czyj pies go użarł. Niewiadomo, czy zwierzę było szczepione na wściekliznę czy nie. Musiałem jechać z Oliwerem po zastrzyk, bo nie wiadomo no.
- Siedzi w aucie?
- No tak. Wracam z nim prosto od lekarza.
Szymon uzupełnił poziom oleju w zbiorniku. Podszedł do samochodu przyjaciela. Zapukał do szyby. Przywołał Oliwera do siebie wskazującym palcem. Chłopiec wysiadł z auta.
- Jak ręka? - odezwał się do niego Szymon.
- No, boli - rzekł chłopiec niepewnie spoglądając na Janka. Jedenastolatek czuł, że wpadł w tarapaty, z których niełatwo będzie mu się wyplątać.
- Dlaczego nie powiedziałeś ojcu, że to jeden z tych psów ugryzł cię w rękę, co? - powiedział Szymon wskazując otwartą dłonią na leżące za siatką dobermany.
Chłopiec zająknął się. Spuścił głowę.
- Bo co? Bo nie chciałeś, żeby się wydało, że ukradłeś stąd pięćset złotych? Kto ci towarzyszył? Aleks? Powiedz ojcu, jak było.
Janka zamurowało. Przez chwilę patrzył na Oliwera w milczeniu. Nie wierzył w to, co słyszy.
- Ale zaraz. Oliwer, to prawda? - odezwał się w końcu. Z przestraszonych oczu syna wyczytał wszystko. Chwycił malca za ramię i lekko nim potrząsnął. - Tak cię wychowałem?! Wychowałem złodzieja?! - wydarł się.
- Przyprowadził tu podstępem Marcela i Nikodema. Cud, że chłopaki nie zostali pogryzieni przez te psy. Janek, przemów temu dzieciakowi do rozsądku, bo jak ty tego nie zrobisz, to ja to zrobię. Mam w domu wojskowy pasek, który w trzy minuty postawiłby Oliwera do pionu.
- W to nie wątpię. Oliwer przeprosi dzisiaj Marcela i Nikodema, ale najpierw muszę pogadać z właścicielem tych psów. A ty dokąd? Idziesz ze mną! - zwrócił się do syna.
Szymon skinął głową.
- Dzięki za olej! - zawołał.
Janek machnął ręką. Poszedł z Oliwerem w stronę furtki. Szymon z kolei zatrzasnął maskę, wszedł do auta i pojechał do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #ojczym