Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Matematyczna zagadka

Nikodem przespał spokojnie całą noc. No, rzucał się na łóżku, ale w jego przypadku to akurat norma. Nie gorączkował, a to najważniejsze.
Z samego rana wyskoczyłem z Marcelem po bułki do pobliskiej piekarni i po coś na obkład. Młody oczywiście zażyczył sobie Nutellę, czekoladowe mleko w tubce i żelki.
- Zobaczysz, jak będziesz jadł same słodycze to w końcu ci zęby powypadają i będziesz szczerbaty jak dzieciak z zerówki - odezwałem się do niego w sklepie.
- Mówi się szczerbaty jak dupa - poprawił mnie. Przygroziłem mu palcem. W domu niech sobie tak mówi, ale w sklepie? Między ludźmi? Zresztą, i tak nikt tu nas nie zna.
Sklep był tuż za rogiem toteż powrót do domu zajął nam nie więcej niż trzy minuty. Marcel wyręczył mnie w niesieniu toreb. Kochany dzieciak!
Zaraz po śniadaniu wybraliśmy się całą rodziną na starówkę. Pogoda była zgniła. Mimo to chłopcy świetnie się bawili ganiając po wyboistym deptaku. To dwa żywe srebra. Mają w sobie tak olbrzymie pokłady energii, że mogliby nią zasilić elektrownię atomową.
Chłopaki biegali wokół fontanny, gonili się po chodnikach. Zachowywali się tak, jakby dopiero co zostali wypuszczeni z cyrku. Jakby ktoś z boku na nich popatrzył to nic, tylko współczuć ich rodzicom...
Marcel i Nikodem - woda i ogień. Są tak różni... Marcel ma śniadą karnację, ciemne oczy i włosy. Nikodem zupełne przeciwieństwo - jasny blondynek o niebieskich oczach. Charaktery też mają różne. Jedyne co ich łączy to całodobowa gotowość do popadania w kłopoty.
Szliśmy chodnikiem wzdłuż najróżniejszych sklepików. Chłopaki wygłupiali się i przepychali. Urwisy dwa. Weszliśmy do papierniczego, bo Marcelowi się przypomniało, że zapisał już cały zeszyt z matmy i trzeba mu kupić kolejny.
Lusia stanęła w krótkiej kolejce do kasy, a my z chłopakami podeszliśmy do regału wypełnionego planszowymi grami.
Pogłaskałem Nikodema po włosach. - Czemu czapki nie nosisz? - odezwałem się do niego.
- Bo zgubiłem - odpowiedział. - Tata, kup Twistera, proszę, proszę, proszę! - zawołał błagalnie. I jak takiemu odmówić?
Sięgnąłem leżące na górnej półce pudełko z grą. - I będziecie w to grać? - zapytałem patrząc na obydwu. Pokiwali głowami.
Za grę zapłaciłem czterdzieści dziewięć złotych, za zeszyt dla Marcela złoty pięćdziesiąt. Lusia kupiła sobie kieszonkowy kalendarz na nowy rok i długopis.
Pewnie spacerowalibyśmy po tej starówce bez końca, ale Lusię bolały już nogi. Poza tym zaczął kropić deszcz. Weszliśmy więc do kawiarni. Kupiłem Lusi i chłopakom po owocowym deserze z bitą śmietaną. Sobie zażyczyłem jedynie małą aczkolwiek mocną kawę ekspresso.
- Ja bym nie wszedł na tą barierkę - odezwał się Nikodem. W pierwszym momencie nie wiedziałem, o co jemu chodzi. Dopiero po chwili domyśliłem się, że nawiązuje do ostatnich wydarzeń, jakie miały miejsce na szkolnym boisku. - To Marcel kazał mi tam wejść...
- Papla wszystko wypapla - szepnął młodszy pod nosem.
- Nie jestem papla!
- Chłopaki, co to za krzyki? - odezwałem się. Obaj spojrzeli na mnie z byka. - Nikodem, masz swój rozum. Nie musisz słuchać wszystkiego, co każe ci robić Marcel.
- No nie wiem, czy Nikodem ma swój rozum... Tata, on nie ma mózgu - rzekł Marcel. Chłopcy zaczęli kopać się nogami pod stołem.
- Mam mózg i to sto razy bardziej pojemniejszy niż twój! - zawołał Nikodem. Pomyślałem, że sprawdzę jego wiedzę matematyczną a przy okazji skieruję rozmowę na inne tory.
- Chłopaki, mam do was zagadkę - odezwałem się. - Ciekaw jestem, czy będziecie znali na nią odpowiedź...
Zarówno Marcel jak i Nikodem spojrzeli na mnie z zaciekawieniem. Również Lusia, która tego dnia była trochę nieobecna, skierowała na mnie wzrok zza deserowego pucharka.
- Otóż, Marcel i Nikodem są braćmi - zacząłem. - Marcel ma mózg o pojemności zero, zaś pojemność mózgu Nikodema jest sto razy większa od pojemności mózgu jego brata. Ile wynosi pojemność mózgu Nikodema?
- Sto! - zawołał Marcel.
Uśmiechnąłem się, a po chwili popatrzyłem na Nikodema. Jego zawiedziona mina wskazywała, że wie, jak brzmi rozwiązanie mojej zagadki.
- Niko, jaka jest odpowiedź? - zwróciłem się do niego.
- Zero razy sto równa się zero - odpowiedział. - Nikodem ma tak samo pusty mózg jak Marcel - podsumował.
Powiedział to takim tonem, że omal nie popłakałem się ze śmiechu. Śmiałem się jako jedyny. Lusia, Marcel i Nikodem zachowali grobową powagę. Czy tylko ja w tym domu znam się na żartach?
- To teraz ja ci zadam zagadkę - odezwał się Marcel. No, zaintrygował mnie. Byłem ciekaw, co ten mały szczyl wymyślił. - Co to za zagadka? Dorośli tego nie mają chociaż to dają... Każde dziecko chce to mieć. Jak już to dostanie to może to mieć długo albo od razu to stracić... I w tym miesiącu ani ja ani Nikodem tego nie dostaliśmy...
- Nie mam pojęcia... Nie wiem, Marcel. Poddaję się - powiedziałem.
Młody popatrzył na Lusię.
- Mama, wiesz co to jest? - zapytał.
- Nie wiem... No czego nie dostaliście w tym miesiącu?
I tu mi się lampka zaświeciła. Wysunąłem portfel z kieszeni spodni, zajrzałem do środka.
- Kieszonkowe, tak? - odezwałem się unosząc w górę brwi. - Nie wiem, czy zasłużyliście na kieszonkowe...
- Ja zasłużyłem, bo mam dobre oceny i świetnie napisałem ostatni sprawdzian z polskiego - rzekł Marcel.
Nikodem uderzył się ręką w czoło.
- Chyba ja za ciebie - rzekł. - Nieważne...  Ja zasłużyłem, bo mam dobre oceny - dopowiedział.
- A ja zasłużyłam, bo codziennie gotuję obiady - odezwała się Lusia wyciągając rękę w moją stronę.
A, co mi tam! Dałem chłopakom po pięćdziesiąt złotych. Niech się cieszą małe żaby. A Lusi, a Lusi dałem cały portfel. I tak nie zna kodu PIN do mojej karty bankowej, więc nie wyczyści mi konta.
Dzieciaki zjadły owoce do końca. Zbliżała się godzina trzynasta. Poszliśmy na pizzę. Trochę tak nie po kolei, bo najpierw powinien być obiad a potem deser...
Miałem nadzieję, że jak zjemy tę pizzę to wrócimy do domu, bo powoli zaczynałem już tęsknić za swoim Zajezierzem, ale Nikodem wpadł na pomysł, żeby zwiedzić Obserwatorium Astronomiczne. No, nie potrafiłem mu tego odmówić. Gdy był mały sam zaszczepiłem w niego zainteresowanie kosmosem. Kupowałem mu książki i atlasy przedstawiające planety, gwiazdy i tym podobne rzeczy. Skoro chce zostać kosmitą, będę go w tym wspierał. Kto wie? Może kiedyś mój syn zaprosi mnie do siebie do domu na Marsa albo na Księżyc... Po Nikodemie można się wszystkiego spodziewać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #ojczym