Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kolacja

Daniela wyszła na taras. Przyglądała się mężowi idącemu szybkim krokiem w kierunku domu.
- Jesteś zdenerwowany - odezwała się. - Powiedz mi co się stało. Marcel i Nikodem wbiegli do domu tacy wystraszeni. Szymon...
Mężczyzna minął żonę wzrokiem. Wszedł do domu rozpinając kurtkę.
- Co mam ci powiedzieć? Jestem załamany ich zachowaniem - rzekł zdejmując buty. - Zabrałem ich do Oliwera. Mieli się z nim pogodzić. A oni co? Pewnie! Pogodzą się z nim, ale pod warunkiem, że zrobi z nimi napad na skup węgla!
Daniela zamarła. Przyłożyła mężowi rękę do czoła.
- Szymon, ty masz gorączkę - powiedziała unosząc w górę brwi.
- Mówię jak było - odparł zdenerwowany. - Rozmawiałem z pracownikiem tego skupu. Parę dni temu Marcel i Nikodem go okradli. Widział ich.
Daniela postukała się po czole.
- Przestań gadać głupoty. Chłopaki mają skarbonki pełne oszczędności. Po co mieliby kraść pieniądze? Poza tym, kiedy mieliby to zrobić? Przecież przez kilka ostatnich dni nie latali nigdzie po wsi.
- Rozmawiałem z tym człowiekiem. On ich widział.
- To może powinien zmienić sobie okulary.
- Nie bądź złośliwa. Prawda jest taka, że najadłem się za nich wstydu. A jakby tego było mało to w drodze powrotnej jeszcze mi się pobili z Oliwerem. Mam na tylnym siedzeniu krew i nie wiem czym to doczyszczę.
Daniela popatrzyła na męża z niedowierzaniem. Weszła do salonu. Usiadłszy na kanapie zwiesiła nisko głowę.
- Jestem tobą załamana, Szymon - westchnęła. - I naprawdę masz gorączkę. Kładź się do łóżka.
- Yhy. Na pewno - odparł wsuwając kapcie na nogi. - Marcel! Nikodem! Za trzy sekundy chcę was widzieć na dole! Raz! Dwa!
Daniela ponownie stuknęła się w czoło.
- Jesteś nienormalny - powiedziała wstając z fotela. Przeniosła się za blat kuchenny i zabrała się za przygotowywanie kolacji.
Po chwili na horyzoncie ukazał się Marcel.
- No co? - odezwał się patrząc na Szymona z byka.
- Wołaj Nikodema.
- Nikodem nie przyjdzie. Ma cię w dupie.
Szymon poderwał się. W mgnieniu oka był już przy Marcelu.
- Taki jesteś odważny?!
- Jestem odważny, bo nic nie zrobiłem! - wrzasnął chłopiec marszcząc brwi.
Zaledwie kilka sekund później Szymon miał już pasek w ręku. Marcel zasłonił twarz rękoma.
Daniela spojrzała wymownie na męża.
- A spróbuj go uderzyć - powiedziała miażdżąc go wzrokiem. - Chodź Marcel... Nie bój się taty. Nie uderzy cię...
Chłopiec wbiegł w ramiona matki. Ta objęła go, ucałowała.
- Powiedz mi kochanie o co tata się gniewa - szepnęła ścierając łzy z policzków syna.
- Tata myśli, że my ukradliśmy jakieś pieniądze, ale ja nie jestem złodziejem. Nikodem też nic nie ukradł. Zrobił to na pewno Oliwer z Aleksem. Specjalnie nas tam zaprowadził. Powiedział, że tam jest jego baza do zabawy, że nam ją pokaże, a jak przeszliśmy przez dziurę w płocie to zaatakowały nas dwa dobermany...
- Jakoś nie widziałem tam żadnych psów - odezwał się Szymon.
- A ja nie widziałem twojego mózgu. Czy to znaczy go nie masz? - odparował chłopiec.
- Podejdź do mnie. W tej chwili!
Marcel wtulił się w ramiona matki. Daniela pogłaskała go po ciemnych włosach.
- Nie możesz tak się zwracać do taty. Widzisz, że jest zdenerwowany...
- Tam były psy - odparł malec. - Dwa dobermany. Chciały nas zagryźć, ale ten gościu je gdzieś zamknął. Oskarżył nas o kradzież a my nie jesteśmy złodziejami. A Oliwer słusznie dostał w ryj, bo to wszystko przez niego.
- Wiedziałem, że tata nam nie uwierzysz. Dlatego nie chciałem do ciebie dzwonić - rzekł Nikodem siedzący na schodach. Szymon, Daniela i Marcel spojrzeli na niego bez słowa. Nastała chwila ciszy, po której Szymon wsunął pasek między szlufki spodni.
- Wiecie co? Boli mnie głowa. Chyba faktycznie mam gorączkę - rzekł. Ruszył w kierunku łazienki ale Daniela go zatrzymała.
- To wszystko, co masz do powiedzenia? Powiedz coś, Szymon.
- No co mam powiedzieć? Zrób chłopakom coś do jedzenia, bo pewnie są głodni... Ja padam ze zmęczenia.
Daniela odsunęła od siebie Marcela, złapała męża za rękę. Skierowała go w swoją stronę, by móc spojrzeć mu w oczy.
- Wierzysz naszym dzieciom czy przypadkowo poznanemu człowiekowi? - spytała.
- No, wierzę chłopakom - odparł spuszczając wzrok.
- To im to powiedz. Nie wpuszczę cię do sypialni dopóki nie załagodzisz jakoś tej sytuacji - szepnęła.
Szymon przetarł oczy.
- No, chłopaki... Nieźle was nastraszyłem, co? - zaśmiał się nienaturalnie. - Prawda jest taka, że od początku wam wierzyłem, ale chciałem was trochę nastraszyć. No, to koniec przedstawienia. Mama robi kolację, a ja idę się położyć. Dobranoc wszystkim.
Danielę zamurowało. Puściła jego rękę. W milczeniu patrzyła jak jej mąż idzie do łazienki.
- Chodźcie... Niko, chodź do nas... Pomożecie mi robić kanapki, co? - zagadnęła.
Nikodem pokiwał głową. Podbiegł do mamy. Daniela objęła obydwu synów, ucałowała.
- Nie przejmujcie się tatą. Źle się dziś czuje i ma problem z myśleniem... Do jutra powinno mu minąć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #ojczym