Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zabawa w chowanego

Było późne popołudnie. Szymon obszedł dom dookoła. Przyjrzał się schnącemu fundamentowi. Oczyma wyobraźni już widział podwójny garaż i rozbudowane piętro. Uśmiechnął się na widok idących w jego kierunku Marcela i Nikodema.
Obaj chłopcy byli rozbawieni. Popychali się i szturchali. Tuż za nimi podążał Misiu.
- Heja, tata! - odezwał się Marcel. - Jest sprawa.
- Słucham cię.
- Poszlibyśmy z Nikodemem nad wodę się trochę pobawić... Ale nie wiemy, czy możemy - rzekł chłopiec.
- No, możecie, ale proszę nie za długo. Okej?
- Okej!
Chłopcy uśmiechnęli się do siebie.
- Jakby co to Misiu idzie z nami - zakomunikował Marcel.
- A Monster? Niko, mówiłeś, że będziesz się nim zajmował, i co? - rzekł Szymon.
Jedenastolatek wzruszył ramionami.
- No to go wezmę - rzekł.
- No to go weź.
- Ale nie wiem, gdzie jest, to niech lepiej zostanie w domu.
Szymon uśmiechnął się. Chłopcy pobiegli w stronę jeziora. Marcel wziął Misia na ręce.
- Myślisz, że będą chcieli bawić się z nami w chowanego? - rzekł. - Wczoraj ich olaliśmy...
- Na pewno będą chcieli - odparł Nikodem. - Jak będzie nasza kolejka na chowanie się, to wejdziemy na dach od altanki?
- No jasne! Tylko ciekawe, co zrobimy z Misiem... Może gdzieś go zamkniemy... Ale gdzie?
- Ej! W tej ziemiance, gdzie był bimber!
- Nie! Tam na pewno nie. Misiowi źle się kojarzy to miejsce... Był tam więziony... Nie, Misiu? - rzekł chłopiec całując pieska po pyszczku.
- To najwyżej weźmiemy go ze sobą na dach...
- No co ty? Widziałeś kiedyś, żeby pies chodził po dachach?
- Nie, ale kto mu zabroni? Ja na pewno nie!
- No, ja też nie... Misiu może sobie chodzić, gdzie chce. Tak, Misiulku?

Po kilku minutach marszu chłopcy dotarli na miejsce. Na podwórku Młynarczyków panował gwar. Amelia woziła w wózku po Kornelu Magdalenę i Julię. Bartosz siedział między mamą a ciocią na ławce przed domem. Janek rozpalał ognisko.
- O! Dobry wieczór! - zawołał ojciec Oliwera. - Chłopaki są w domu.
Amelia prędko podbiegła do Marcela. Dała mu całusa w usta. Zarówno Janek, jak i Emilia zaniemówili. Marcel również był w szoku .
- Panienko! - zawołał Janek. - Wszystko dobrze z twoją głową? Co to miało być?
Dziewczynka zarumieniła się.
- Nic - odpowiedziała.
- Jak to nic? Nie za wcześnie na takie czułości, co? Niech no jeszcze raz zobaczę! - przygroził jej. - A tobie co tak wesoło? - zwrócił się tym razem do Marcela.
- Nie jest mi wesoło - odparł chłopiec momentalnie zmieniając wyraz twarzy na poważny.
- Janek, zostaw go - odezwała się Emilia. - A ty, młoda damo, zastanów się trochę nad sobą!
Amelka wytknęła na matkę język. Zrobiła to tak, by Janek tego nie zauważył.
- Zaraz wstanę do ciebie! - powiedziała Emilia.
Amelia udała, że tego nie słyszy.
- Dokąd idziemy? - zwróciła się do Marcela.
- Chcieliśmy się bawić z wami w chowanego - rzekł Nikodem. - Zawołasz chłopaków?
- No! - odparła.
Pobiegła w stronę domu. Po chwili była już z powrotem. Przyprowadziła Aleksa i Oliwera. Chłopcy uścisnęli sobie dłonie, jednak zarówno Marcel jak i Nikodem doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że owe uścisku nie świadczą o przyjaznych zamiarach.
- Chcecie się z nami bawić? - odezwał się Oliwer. - Fajnie. Im więcej osób bawi się w chowanego tym lepiej...
- Magda, Jula! Bawicie się z nami w chowanego? - odezwała się Amelia.
Obydwie małolaty natychmiast zjawiły się przy dziesięciolatce.
- Ja liczę do dziesięciu! - zawołała Julka.
- Okej! Super! To my się chowamy. Zaklepywanka przy altance! - rzekł Oliwer.
Marcel i Nikodem spojrzeli na siebie.
- Czemu przy altance? - odezwał się Nikodem. - Nie lepiej, żeby zaklepywanka była przy studni?
- Zawsze jak się bawimy w chowanego to zaklepywanka jest przy altance - oświadczyła Amelia.
- Przy altance? Beznadzieja! - rzekł Marcel pukając się ręką w czoło. - To my się jednak nie bawimy...
- Dobra! Niech będzie przy studni - oznajmił Oliwer. - Zaklepywanka przy studni! - powtórzył głośniej.
Julia podbiegła do studni. Zakryła twarz rękoma. Zaczęła głośno liczyć.
Dzieciaki rozbiegły się. Marcel wziął Misia na ręce. Stanął z tyłu altanki. Z niecierpliwością patrzył jak jego brat wspina się po drewnianym domku.
- Podam ci Misia... - szepnął podnosząc pieska w górę.
- Coś ty... Nie sięgnę go... - rzekł Nikodem.
- Nie zostawię tu Misia...
- Dziesięć! - krzyknęła Julia.
Marcel ukrył się w krzakach rosnących tuż przy altance. Słyszał kroki przechodzącej tamtędy małej Julii.
- Ona w życiu nas nie znajdzie... - szepnął, gdy dziewczynka się nieco oddaliła. - Ona za cienka jest... W dodatku, to dziewczyna...
Nikodem uśmichnął się.
- Żałuj, że cię tu nie ma... Wiesz, jak zarąbiście... Jacie nie mogę... Nie zgadniesz, co znalazłem...
- Co tam masz?
- Papierosy Winston... Prawie cała paczka... Ciekawe czyja. Albo Bartka albo Oliwera...
- Pewnie Oliwera... Daj te papierosy... Zaraz je zniszczymy...
- Chyba żartujesz... Wezmę je sobie... Może się przydadzą... - rzekł Nikodem wsuwając papierosy do kieszeni spodni.
- Niko, wyrzuć je... Jak tata je u ciebie znajdzie, zabije cię.
- Nie znajdzie...
- Tak, jak nie znalazł butli z winem w domku na drzewie... Cicho...
Wtem obok altanki przebiegła Julia. Dziewczynka głośno płakała. Emilia wyszła jej naprzeciw.
- Co się stało? - spytała tuląc do siebie zapłakane dziecko.
- Wszyscy mi się pochowali - powiedziała głośno łkając.
- Czego ona znowu ryczy? - rzekł Janek dokładając do ogniska nieduże kawałki drewna.
- Bo mi się pochowali...
- Kto ci się pochował?
- Bawią się w chowanego... - wyjaśniła Emilia.
Janek wstał z przykucku. Wziął córkę na ręce.
- Tata pomoże ci poszukać wszystkich. Stare barany się pochowały, a mała dziewczynka ma ich szukać... - rzekł niosąc sześciolatkę w stronę altanki.
- Zawołamy pieska Marcela i Marcel od razu się nam znajdzie... Misiu!
Marcel natychmiast chwycił swojego czworonoga za pysk. Misiu zaskomlał.
- O! Jest Marcel! - rzekł Janek z uśmiechem na twarzy.
Chłopiec ruszył w stronę studni jak wystrzelony z orbity.
- Raz, dwa, trzy! Za siebie! - krzyknął uderzając ręką o studnię.
Julii łza zakręciła się w oku.
Międzyczasie z drugiego końca podwórka nadciągnęli Oliwer i Aleks. Chłopcy zaklepali się, po czym pobiegli za Jankiem szukać pozostałych uczestników zabawy. Amelia wraz z Magdaleną schowały się za jednym z pobliskich drzew. Śmiech dziewczyn zdradził ich kryjówkę.
- To kto nam jeszcze został? - rzekł Janek zwracając się do Oliwera.
- Nikodem... Nigdzie go nie ma - rzekł chłopiec.
- To szukajcie go...
Janek postawił Julię na ziemi.
- Kto znajdzie Nikodema ten dostanie pierwszą kiełbaskę! 
Marcel spojrzał na Misia. Nie chciał wydać kryjówki brata, ale wiedział, że Misiu zasłużył na to, by dostać kiełbaskę z grilla.
Chłopiec wziął trzy głębokie oddechy, po czym skierował rękę w stronę altanki.
- Tam jest! - zawołał. - Nikodem jest na dachu od altany!
Janek momentalnie skierował wzrok w górę. Dostrzegł Nikodema.
- Czyś ty zgłupiał?! - wrzasnął zdenerwowany.
Po chwili stał już przy drewnianej konstrukcji. Wyciągnął obydwie ręce w stronę Nikodema.
- Skacz, złapię cię! - rzekł. - No, już!
Nikodem wskoczył w ramiona Janka. Mężczyzna postawił go na ziemi.
- Możesz mi powiedzieć, jak sześcioletnia dziewczynka miała cię znaleźć na dachu altany? - rzekł  patrząc Nikodemowi w oczy.
Chłopiec nic nie odpowiedział. Schylił nisko głowę.
- Masz szczęście, że nie spadłeś stamtąd i, że ten daszek się nie zawalił pod twoim ciężarem! Masz coś do powiedzenia, czy będziesz tak stał i milczał?
- Przepraszam - rzekł Nikodem.
Janek machnął ręką, po czym podszedł z powrotem do ogniska. Usiadł na pieńku.
- Dzieciaki! Chodźcie sobie smażyć kiełbaski! - zawołał.
Rozdał każdemu po jednym, długim kiju. Marcel i Nikodem usiedli obok siebie.
- Dzięki, że mnie wydałeś - rzekł Nikodem spoglądając na brata z obrazą.
- To przez niego... - rzekł Marcel wskazując ręką na Misia. - Chciałem, żeby dostał kiełbaskę jako pierwszy... I dostanie... Sory, Niko.
Na dworze robiło się ciemno i chłodno. Żar płomieni ogrzewał siedzących przy ognisku dzieciaków. W pewnym momencie do Nikodema podszedł Oliwer. Był zdenerwowany.
- Niko, czy ty coś znalazłeś tam na dachu? - spytał.
- Nie, a co miałem znaleźć? - odparł Nikodem.
- Lotkę, czy coś takiego...
- Nie. Nic nie znalazłem...
Oliwer odetchnął z ulgą, po czym poszedł z drugiej strony ogniska.
- I co chłopaki? Skończyły się wam wakacje - odezwał się Janek. - Jak do szkoły będziecie dojeżdżać? Z ojcem autem czy autobusem?
- A będzie jeździł autobus do szkoły? To autobusem! - odparł Marcel.
- Autem - szepnął Nikodem.
- Autobusem... - poprawił go Marcel. - A Aleks, Oliwer i Melka będą jeździć autobusem? - spytał z błyskiem w oczach.
- No, tak...
- Super... Muszę pogadać z tatą.
- Janek, o ósmej miałeś zadzwonić do Kowalczyka... - odezwała się Emilia. - Jest za pięć. Przynieść ci telefon?
Marcel i Nikodem spojrzeli na siebie. Obaj bez słowa podnieśli się z obalonego pnia.
- To my musimy już wracać do domu... - rzekł Marcel. - Chodź piesku! Do widzenia!
- Do widzenia!
- Na razie! - odezwała się Amelia.
Chłopcy pobiegli prosto w stronę domu. Marcel dmuchał na kiełbasę. Wiedział, że piesek mógłby poparzyć sobie żołądek, gdyby zjadł coś bardzo gorącego.
- Misiu, wytrzymaj jeszcze trochę... Zaraz zjesz - rzekł.
- Nie no, masakra! Na bank jest już po ósmej. Wczoraj o tej godzinie leżeliśmy w łóżku... - odezwał się Nikodem.
- Światło się świeci na tarasie i w salonie... To po nas... Kurcze... Mamo, ratuj... - szepnął Marcel. - Niko, czekaj...
Marcel przykucnął przy swoim psie. Przełamał kiełbasę na pół.
- To dla ciebie, a reszta dla Monsterka... - rzekł. - Zobacz, jak mu smakuje... Chciałeś jeszcze? Nie, nie... Musisz nauczyć się dzielenia...
- Marcel, chodźmy już do domu... Ja mam karę, spanie przed ósmą - rzekł Nikodem marszcząc jasne brwi.
- No, okej...
- Kurcze, ale się boję...
- Bój się, bój! - zaśmiał się Marcel. - Monster! Chodź po kiełbasę!
Chłopcy zbliżyli się do domu. Szymona nie było na tarasie. Nikodem chwycił Misia. Trzymał go w czasie, gdy Monsterek jadł swoją połowę kiełbaski. W przeciwnym wypadku mogłoby dojść do walki psów.
- To teraz smutne miny... - szepnął Marcel pochylając głowę na dół.
Nikodem uczynił to samo. Obaj chłopcy nacisnęli na klamkę, po czym nieśmiało weszli do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro