W szpitalu
Marcel wyprzedził Szymona i Nikodema tuż przed drzwiami do sali, w której leżała Daniela.
- Cześć mama! - zwołał podbiegając do mamy.
Lusia uśmiechnęła się. Prędko podniosła się na łóżku.
- Chodź do mnie - powiedziała kierując obydwie ręce w stronę syna. - Ale się za tobą stęskniłam - powiedziała tuląc do siebie chłopca. Ucałowała go w skroń. - Jak w domu? Wszystko dobrze?
Malec kiwnął twierdząco głową. Postanowił, że nie powie mamie o piątkowym laniu, które otrzymał od Szymona. Nie chciał, żeby się denerwowała. Pragnął, by mama wyzdrowiała i jak najszybciej wróciła do domu.
Gdy Daniela tuliła do siebie syna, w drzwiach stanęli Szymon z Nikodemem. Mężczyzna wręczył żonie bukiecik białych różyczek. Pocałował ją w policzek. Daniela wyściskała też Nikodema.
- Nawet nie wiecie, chłopaki, jak się za wami stęskniłam... - odezwała się. - Opowiadajcie. Co w domu? Słuchajcie taty?
- Tak - rzekł Marcel. - I pomagamy tacie we wszystkim. Wczoraj robiliśmy z Nikodemem kolację, a dzisiaj śniadanie. Co nie, Niko?
- No... A, mama, mamy z Marcelek mega dobre oceny! Ja dostałem z matmy piątkę a Marcel dostał czwórkę, bo jako czarty zrobił dobrze zadanie w zeszycie... No i dostałeś piątkę z kartkówki z definicji... Ja zresztą też.
Daniela spojrzała na męża z niedowierzaniem.
- Mówi serio? - spytała.
- Tak... Chłopcy są naprawdę grzeczni... Wiedzą, że z tatą lepiej nie zadzierać... - rzekł z uśmiechem na twarzy.
- A tata był chory. Miał gorączkę i musieli do nas przyjechać babcia z dziadkiem - odezwał się Nikodem.
Daniela natychmiast spojrzała na męża.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że byłeś chory? - spytała.
- Nie chory, tylko przeziębiony... - odparł mężczyzna.
Daniela uśmiechnęła się. Skierowała wzrok na bukiecik kwiatów. Szymon chwycił jej dłoń. Ucałował.
- Wiesz już, kiedy wrócisz do domu? - spytał.
- Jutro pewnie czegoś się dowiem... W domu wszystko dobrze?
- Tak, skarbie... Radzimy sobie jakoś. Mama wypracowała mi koszule do pracy na cały cały tydzień...
- Szymon...
- No co? - odparł wzruszając ramionami. - Chłopaki są naprawdę grzeczni... Niko wczoraj na podwieczorek jadł dżdżownicę. Pokarm bogaty w białko. Świetna sprawa.
Nikodem uśmiechnął się.
- Włożył mi do buzi glizdę, ale odepchnąłem go... Sam... - pochwalił się Marcel.
- Sam? - udała zdziwioną.
- No... Pokazać jak?
- Nie, nie pokazuj... W szkole grzecznie się zachowują? - spytała po chwili.
Szymon podrapał się z tyłu głowy.
- No, wiesz... Posadziłem ich w pierwszej ławce... Było trochę sprzeciwu... Wiadoma rzecz... Ale teraz chyba jest okej.
- Chyba nie - odezwał się Nikodem.
- Na pewno nie - rzekł Marcel. - Tata jest troszeczkę za mądry... Każe mi siedzieć z Nikodemem w pierwszej ławce... Mama, my w zeszłym roku siedzieliśmy w ostatniej ławce i nikomu to jakoś nie przeszkadzało... A teraz tata sobie ubzdurał, że mamy siedzieć w pierwszej... Beznadzieja.
- Szymon... Nie bądź taki... Niech sobie siedzą w ostatniej ławce... - odezwała się Daniela.
- Lusia, oni siedzą w pierwszej i gadają... A wyobrażasz sobie, co by to było, jakbym pozwolił im siedzieć w ostatniej ławce?
- Normalnie by było. Miałbyś ciszę i spokój na lekcjach, a ja przynosiłbym do domu same piątki i to z wszystkich przedmiotów... - rzekł Marcel.
- Szymuś, pozwól im...
- Skarbie, Szymusiem to byłem dla mojej mamy, kiedy miałem dwa latka. Mam na imię Szymon - zwrócił jej uwagę.
Daniela uśmiechnęła się. Marcel wtulił się w ramiona mamy. Ta, pogłaskała go po głowie. Ponownie ucałowała.
- Mamuś, a Misiu ile już umie! Nie uwierzysz, jak zobaczysz... Jest taki mądry... Nie to, co Monster. Misiu podaje łapę, aportuje, siada na komendę...
- Serio? Nauczyłeś go tylu rzeczy?
- No... Jeszcze go muszę nauczyć sikania Nikodemowi do butów - zażartował.
- Oj, ty mój mały psotniku... Daj mamie buziaka... Chodź, Nikuś do mamy... Mój drugi mały psotnik... Marcel i Nikodem przytulili się do Danieli. Obaj byli spragnieni jej pieszczot. Ucałowała obydwuch.
Szymon uśmiechnął się.
- Zrobię kawę - rzekł wstając z krzesełka. - Na korytarzu jest czajnik, prawda? - spytał wyjmując z szafki Danieli dwa kubki i słoiczek z kawą rozpuszczalną.
- Tak, na końcu korytarza - odpowiedziała.
Szymon podszedł do drzwi.
- To ja zaraz wracam - rzekł.
- Okej - odpowiedziała Lusia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro