Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Spóźnialscy

Szymon wszedł do klasy na chwilę przed dzwonkiem. Położył swoją skórzaną torbę na biurku. Wyciągnął z niej notes, długopis oraz klasowy dziennik. Puścił oko do siedzącego w pierwszej ławce Marcela.
- A gdzie Nikodem? - spytał.
- Nikodem pewnie będzie się rzucał z dachu szkoły! - odezwała się Sara.
- Coś się stało?
- Pani Studzińska dała mu kosza - wyjaśniła uczennica.
Szymon ponownie skierował wzrok na Marcela. Chłopiec nie zastanawiając się ani chwili wsunął rękę do plecaka brata. Wyciągnął stamtąd należący do Nikodema zeszyt od języka polskiego. Podał go ojcu do ręki.
- Co tam masz? Dostał piątkę i co? - rzekł Szymon z namysłem.
- Pani Studzińska nie umawia się z dziećmi na randki... - westchnął Marcel spoglądając na ojca z powagą.
Szymon uśmiechnął się.
- No, widzę...
Wtem rozległ się dzwonek na lekcje. Szymon zamknął okno. Otworzył dziennik.
- Dzisiaj spóźnialscy za karę będą odpowiadać przy tablicy - rzekł.
Marcel uśmiechnął się. Cieszył się, bo w klasie nie było jeszcze Mateusza Głowackiego. Marcel miał nadzieję, że chłopiec dostanie jedynkę z odpowiedzi.
Nie minęło wiele czasu, a do sali wszedł Nikodem.
- O, mamy pierwszego ochotnika! Zeszyt i dzienniczek poproszę - rzekł nauczyciel.
- No...
Nikodem chwycił leżący na ławce zeszyt. Wyciągnął też dzienniczek z plecaka. Podszedł do tablicy.
Szymon uśmiechnął się do syna.
- Jakie znasz rodzaje liczb? - spytał.
- No, naturalne, całkowite, rzeczywiste, wymierne i niewymierne - odpowiedział chłopiec.
Nagle w drzwiach stanął Mateusz Głowacki.
- Jest i drugi ochotnik! - rzekł Jasiński. - Proszę o dzienniczek i zeszyt, i zapraszam do odpowiedzi.
Mateusz speszył się. Podszedł do swojego plecaka.
- Chyba nie wziąłem dzienniczka... - szepnął nieśmiało.
- W takim razie daj zeszyt. Nikodem, weź kredę do ręki. Dodaj do siebie następujące liczby naturalne... Piętnaście tysięcy siedemset osiemdziesiąt dwa i sto siedemnaście. Powiedz, jak się za to zabierzesz...
- W słupku dodam... Jednostki pod jednostkami, dziesiątki pod dziesiątkami, setki pod setkami - wyjaśnił chłopiec dodając do siebie poszczególne cyfry. - Piętnaście tysięcy sześćset sześćdziesiąt sześć.
- Dobrze... Mateusz, czym ty się zajmujesz? Proszę do tablicy! - rzekł nauczyciel.
- Zeszytu też nie wziąłem.
- Stań obok Nikodema.
Chłopiec prędko podszedł do kolegi.
- Jakie znasz rodzaje liczb? - rzekł Szymon.
- Naturalne, rzeczywiste, całkowite... Wymierne i niewymierne - odpowiedział.
- Weź kredę do ręki. Rozwiąż następujące działanie. Siedemnaście tysięcy dwieście minus dziewięćdziesiąt sześć. A ty Nikodem, trzymaj zbiór zadań. Proszę zrobić zadanie siedemnaste ze strony dziesiątej.
Chłopcy zabrali się za wykonywanie obliczeń. Nikodem bez problemu poradził sobie z niełatwym zadaniem. Szymon wpisał mu piątkę z odpowiedzi.
Mateusz kończył odejmowanie, gdy w klasie zjawił się Tymoteusz. Chłopiec zdawał się nie zauważyć ani nauczyciela ani stojącego przy tablicy kolegi. Ani się nie przywitał, ani nie przeprosił za spóźnienie. Usiadł na swoim stałym miejscu, w pierwszej ławce pod ścianą, obok Kornela.
Szymon postanowił przywołać ucznia do porządku.
- Tymoteusz, wstań - powiedział stanowczo.
Chłopiec szybko podniósł się z krzesła. Marcel i Nikodem uśmiechnęli się do siebie. Tymek wstał z krzesła. Oparł się rękoma o ławkę.
- Spóźniłeś się na lekcję o jakieś dziesięć minut. Nie przywitałeś się ani nie przeprosiłeś za spóźnienie.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie - rzekł chłopiec siadając na krześle.
- Ale model... - westchnął Marcel wbijając cyrkiel w gumkę od mazania.
- Tymoteusz! Czy pozwoliłem ci usiąść? - odezwał się nauczyciel. - Zapraszam cię do tablicy. Weź zeszyt i dzienniczek. A ty, rób zadanie - zwrócił się do Mateusza przyglądającego się całemu zajściu.
- Zrobiłem.
Szymon popatrzył na wynik. Dodał do siebie w głowie poszczególne liczby.
- Dobrze. Zadanie osiemnaste, strona jedenasta. Do dzieła! - rzekł podając uczniowi swój zbiór zadań.
Mateusz zabrał się za liczenie. Tymoteusz z kolei szukał swojego dzienniczka. By go znaleźć, wysypał na podłogę całą zawartość plecaka.
- No, jest... - westchnął z ulgą. - Jeszcze zeszyt...
- Na ławce masz - odezwał się Kornel.
Tymek chwycił zeszyt. Podszedł do nauczyciela.
- To ja poproszę jedynkę - odezwał się.
- Co proszę? - rzekł Szymon marszcząc brwi. - Tymek, jeszcze nie usłyszałeś pytania, które chcę ci zadać, a już wiesz, że nie znasz na nie odpowiedzi?
- Nie uczyłem się nic a nic - westchnął chłopiec zdejmując z nosa swoje nowe okulary. Przetarł szkiełka koszulka. - Parują mi, kiedy się denerwuję - dodał.
- To się nie denerwuj. Jakie znasz rodzaje liczb?
- Całkowite, rzeczywiste... - odezwał się Marcel.
- Hej! A ty co? Chcesz odpowiadać zamiast Tymoteusza? Zapraszam!
- Nie chcę.
- To się uspokój. Tymek, rodzaje liczb...
- Całkowite, rzeczywiste - powtórzył za Marcelem.
- Jakie jeszcze?
Tymek podrapał się po głowie.
- Pustkę mam - wyznał.
- No, widzę... Powiedz mi, w takim razie, czy słyszałeś kiedyś o czymś takim, jak liczby naturalne...
- No, słyszałem... To takie liczby od jeden w nieskończoność...
- A na przykład jedna cała i jedna druga też jest liczbą naturalną?
- Jasne, że nie - westchnął Marcel.
Szymon spojrzał na syna. Wskazał ręką na tablicę.
- Nie... - westchnął Marcel chwytając się swojego krzesełka, jakby to miało go uchronić przed odpowiedzią przy tablicy.
- Marcel! Zapraszam do odpowiedzi! Dzienniczek, zeszyt! Raz, dwa!
Chłopiec wstał z krzesła.
- Poproszę łatwy zestaw pytań - rzekł podając ojcu zeszyt i dzienniczek.
- Łatwy zestaw pytań już mi się wyczerpał - odparł nauczyciel. - Zadanie dwudzieste ze strony jedenastej. Przeczytaj treść zadania i powiedz, co będziesz robił.
- Będę czytał - rzekł chłopiec.
Co niektórzy wybuchnęli śmiechem.
- To czytaj. Tymek, czy liczba piętnaście jest liczbą naturalną?
- Tata, błagam cię... Czemu zadajesz jemu takie łatwe a mi takie trudne? - westchnął Marcel nie odrywając wzroku od treści zadania zamieszczonej w zbiorze zadań.
- Tymek, liczba piętnaście jest liczbą naturalną? - rzekł Szymon poraz kolejny.
- No, jest - odparł chłopiec bez przekonania.
- Jest?
- Nie jest.
- Tymek, zdecyduj się.
- Nie wiem. Mówiłem, że nie umiem. Niech mi pan wpiszę tą jedynkę i będzie po sprawie.
- Mogę ci nawet wpisać pięć jedynek, ale to nie załatwi sprawy. Dlaczego się nie uczysz? Co?
- Bo nie lubię...
- To polubisz. Wpisuję ci jedynkę za odpowiedź i drugą jedynkę za brak zadania domowego.
- Że dwie?
- Z dodawaniem do dwóch radzi sobie świetnie - zaśmiał się Marcel.
Szymon zmierzył go wzrokiem.
- No co?
Nauczyciel wpisał uczniowi do dzienniczka dwie jedynki. Tymoteusz wyraźnie posmutniał. Nie odzywał się do końca lekcji.
Tymczasem Marcel przeczytał poraz trzeci treść zadania.
- I co będziesz teraz robił? - odezwał się nauczyciel.
- Będę rozwiązywał... Mam policzyć, ile pieniędzy pani Ania wpłaciła do banku. Miała w portfelu tysiąc siedemset złotych, a w kopercie trzy tysiące dziewięćset. Muszę to do siebie dodać. Wiadomo. Zrobię to w słupku, jak Nikodem. Jednostki pod jednostkami i tak dalej...
Szymon uśmiechnął się. Bez słowa patrzył, jak jego syn wykonuje obliczenia.
- No, tyle pani Ania wpłaciłaby do banku, ale nie wpłaciła... - westchnął chłopiec, bo czterysta złotych musiała oddać swojej babci. No to od tego muszę odjąć cztery stówy...
- To odejmij.
Chłopiec zabrał się za kolejne obliczenia. Po chwili miał już gotowy wynik.
- Pięć tysięcy dwieście złotych... Tyle pani Ania wpłaciła pieniędzy do banku - rzekł.
Szymon uśmiechnął się.
- Okej. Masz tą piątkę i wracaj na miejsce.
Chłopiec uśmiechnął się. Rozradowany odebrał swój zeszyt i dzienniczek. Usiadł na miejsce.
- Niko, czaisz? Moje oceny z matmy... Pięć, pięć, cztery... Masakra...
Nikodem spojrzał na brata oczyma bez wyrazu. Nic nie odpowiedział.
Tymczasem Szymon podniósł się z krzesła. Napisał na tablicy temat lekcji.
- Dodawanie liczb naturalnych - ćwiczenia - odczytał na głos. - Tymoteusz, zapraszam cię do tablicy!
- Znowu? - westchnął chłopiec.
- A chcesz się czegoś nauczyć?
Tymek kiwnął przecząco głową. Mimo to podszedł do nauczyciela. Wziął do ręki kredę. Szymon podyktował mu treść prostego zadania.
- Olej ją... Za dziesięć lat ty miałbyś dwadzieścia, a ona z czterdzieści - westchnął Marcel próbując pocieszyć strapionego brata.
- Ona jest z tych, które się nigdy nie starzeją...
- Bo jedzą na śniadanie chleb z kremem przeciwzmarszczkowym?
Nikodem uśmiechnął się.
- Chłopaki... Nie gadamy - odezwał się Szymon.
- Okej - westchnął Marcel przykładając rękę do ust.
Nikodem uczynił ten sam gest. Szymon uśmiechnął się.
- Jak dobrze, że siedzą w pierwszej ławce. Po ocenach widać, że wyszło im to na zdrowie - pomyślał nauczyciel. - No, Tymek... Do dzieła! - odezwał się do stojącego przy tablicy ucznia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro