Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rura w ubikacji

Pani Studzińska przeszła się po sali. Sprawdziła, czy wszyscy mają odrobione prace domowe. Okazało się, że z całej klasy jedynie Tymoteusz nie napisał listu. Nauczycielka z bólem serca wpisała chłopcu jedynkę do dziennika.
Również Marcel głęboko mu współczuł. Domyślał się, że wieść o jedynce nie ucieszy jego rodziców. Malec postanowił pocieszyć strapionego kolegę, toteż podszedł do niego zaraz po dzwonku kończącym język polski.
- I co, Tymek? Pyda? - zagadnął.
- No... Pyda... - rzekł Tymoteusz ze smutkiem.
Klaudia Studzińska spojrzała na chłopców. Coś sobie przypomniała.
- Marcel, pokaż mi swój dzienniczek. Masz podpisaną uwagę? - spytała.
Chłopiec uśmiechnął się. Wyciągnął dzienniczek z plecaka. Podał go nauczycielce. Klaudia przekartkowała go.
- No, proszę. Tata chyba nie był zadowolony, co? - odezwała się.
- No, nie... - westchnął chłopiec odbierając swój dzienniczek z ręki nauczycielki. - I chyba kazał mi panią przeprosić za to, że pani przeszkadzałem na lekcji...
- O, to słucham - powiedziała.
- No, przepraszam...
Studzińska uśmiechnęła się.
- Nie gniewam się. Ale na przyszłość, zachowuj się w klasie jak należy.
- Dobrze, proszę pani - rzekł chłopiec.
Marcel uśmiechnął się. Nauczycielka wyprowadziła uczniów z klasy, po czym sama pomaszerowała do pokoju nauczycielskiego.
- Ja tam nie idę na boisko... Po co mam iść na boisko, jak zaraz i tak się skończy przerwa? - odezwał się Marcel.
Wtem obaj chłopcy ujrzeli idącą pustym korytarzem nauczycielkę ucząca w szkole biologii.
- Na przerwę! - krzyknęła rudowłosa kobieta.
- Wiejemy! - zawołał Marcel ruszając w stronę schodów.
Chłopcy zbiegli na niższą kondygnację. Wbiegli do ubikacji.
- Siema, siema! Jak tu ktoś jest to już go tu nie ma! - rzekł Marcel pukając we wszystkie drzwi od toalet po kolei.
Wtem z jednej z ubikacji wyszedł uczeń klasy ósmej. Był to ciemnowłosy chłopiec budzący postrach u młodszych uczniów. Miał na nogach glany a do jego spodni doczepiony był łańcuch z motywami czaszek.
O dziwo, chłopiec nie odpowiedział na zaczepkę ze stronę Marcela. Opłukał ręce, po czym wyszedł z toalety.
Marcel rozejrzał się wokół. Uśmiechnął się na widok metalowych rur znajdujących się pod sufitem.
- Założysz się, że dosięgnę do tej rury? - odezwał się do Tymoteusza.
- Nie dosięgniesz... Nie ma szans.
Rozległ się dzwonek na lekcje.
- Idziemy do klasy? - odezwał się Tymoteusz.
- Nie... O dwie dychy, że dosięgnę tej rury? - rzekł Marcel.
- Nie dosięgniesz.
- To się ze mną załóż...
- No, okej... O dwie dychy. Niech ci będzie.
Marcel podskoczył. Mimo to nie zdołał dotknąć metalowej rury. Tymoteusz ucieszył się.
- Widzisz mi dwie dychy - rzekł.
- Nie tak szybko - odparł Marcel podchodząc do umywalki. Wspiął się na nią, po czym skończył w górę. Obydwiema rękoma chwycił metalową rurę. Uwiesił się, zaczął się huśtać.
- Marcel, weź się... Zaraz ktoś wejdzie i dopiero będziesz miał przedygane - odezwał się Tymoteusz.
Chłopiec puścił rurę. Upadł na twarde płytki, rozbijając sobie obydwa kolana.
- Dwie dychy mi wisisz - rzekł wycierając ręce w spodnie.
- Okej.
Chłopcy poszli w stronę klasy. O dziwo, gdy tam dotarli, na korytarzu było już pusto.
- No to mamy po spóźnieniu... - odezwał się Marcel. - Chyba, że nam nie wpisze... Facio od fizy jest spoko?
- A skąd mam to wiedzieć? A teraz jest matma a nie fiza...
Marcel palnął się ręką w czoło.
- No to po nas... A konkretnie to po mnie... - rzekł. - Marcel, musisz być odważny - dodał próbując przekonać samego siebie do tego, żeby wejść do klasy.
Nacisnął na klamkę. Tymoteusza puścił przodem.
- Gdzie panowie byli? - odezwał się nauczyciel.
- No, jak gdzie? Na terenie szkoły... - odparł Marcel. - W toalecie... Przepraszamy za spóźnienie... - zreflektował się.
- Siadajcie na miejsca.
Marcel uśmiechnął się do taty. Prędko usiadł do pierwszej ławki, obok Nikodema. Wyciągnął z plecaka książkę, zbiór zadań oraz zeszyt.
- Kto chce dostać dobrą ocenę? - odezwał się matematyk.
Połowa osób podniosła ręce w górę.
- Podyktuję wam do zeszytu treść zadania. Pierwsze cztery osoby, które rozwiążą je poprawnie, dostaną piątki... Kolejnej czwórce wpiszę po czwórce. Tym razem proszę do mnie nie biegać z zeszytem, jak ostatnio... Kto zrobi zadanie, podnosi rękę do góry i czeka na mnie na swoim miejscu. Wszystko jasne?
- Tak!
- W takim razie dyktuję zadanie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro