Rura w ubikacji
Pani Studzińska przeszła się po sali. Sprawdziła, czy wszyscy mają odrobione prace domowe. Okazało się, że z całej klasy jedynie Tymoteusz nie napisał listu. Nauczycielka z bólem serca wpisała chłopcu jedynkę do dziennika.
Również Marcel głęboko mu współczuł. Domyślał się, że wieść o jedynce nie ucieszy jego rodziców. Malec postanowił pocieszyć strapionego kolegę, toteż podszedł do niego zaraz po dzwonku kończącym język polski.
- I co, Tymek? Pyda? - zagadnął.
- No... Pyda... - rzekł Tymoteusz ze smutkiem.
Klaudia Studzińska spojrzała na chłopców. Coś sobie przypomniała.
- Marcel, pokaż mi swój dzienniczek. Masz podpisaną uwagę? - spytała.
Chłopiec uśmiechnął się. Wyciągnął dzienniczek z plecaka. Podał go nauczycielce. Klaudia przekartkowała go.
- No, proszę. Tata chyba nie był zadowolony, co? - odezwała się.
- No, nie... - westchnął chłopiec odbierając swój dzienniczek z ręki nauczycielki. - I chyba kazał mi panią przeprosić za to, że pani przeszkadzałem na lekcji...
- O, to słucham - powiedziała.
- No, przepraszam...
Studzińska uśmiechnęła się.
- Nie gniewam się. Ale na przyszłość, zachowuj się w klasie jak należy.
- Dobrze, proszę pani - rzekł chłopiec.
Marcel uśmiechnął się. Nauczycielka wyprowadziła uczniów z klasy, po czym sama pomaszerowała do pokoju nauczycielskiego.
- Ja tam nie idę na boisko... Po co mam iść na boisko, jak zaraz i tak się skończy przerwa? - odezwał się Marcel.
Wtem obaj chłopcy ujrzeli idącą pustym korytarzem nauczycielkę ucząca w szkole biologii.
- Na przerwę! - krzyknęła rudowłosa kobieta.
- Wiejemy! - zawołał Marcel ruszając w stronę schodów.
Chłopcy zbiegli na niższą kondygnację. Wbiegli do ubikacji.
- Siema, siema! Jak tu ktoś jest to już go tu nie ma! - rzekł Marcel pukając we wszystkie drzwi od toalet po kolei.
Wtem z jednej z ubikacji wyszedł uczeń klasy ósmej. Był to ciemnowłosy chłopiec budzący postrach u młodszych uczniów. Miał na nogach glany a do jego spodni doczepiony był łańcuch z motywami czaszek.
O dziwo, chłopiec nie odpowiedział na zaczepkę ze stronę Marcela. Opłukał ręce, po czym wyszedł z toalety.
Marcel rozejrzał się wokół. Uśmiechnął się na widok metalowych rur znajdujących się pod sufitem.
- Założysz się, że dosięgnę do tej rury? - odezwał się do Tymoteusza.
- Nie dosięgniesz... Nie ma szans.
Rozległ się dzwonek na lekcje.
- Idziemy do klasy? - odezwał się Tymoteusz.
- Nie... O dwie dychy, że dosięgnę tej rury? - rzekł Marcel.
- Nie dosięgniesz.
- To się ze mną załóż...
- No, okej... O dwie dychy. Niech ci będzie.
Marcel podskoczył. Mimo to nie zdołał dotknąć metalowej rury. Tymoteusz ucieszył się.
- Widzisz mi dwie dychy - rzekł.
- Nie tak szybko - odparł Marcel podchodząc do umywalki. Wspiął się na nią, po czym skończył w górę. Obydwiema rękoma chwycił metalową rurę. Uwiesił się, zaczął się huśtać.
- Marcel, weź się... Zaraz ktoś wejdzie i dopiero będziesz miał przedygane - odezwał się Tymoteusz.
Chłopiec puścił rurę. Upadł na twarde płytki, rozbijając sobie obydwa kolana.
- Dwie dychy mi wisisz - rzekł wycierając ręce w spodnie.
- Okej.
Chłopcy poszli w stronę klasy. O dziwo, gdy tam dotarli, na korytarzu było już pusto.
- No to mamy po spóźnieniu... - odezwał się Marcel. - Chyba, że nam nie wpisze... Facio od fizy jest spoko?
- A skąd mam to wiedzieć? A teraz jest matma a nie fiza...
Marcel palnął się ręką w czoło.
- No to po nas... A konkretnie to po mnie... - rzekł. - Marcel, musisz być odważny - dodał próbując przekonać samego siebie do tego, żeby wejść do klasy.
Nacisnął na klamkę. Tymoteusza puścił przodem.
- Gdzie panowie byli? - odezwał się nauczyciel.
- No, jak gdzie? Na terenie szkoły... - odparł Marcel. - W toalecie... Przepraszamy za spóźnienie... - zreflektował się.
- Siadajcie na miejsca.
Marcel uśmiechnął się do taty. Prędko usiadł do pierwszej ławki, obok Nikodema. Wyciągnął z plecaka książkę, zbiór zadań oraz zeszyt.
- Kto chce dostać dobrą ocenę? - odezwał się matematyk.
Połowa osób podniosła ręce w górę.
- Podyktuję wam do zeszytu treść zadania. Pierwsze cztery osoby, które rozwiążą je poprawnie, dostaną piątki... Kolejnej czwórce wpiszę po czwórce. Tym razem proszę do mnie nie biegać z zeszytem, jak ostatnio... Kto zrobi zadanie, podnosi rękę do góry i czeka na mnie na swoim miejscu. Wszystko jasne?
- Tak!
- W takim razie dyktuję zadanie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro