Pomidorówka
Chłopcy weszli do domu. Wraz z nimi do salonu wbiegły Misiu i Monster.
- Siema dziadek - odezwał się Marcel.
- Co na obiad? - rzekł Nikodem podchodząc do garnka położonego na kuchence.
Franciszek szeroko uśmiechnął się do chłopaków. Odłożył książkę, którą trzymał na kolanach. Podniósł się z fotela.
- Babcia zrobiła pomidorówkę - rzekł. - Z ryżem - dodał spoglądając przez okno. - A gdzie babcia?
- Przyjechaliśmy autobusem... - odezwał się Marcel. - Dziadek, siedzieliśmy na tyłach!
- O, to ci dopiero! A wiecie, że babcia po was pojechała do szkoły?
- To zadzwoń do niej, że jesteśmy już w domu jakby co - rzekł Nikodem próbując łyżką zupę. - Ale pycha! Babcia jest the best, jeśli chodzi o pomidorówkę z ryżem...
- Pomidor to warzywo - szepnął Marcel z namysłem.
Franciszek wziął do ręki telefon. Wyszedł na zewnątrz. Tymczasem Marcel i Nikodem weszli do sypialni rodziców. Szymon leżał w łóżku. Wyglądał mizernie.
- Siema tata - odezwał się Marcel.
- Cześć chłopaki...
- Nieładnie tak nas zostawiać - rzekł Nikodem siadając obok taty. Spojrzał ojcu głęboko w oczy, po czym zrobił zeza.
- Nikodem... Nie możesz za siebie?
- Nie mieliśmy jak wrócić do domu i musieliśmy przyjechać autobusem - oświadczył Marcel.
- To nie byliście po mnie w sekretariacie? Pani Kasia nie powiedziała wam, że babcia po was przyjedzie? - spytał.
- Nie... - szepnął Nikodem.
Szymon spojrzał na chłopca z namysłem.
- Nie? Na pewno? - spytał.
- No, powiedziała... Ale my woleliśmy przyjechać autobusem... Dziadek już dzwoni do babci, jakby co...
- To się ładnie porządziliście... Babcia miała was zabrać do mamy, do skateparku i na lody...
Chłopcy spojrzeli na siebie osłupieni.
- Przecież zjemy obiad i możemy jechać... - rzekł Nikodem.
Wtem do sypialni Szymona wszedł Franciszek.
- Jak ty się czujesz? - odezwał się do syna.
Szymon wzruszył ramionami. Nic nie odpowiedział.
- Dzwoniłem do mamy. Już wie, że chłopaki są w domu. Pojechała do szpitala do Danieli.
- To dobrze... - rzekł Szymon. - Zaraz napiszę do Lusi, że będzie miała gościa.
- Chyba gościówę! - zaśmiał się Nikodem.
- Hej! Synek, nie zagalopowałeś się trochę? Jak ty się wyrażasz o babci?
- Sorka.
- Sorka?
- Przepraszam.
- Jeszcze raz usłyszę - ostrzegł go. - Lepiej mi powiedźcie jak było w szkole. Jakieś stopnie? Uwagi?
- Nie - rzekł Nikodem.
Marcel spuścił wzrok. Kiwnął przecząco głową. Szymon popatrzył na niego podejrzliwie.
- Nie? - spytał. - Marcelek, przynieś mi swój dzienniczek?
Malec zbladł. Odruchowo wsunął ręce do kieszeni spodni. Gdy tylko sobie to uświadomił, natychmiast je stamtąd wyciągnął.
- Ale po co? - odezwał się.
- Się głupio pytasz! Przecież nie dostałeś żadnej oceny ani uwagi... Pokaż tacie dzienniczek i tyle - rzekł Nikodem mrugając do brata oczami.
Marcel odwrócił się. Bez pośpiechu wyszedł z sypialni rodziców. Zdezorientowany usiadł na kanapie w salonie. Wyciągnął dzienniczek z plecaka. Otworzył go na stronie, na której znajdowała się wpisana przez panią Studzińską uwaga.
- Wyrwać czy nie wyrwać? - zastanawiał się.
Nie wiedział, jaką decyzję podjąć. Gdy tak siedział i myślał, do salonu wszedł Franciszek. Mężczyzna uśmiechnął się do wnuka. Usiadł obok niego.
- Co tam masz? Pokaż...
Chłopiec podał dziadkowi swój dzienniczek. Franciszek odczytał w myślach treść uwagi.
- Uuu... Ojciec nie będzie zadowolony...
- No, nie... Myślę, czy nie wyrwać tej kartki... Tej uwagi i tak nie ma w dzienniku...
- Marcel, nie możesz tego zrobić... Leć do taty i pokaż mu tą uwagę. Ma dzisiaj dobry humor...
- To zaraz mu go popsuję...
- A co ty myślisz? Że tata jak był w twoim wieku to nie przynosił do domu uwag? Niech ci opowie, jak wlazł na lekcji pod biurko nauczyciela matematyki i związał mu buty sznurowadłami...
- Żartujesz - westchnął chłopiec.
- Mówię serio... No, leć... Pokaż ojcu tą uwagę...
Marcel podniósł się z kanapy. Chwiejnym krokiem wszedł do pokoju Szymona. Mężczyzna leżał na boku. Miał zamknięte powieki.
- No, jestem... - westchnął Marcel. - I mam dzienniczek.
- Uwaga czy jedynka? - odezwał się Szymon.
Dziesięciolatek bez słowa podał ojcu swój dzienniczek. Szymon wziął głęboki oddech.
- Mam nadzieję, że mnie nie okłamałeś... - odezwał się.
Przekartkował dzienniczek na jedną z ostatnich stronic. Zacisnął na chwilę powieki. Odczytał na głos treść uwagi.
- Co to ma być? - spytał.
- No co, no? - odparł malec wzruszając ramionami. - Uwaga... Jednak dostałem uwagę...
- Kogo wyzywałeś od czubków i debili? Nikodema?
- No, a kogo? Tata, bo on zakochał się w pani Studzińskiej...
- Marcel, w poniedziałek przeprosisz panią Studzińską za to, że przeszkadzałeś jej w prowadzeniu lekcji. Na komodzie leży długopis. Podaj.
Chłopiec kiwnął głową, po czym podał ojcu długopis. Szymon podpisał się pod uwagą imieniem i nazwiskiem.
- Trzymaj ten swój dzienniczek. Nie chcę widzieć więcej uwag. Jasne?
- Tak... - rzekł chłopiec.
Szymon popatrzył na syna z namysłem.
- Usiądź tu koło mnie na moment - powiedział pociągając chłopca za rękę. - Marcelek, nie okłamuj mnie więcej razy. Okej?
- Okej. Na życie Misia...
Mężczyzna uśmiechnął się.
- To jesteś wolny - rzekł.
Chłopiec podniósł się z łóżka. Ruszył w stronę drzwi. Po chwili jednak zatrzymał się. Podszedł do Szymona.
- Co, szkrabie? Chciałeś kilka klapsów dostać? Chodź, zaraz możesz dostać...
- Nie... Tata, a czy ja i Nikodem będziemy mogli przejechać się rowerami po drodze? Ale słowo, że nie będziemy się ścigać... I będę patrzył na znaki i ustępował wszystkim pierwszeństwa...
- Okej. Ale najpierw cały obiad ma być zjedzony.
- No, okej... Dzięki, tatuś!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro