Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Papierosy

Była godzina dwudziesta pierwsza czterdzieści. Szymon leżał na samym środku wielkiego, małżeńskiego łoża. Próbował zasnąć. Bezskutecznie.
W pewnym momencie usłyszał skrzypnięcie drzwi. Nie otworzył jednak oczu. Udawał, że śpi.
Chłopcy na palcach weszli do sypialni rodziców. Marcel trzymał w ręku swój iPhone. Przyłożył go do ucha ojca, po czym kliknął palcem na wyświetlacz. W tej sekundzie rozległ się głośny, przenikliwy dźwięk piania koguta.
- Czy wyście poszaleli?! - krzyknął mężczyzna.
Obaj chłopcy wybuchnęli śmiechem.
- Tata, zgadnij czyj to był pomysł! - zawołał Nikodem.
- Skoro o to pytasz to na pewno twój - rzekł Szymon. - Dlaczego wy jeszcze nie śpicie, co?
- Bo nam się nie chce spać. Chciałem ci się zapytać, gdzie schowałeś kabel od PlayStation!
Szymon głośno się zaśmiał.
- Nie dostaniesz kabla... Czas spać. Kładźcie się koło mnie...
Marcel położył się obok Szymona. Zamknął powieki.
- Tata, a może pogadajmy sobie tak do dziesiątej o wszystkim i o niczym... Ja tak lubię z tobą gadać o pierdołach... - szepnął.
- Albo o pierdach - dopowiedział Nikodem przykładając swoją rękę do ust. Dmuchnął w nią, co wywołało charakterystyczny dźwięk przypominający pierdnięcie.
- Niko, czy jesteś poważny? - rzekł Szymon.
Chłopiec oparł się głową o pierś ojca.
- Nie jestem - rzekł.
Mężczyzna zaśmiał się.
- No, nie jesteś... Śpimy... - odparł głaszcząc syna po jasnych włosach.
- A nie zapomnieliśmy o czymś? - odezwał się Marcel.
Chłopiec wstał z łóżka. Otworzył drzwi od sypialni.
- Misiu! Monster! - zawołał.
Psy wbiegły do pokoju. Marcel położył swojego pupila na fotelu.
- Tu będzie ci wygodnie - rzekł głaszcząc pieska po sierści.
- Marcel! Do łóżka, spać! - rzekł Szymon.
- Idę, już idę... Dwie minuty a tą czy w tą... Bez przesady...
- Przestaniesz marudzić? Kładź się i śpij...
Chłopiec wszedł do łóżka. Odwrócił się plecami do ojca.
- Nie mogę zasnąć, nie mogę zasnąć, nie mogę zasnąć... - powtarzał sobie w myślach.
Po kilkunastu minutach stwierdził, że Nikodem i Szymon zasnęli na dobre. Niepewnie wstał z łóżka. Na palcach wyszedł z pokoju.
- Gdzieś tu powinny być - szepnął wsuwając dłoń do kieszeni spodni Nikodema. - Są... - dodał biorąc do ręki rozpieczętowaną paczkę papierosów. Planował czym prędzej ją zniszczyć i wrzucić do kosza na śmieci. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi, jego brat za niedługo najprawdopodobniej wpadnie w poważne tarapaty. Marcel chciał oszczędzić Szymonowi nerwów, a Nikodemowi surowej kary, jaka mogłaby go spotkać, gdyby się wydało, że chłopiec posiada papierosy.
Marcel wyszedł z łazienki. Pobiegł do kuchni. Nieoczekiwanie z sypialni wyszedł Szymon. Mężczyzna spostrzegł, co jego syn trzyma w ręce.
- Hej! Wróć się! - krzyknął podchodząc do chłopca. - Co tam masz? - spytał.
Marcelowi łzy stanęły w oczach. Spojrzał na ojca z lękiem. Wiedział, że musi szybko coś wymyślić, ale jak na złość nic nie przychodziło mu do głowy.
Przełknął głęboko ślinę.
- Nic... - szepnął.
Szymon zmarszczył brwi. Bez problemu przejął z ręki chłopca paczkę Winstonów.
- No to się porobiło - westchnął malec. - Ja to wszytko wyjaśnię - dodał po chwili.
- Słucham...
Chłopiec spuścił głowę na dół.
- Tego nie da się wyjaśnić... - szepnął.
- Do spania! W tej chwili! Jutro po szkole porozmawiamy sobie o tym - rzekł Szymon spoglądając na papierosy. - Ogłuchłeś?! Biegiem do łóżka spać!
Marcelowi łza spłynęła po policzku. Otarł ją. Nie czekając na to, aż ojciec jeszcze bardziej się rozzłości, pobiegł do sypialni. Położył się obok Nikodema. O niczym nie myślał - tylko o tym, by zasnąć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro