Papierosy 2
Budzik zadzwonił o godzinie szóstej trzydzieści. Szymon obudził chłopców. Nikodem błędnym krokiem poszedł do łazienki. Marcel podniósł się z łóżka. Nieśmiało spojrzał na Szymona wyciągającego z szafy spodnie. Podszedł do ojca.
- Hej... - szepnął.
Mężczyzna spojrzał na chłopca bez cienia sympatii.
- Hej - odpowiedział.
- Tata, obraziłeś się na mnie?
Szymon włożył spodnie. Sięgnął po pasek. Bez słowa wsunął go za szlufki sztruksów.
- Tata...
- Marcel, po szkole dostaniesz takie lanie, że nie usiądzisz na dupie. Szykuj się do szkoły.
- Tata, pogadaj ze mną... - szepnął chłopiec pocierając ręką oko.
- Później będziemy rozmawiać. Szykuj się do szkoły!
Marcel natychmiast podszedł do drzwi. Chciał już wyjść z sypialni rodziców. Zebrał się jednak na odwagę. Zbliżył się do zdenerwowanego ojca.
- Tatuś... - szepnął.
Szymon włożył ciemnoszarą koszulę. Zabrał się za zapinanie guzików.
- Tatuś - powtórzył chłopiec zaciskając powieki. - Dałeś słowo, że będziesz wyrozumiały i będziesz mniej mówił a więcej słuchał... To posłuchaj tego, co chcę ci powiedzieć...
Szymona totalnie zaskoczyły słowa syna. Uświadomił sobie, że chłopiec ma rację.
- Podejdź do mnie - rzekł siadając na łóżku.
Marcel zbliżył się do taty.
- Co chciałeś mi powiedzieć? - spytał Szymon.
- Że to nie były moje papierosy... Ani moje ani Nikodema. Ja nigdy nie paliłem i Nikodem też nigdy nie palił... Przysięgam. Przysięgam na życie Misia...
Mężczyzna wziął głęboki oddech. Spojrzał chłopcu w oczy.
- Tatuś, ja chciałem zniszczyć te papierosy. Chciałem połamać je i wrzucić do kosza na śmieci...
- Skąd te papierosy znalazły się w naszym domu?
Chłopiec spuścił głowę na dół. Przegryzł zębami dolną wargę.
- Słucham cię... Chciałeś, żebym dopuścił cię do głosu, to się teraz tłumacz.
- Tata, ja nie mogę ci tego powiedzieć.
Szymon kiwnął przecząco głową.
- Szykuj się do szkoły... - rzekł wstając z łóżka.
- Tata, nie złość się na mnie, no... Ja nic złego nie zrobiłem!
- Nie podnoś na mnie głosu! Proszę w tej chwili szykować się do szkoły! Mówię poraz ostatni!
Chłopiec z nerwami wybiegł z sypialni rodziców. Z całej siły trzasnął drzwiami. Szymon pośpieszył za nim.
- Marcel! Wróć się! - krzyknął.
Malec odwrócił się na pięcie. Podszedł do ojca.
- Co?
- Trzasnąć cię z taką samą siłą, z jaką ty trzasnąłeś tymi drzwiami?!
- Nie... - szepnął chłopiec pochylając głowę na znak skruchy.
- Szykuj się do szkoły. A, Nikodem, jak długo będziesz siedział w tej łazience?!
- Jestem w kuchni, jakby co - odparł jedenastolatek.
Szymon podszedł do aneksu kuchennego. Wstawił wodę na kawę i na herbatę. Zabrał się za przygotowywanie kanapek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro