Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Okulary

Dzieciaki wybiegły na boisko. Marcel i Nikodem rzucili plecaki na trawę. Nieoczekiwanie ujrzeli Tymoteusza idącego w ich stronę błędnym krokiem.
- Co tam? - odezwał się Marcel.
- Hipopotam - odparł Tymoteusz mrugając śmiesznie oczami.
- Nie idziesz na przystanek? - spytał Nikodem.
- Nie. Ochroniarz przyjedzie odebrać mnie ze szkoły. Mam w plecaku tajne dokumenty od których zależy przyszłość CBŚ.
Nikodem wybuchnął śmiechem.
- Prawdziwy dziwoląg z ciebie - rzekł.
- Wcale nie... Wystarczy mu zdjąć okulary. Po co je nosisz? - spytał Marcel spoglądając na grube szkła oprawione w niebieskie ramki.
- Noszę je, bo są fajne... Wszystkim się podobają - rzekł Tymoteusz.
- Wcale nie. Wszyscy się z ciebie śmieją. Weź mi je pokaż...
Chłopiec o kręconych włosach zdjął okulary. Podał je Marcelowi do ręki.
- Serio ich nie potrzebujesz? - spytał dziesięciolatek.
- Nie... A co?
- A to! - rzekł Marcel upuszczając okulary Tymoteusza na brukową kostkę. Jakby tego było mało, chłopiec naskoczył na nie. Szkoło rozkryszyło się pod jego jego butami.
Tymoteuszowi łzy stanęły w oczach. Zdenerwował się. Rzucił się z pięściami na Marcela.
- Dlaczego to zrobiłeś?! - wrzeszczał.
- Weź się! Mówiłeś, że nie musisz ich nosić! Szpeciły cię! Teraz chociaż wyglądasz jak spoko koleś! Przestań mnie bić!
Tymoteusz podniósł z ziemi swój plecak. Usiadł przy barierce. Wybuchnął płaczem.
- Chłopcy! To tam się dzieje?! - zawołała Klaudia Studzińska, nauczycielka pełniąca dyżur przed szkołą.
- Marcel zniszczył okulary Tymoteusza... - rzekł Nikodem. - Ale to był wypadek. Marcel nie chciał tego zrobić.
- Mówił, że ich nie potrzebuje... A wyglądał w nich jak kretyn... - wymamrotał dziesięciolatek.
Nauczycielka podeszła do strapionego Tymoteusza. Przykucnęła przy chłopcu.
- Hej, nie płacz... Chodź, pójdziemy do twojego wychowawcy... Kto jest twoich wychowawcą?
- Po co od razu do wychowawcy? - obruszył się Marcel. - Sam mówił, że nie musi nosić tych okularów, że to atrapa! Tymek, mówiłeś tak... No, powiedz...
Klaudia podała Tymoteuszowi rękę. Pomogła mu wstać.
- Chłopcy, proszę za mną - zwróciła się do Nikodema i do Marcela.
- Ja nigdzie nie idę, bo nic nie zrobiłem! - oburzył się Marcel.
- W tej chwili za mną! - powtórzyła nauczycielka. - Co ty sobie wyobrażasz?! Jak mogłeś zniszczyć okulary koledze?! W tej chwili za mną!
Marcel obruszył się. Wziął do ręki swój plecak, po czym błędnym krokiem poszedł za polonistka wprost do gabinetu ojca.
Kobieta zapukała dwukrotnie do drzwi, po czym wprowadziła trzech chłopców do ciemnego pomieszczenia.
Szymon natychmiast uniósł wzrok zza rozłożonych przed sobą dokumentów. Klaudia Studzińska położyła przed nim pozostałość po okularach Tymoteusza.
- Co się stało? - spytał Szymon.
- Ten chłopiec zniszczył okulary Tymoteusza - wyjaśniła nauczycielka wskazując ręką na Marcela.
- Tatuś, Tymek mówił, że to atrapa, że nie musi ich nosić... Wyglądał w nich śmiesznie, jak jakoś okularnik. Nie chciałem, żeby się z niego wszyscy śmiali.
- I zbiłeś Tymoteuszowi okulary? Marcel!
- Przepraszam...
Szymon skierował wzrok na Tymoteusza. Chłopiec był zrozpaczony. Łzy spływały mu po obydwu policzkach.
- Ktoś przyjedzie odebrać cię ze szkoły? - spytał Szymon.
- Tak, tata... - westchnął chłopiec.
- Twój tata nie zginął w katastrofie lotniczej? - powiedziała nauczycielka udając zdziwioną. Wsunęła rękę do swojej torby. Podała Szymonowi kartkę z autoprezentacją Tymoteusza.
- Z tego, co się orientuję rodzice tego chłopca trzy dni temu zginęli podczas próby zbombardowania wiosek na Kaukazie - dopowiedziała.
Nikodem wybuchnął śmiechem.
- Mówiłem, że to ściema - rzekł uspokoiwszy się nieco.
- Ściema? - zdziwił się Marcel. - I z okularami to też może była ściema? One były prawdziwe? Tata, jakbym wiedział, że one są prawdziwe to nigdy, przenigdy bym ich nie zniszczył... Przysięgam na życie Misia...
Wtem do gabinetu dyrektora zajrzała pani Kasia.
- Pan Nowak denerwuje się, bo nie może nigdzie znaleźć syna - powiedziała.
Szymon pośpieszył w stronę drzwi. Wyszedł na korytarz. Ujrzał stojącego samotnie mężczyznę. Człowiek ten wyglądał na niewiele ponad trzydzieści lat.
- Pan Nowak? - odezwał się Jasiński.
- Tak... Szukam syna, Tymoteusz. Dziesięć minut temu skończył lekcje.
- Szymon Jasiński, wychowawca pana syna. Proszę za mną...
Mężczyźni uścisnęli sobie ręce, po czym weszli do gabinetu, gdzie wciąż znajdowali się pani Studzińska oraz trzej chłopcy.
Tymoteusz ucieszył się na widok ojca. Otarł ostatnie łzy.
- Co się stało? - spytał mężczyzna.
- Marcel panu wyjaśni - odparł Szymon spoglądając na syna.
- No co, no? Powiedział, że nie musi nosić tych okularów... Że to atrapa... A wyglądał w nich śmiesznie. Nie chciałem, żeby się wszyscy z niego nabijali, no to je rozwaliłem. Przepraszam - rzekł chłopiec spuszczając głowę na dół.
- Przepraszasz? Te okulary kosztowały mnie osiemset złotych, a ty przepraszasz? - rzekł ojciec Tymoteusza.
- No - szepnął Marcel.
- Prosiłbym, żeby szkoła skontaktowała się z rodzicami tego chłopca. Niech pokryją koszt zakupu nowych okularów - rzekł mężczyzna spoglądając na Szymona ze wzburzeniem.
- Oczywiście. Dostarczy pan do szkoły fakturę, a ja zwrócę panu pieniądze. Tak się składa, że ten urwis to mój syn. Za ten czyn pożegna się z kieszonkowym na najbliższe trzy miesiące.
Marcel posmutniał. Potarł ręką prawe oko. Spojrzał z żalem na ojca.
- Dobrze. Jutro pojedziemy do optyka po nowe okulary... - rzekł ojciec Tymoteusza.
Szymon spojrzał na leżącą na biurku kartkę. Podał ją ojcu Tymoteusza.
- To nie wszystko. Proszę rzucić okiem na wypracowanie syna... - rzekł.
Mężczyzna utkwił wzrok w zapisanej kartce papieru. Już po przeczytaniu w myślach trzech pierwszych zdań zmarszczył brwi.
- Twoi rodzice nie żyją? Co to ma być?! - spytał wzburzony.
- Prosiłabym, aby na jutro Tymoteusz przygotował krótką autoprezentację. Praca nie musi być długa, ale prosiłabym, aby zawierała prawdziwe informacje - odezwała się Klaudia Studzińska.
- Dobrze. Oczywiście - rzekł ojciec Tymka chwytając syna za rękę.
- No i się porobiło - westchnął Marcel, gdy tylko pan Nowak wraz z synem i Klaudią Studzińską opuścili gabinet.
- Porobiło się? Porobić to się dopiero może! Jak mogłeś zbić Tymoteuszowi okulary? Co mam z tobą zrobić? Jak mam cię za to ukarać? Co?
- No, trzymiesięczny szlaban na kieszonkowe... - szepnął Marcel niepewnie.
- Biegiem do samochodu. Obydwaj - rzekł Szymon stanowczo.
Chłopcy wyszli ze szkoły. Poszli prosto w stronę parkingu.
- Z tego wszystkiego zostawiłem plecak u taty w gabinecie - szepnął Marcel.
- Ło, ja na twoim miejscu bym po niego leciał...
- A ja mam to w dupie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro