Nieodrobione lekcje 3
Szymon przetarł oczy. Wyłączył budzik. Wolnym krokiem poszedł do pokoju Marcela.
Chłopiec siedział na łóżku. Trzymał na kolanie zeszyt z języka polskiego. Kończył pisać list.
- Marcel, dlaczego nie odrabiasz lekcji przy biurku? Co? - rzekł Szymon siadając obok chłopca.
Malec wzruszył ramionami. Mężczyzna wziął do ręki jego zeszyt.
- No... Jak chcesz to potrafisz napisać list jak należy - rzekł uśmiechając się lekko. - Pokaż matmę.
- Nie zrobiłem jeszcze - westchnął malec. - Tata, bo ja nie jestem taki szybki jak Nikodem...
- Chodź do biurka... Razem zrobimy te lekcje... - rzekł mężczyzna podnosząc się z łóżka.
- Tata, nie... Ja wolę sam.
- Chodź, chodź... Raz, dwa zrobimy lekcje... Chodź.
- Tata, no...
Chłopiec chwycił w rękę leżący na łóżku zeszyt. Błędnym krokiem podszedł do biurka. Usiadłszy, otworzył zeszyt na ostatniej zapisanej stronie.
- Zadanie piętnaste, strona dziewiąta... - westchnął malec otwierając zbiór zadań. - Jejku, jak mi się nie chce...
Szymon stanął za chłopcem.
- Umiem to... Serio... Robiliśmy to na lekcji... Tata, nie patrz mi w zeszyt, kiedy piszę... Porób coś sobie...
- Oj, Marcel, Marcel...
Trzydziestosześciolatek przeszedł się po pokoju chłopca. Obejrzał starannie ułożone na regale książki i szkolne przybory.
- Tatuś, nie gniewaj się, ale jak stoisz za mną albo siedzisz obok to ja naprawdę nie umiem się skupić... - westchnął malec.
- Spoko. Rób sobie lekcje. Jak skończysz, dasz mi zeszyt do sprawdzenia...
Malec westchnął głęboko. Bez pośpiechu rozwiązywał zadanie. Gdy skończył, wstał z krzesła. Podszedł do taty z zeszytem w ręku. Szymon utkwił wzrok w pracy domowej syna.
- Marcel, popatrz na mnie... Ile minut zajęło ci to zadanie? Trzy minuty? Potrzebne było to lanie, co?
- Niepotrzebne - westchnął malec.
- Na drugi raz będziesz wiedział, że po powrocie ze szkoły należy robić lekcje?
- Będę wiedział - szepnął malec.
- No, to wskakuj do łóżka...
- Jeszcze angielski... Dobra tatuś, możesz iść spać... Ja zrobię to zadanie... Słowo...
Szymon uśmiechnął się. Pogłaskał chłopca po włosach.
- Ale słowo?
- No, na życie Misia...
- No dobrze. Jutro powiem panu Konarskienu, żeby sprawdził twoją pracę domową.
- Tata, bez przesady...
- Usiądź ładnie przy biurku, zrób lekcje i kładź się spać. Ja idę do siebie.
- No, okej... To dobranoc.
- No, dobranoc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro