Naleśniki z Nutellą
Danuta otworzyła lodówkę. Zmarszczyła brwi.
- Chłopcy, co ja mam wam zrobić do jedzenia? W tym domu nic nie ma! Tata nie robi zakupów? - spytała.
Marcel i Nikodem głaskali Misia i Monsterka. Ani jeden ani drugi nie odpowiedział na zadane przez babcię pytanie.
- No nic... Zrobię wam naleśniki - powiedziała pod nosem. - Jak wam idzie w szkole? - dodała wyjmując z lodówki mleko i wkładkę z jajkami.
- Bardzo dobrze - odezwał się Marcel. - Mam piątkę z polskiego i piątkę i czwórkę z matmy! - pochwalił się.
- I uwagę ma - rzekł Nikodem.
- Jejku, jedną tylko...
Kobieta uśmiechnęła się. Zabrała się za ubijanie białek.
- Chłopcy, przebierzcie się... Myjcie ręce i siadajcie do stołu. Za niedługo będzie obiad - odezwała się.
Nikodem podniósł się z podłogi. Otworzył drzwi od lodówki.
- Z czym będą naleśniki? Nie ma dżemu...
- No to z Nutellą! - zawołał Marcel.
Kobieta uśmiechnęła się. Chciała coś powiedzieć, gdy nagle usłyszała, że ktoś puka do drzwi.
- Nikuś, otworzysz? - spytała.
Nikodem pobiegł na korytarz. Chwycił za klamkę.
Po drugiej stronie drzwi stała Amelia. Dziewczynka miała na sobie polarową bluzę, jeansy i ciepłe, sportowe buty. Była zdenerwowana.
- Siema, możecie z Marcelem iść na dwór? - spytała.
- Pewnie - odpowiedział chłopiec. - Marcel! Idziemy na dwór!
Danuta momentalnie odeszła od kuchennego blatu. Szybkim krokiem podążała w stronę korytarza. Marcel wyprzedził ją tuż przed samymi drzwiami. Kobieta chwyciła go za łokieć.
- Powoli! - powiedziała.
- Dzień dobry - odezwała się Amelia.
- Dzień dobry. Chłopcy nie wyjdą teraz na dwór. Dopiero, co wrócili ze szkoły. Muszą się przebrać, najeść, zrobić lekcje.
Marcel i Nikodem spojrzeli na Danutę z obrazą.
- Babcia, bez przesady - rzekł starszy chłopiec.
- Nie ma dyskusji.
- Ale to bardzo ważne. Chłopaki muszą wyjść na dwór - szepnęła dziesięciolatka.
- Nie, nie, nie... - kontynuowała Danuta.
- Dobra, to jak będziecie mogli wyjść, to najwyżej przyjdźcie po mnie... - odezwała się dziewczynka.
- Nie! - zawołał Marcel. - Ja się nie przebieram, nie jestem głodny i nie mam nic zadane - dodał wsuwając na nogi tenisówki.
Danuta chwyciła go za ramię.
- Nigdzie nie pójdziesz - powiedziała grożąc mu palcem. - Najpierw zjesz obiad!
- Kto by tam jadł spalone naleśniki? - odparł.
Danuta puściła rękę chłopca. Popędziła do kuchni. Marcel i Nikodem prędko wybiegli z przybudówki. Ruszyli wprost w stronę domu na skarpie.
W pewnym momencie, dziewczynka zatrzymała się. Wzięła kilka głębokich oddechów.
- Kolka mnie złapała - powiedziała.
- Nie musimy biec... Babcia i tak nas nie dogoni - odezwał się Nikodem.
- Co będziemy robić? - spytał Marcel po chwili. - Możemy się bawić w piratów, jakby co...
- Nie! W nic nie będziemy się bawić - powiedziała Amelia. - Idziemy na wojnę...
- Na wojnę? - zdziwił się Marcel.
- Aleks i Oliwer zabrali naszą tratwę! Rozwalili ją - wyznała.
- Co? Jaką tratwę? Moją tratwę? - rzekł Marcel niemalże wybuchając płaczem.
Amelia kiwnęła głową.
- Gdzie oni są?
- Gdzieś na podwórku!
Marcel zerwał gruba gałąź dzikiego bzu. Nikodem uczynił to samo.
- Zabiję ich! - rzekł Marcel przez zaciśnięte zęby.
- To co? Wojna? - odezwała się Amelia.
- Wojna! - odparł Nikodem.
- I to taka na śmierć i życie! - dodał Marcel marszcząc brwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro