Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kosmozwierz

Marcel miał dość.
- Ile można mnie głaskać po głowie? - rzekł, kiedy Daniela poraz kolejny z czułością przeczesała ręką włosy syna.
- Bo stęskniłam się za tobą skarbulku - odparła. - Powiedz, tęskniłeś za mamą?
- Mama, weź się - rzekł z uśmiechem na ustach.
- A w domu jak? Pomagacie tacie w obowiązkach? - spytała po chwili.
- W czym? - zdziwił się Nikodem.
- Widzisz, Lusia? Nasi synowie nie znają takiego słowa jak "obowiązek"...
- I dobrze... - westchnął Marcel.
- A w szkole jak? Macie jakieś nowe oceny? - spytała Lusia po chwili.
Marcel wsunął rękę w tylnią kieszeń spodni. Wyciągnął stamtąd swój dzienniczek.
- Specjalnie na tę okoliczność wziąłem ze sobą dowód... Mama, słuchaj... Matematyka, pięć, cztery, pięć... Język polski, pięć... Wychowanie fizyczne, sześć, za fikołki...
- Nie za fikołki, tylko za przewrót w przód, debilu - szepnął Nikodem.
- Hej, a ty co? - rzekł Szymon spoglądając w roześmiane oczy syna. - Jak ty się wyrażasz, co?
- Normalnie...
- Nazywanie debilem brata jest normalne? Tak uważasz?
- No... On też tak do mnie mówi.
Szymon nie skomentował słów syna. Czasem dosięgały go takie momenty, w których po prostu opodały mu ręce. Ta chwila była jednym z nich.
Chwilę ciszy przerwał Marcel.
- I z plastyki szóstka... Jeszcze gorąca. Dzisiaj ją dostałem.
- Chwali się ocenami... - westchnął Nikodem.
- Niko! O co ci biega? A, kumam. O to, że za fikołki dostałeś piątkę a ja szóstkę i tak samo z plastyki? Pani Dagmara pochwaliła mój rysunek. Powiedziała, że mam prawdziwy talent i, że powiesi moją pracę w szkolnej gablotce. Sory Niko, ale to nie moja wina, że jedyną rzeczą, jaką umiesz rysować jest statek kosmiczny! Pani kazała narysować swoje ulubione zwierzę. Ja narysowałem Misia, a Niko kosmitę. Debil.
- Ej, tata! A wiesz, że jak odwrócisz kalkulator do góry nogami i napiszesz zero, trzy, osiem, jeden, siedem to ci wyjdzie DEBIL? - zawołał Nikodem.
- Nie, nie wiedziałem.
- Ja za przewroty dostałem piątkę, jakby co, a za rysunek dostałbym szóstkę, gdyby nie to, że Marcel podniósł całej klasie poprzeczkę.
- I dobrze - westchnął młodszy chłopiec. - Pani się go pyta, co to za zwierzę, a on na to, że wymyślony przez niego kosmozwierz. Sam jesteś jak kosmozwierz!
- Lusia, będziemy już jechać. Chłopaki mają jeszcze lekcje do odrobienia. A chciałem podjechać jeszcze z nimi do Janka.
Daniela podniosła się.
- Zostańcie jeszcze chwilę - szepnęła chwytając męża za rękę.
Szymon kiwnął głową. Uśmiechnął się do żony.
- No okej. To zrobię nam kawę, co?
- Super - odparła.
- A my z Marcelem pójdziemy sobie po gorącą czekoladę z automatu. Tata, daj nam po dwa złote.
- Dopiero co dałem dam dwadzieścia złotych. Wszystko przejedliście?
- No, coś tam zostało - rzekł Nikodem. - Ale chcieliśmy odłożyć tę kasę...
- Nie mam drobnych...
- Mogą być grube...
- Niko, spływaj.
Chłopcy popatrzyli na siebie. Szymon wyciągnął z szafki dwa kubki i słoiczek z kawą.
- Czyli nam nie dasz? Tata... - rzekł Nikodem po chwili.
- Nie dam.
- Dobra, chodź Marcel. Z tatą nie ma co...
Marcel wstał z krzesła. Wspólnie z bratem pobiegł w stronę windy. Szymon i Daniela wyszli na korytarz. Wolnym krokiem poszli w kierunku stolika, na którym stał czajnik elektryczny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro