Kolejna przerwa
Tymoteusz potarł swoje dłonie, po czym otworzył okno znajdujące się w damskiej ubikacji na pierwszym piętrze. Nikola, Julia, Marcel, Nikodem i Kornel z niecierpliwością wyczekiwali tego, co miało za moment nastąpić. Tymek usiadł na parapecie.
- Sam bym chętnie skoczył - rzekł Nikodem uśmiechając się do brata.
Marcel trzymał w ręku uzbierane pięćdziesiąt złotych. Cieszył się, że trochę zarobi. Miał nadzieję, że Tymoteusz nie rozmyśli się w ostatniej chwili i nie zrezygnuje ze skoku.
Tymek był zdeterminowany. Chciał zabłysnąć w oczach kolegów z klasy. Czuł, że owym skokiem zwróci na siebie uwagę, zyska popularność. Może nawet stanie się klasowym ulubieńcem.
- Dalej, Tymek, skacz.... Zaraz się przerwa skończy... - odezwała się Nikola.
- Moment... Namyślam się... - odparł chłopiec zamykając na chwilę powieki.
- Nie skoczy - szepnął Nikodem. - Cyka się...
Marcel zmarszczył brwi.
- Tymek, dalej! Chcesz dostać te dwie dychy i spłacić swój dług, czy nie? Bo już sam nie wiem! - zawołał.
- Chcę... To będę skakał...
Wtem do ubikacji dziewczyn weszła Klaudia Studzińska. Kobieta pełniła akurat dyżur na pierwszym piętrze. Zamarła na widok Tymoteusza szykującego się do skoku. Prędko zjawiła się przy chłopcu.
- Nie ruszaj się - powiedziała chwytając go za ramię.
Pomogła mu zejść z parapetu. Marcel natychmiast zjawił się przy Tymoteuszu.
- No! Całe szczęście, że pani przyszła! - zawołał. - Mówiliśmy mu, żeby nie skakał, ale on się uparł... Ma jakieś odchyłki...
Pozostałe dzieciaki w mig potwierdziły wersję Marcela. Jedynie Tymoteusz miał inne zdanie w tej kwestii.
- To miał być skok za pięćdziesiąt złotych... - tłumaczył się.
Nauczycielka wyprowadziła chłopca z ubikacji. Była zdenerwowana. Szybkim krokiem podążała w stronę gabinetu dyrektora prowadząc ze sobą niesfornego ucznia.
Tymek bał się stanięcia oko w oko z Szymonem Jasińskim. Nie wiedział, jak powinien wytłumaczyć mu się ze swojego zachowania. Zdecydował, że powie prawdę.
- Panie dyrektorze! - odezwała się Klaudia Studzińska. - Tymek próbował wyskoczyć przez okno w toalecie.
Szymon zmarszczył brwi. Gestem ręki przywołał do siebie chłopca.
- To prawda? - spytał, gdy malec stał już przy dużym, ciemnym, dyrektorskim biurku.
- No... Bo chciałem zarobić - odpowiedział malec.
- Możesz mówić jaśniej?
Chłopiec spuścił głowę na dół.
- Jeden chłopak powiedział, że uwiesi się na rurach w kiblu. Powiedziałem mu, że się nie uwiesi... On na to, że uwiesi się... A ja, że nie...
- Tymek, o czym ty do mnie mówisz?
- Założyłem się z nim, że się nie uwiesi... O dwie dychy... Ale się uwiesił... Bo wszedł na umywalkę... Tak, to by się w życiu nie uwiesił, bo by nie sięgnął... No to przegrałem.
- Tymek...
- Chciałem zarobić... Za ten mój skok Marcel dostał pięć dych. Dwie dychy miał mi oddać, ale teraz to ja już nie wiem...
Szymon spojrzał na chłopca z osłupieniem. Podrapał się z tyłu głowy.
- Tymek, zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś? Przecież, gdybyś skończył z tego okna, mógłbyś się połamać. Chciałbyś spędzić resztę życia na wózku inwalidzkim?
- Nie...
- Nie? To dlaczego zachowujesz się tak nieodpowiedzialnie? Sam wracasz ze szkoły do domu, czy ktoś po ciebie przyjedzie?
- Tata po mnie przyjedzie...
- To powiesz mu, żeby zajrzał do mnie do gabinetu... Porozmawiam sobie z nim na twój temat.
Chłopiec pokiwał głową.
- A teraz idź na lekcję... A, i zawołaj mi tu Marcela...
- Dobrze, proszę pana - westchnął chłopiec. - A, tata i tak miał do pana dzisiaj przyjść z jakąś fakturą...
- Idź już i mnie nie denerwuj.
- No, to idę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro