Kakao
Była godzina dwudziesta druga piętnaście. Nikodem leżał w łóżku. Zdziwił się, gdy w pewnym momencie uchyliły się drzwi od jego pokoju.
- Siema... - rzekł Marcel uśmiechając się niepewnie do brata. - Mogę wejść?
- Możesz...
Marcel podszedł do Nikodema. Usiadł na jego łóżku.
- Melka obraziła się na mnie? - spytał.
- Nie, ale było jej przykro, że powiedziałeś, że jej dom to dom debili.
- Nie zna się na żartach...
- A pan Janek powiedział, że ostatni raz przyjechał naskarżyć na ciebie tacie... Powiedział, że następnym razem ci nogi z dupy powyrywa...
- Serio tak powiedział? Psychol... Ej, Niko... Śpimy dzisiaj we dwóch? Mogę wejść do ciebie w nogi? - zapytał Marcel po chwili.
- No, chodź - rzekł starszy chłopiec robiąc w łóżku miejsce dla młodszego.
- Czekaj! Tylko przyniosę sobie moją poduszkę!
Marcel pobiegł do swego pokoju. Chwycił małego jaśka oraz wielką puchową poduchę. Zaniósł je na łóżko brata.
- Jeszcze pójdę po Misia i po Monsterka... - rzekł kierując się w stronę drzwi.
Danuta i Franciszek spali na kanapie w salonie. Marcel po cichu minął aneks kuchenny. Uchylił tarasowe drzwi.
Niewiadomo skąd rozległ się głos Szymona.
- Dlaczego ty jeszcze nie śpisz?
Chłopiec odwrócił się.
- Idę tylko po Misia i po Monsterka - rzekł.
- To raz, dwa i do spania. Już prawie wpół do jedenastej.
Marcel uchylił drzwi. Psy natychmiast wbiegły do salonu. Chłopiec pogłaskał je.
- Psiule... Do nogi... - rzekł zmierzając w stronę schodów.
Dwa czworonogi pobiegły za swoim panem. Chłopiec wprowadził je do pokoju brata. Chciał już położyć się do łóżka, jednak zdecydował, że pójdzie porozmawiać z tatą.
Nieśmiało zszedł ze schodów. Szymon stał przy kuchennym blacie. Przygotowywał sobie do picia lekarstwo.
- Marcel, dlaczego ty jesteś taki nieusłuchany, co? Ile razy już ci mówiłem, że masz iść do spania?
- Trzy - rzekł chłopiec siadając przy stole. - Tęsknię za mamą...
- O, Pysiu wskoczył na parapet...
- Kiedy mama wróci do domu?
- Nie wiem.
- Zrobisz mi kakao?
Szymon uśmiechnął się. Schylił się do dolnej szafki w poszukiwaniu garnka. Znalazłszy odpowiedni, postawił go na piecu.
- Nic mi dzisiaj nie wychodzi - odezwał się chłopiec. - Dostałem uwagę... Melka się gniewa... Ty się gniewasz...
- Melka się na ciebie gniewa? O co?
Chłopiec wzruszył ramionami.
- A kto ją tam wie? O te opony... Tata, a skąd pan Janek wiedział, że to ja je rozwaliłem?
- Jutro pojedziesz z panem Jankiem do miasta, to możesz go o to zapytać - rzekł Szymon nalewając mleko do garnka.
Marcel przeciągnął się.
- Macie coś zadane na poniedziałek? - spytał Szymon po chwili.
- Nie - odparł chłopiec. - Chyba nie...
- Jakie kakao lubisz? Letnie czy gorące?
- Gorące...
- To jeszcze chwila - rzekł Szymon wyjmując z szafki dwa jednakowe kubki.
- Napijemy się razem? - ucieszył się chłopiec.
- No, tak... Powiem ci coś w sekrecie... Też lubię gorące kakao.
Marcel uśmiechnął się.
- Mama jak mi robi, to zawsze wsypuje do kubka dwie łyżeczki cukru i miesza, żeby się cukier rozpuścił...
- Tak? No, okej. Możemy tak zrobić...
- Jak byłem mały to lubiłem wrzucać żelki do mleka... Bawiłem się, że na niby uczę je pływać w Wiśle... Tata, za ile minut będzie to kakao?
- Już jest...
Marcel uśmiechnął się. Podwinął długie rękawy od piżamy. Z uśmiechem patrzył, jak jego ojciec nalewa mleczny napój do kubków.
- Nie mogę się doczekać... A może wyjdziemy na taras? Pamiętasz, jak pokazałeś mi na niebie wielki i mały wózek?
- Pamiętam... Ale Marcelek, jest późna godzina. Ja jestem chory. Ty musisz wcześnie wstać, bo pan Janek będzie po ciebie przed dziewiątą. Kiedy indziej posiedzimy na tarasie.
- No, okej... Pychotka...
- No, pij i wyrywaj do łóżka.
- No, okej, okej...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro