Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kakao

Była godzina dwudziesta druga piętnaście. Nikodem leżał w łóżku. Zdziwił się, gdy w pewnym momencie uchyliły się drzwi od jego pokoju.
- Siema... - rzekł Marcel uśmiechając się niepewnie do brata. - Mogę wejść?
- Możesz...
Marcel podszedł do Nikodema. Usiadł na jego łóżku.
- Melka obraziła się na mnie? - spytał.
- Nie, ale było jej przykro, że powiedziałeś, że jej dom to dom debili.
- Nie zna się na żartach...
- A pan Janek powiedział, że ostatni raz przyjechał naskarżyć na ciebie tacie... Powiedział, że następnym razem ci nogi z dupy powyrywa...
- Serio tak powiedział? Psychol... Ej, Niko... Śpimy dzisiaj we dwóch? Mogę wejść do ciebie w nogi? - zapytał Marcel po chwili.
- No, chodź - rzekł starszy chłopiec robiąc w łóżku miejsce dla młodszego.
- Czekaj! Tylko przyniosę sobie moją poduszkę!
Marcel pobiegł do swego pokoju. Chwycił małego jaśka oraz wielką puchową poduchę. Zaniósł je na łóżko brata.
- Jeszcze pójdę po Misia i po Monsterka... - rzekł kierując się w stronę drzwi.
Danuta i Franciszek spali na kanapie w salonie. Marcel po cichu minął aneks kuchenny. Uchylił tarasowe drzwi.
Niewiadomo skąd rozległ się głos Szymona.
- Dlaczego ty jeszcze nie śpisz?
Chłopiec odwrócił się.
- Idę tylko po Misia i po Monsterka - rzekł.
- To raz, dwa i do spania. Już prawie wpół do jedenastej.
Marcel uchylił drzwi. Psy natychmiast wbiegły do salonu. Chłopiec pogłaskał je.
- Psiule... Do nogi... - rzekł zmierzając w stronę schodów.
Dwa czworonogi pobiegły za swoim panem. Chłopiec wprowadził je do pokoju brata. Chciał już położyć się do łóżka, jednak zdecydował, że pójdzie porozmawiać z tatą.
Nieśmiało zszedł ze schodów. Szymon stał przy kuchennym blacie. Przygotowywał sobie do picia lekarstwo.
- Marcel, dlaczego ty jesteś taki nieusłuchany, co? Ile razy już ci mówiłem, że masz iść do spania?
- Trzy - rzekł chłopiec siadając przy stole. - Tęsknię za mamą...
- O, Pysiu wskoczył na parapet...
- Kiedy mama wróci do domu?
- Nie wiem.
- Zrobisz mi kakao?
Szymon uśmiechnął się. Schylił się do dolnej szafki w poszukiwaniu garnka. Znalazłszy odpowiedni,  postawił go na piecu.
- Nic mi dzisiaj nie wychodzi - odezwał się chłopiec. - Dostałem uwagę... Melka się gniewa... Ty się gniewasz...
- Melka się na ciebie gniewa? O co?
Chłopiec wzruszył ramionami.
- A kto ją tam wie? O te opony... Tata, a skąd pan Janek wiedział, że to ja je rozwaliłem?
- Jutro pojedziesz z panem Jankiem do miasta, to możesz go o to zapytać - rzekł Szymon nalewając mleko do garnka.
Marcel przeciągnął się.
- Macie coś zadane na poniedziałek? - spytał Szymon po chwili.
- Nie - odparł chłopiec. - Chyba nie...
- Jakie kakao lubisz? Letnie czy gorące?
- Gorące...
- To jeszcze chwila - rzekł Szymon wyjmując z szafki dwa jednakowe kubki.
- Napijemy się razem? - ucieszył się chłopiec.
- No, tak... Powiem ci coś w sekrecie... Też lubię gorące kakao.
Marcel uśmiechnął się.
- Mama jak mi robi, to zawsze wsypuje do kubka dwie łyżeczki cukru i miesza, żeby się cukier rozpuścił...
- Tak? No, okej. Możemy tak zrobić...
- Jak byłem mały to lubiłem wrzucać żelki do mleka... Bawiłem się, że na niby uczę je pływać w Wiśle... Tata, za ile minut będzie to kakao?
- Już jest...
Marcel uśmiechnął się. Podwinął długie rękawy od piżamy. Z uśmiechem patrzył, jak jego ojciec nalewa mleczny napój do kubków.
- Nie mogę się doczekać... A może wyjdziemy na taras? Pamiętasz, jak pokazałeś mi na niebie wielki i mały wózek?
- Pamiętam... Ale Marcelek, jest późna godzina. Ja jestem chory. Ty musisz wcześnie wstać, bo pan Janek będzie po ciebie przed dziewiątą. Kiedy indziej posiedzimy na tarasie.
- No, okej... Pychotka...
- No, pij i wyrywaj do łóżka.
- No, okej, okej...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro