Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Autobus

Pięć minut przed końcem ostatniej lekcji, Michał Konarski, nauczyciel języka angielskiego pozwolił klasie spamować wszystko do plecaków.
Zarówno dzieciaki jak i lingwista nie mogli doczekać się dzwonka.
- Proszę pana... A może pan coś sprawdzić w dzienniku? - odezwał się Marcel.
- Jasne. Co chcesz widzieć?
- Czy pani Studzińska wpisała mi uwagę do dziennika czy tylko do dzienniczka...
Nauczyciel przekartkował stronicę dziennika.
- Nie masz żadnej uwagi - rzekł.
- Uff... To dobrze - westchnął chłopiec. - Czyli mogę sobie wyrwać tą kartkę z dzienniczka?
Nauczyciel uśmiechnął się.
- Pani pewnie będzie pamiętała, że wpisała ci uwagę... Będzie chciała zobaczyć podpis rodziców, i co?
- Powiem, że mój starszy brat zjadł mi tę kartkę - zaśmiał się Marcel.
Rozległ się dzwonek kończący lekcje. Dzieciaki rzuciły się w stronę drzwi, jak gdyby brały udział w wyścigach.
Tymoteusz podszedł do nauczyciela.
- Proszę pana, a czy będzie pan prowadził jakieś lekcje wyrównawcze? - spytał.
- Młody, wyluzuj. U mnie na pewno nie będziesz miał zagrożenia - odparł Konarski.
Chłopiec uśmiechnął się. Nauczyciel poczekał aż wszyscy uczniowie opuszczą klasę. Sam wyszedł z sali jako ostatni.
Marcel i Nikodem bez pośpiechu zajrzeli zeszli po schodach. Starszy chłopiec poszedł do sekretariatu, zaś Marcel zgodnie ze swoim postanowieniem poszedł do biblioteki wypożyczyć książkę na weekend.
Po kilku minutach bracia spotkali się przy szkolnych barierkach.
- No i gitara! - rzekł Nikodem podrzucając w górę jabłko, które przed chwilą wyciągnął ze śniadaniówki. - Pani Kasia powiedziała, że tata pojechał sobie do domu zaraz po czwartej lekcji... A po nas ma przyjechać... uwaga... babcia!
Marcel posmutniał.
- Mieliśmy jechać z tatą do skateparku... na lody... do mamy... Beznadzieja...
- Chodź na parking... Zobaczymy, czy babcia po nas przyjechała - rzekł Nikodem.
- Serio chcesz jechać z babcią? Nie wolisz jechać do domu autobusem?
Chłopcy uśmiechnęli się do siebie. Nie mówiąc nic więcej obaj pobiegli w stronę przystanku autobusowego. Odetchnęli z ulgą, gdy dostrzegli stojącą tam grupkę uczniów i młodą panią opiekunkę.
Po chwili nadjechał autobus. Marcel i Nikodem wsiedli do środka. Zajęli miejsca na samym końcu pojazdu.
- Nikogo nie wpuszczany! - rzekł Marcel kładąc się na trzech miejscach. - A ty, młody, co się gapisz? - zwrócił się do pierwszoklasisty.
Malec natychmiast odwrócił wzrok w drugą stronę. Marcel głośno się zaśmiał. Nikodem również.
- Bawimy się w mafię? - odezwał się Marcel. - Na niby, że jesteśmy bossami... - dodał wyjmując scyzoryk z kieszeni spodni. Bez zastanowienia przyłożył ostrze do fotela.
- Co będziesz robił? - zainteresował się Nikodem.
- Będę wypalał swoje inicjały, a co? Nie wolno?
Nikodem z zapartym tchem przyglądał się temu, co robi jego brat. Marcel bez pośpiechu, starannie przeciął scyzorykiem welurową tapicerkę.
- Wow... Ale hardcore - rzekł podekscytowany.
Wtem, niewiadomo skąd na tyłach autobusu zjawiła się jasnowłosa opiekunka. Dziewczyna zbladła, gdy ujrzała, co robi Marcel.
- Hej! Rozum ci odjęło?! - wydarła się.
Chłopiec prędko wsunął swój nożyk do kieszeni spodni.
- Oddaj ten scyzoryk! - krzyknęła wyciągając rękę w stronę Marcela.
- Spadaj! Nie mam żadnego scyzoryka! - odparł. - Niko, widziałeś, żebym miał jakiś scyzoryk?
- Nie - odpowiedział Nikodem.
- Coś sobie ubzdurała...
- Masz mi oddać ten scyzoryk...
Marcel przewrócił oczami. Nie zamierzał brać na poważnie słów młodej stażystki, ale ta zdawała się być nieugięta.
- Wasze nazwiska! - odezwała się. - Jak się nazywacie?
- Dobra, powiem! - zaśmiał się Marcel. - Ja jestem Mateusz Głowacki, a ten chłopak obok mnie to Tymoteusz Nowak.
Dziewczyna zapisała w swoim telefonie podane przez Marcela nazwiska.
- Kto jest waszym wychowawcą? Do której klasy chodzicie?
- Nie, proszę... No, dobra - rzekł Marcel powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. - Piąta "a"... Szymon Jasiński...
- Pan dyrektor? No, to nieźle... Już po was.
Marcel udał strapionego. Nikodem z kolei był uśmiechnięty od ucha do ucha.
Po kilku minutach autobus zatrzymał się na przystanku w Zajezierzu. Chłopcy zeskoczyli z najwyższego schodu.
- Ale jazda! - rzekł Marcel wyjmując z kieszeni spodni swój scyzoryk. - Nie oddam cię... Nigdy - rzekł całując składany nożyk. - Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć minę Mateusza i Tymoteusza, jak tata będzie im kazał się z tego tłumaczyć... Masakra.
Nikodem uśmiechnął się.
- Już widzę ich miny... Zwłaszcza minę Tymoteusza!
- Ale widzisz jego minę w okularach czy bez?
- No, w okularach! - zaśmiał się Nikodem.
- To ci współczuję!
- Dzięki!
Chłopcy byli około dwieście metrów od domu, gdy nieoczekiwanie Misiu wybiegł im na spotkanie.
- Cześć psie - odezwał się Nikodem.
Misiu! Moja Misiulka!
Marcel położył się na trawie, pozwalając pieskowi lizać się po twarzy, szyi o rękach.
- Całe szczęście, że nie zjadłem całej kanapki... Zaraz dostaniesz... Czekaj...
Dziesięciolatek otworzył plecak. Wyciągnął z niego chlebak. Zajrzał do środka.
- Lubisz skórki? - zwrócił się do pieska. - Lubisz... Dobry piesek... A, Niko, póki pamiętam... Ty nie jesteś już paplą ani kapusiem, co nie?
- Nie, nie jestem - odpowiedział jasnowłosy chłopiec. - A co?
- A to, żebyś nie mówił mamie ani tacie, ani babci ani dziadkowi o uwadze... Nikomu... Buzia na kłódkę... Okej?
- Okej.
- Jak komuś wygadasz, chociaż jednej osobie, płacisz mi stówę... Okej?
- Spoko. Nie wygadam...
Marcel wziął głęboki oddech. Postanowił.
- Trochę lipa z tą uwagą... Przed ciebie ją dostałem... Dzięki, Niko.
- Nie ma za co...
- Masakra... Co jak tata sprawdzi mi dzienniczek?
- Powiem ci coś, Marcel. Ja jakbym był na twoim miejscu, sam pokazał im tacie tą uwagę... I mówię to serio. Tata jest chory, ma gorączkę... Boli go głowa, nie chce mi się myśleć... Nawet cię nie skrzyczy... Bankowo. Najwyżej zrobi minę...
- No, nie wiem...
- A tak w ogóle, to ci powiem, że w czwartej klasie tata ani razu nie wolał ode mnie dzienniczka... On ma w dupie nasze dzienniczki, bo w każdej chwili może sobie obejrzeć nasze oceny w dzienniku...
- Ale mojej uwagi nie ma w dzienniku...
- To wyrwij tą kartkę z dzienniczka o tyle... A jak piękna pani Studzińska będzie się pluła, to powiesz, że zgubiłeś dzienniczek, a ten, który masz jest nowy...
Marcel uśmiechnął się.
- Chociaż raz mi się do czegoś przydałeś - rzekł.
Nikodem zrobił zeza. Po chwili obaj chłopcy ruszyli w stronę domu. Na podwórku stało auto Szymona. Nie było za to samochodu babci Danki...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro