1 wrzesień 4
Szymon, Marcel i Nikodem siedzieli na ławce tuż przy grającej fontannie. Jedli lody włoskie.
- Cieszę się, że nie będziesz nas uczył chemii i fizyki - odezwał się Marcel. - Wiesz?
Mężczyzna pogłaskał chłopca po włosach.
- Szczery jesteś...
- No... A ten Tymek to skąd się wziął w naszej klasie? Tata, widziałeś jego okulary?
- No, widziałem...
- Marcel mówi na niego "okularnik" - odezwał się Nikodem.
- A papla wszystko wypapla! - oburzył się Marcel. - Miał nie skarżyć i znowu skarży!
- Marcel, powiedziałeś do Tymoteusza "okularnik"? - rzekł Szymon patrząc zawstydzonemu chłopcu w oczy.
Marcel spuścił wzrok. Niewinne wzruszył ramionami.
- No, co?
- Synek, jeszcze raz się w ten sposób odezwiesz do Tymoteusza, a stracisz na miesiąc kieszonkowe. Rozumiemy się?
- Dzięki, Niko! - odparł chłopiec.
- Nie ma za co.
- Kapuś. Jak tak, to śmiał się z Tymoteusza razem ze mną... Tata, sory... Ale widziałeś, jak on śmiesznie wygląda? A jak śmiesznie mówi!
- Marcel, chciałbyś, żeby to o tobie ktoś tak mówił? Każdy jest inny. Nie należy śmiać się z kogoś tylko dlatego, że nosi okulary czy śmiesznie chodzi...
- Też to zauważyłeś?! Chodzi jak koń... Tak sztywno... A jak się przepychał, żeby nam zająć miejsce to normalnie jak jakiś czołg.... Co nie, Niko?
- No... Jak buldożer - rzekł jedenastolatek.
Szymon uśmiechnął się.
Położył wolną rękę na ramieniu Nikodema.
- Mama wie, że ją odwiedzimy? - rzekł Marcel po chwili.
- No, wie. Nie może się już was doczekać. Będzie pytała się pewnie, czy w domu wszystko dobrze... Powiedźcie, że tak... I nie mówcie mamie o tym, że wasze psy spały dzisiaj na naszym łóżku, okej?
- Takie zatajanie prawdy to jest koszt dwadzieścia złotych - odezwał się Nikodem.
Szymon wejrzał na syna z niedowierzaniem.
- Co? Chyba się przesłyszałem.
- Nie... Musisz nam dać po dwie dychy, albo powiemy mamie o psach... Co nie, Marcel?
Młodszy chłopiec zawahał się.
- Lepiej nie denerwować mamy - westchnął po chwili.
- Niko, nie dostaniesz ode mnie żadnych pieniędzy. Wybij sobie to z głowy - rzekł Szymon.
- To mama się dowie o psach.
- Jeśli powiesz mamie psach, twój monster straci wizę...
- Jaką wizę? - spytał Nikodem.
- Wizę na pobyt w domu...
Nikodem zarumienił się. Podrapał się po głowie.
- Ale go, tato zestrzeliłeś - rzekł Marcel wycierając usta w biały rękaw od koszuli.
- Szkrabie, co ty robisz? Zobacz, jak ty wyglądasz...
- Normalnie, jak chłopak - rzekł Marcel wstając z ławki. - To co? Jedziemy do mamy?
- Jedziemy - rzekł Szymon. - Chodź, szkrabie... I ty, mała żabo - zwrócił się tym razem do Nikodema.
Jedenastolatek uśmiechnął się do taty.
- Ja żartowałem - rzekł. - Wiesz?
- Wiem, że nie żartowałeś... Jazda do auta...
Chłopcy pobiegli przed Szymonem w stronę auta zaparkowanego tuż przy rynku.
- I co? Nie zarobiłeś dwóch dyszek? - zaśmiał się Marcel.
- No, nie... Ale chociaż spróbowałem...
- Czubek z ciebie. Serio.
- Dzięki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro