Złota rybka
Adriana pozmywała naczynia po śniadaniu. Szymon dopił kawę. Wziął do ręki kluczyki od auta.
- Jedziemy do Nikodema - rzekł spoglądając na Adrianę. - Zawołaj Marcela.
- Okej.
Dziewczynka pobiegła po schodach na górę. Marcel leżał na podłodze. Rzeźbił scyzorykiem w parkiecie.
- Marcel! Co ty robisz?! - krzyknęła. - Skąd masz nóż?!
- Zamknij się! - odparował podnosząc się z podłogi. - Scyzoryk dostałem od taty...
- Tak, jasne... Idę powiedzieć wujkowi, że niszczysz podłogę...
- Czekaj, no! - zawołał chwytając kuzynkę za rękę. - Nie idź... Scyzoryk naprawdę dostałem od taty... Jest nawet dedykacja... Widzisz?
- Marcel, na pewno nie uwierzę w to, że wujek dał ci scyzoryk...
- Nie mów tacie, że robię rysunki, okej? Pokazać ci, co to będzie?
Dziewczynka uśmiechnęła się. Przykucnęła.
- To Misiu? - spytała.
- No! Ada, Misiu to mój pierwszy pies, wiesz? Czasem mama zabrania mi zabrać go na noc do siebie do pokoju... A tak, to będę go miał narysowanego na podłodze... Że niby śpi przy moim łóżku.
- Jak wujek to zobaczy, dostaniesz lanie, Marcel.
- Nie zobaczy... Przykryję to dywanikiem... Nie będzie wystawało...
Ada zastanowiła się przez chwilę. Uśmiechnęła się.
- Powiem o tym wujkowi - oświadczyła.
- Ada, nie mów! Nie bądź taka!
- Będziesz musiał robić wszystko, co ci każę... Inaczej przyprowadzę tu wujka i pokażę mu twoje arcydzieło.
- Jeśli to zrobisz, zamorduję cię...
- Tak! Jasne! - zaśmiała się. - Powalę cię jednym palcem!
- Chcesz się przekonać? - rzekł Marcel odkładając scyzoryk na biurko. Śmiało podszedł do kuzynki. Czternastolatka pchnęła Marcela na łóżko. Chłopiec naburmuszył się.
- Marcel! Nie masz ze mną szans! - oświadczyła. - Wujek powiedział, że masz zejść na dół i, że jedziemy do Nikodema...
Chłopiec skinął lekko głową. Chwycił scyzoryk. Wsunął go do kieszeni spodni.
- Okej! Ale mnie nie wydasz? - rzekł.
- Jasne, że nie, moja złota rybko...
- Że co? - odparł przyglądając się roześmianej twarzy kuzynki.
- A to, że od dzisiaj będziesz spełniał wszystkie moje życzenia... Chyba, że wolisz zobaczyć minę wujka jak mu pokażę porysowany parkiet w twoim pokoju.
Chłopiec zdenerwował się. Bez słowa wyszedł ze swojego pokoju. Ada cofnęła go.
- Marcel! Nie zapomniałeś o czymś?
Odwrócił się. Zrobił obrażoną minę.
- Na parapecie leży mój iPhone... Mógłbyś mi go podać?
- Jasne, debilko - oświadczył odwracając się na pięcie.
Podszedł do okna. Chwycił telefon Ady. Podał jej go do ręki.
- Coś jeszcze, debilko?
- Tak... Nie mów do mnie "debilko"... Mów do mnie "wasza wysokość"...
- Tak, wasza wysokość - westchnął chłopiec przecierając ręką oko.
Adriana uśmiechnęła się. Spojrzała w wyświetlacz iPhona, po czym bez pośpiechu zbiegła po schodach na parter.
Z kolei Marcel usiadł na schodach. Chwycił się za głowę. Nie wiedział, jak się zachować. Nie chciał pozwolić Adzie sobą rządzić. Z drugiej strony wiedział, że za rysowanie ostrzem po podłodze, ojciec zabrałby mu scyzoryk, a i na pewno spuściłby mu lanie. Marcelowi nie podobała się ta perspektywa. Zacisnąwszy powieki, zastanawiał się nad tym, jak wybrnąć z niełatwej sytuacji.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro