Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zemsta

Oliwer wprowadził kolegów do garażu. Zapalił światło. Oczom chłopców ukazała się zupełnie nowa hydrauliczna łuparka do cięcia drewna.
- I jak się podoba? - rzekł Oliwer podłączając maszynę do prądu. Nacisnął palcem czerwony przycisk. Łuparka wydała ciężkie brzmienie.
Nikodem uczynił kilka kroków w tył.
- Marcel, wracamy do domu? - spytał chwytając brata za nadgarstek.
- Zgłupiałeś? - odparł dziesięciolatek podnosząc leżący na betonowej posadzce niewysoki pień.
- Daj... Ja sam! - zawołał wkładając pieniek między pompę a ostrze.
Oliwer nacisnął wajchę. Drewno posunęło się naprzód. Marcel i Oliwer z podziwem patrzyli, jak wielki nóż tnie na pół sosnowy pieniek. Pękające drewno wydało charakterystyczny odgłos.
- Masz jeszcze jakieś drzewo do pocięcia? - spytał Marcel rozglądając się na boki.
- Nie... Na razie nie ma właśnie nic... Ale możemy się pobawić w tą waszą zabawę. Mamy i taty nie ma w domu. Nie wrócą szybko.
Marcel uśmiechnął się.
- Moment. Muszę z bratem pogadać - rzekł podchodząc do Nikodema. - Powiedz mi, czy ty lubisz się bawić w tortury? - spytał.
- No, lubię - odpowiedział chłopiec.
- A chcesz się w to bawić?
- No chcę...
- Niko, możemy się w to bawić, ale musisz mi przysiąc, że nigdy, przenigdy nie powiesz o tym mamie ani tacie. Czy przysięgasz?
- Przysięgam - odpowiedział chłopiec.
- To nie wystarczy... Musisz przysiąc na coś, co kochasz najbardziej. Co kochasz bardziej piwo, wino czy wódkę?
- Nie wiem. Chyba wino - odparł chłopiec drapiąc się po głowie.
- To przysięgnij mi na wino, że nie wypaplasz.
- Przysięgam na wino - rzekł chłopiec kładąc prawą rękę na sercu.
Marcel spojrzał Nikodemowi w oczy.
- I tak ci nie wierzę... Ale okej - rzekł. - To co? Będziesz ofiarą?
- Katem chcę być - odparł Nikodem.
- Spoko, ja będę ofiarą - odezwał się Oliwer.
Marcel głośno się zaśmiał. Podszedł do sąsiada. Poklepał go po ramieniu.
- Siadaj na krześle elektrycznym - rzekł wskazując ręką na metalową skrzynkę.
Oliwer bez sprzeciwu wykonał polecenie Marcela. Po chwili Nikodem przyniósł z drugiego końca warsztatu żelazną obręcz. Marcel założył ją Oliwerowi na szyję.
- Musimy cię przymocować. Czekaj... Jakiś kabel potrzebuję - rzekł dziesięciolatek rozglądając się wokół.
Sprawnie związał Oliwerowi nogi i ręce. Uśmiechnąwszy się wyprowadził brata na zewnątrz.
- Co? - odezwał się Nikodem.
- Gówno. Teraz wejdziemy już jako oprawcy. Okej?
- No - rzekł Nikodem.
Chłopcy weszli z powrotem do warsztatu. Podeszli do skrępowanego Oliwera.
- No, no, no! - zawołał Marcel biorąc do ręki śrubokręt. - Kogo my tu mamy? Nie trzeba było z nami zadzierać!
- Nic nie zrobiłem! - odpowiedział Oliwer udając, że próbuje się uwolnić.
- Zamknij się! Zastrzeliłeś trzech naszych ludzi i musisz za to zapłacić.
- Co mi zrobicie?
- Nie chcesz tego wiedzieć. Niko, daj tamtą odzieraczkę. Odrzemy go ze skóry.
- Nie!!! - zawołał Oliwer.
Nikodem dał bratu do ręki szpachelkę. Marcel podwinął koszulkę Oliwera do góry, po czym zaczął jeździć szpachelką po jego plecach.
- Wcale mnie to nie boli! - zawołał Oliwer wybuchając śmiechem. - Wymyślcie coś lepszego!
Marcel zmarszczył brwi, rzucił szpachelkę na podłogę.
- Zaraz przestaniesz się śmiać - rzekł podchodząc do kowadła. - Niko, sam nie dam rady tego podnieść - dodał mocując się z żelastwem.
- Po co chcesz to wziąć?
- Położymy mu to na kolanach - oświadczył Marcel.
- Zgłupiałeś? Chcesz mu nogi połamać? - rzekł Nikodem pukając się ręką w czoło. - Ja mam fajną torturę... Zobacz, co znalazłem! - dodał wyjmując z jednej ze skrzynek dwie elektrody.
- Włożymy ci to do...
- Do dupy! - zawołał Marcel.
Oliwer zdębiał. Nikodem podszedł do niego. Spojrzał mu w oczy.
- Nie do dupy, a do buzi - rzekł. - Powiedz ładnie "Aaa" - nakazał.
- Chłopaki, bez przesady - odparł Oliwer przez zaciśnięte zęby.
Marcel zdenerwował się. Usiadł na betonowej posadce.
- Nie bawię się z tobą! - zawołał patrząc na Oliwera. - Nie nadajesz się na ofiarę. Zamiast krzyczeć to się śmiejesz, a jak już mam fajną torturę to się na nią nie zgadzasz... Sam się baw. Niko, idziemy do domu?
Jasnowłosy chłopiec zamyślił się. Podrapał się z tyłu głowy. Podszedł do Marcela. Usiadł obok niego.
- Wiesz, co? - szepnął mu do ucha. - Chodź, damy mu prawdziwą nauczkę...
- Czemu? - spytał Marcel cicho.
- Raz, że mnie zostawił samego na dachu od młyna... A dwa, że dał mi do picia piwo. Powiedział, że ono jest bezalkoholowe a było z alkoholem... To było wtedy, co robiłem wyścigi... - szepnął.
Marcel uśmiechnął się. Podniósł się z podłogi.
- Dajemy ci ostatnią szansę... - rzekł Marcel zawiązując Oliwerowi usta ubrudzoną smarami i oliwami ścierką.
- Odwracamy go - zarządził.
Oliwer szczerze się wystraszył. Chłopcy przewrócili go na brzuch.
- Najpierw ściągniemy ci gacie - rzekł Marcel pochylając się nad kolegą.
Oliwer próbował się bronić, ale był skrępowany. Nie wiedział, co go czeka. Bardzo się bał.
Gdy Marcel ściągał chłopcu spodnie, Nikodem podszedł do Oliwera z drugiej strony. Pochyliwszy się, spojrzał chłopcu w oczy.
- Pamiętasz, jak zostawiłeś mnie samego na dachu starego młyna?
Oliwerowi z oczu potoczyły się łzy. Czuł, jak Marcel smaruje mu tyłek czarnym, klejącym tawotem.
- To, żeby mniej bolało! - zaśmiał się dziesięciolatek.
- A pamiętasz, jak dałeś mi do wypicia piwo i okłamałeś mnie, że ono jest bezalkoholowe? - rzekł Nikodem wywołując w Oliwerze istne przerażenie. - Z nami się nie zadziera! - dodał jedenastolatek patrząc w zatrwożone oczy ofiary.
- Zobacz, czy nikt nie przyjechał - odezwał się Marcel.
Nikodem spojrzał na zewnątrz przez uchylone drzwi.
- Czysto - rzekł.
Tymczasem Marcel wziął do ręki gumowy kabel. Podskoczył przy tym z radości. Podszedł do Oliwera, wziął niewielki zamach, po czym uderzył go owym kablem w umazane tawotem pośladki.
Oliwer ani drgnął.
- To go nie bolało - rzekł Nikodem wyrywając Marcelowi z ręki kabel. - Musisz to zrobić mocniej... - dodał, po czym z całej siły trzasnął Oliwera w tyłek.
Chłopak rozpłakał się. Ból był nie do zniesienia.
- Niko, naucz mnie... - rzekł Marcel. - Zrób to jeszcze raz!
- Bierzesz duży rozmach i ciach! - rzekł Nikodem poraz kolejny uderzając Oliwera mniej więcej w to samo miejsce.
- Oli, czemu się nie śmiejesz? - rzekł Marcel drwiącym głosem. - Już nie jest ci do śmiechu? Niko, daj kabel. Patrz, czy dobrze to robię, okej? - spytał.
Oliwer zacisnął zęby. Łzy leciały mu ciurkiem po obydwu policzkach. Tyłek bolał go strasznie, a kolejne uderzenie wymierzone tym razem przez Marcela sprawiło, że chłopiec skulnął się na betonową posadzkę.
- Oszczał się! - zaśmiał się Marcel. - Jacie nie mogę! Oszczał się!
- Oli, żebyś nie mówił, że cię nawet nie uwolniliśmy, to cię teraz rozwiążemy... - rzekł Nikodem rozplątując chłopcu nogi, a po chwili i recę.
Oliwer zerwał z ust śmierdząca ścierkę. Głośno płakał.
- Dobra, przestało padać. To my musimy już wracać do domu. Narka! - zawołał Marcel szeroko otwierając drzwi od garażu.
Oliwer został sam. Nie mógł się uspokoić. Dopiero po dwudziestu minutach podniósł się z podłogi, podciągnął spodnie i wrócił do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro