Wyprowadzka
Była godzina piętnasta z minutami. Szymon wszedł do domu. Spojrzał na Danielę stojącą przy kuchennym blacie.
- Nie było cię w domu półtorej godziny - odezwała się. - Czy mógłbyś mi powiedzieć, gdzie byłeś?
Szymon podszedł do żony. Spojrzał jej w oczy.
- Mógłbym - rzekł. - Musiałem ochłonąć... Lusia, może lepiej będzie jeśli wrócimy do Torunia? Tu dzieciaki mają dwa kroki do jeziora. Chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe...
- Szymon, nie...
- Za parę miesięcy będziemy mieć dwójkę maluszków... Nie będziemy w stanie opiekować się dwójką niemowląt, a jednocześnie kontrolować to, co robią Marcel i Nikodem...
- Skarbie, nie chce wracać do Torunia... Tu mamy piękny dom, las, jezioro... Dzieciaki mają domek na drzewie i tratwę...
Szymon przycisnął obydwie ręce do kuchennego blatu.
- Wiem, skarbie - odparł. - Ale, jeśli w zachowaniu Marcela... hm... i Nikodema nic się nie zmieni, wrócimy do Torunia. Postanowione.
Daniela chwyciła męża za rękę. Przytuliła go.
- Kochanie, jesteś zdenerwowany i zmęczony... Chciałeś wziąć prysznic i odpocząć... Chodź...
Szymon spuścił nisko głowę.
- Skarbie... Rozchmurz się, no...
- Wezmę prysznic, a później faktycznie się położę i odpocznę...
Daniela dała mężowi całusa w usta.
- Kocham cię - szepnęła.
- Ja ciebie też... - odparł uśmiechając się w końcu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro