Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wpadka

Chłopcy pobiegli w stronę domu. Po kilku minutach ujrzeli stojący na podwórku samochód ojca.
- Uuu! - zawołał Marcel. - Tata już wrócił do domu!
Obaj przyśpieszyli kroku.
- Misiu! Monster! - zawołał Nikodem patrząc na leżące przed tarasem psy. Misiu podniósł oklapnięte uszy w górę. Spojrzał na chłopców, po czym popędził w ich kierunku. Marcel wziął go na ręce. Piesek zaczął lizać go po brodzie i szyi.
- Misiu! Głuptasie! - rzekł chłopiec z czułością patrząc szczeniakowi w jego brązowe, lśniące oczy. - Ja nie jestem do jedzenia!
- A Monster jaki mądry! - zawołał Nikodem. - Stoi. Macha ogonem i czeka, kiedy do niego podejdę! Monster! Monster!
Piesek podbiegł do wołającego go chłopca. Nikodem pogłaskał Monsterka po łepku.
- Ja tam biorę Misia do domu - rzekł Marcel wnosząc swojego czworonoga na taras.
Otworzył drzwi. Wszedł do salonu. Uśmiechnął się do ojca.
- Siema - rzekł podchodząc do lodówki. - Ale mi się chce pić - rzekł wyciągając z niej litrową butelkę soku jabłkowego.
- Marcelek, gdzie byliście? - odezwał się Szymon.
Chłopiec spojrzał ojcu w oczy. Dostrzegł, że mężczyzna jest zdenerwowany.
- No, u Oliwera... - wyznał.
- Marcel, wynieś pieska na dwór i zawołaj tu Nikodema. Musimy poważnie porozmawiać - rzekł mężczyzna.
Marcel struchlał. Wyszedł na taras.
- Niko, szykuj dupę - rzekł zwracając się do brata.
- Co? Czemu? - spytał jasnowłosy chłopiec.
- Tata już o wszystkim wie...
Powiedziawszy te słowa, Marcel rozpłakał się. Nikodem spojrzał ze strachem na brata.
- Skąd to wiesz? - spytał.
- Jejku, tata jest mega wkurzony. Powiedział, że mam wynieść na dwór Misia a nigdy nie każe mi tego robić... Kazał mi ciebie zawołać i powiedział, że musi z nami poważnie porozmawiać... Pewnie pan Janek zadzwonił do taty i mu o wszystkim powiedział... Tata tak się wkurzył, że zawrócił z drogi... Przecież miał być we Wrocławiu... Kurcze, musimy coś szybko wymyślić...
Nikodemowi łzy stanęły w oczach. Wiedział, że choćby nie wiadomo co wymyślili, ojciec z całą pewnością spuści im porządne lanie.
- Przyznamy się... - rzekł po chwili namysłu.
- Nie... Ja się do tego nie przyznam... - szepnął Marcel. - Powiemy, że Oli zastawił na nas pułapkę, ale my go przechytrzyliśmy i daliśmy mu nauczkę...
- To wszystko twoja wina! To ty stale namawiasz mnie na tą głupią zabawę! Wciąż przez ciebie obrywam! Wiesz, ile razy w tym roku dostałem lanie od taty?! Chyba ze sto razy i za każdym razem obrywałem przez ciebie! - wybuchnął.
- Niko, o co ci chodzi? Nie czepiaj się mnie! Tak naprawdę to ty mu wtłukłeś, a nie ja... Jak ja go walnąłem to nawet nie zapłakał...
- Tak? Mówiłeś, że jak mu walnąłeś to się zeszczał...
- Cofam to, co powiedziałem! Zeszczał się, bo ty go tak mocno walnąłeś... Cicho, tata idzie... - dodał widząc przez szybę podchodzącego do drzwi ojca.
Szymon wyszedł na taras.
- Chodźcie - rzekł wpuszczając chłopców do salonu.
Marcel i Nikodem spojrzeli na siebie bez słowa. Obaj spuścili nisko głowy. Zacisnęli zęby.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro