Wpadka
Chłopcy pobiegli w stronę domu. Po kilku minutach ujrzeli stojący na podwórku samochód ojca.
- Uuu! - zawołał Marcel. - Tata już wrócił do domu!
Obaj przyśpieszyli kroku.
- Misiu! Monster! - zawołał Nikodem patrząc na leżące przed tarasem psy. Misiu podniósł oklapnięte uszy w górę. Spojrzał na chłopców, po czym popędził w ich kierunku. Marcel wziął go na ręce. Piesek zaczął lizać go po brodzie i szyi.
- Misiu! Głuptasie! - rzekł chłopiec z czułością patrząc szczeniakowi w jego brązowe, lśniące oczy. - Ja nie jestem do jedzenia!
- A Monster jaki mądry! - zawołał Nikodem. - Stoi. Macha ogonem i czeka, kiedy do niego podejdę! Monster! Monster!
Piesek podbiegł do wołającego go chłopca. Nikodem pogłaskał Monsterka po łepku.
- Ja tam biorę Misia do domu - rzekł Marcel wnosząc swojego czworonoga na taras.
Otworzył drzwi. Wszedł do salonu. Uśmiechnął się do ojca.
- Siema - rzekł podchodząc do lodówki. - Ale mi się chce pić - rzekł wyciągając z niej litrową butelkę soku jabłkowego.
- Marcelek, gdzie byliście? - odezwał się Szymon.
Chłopiec spojrzał ojcu w oczy. Dostrzegł, że mężczyzna jest zdenerwowany.
- No, u Oliwera... - wyznał.
- Marcel, wynieś pieska na dwór i zawołaj tu Nikodema. Musimy poważnie porozmawiać - rzekł mężczyzna.
Marcel struchlał. Wyszedł na taras.
- Niko, szykuj dupę - rzekł zwracając się do brata.
- Co? Czemu? - spytał jasnowłosy chłopiec.
- Tata już o wszystkim wie...
Powiedziawszy te słowa, Marcel rozpłakał się. Nikodem spojrzał ze strachem na brata.
- Skąd to wiesz? - spytał.
- Jejku, tata jest mega wkurzony. Powiedział, że mam wynieść na dwór Misia a nigdy nie każe mi tego robić... Kazał mi ciebie zawołać i powiedział, że musi z nami poważnie porozmawiać... Pewnie pan Janek zadzwonił do taty i mu o wszystkim powiedział... Tata tak się wkurzył, że zawrócił z drogi... Przecież miał być we Wrocławiu... Kurcze, musimy coś szybko wymyślić...
Nikodemowi łzy stanęły w oczach. Wiedział, że choćby nie wiadomo co wymyślili, ojciec z całą pewnością spuści im porządne lanie.
- Przyznamy się... - rzekł po chwili namysłu.
- Nie... Ja się do tego nie przyznam... - szepnął Marcel. - Powiemy, że Oli zastawił na nas pułapkę, ale my go przechytrzyliśmy i daliśmy mu nauczkę...
- To wszystko twoja wina! To ty stale namawiasz mnie na tą głupią zabawę! Wciąż przez ciebie obrywam! Wiesz, ile razy w tym roku dostałem lanie od taty?! Chyba ze sto razy i za każdym razem obrywałem przez ciebie! - wybuchnął.
- Niko, o co ci chodzi? Nie czepiaj się mnie! Tak naprawdę to ty mu wtłukłeś, a nie ja... Jak ja go walnąłem to nawet nie zapłakał...
- Tak? Mówiłeś, że jak mu walnąłeś to się zeszczał...
- Cofam to, co powiedziałem! Zeszczał się, bo ty go tak mocno walnąłeś... Cicho, tata idzie... - dodał widząc przez szybę podchodzącego do drzwi ojca.
Szymon wyszedł na taras.
- Chodźcie - rzekł wpuszczając chłopców do salonu.
Marcel i Nikodem spojrzeli na siebie bez słowa. Obaj spuścili nisko głowy. Zacisnęli zęby.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro