Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Woda z ogórków

Był późny wieczór. Na dworze szalała burza. Daniela spała w sypialni. Szymon siedział na kanapie w salonie. Trzymał laptop na kolanach.
Uśmiechnął się do zmierzającego w jego kierunku Marcela. Chłopiec uśmiechnął się do taty. Usiadł obok niego.
- Co oglądasz? - spytał patrząc w komputer.
- Oglądam filmiki instruktażowe o tym, jak buduje się domki z drewna - odparł mężczyzna.
Marcel przytulił się do ojca.
- Będziesz budował dom? - spytał.
- Nie, ale jutro panowie z tartaku przywiozą nam deski, które zamówiłem na dobudówkę...
- Czyli się stąd nie wyprowadzimy?
- Marcelek, dobrze znasz odpowiedź na swoje pytanie. Wyprowadzimy się za dwa dni...
Chłopiec posmutniał.
- Co mam zrobić, żebyś zmienił zdanie? - spytał. - Zrobię wszystko... Tata, ja pogodziłem się wczoraj z Amelią i z Oliwerem. Nie bawię się już w tortury... Nauczyłem się tabliczki mnożenia... Słowo, że będę jeszcze grzeczniejszy... Tata, coś ci pokażę! - zawołał wstając z kanapy. Podbiegł do lodówki. Wyciągnął z niej marchewkę, po czym zaczął ją jeść.
- Marcel, przestań - rzekł Szymon. - To nic nie zmieni.
- Ja się zmieniam. Jestem grzeczny... Co mam jeszcze zjeść? Ogórka? Mogę zjeść ogórka... - westchnął odkładając na blat nadgryzioną marchew.
- Marcel, uspokój się.
Chłopiec ponownie otworzył lodówkę. Wziął do ręki słoiczek kiszonych ogórków.
- Marcel...
Malec odkręcił wieczko. Włożył do ust niewielkiego ogórka. W oczach stanęły mu łzy.
- Mogę zjeść cały słoik... Nawet tę wodę mogę wypić... Tatuś... Nawet...
Wyciągnął z kieszeni swój ukochany scyzoryk.
- Daję ci go... To najcenniejsza rzecz, jaką mam. I tratwę ci oddam... Będziesz mógł ją rozwalić, jeśli chcesz...
Szymon popatrzył na chłopca oczyma pełnymi współczucia.
- Marcel, nie chcę twojego scyzoryka, a jeśli chodzi o tratwę, nie będę jej rozwalał. Schowaliście ją przede mną?
- Nie! - odpowiedział malec. - Słowo, że nie! Oli i Amelia ją ukradli, ale teraz się pogodziłem z nimi... Tratwa jest u nich w szopie.
Szymon kiwnął głową z namysłem.
- Tatuś, ja zrobię wszystko, żebyś zmienił zdanie... Zostańmy tutaj, chociaż do końca wakacji... Tatuś, ja będę naprawdę grzeczny. Nigdy więcej nie będę pyskował mamie ani babci Dance. Nigdy więcej nie będę szczypał po nogach Nikodema... Tatuś... Powiesz coś?
Szymon spuścił wzrok. Odłożył laptop na ławę. Przez chwilę obaj milczeli. Marcelowi chciało się płakać. Użył już wszystkich argumentów - tych przemyślanych i tych, które pojawiły się w jego głowie spontanicznie.
- Chodź do mnie - rzekł Szymon spoglądając na chłopca.
Marcel spuścił głowę, po czym podszedł do taty. Mocno się do niego przytulił.
- Tatuś, co mam zrobić, żebyś się zgodził? Wypić tą wodę z ogórków?
- Nie... Posłuchaj tego, co ci teraz powiem, bo dwa razy nie będę powtarzał. Za to, że pogodziłeś się z Oliwerem przesuniemy termin przeprowadzki z powrotem na dzień piętnasty sierpnia...
Chłopiec westchnął.
- Tatuś, ale...
- Zaczekaj... Za to, że byłeś gotów poświęcić swój scyzoryk i tratwę, przesuwamy datę przeprowadzki o kolejne kilka dni... Daj ten kalendarz.
Chłopiec chwiejnym krokiem podszedł do lodówki. Po chwili był już z powrotem. Dał ojcu do ręki zarówno kalendarz jak i flamaster.
- Dwudziesty dziewiąty sierpień... Trzy dni przed rozpoczęciem roku szkolnego...
- A za to, że zjadłem marchewkę? - spytał chłopiec ponownie przytulając się do taty.
- Niech ci będzie... Trzydziesty sierpień...
- Zjadłem też ogórka...
- Ale nie wypiłeś wody - zażartował Szymon.
- Mogę wypić...
- Już nie pij... Marcelek, to, że przesunęliśmy datę przeprowadzki do przodu, nie znaczy, że jej nie cofniemy. Pilnuj się i bądź grzeczny... Wszystko w rękach twoich i Nikodema.
Chłopiec kiwnął głową.
- A czy jest szansa na to, że na zawsze zostaniemy tutaj? - spytał chłopiec po chwili.
Szymon głośno się zaśmiał. Przeczesał ręką włosy syna. Ucałował go w czoło.
- Musiałbyś się nauczyć tabliczki mnożenia do tysiąca - zażartował.
Chłopiec wziął głęboki oddech.
- Okej - westchnął.
Szymon uśmiechnął się. Wiedział, ile trudu kosztowało Marcela nauczenie się tabliczki mnożenia do stu. Gotowość chłopca do wykucia się mnożenia do tysiąca przeszła najśmielsze oczekiwania Szymona.
- Synek, no co ty? Żartowałem przecież...
- A ja nie... Tatuś, ja zrobię wszystko, żeby się stąd nie wyprowadzać...
- Okej - rzekł Szymon patrząc chłopcu w oczy.
- Co okej? - spytał malec.
Mężczyzna spuścił wzrok. Zastanowił się przez chwilę nad tym, co chce powiedzieć.
- Zostajemy w Zajezierzu, ale...
- Wiedziałem! - krzyknął chłopiec czule ściskając ojca za szyję. - Wiedziałem, że jak zjem marchewkę to zmienisz zdanie!
Szymon wybuchnął śmiechem.
- To przez tą marchewkę, prawda? - spytał chłopiec wybuchając płaczem.
- Tak - zaśmiał się Szymon. - Już dobrze, nie becz.. - dodał tuląc do siebie chłopca. - Nie płacz, smyku... Posłuchaj. Daję ci kredyt zaufania... Wiem, że jeśli chcesz to potrafisz się ładnie zachowywać...
- Zawsze będę grzeczny - rzekł malec.
- No, dobrze... Czas wyłączyć ten komputer, bo pewnie Ada chce położyć się spać... Właśnie, gdzie jest Ada?
- Siedzi na tarasie... Rozmawia z wiatrem - odparł chłopiec wstając z kolan ojca.
- Co? - rzekł Szymon z namysłem.
- Tatuś, to ja już idę spać... To kocham cię. Dobranoc.
- Dobranoc... Ale zanim pójdziesz, schowaj ogórki do lodówki...
- Oczywiście! - zawołał chłopiec robiąc obrót o sto osiemdziesiąt stopni.
Prędko uczynił to, o co poprosił go ojciec. Chwilę później był już w swoim łóżku razem z Monsterkiem i z Misiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro