Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wiosła

Była godzina dwudziesta trzecia trzydzieści. Adę zbudziło pukanie do tarasowych drzwi. Dziewczynka wsunęła laczki na bose stopy, założyła rozpinaną bluzę Nike, po czym wyszła na dwór.
Tak, jak przypuszczała, przy drzwiach stał Bartosz.
- Idziemy na spacer? - spytał spoglądając w błękitne oczy Adriany.
Nastolatka chętnie przystanęła na propozycję przyjaciela. Oboje wolnym krokiem ruszyli w stronę jeziora.
- Wiedziałam, że przyjdziesz - szepnęła. - Jak burza? Zalało was?
- Szkoda gadać - odparł piętnastolatek spuszczając nisko głowę. - Ada, moi rodzice byli dzisiaj w mieście po pięćset plus i jakieś tam dodatki... Ja ukradłem im te pieniądze... Były w samochodzie, w schowku... To trochę ponad trzy tysiące. Jak tata się zorientuje, że nie ma tej kasy, będzie granda. Pewnie pomyśli, że mama je zabrała... Będę musiał się przyznać, że mama nie ma z tym nic wspólnego, że to ja je wziąłem. Ale Ada, ja mu tej kasy nie oddam.
- Gdzie chcesz ją schować?
- No, może u ciebie? - spytał.
- To nie najlepszy pomysł...
- Ada, tylko na kilka dni... Gdy tylko wujek Janek wróci z wczasów, dam jemu tę kasę i niech się dzieje, co chce.
- Bartek, a co jeśli twój ojciec każe ci oddać kasę? - spytała małolata.
- Może sobie kazać i tak mu nie oddam... Ada, za niecałe trzy tygodnie zacznie się szkoła. Aleks nie ma jeszcze książek ani zeszytów. Musi mieć kupione nowe buty na wuef i plecak, bo ten, który ma wygląda jakby ktoś łowił nim ryby w stawie.
- Aż tak źle?
- Ada, gorzej niż źle...
- Dałabym mu swój zeszłoroczny, ale nie. On jest różowy... To odpada...
- No, zdecydowanie odpada - odparł chłopiec z uśmiechem.
Dzieciaki podeszły do kajaka. Usiadły na nim. Na niebie lśniły gwiazdy i Księżyc. Adriana przyjrzała im się przez chwilę.
- Pamiętasz, jak siedzieliśmy na stogu? To było coś! - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Potem przyjechał mój tata i zabrał mi rower... Musiałem iść do domu na pieszo...
Dziewczynka spojrzała na kolegę. Spuściła głowę na dół. Posmutniała.
- Bartek, ja za kilka dni będę musiała wrócić do Wrocławia...
- Co? Czemu? Przecież jeszcze są wakacje! - odparł.
- No, tak... Ale ja piętnastego mam ten egzamin... A potem to już za moment szkoła się zacznie... Jejku, jak o tym myślę to dostaję gęsiej skórki.
- No, ja też. Nie chcę, żebyś wyjeżdżała...
- A myślisz, że ja chcę? Kamila to podła suka. Nienawidzę jej. A ojciec je jej z ręki. Palant.
Bartosz zamyślił się przez moment. Przeszła mu przez głowę pewna myśl. Szybko ją odpędził.
- Szkoda, że nie mamy klucza, żeby oswobodzić tą tratwę... Wypłynęlibyśmy na środek jeziora... - westchnęła Adriana. - Jak nie mamy? W domu wisi na pewno! - zawołała zrywając się na równe nogi. - Chodź ze mną, bo sama boję się iść! - dodała.
Oboje pobiegli w stronę domu. Adriana po cichu weszła do salonu. Otworzyła maleńką szafkę. Wzięła do ręki kilka samotnie wiszących kluczy, po czym powoli wyszła z domu.
- Umiesz wiosłować? - spytała.
- Jasne - odpowiedział Bartosz. - A ty?
- Zgadnij.
Po chwili dzieciaki dotarły do jeziora. Bartosz odczepił kajak od żelaznego łańcucha. Pomógł Adzie wejść na pokład. Pchnąwszy łódź, wskoczył do kajaka.
Adriana natychmiast przesiadła się bliżej Bartka. Chłopiec zaczął wiosłować. Wyprowadził kajak mniej więcej na środek jeziora, po czym wsunął wiosła do środka kajaka.
Dziewczynka z uśmiechem przyglądała się temu, co robi jej towarzysz. Chłopiec położył się na dnie kajaka. Utkwił wzrok w gwiazdach.
- Chodź - zwrócił się do nastolatki.
Małolata nie dała się długo prosić. Prędko położyła się obok Bartosza. Czuła, że serce bije jej szybciej niż zwykle. Niepewnie dotknęła swoją dłonią jego rękę. Chłopiec nieśmiało ją ścisnął. Poczuł dreszcze.
- Powiedz to... - szepnęła czternastolatka splatając palcami swojej dłoni palce Bartosza.
Chłopiec zarumienił się. Zamknął oczy.
- Będziesz moją dziewczyną? - spytał.
- Pewnie - odpowiedziała natychmiast. - A ty moim chłopakiem?
- Tak, będę - odparł.
Oboje wybuchnęli śmiechem, a po chwili nieśmiało się pocałowali.
- Co za noc? - westchnęła dziewczynka. - A może uciekniemy gdzieś razem? Co? Ała! - wrzasnęła zupełnie niespodziewanie.
- Co?! - spytał chłopiec prędko się podnosząc. Łódź zakołysała się.
- Coś mnie ugryzło w nogę! Jejku, jak to boli! - krzyknęła podnosząc się z dna kajaka. Oparła nogi na drugiej ławeczce. - Co to mogło być? Bartek, to coś na pewno wciąż tutaj jest!
- Ada, nie denerwuj się... To pewnie jakiś komar... Albo zahaczyłaś nogą o drzazgę...
- Bartek! Coś mnie szczypnęło w nogę... To nie była drzazga... Wracajmy do domu... Zaraz padnę na zawał.
Bartosz uśmiechnął się. Wziął w ręce wiosła.
- Ale gdzie jest brzeg? - spytał rozglądając się.
Wokół było tak ciemno, że nie było widać drzew ani domów...
- Bartek, nie żartuj sobie - szepnęła drżącym głosem.
- Kurcze... Mówię serio... - rzekł podenerwowany.
- Bartek, błagam cię!
- No co ci poradzę? Spróbujemy popłynąć w tę stronę... Świeć telefonem...
- Telefon zostawiłam w domu... - westchnęła zwieszając głowę na dół. - Bartek, zrób coś!
- Nie krzycz... Zawrócimy łódź...
- Że też zgodziłam się z tobą płynąć! - wrzasnęła zdenerwowana.
- To był twój pomysł...
- Co? Mój? Błagam cię! Jak ktoś zobaczy, że nie ma mnie w domu, będę ukatrupiona... Możesz odkładać kasę na kwiaty na mój grób.
- Spoko. Mam coś odłożone - odparł Bartosz prowadząc kajak w nieznanym sobie kierunku. - Zamiast się wkurzać, krzyknij "Echo".
- Echo! Echo! - zawołała.
Dźwięk rozniósł się po jeziorze.
- Jejku! Słyszysz, jakie echo? - spytała. - Echo! Echo! - zawołała jeszcze raz.
- A teraz zamiast "echo", wołaj "ratunku"...
- Chyba sobie kpisz...
- No właśnie nie... - westchnął.
Adriana zdenerwowała się.
- Daj te wiosła. Nie znasz się na tym... - powiedziała biorąc do ręki obydwa ciężkie wiosła. Zaczęła nieumiejętnie nimi machać.
Bartosz wybuchnął śmiechem.
- Co cię tak bawi?! - wydarła się.
- Źle je trzymasz...
- Jak cię zaraz palnę jednym to od razu sobie przypomnisz, w którą stronę trzeba płynąć, żeby dotrzeć do domu! Przestań się śmiać!
- Okej, już się nie śmieję... Tylko błagam, daj mi te wiosła... Nie umiesz ich nawet trzymać...
- Taki jesteś mądry?! To sam sobie je weź! - odparła wrzucając obydwa wiosła do jeziora.
- Ty kretynko! - wydarł się. Prędko wskoczył do wody.
Adriana przyglądała się Bartoszowi łowiącemu wiosła w jeziorze. Niemalże pękała ze śmiechu.
- Ciekawe, co by powiedział twój wujek, gdybym zostawił cię tutaj na środku jeziora samą i bez wioseł - rzekł Bartosz wchodząc z powrotem do łodzi.
- No, że jesteś stuknięty... - odparła.
- Ty jesteś bardziej stuknięta niż ja...
- Za to ty lepiej pływasz i świetnie łowisz wiosła w jeziorze... A teraz bez ściemy... Płyniemy do domu?
- Do jakiegoś na pewno - odparł.
Adriana westchnęła, po czym przechyliwszy głowę do tyłu, zaczęła wypatrywać spadającej gwiazdy. Miała nadzieję, że uda jej się takową zobaczyć, ale nic z tego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro