Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wiewiórka

Marcel siedział na podłodze. Trzymał na kolanie zeszyt. Rysował w nim swojego psa, Misia. Co rusz odrywał wzrok od kartki, by spojrzeć na wszechobecne pierze.
W pewnym momencie usłyszał, że ktoś idzie po schodach. Spojrzał na zegarek. Od ostatniego nakazu Szymona, co do posprzątania pokoju, minęło już półtorej godziny. Chłopiec w mig pojął, że musi szybko coś wymyślić, by uniknąć kary.
Szymon wszedł do pokoju syna. Marcel leżał w łóżku. Trzymał się obydwiema rękoma za brzuch. Pojękiwał.
- Hej, smyku. Co kombinujesz? - odezwał się Szymon. Usiadł przy chłopcu. Przyjrzał mu się z uwagą. - Co ci jest?
- Mój brzuch... Boli mnie... - westchnął malec niemalże wybuchając płaczem.
Szymon się zaśmiał.
- Widzę, że zdolności aktorskie masz po mamie - rzekł. - Dlaczego pióra nie są posprzątane?
- Bo boli mnie brzuch...
- Marcel, bez ściemy! Wstań natychmiast.
- Boli mnie...
- Nie, chłopcze! Dopiero cię zaboli, jak dostaniesz obiecaną poprawkę - rzekł Szymon patrząc małemu w oczy.
- Tatuś, nie - westchnął chłopiec.
- Dlaczego kłamiesz, że brzuch cię boli, co? Chcesz uniknąć kary, tak?
Chłopiec spuścił głowę. Pociągnął nosem.
- Od czterech godzin nie mogę się ciebie doprosić, żebyś zrobił porządek w swoim pokoju. Marcel, nie pozostawiasz mi wyboru. Chodź... Dostaniesz parę klapsów...
- Tatuś, nie... Już się biorę za te pióra... - westchnął malec.
- Bez dyskusji! - rzekł Szymon podniesionym głosem. Przełożył syna przez kolano. Marcel wybuchnął płaczem.
- Ile razy można cię prosić o jedno i to samo? Co? - rzekł Szymon spuszczając chłopcu spodnie.
- Tata, nie...
- Co nie? Właśnie, że tak - odparł Szymon wymierzając synowi pierwszego klapsa.
Chłopiec zapiszczał. Otrzymał łączenie pięć mocnych uderzeń ręką. Cicho płakał. Po laniu Szymon podciągnął chłopcu spodnie.
- Proszę teraz sprzątnąć pióra - rzekł stanowczo.
- Teraz to ja zadzwonię do mamy i powiem jej, że mnie bijesz - szepnął chłopiec biorąc do ręki telefon.
- Okej. Dzwoń. Ja w tym czasie zdejmę pasek. Jak skończysz rozmawiać z mamą, dostaniesz prawdziwe lanie.
Chłopiec przegryzł wargę zębami. Odłożył telefon. Rozpłakał się. Szymon pociągnął go ku sobie. Posadził na kolanie. Marcel przytulił się do jego szyi.
- Już nie płacz... - rzekł Szymon. - Marcelek, niestety musisz się nauczyć tego, że jak tata coś mówi, to trzeba się słuchać... Nie może być tak, że proszę cię sto razy o jedną rzecz, a ty i tak nie słuchasz... Rozumiesz?
Malec kiwnął głową. Otarł łzy. Szymonowi zrobiło się żal zapłakanego dziecka.
- Chodź... Pomogę ci z tymi piórami... - rzekł zdejmując chłopca z kolan. - Już nie becz... Posprzątamy, a potem zadzwonimy do mamy i do Nikodema.
- Okej - westchnął chłopiec.
Szymon podniósł się z łóżka. Dał synowi do ręki worek. Marcel zaczął zbierać z dywanu pióra. Szymon z kolei włączył odkurzacz. Po dziesięciu minutach w pokoju nie było śladu po zniszczonej puchowej poduszce. Chłopiec związał worek.
- No i po robocie - odezwał się Szymon. - Potrzebne było to lanie?
- No, nie... - szepnął malec.
- Też tak myślę. Marcel, Ada pewnie już się wykąpała. Śmigaj do łazienki się myć i spać.
- Okej - odparł malec podchodząc do szafy. Wziął do ręki piżamę, po czym zbiegł na dół po schodach.
Szymon podniósł z podłogi zeszyt chłopca. Usiadł na łóżku. Przejrzał rysunki Marcela.
- Ale ładna wiewiórka - rzekł przyglądając się rysunkowi przedstawiającemu Misia.
Po chwili wstał, odłożył zeszyt na regał. Chwycił w jedną rękę odkurzacz, w drugą - worek z pierzem, po czym zszedł na dół.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro