Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wielki matematyk

Daniela nalała Marcelowi do szklanki kompotu truskawkowego. Chłopiec siedział przy stole. Bez słowa patrzył w okno.
- Marek nie będzie cię już więcej odwiedzał - odezwała się. - Wyjeżdża do Szkocji...
Malec kiwnął głową. Napił się kompotu. Był zamyślony, podenerwowany.
- Dokąd jechał tata? - spytał marszcząc brwi.
- No... Hm... Tata i Marek jechali do adwokata sporządzić dokument - powiedziała.
- Jaki dokument?
Daniela przeniosła się na krzesło znajdujące się bliżej Marcela. Spojrzała mu w oczy.
- Marek podpisze takie pismo, na mocy którego straci do ciebie wszelkie prawa - powiedziała z zastanowieniem.
- A tata da mu za to dwadzieścia tysiaków? - rzekł chłopiec.
Daniela pochyliła głowę. Uśmiechnęła się do syna.
- No, tak... - przyznała lekko zawstydzona. - Marcel, gdyby Markowi choć trochę na tobie zależało, nie przystały na tę propozycję. Zgadza się?
- Nie no, przecież nic nie mówię - rzekł chłopiec. - Tylko dziwię się tacie, że się nawet z nim nie targował. Marek to palant. Wziął od taty dwa i pół koła za telewizor, a przecież kupił go za tysiąc osiemset... A tata, wielki matematyk, a tak się dał oszukać... Muszę mu powiedzieć, że jest siedem stówek w plecy...
Daniela uśmiechnęła się.
- Jak twoja ręka? - spytała.
- Spoko. Zły trochę jestem, że Marek nie wyrwał mi prawej ręki... Nie musiałbym pisać na lekcjach, a tak to tata ma jeden punkt przewagi.
- Marcel, wiesz, że od września będziesz musiał wziąć się do nauki.
- Mamo, są wakacje - westchnął. - Możemy nie mówić o szkole?
- No, niech ci będzie - odpowiedziała.
Wtem do salonu wbiegł Nikodem. Był zdyszany.
- Nie ma nigdzie Ady! - krzyknął siadając przy stole.
- Niko, Ada pojechała na wycieczkę rowerem... - odezwała się Daniela. - Ale jak? Z kim? - spytał Nikodem przecierając czoło ręką.
- Z Bartoszem - odezwał się Marcel. - Z tym samym Bartoszem, który zamknął mnie w klatce... bo sobie na to zasłużyłem...
Daniela pogłaskała syna. Wstała od stołu. Podeszła do kuchennego blatu.
- Mamusiu, a co jeśli Bartosz zamknie w klatce Adę? - odezwał się Nikodem.
- No właśnie! - krzyknął Marcel.
- Chłopaki, proszę was! Bartosz na pewno tego nie zrobi - powiedziała Daniela.
- Mamuś, skąd wiesz? - rzekł Nikodem.
- Właśnie!
- Musimy sprawdzić, czy Adzie nic nie grozi. Jeśli ten debil zrobił coś mojej kuzynce, to będzie miał ze mną doczynienia! - oświadczył Marcel podchodząc do drzwi.
- Chłopcze! A ty dokąd? - cofnęła go. - Z powrotem!
Zarówno Marcel jak i Nikodem spojrzeli na Danielę błagalnym wzrokiem.
- Chłopcy, nie... Zostajecie w domu - powiedziała stanowczo. - Marcel masz wybitą rękę. Jak chcesz jechać rowerem, co?
- Wystarczy mi jedna ręka do trzymania kierownicy - oświadczył.
- Nie bądź za mądry. Mam do was super zajęcie... Zrobimy tak... Pomożecie mi z obiadem... A jak Ada i tata wrócą do domu, pojedziemy wszyscy do galerii... Kupimy wam plecaki, piórniki, tenisówki na wuef...
- Ja przez pierwsze półrocze nie będę ćwiczył na wuefie - odezwał się Marcel. - Mam wybitą rękę...
- Tak? A przed chwilą chciałeś wsiąść na rower - odpowiedziała. - Niko odbierzesz ziemniaki?
- No, obiorę - odparł jedenastolatek podchodząc do zlewu.
Daniela uśmiechnęła się.
- A ty, Marcelek, wytrzyj ścierką stół i porozkładaj talerze. Dobrze?
- No, oki - szepnął kiwając głową. - Mamuś, a czy będę mógł w galerii kupić sobie pistolet na kulki?
Daniela uśmiechnęła się.
- No, bo wiesz... Chciałbym postrzelać trochę w Nikodema... 
Jedenastolatek odwrócił się na chwilę w stronę brata. Patrząc na Marcela zrobił zeza.
- Nie mogę z niego! - zawołał młodszy chłopiec wybuchając śmiechem. - Mamo, nie mogę z niego! Niko, zrób jeszcze raz tą minę!
- Nie mogę. Strugam pyrki - odparł Nikodem z wielką powagą.
- Niko! No, weź!
Daniela spojrzała na Marcela. W tym momencie Nikodem ponownie zrobił zeza. Marcel wybuchnął śmiechem.
- Mamo! Zrobił to znowu! - krzyknął młodszy chłopiec. - Niko, zrób tat minę, żeby mama ją zobaczyła!
- Nie mogę. Strugam pyrki - szepnął Nikodem.
Daniela pogłaskała starszego chłopca po głowie.
- Strugaj, struga - odezwała się.
Marcel spojrzał w okno. Uśmiechnął się na widok kota siedzącego na zewnętrznym parapecie.
- Mój Pysiulek! - zawołał. - Mogę go wpuścić do domu?!
- Oczywiście, że... No dobra, możesz - odparła Daniela uśmiechając się do chłopca.
Marcel wyszedł na taras.
- Misiu! Pysiu! Monster! - zawołał.
Po chwili wprowadził do salony cały swój zwierzyniec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro