Warzywa
Danuta podała obiad. Smażone na patelni warzywa nie przypadły Marcelowi do gustu. Chłopiec bawił się widelcem w talerzu.
- Zjedz chociaż kotleta - odezwała się Danuta.
- Jak patrzę na marchewkę, która sobie bezkarnie leży na moim talerzu, odechciewa mi się jeść kotleta... - westchnął chłopiec.
Szymon znacząco popatrzył na Marcela.
- No co? - westchnął malec. - Mówię, jak jest... Nie lubię marchewki i babcia dobrze o tym wie. Specjalnie to zrobiłaś? - spytał kierując wzrok na matkę Szymona.
Adriana szturchnęła chłopca w bok.
Danuta zdenerwowała się. Zabrała talerz spod nosa Marcela. Wsunęła go do zlewu.
- Nie chcesz? Nie jedz - powiedziała siadając z powrotem do stołu.
Marcel uśmiechnął się. Szymon to dostrzegł. Podniósł się z krzesła. Daniela przytrzymała jego rękę.
- Skarbie, daj spokój... - odezwała się.
Szymon podszedł do zlewu. Wyciągnął z niego talerz Marcela. Postawił jedzenie chłopca tuż przed jego nosem.
- Za trzy minuty chcę widzieć pusty talerz! - rzekł podniesionym głosem.
Malec wziął do ręki widelec. Włożył do ust kawałek kalafiora. Szymon wrócił na swoje miejsce. Patrzył, jak Marcel z wielkim trudem przeżuwa warzywo. Przełknął.
- Jejku, jakie to niedobre - rzekł spoglądając na Danutę.
- Marcel, nie gadaj, tylko jedz - odezwała się Daniela.
Chłopiec popatrzył na niezadowoloną minę ojca.
- Marchewkę też? - spytał nieśmiało.
- Marchewkę przede wszystkim. Jak zjesz, przeprosisz babcię za swoje zachowanie i podziękujesz za obiad. Zrozumiałeś?
- Tak - westchnął malec. - Jejku, jaka marchewka... Nieważne...
Wszyscy zjedli obiad - wszyscy z wyjątkiem Marcela. Chłopiec zdawał sobie sprawę z tego, że wyznaczony przez ojca czas na zjedzenie obiadu dawno już minął. Postanowił zagrać na zwłokę.
- To może ja pomyję naczynia - odezwała się Daniela.
- Nie! - zawołała Adriana. - Ja pomyję! - dodała podchodząc do zlewu.
Szymon zrobił kawę dla siebie i rodziców. Daniela, korzystając z gościny teściów, poszła się położyć do pokoju obok.
Marcel wciąż grzebał widelcem w talerzu. Co jakiś czas wsuwał do ust maleńki kawałek warzyw. Miał nadzieję, że ojciec się nad nim zlituje i pozwoli mu w końcu odejść od stołu.
- Zjadłbym, ale jestem pełen - odezwał się spoglądając na Szymona.
- Szkrabie, nic nie zjadłeś... Jedz i mnie nie denerwuj.
- Głupie warzywa...
Szymon zignorował słowa chłopca. Przeniósł się z Adą i z rodzicami na kanapę.
- Głupie jedzenie... - westchnął chłopiec.
- Oboje z Danielą podjęliśmy decyzję, że przeprowadzamy się z powrotem do Torunia - rzekł Szymon spoglądając na rodziców.
Danuta uśmiechnęła się.
- I bardzo słusznie! - zawołała. - Kiedy się będziecie przeprowadzać?
- W połowie miesiąca - odparł kątem oka spoglądając na siedzącego przy stole Marcela.
Chłopiec podparł się prawą ręką.
- Co na to dzieciaki? - spytał Franciszek.
- A jak tata myśli? Nie podoba im się ten pomysł, ale już postanowiłem i zdania nie zmienię.
- Jak tak, to ja nie jem - odezwał się Marcel. - Po co mam się starać i być grzeczny, skoro ty i tak już nie zmienisz zdania? - spytał z nerwami.
Szymon wstał z kanapy. Podszedłszy do chłopca, chwycił go za prawe ramię i podniósł z krzesła. Bezceremonialnie przyłożył mu dwa siarczyste klapsy, po czym zaprowadził do kąta. Ustawił przodem do ściany. Marcel się rozpłakał. Łzy spływały mu ciurkiem po obydwu policzkach.
- Postoisz sobie tu i przemyślisz swoje zachowanie. Jak będziesz gotowy zjeść obiad i przeprosić babcię, daj znać - rzekł Szymon.
Marcel kiwnął głową. Było mu wstyd, że poraz kolejny dostał lanie przy Adzie.
Stał w kącie na baczność. Po piętnastu minutach odwrócił się w stronę siedzących na kanapie. Pociągnął nosem.
- Już? Przemyślałeś sobie coś? - odezwał się Szymon.
- Tak - szepnął chłopiec.
- Proszę podejść do stołu i zjeść obiad do końca. Smacznego.
- Dziękuję - szepnął malec podchodząc od stołu. Usiadł na krześle. Chwycił widelec. W pośpiechu zjadł cały obiad.
- I co? Bolało? - rzekł Szymon widząc, jak Marcel odnosi do zlewu pusty talerz.
- Tak - szepnął dziesięciolatek.
Zanim Marcel podszedł do babci, wziął głęboki oddech. Spuścił głowę na dół.
Wiedział, że skoro ojciec nie odpuścił mu zjedzenia obiadu, to tym bardziej będzie upierał się przy tym, by chłopiec przeprosił Danutę.
Malec podszedł więc do babci.
- Dziękuję za obiad i przepraszam - rzekł.
- Chłopcze, nie możesz się tak zachowywać. Jesteś już duży. Co ty sobie wyobrażasz? Że możesz zwracać się do starszych osób jak do kolegów szkolnych? O, nie, mój drogi! - powiedziała Danuta wpatrując się w pokorną postawę Marcela.
- Przeprosiłem - westchnął Marcel.
- Zrobiłeś to tylko dlatego, że ojciec kazał tobie mnie przeprosić. Zgadza się?
Chłopiec miał dość rozmowy z Danutą. Popatrzył na Szymona łzawym okiem. Ojciec pociągnął go ku sobie. Posadził na kolanach. Malec przytulił się do Szymona. Pociągnął nosem.
- Już nie becz - szepnął mężczyzna głaszcząc syna po bujnych włosach. Ucałował go w skroń.
Chłopiec zacisnął powieki.
- Mogę iść położyć się spać koło mamy? - spytał szeptem.
- Możesz - odpowiedział Szymon zdejmując chłopca z kolan.
Malec błędnym krokiem poszedł do pokoju, w którym spała Daniela. Położywszy się obok niej, zasnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro