Telewizor
Zbliżała się godzina dziesiąta rano. Nikodem i Ada wbiegli do domu.
- Płynie! - wydarli się.
- Od razu wiedziałam, że popłynął tratwą po tą klatkę! - dorzuciła Ada. - Na tratwie wiezie klatkę!
- Nie wierzę! Mówisz serio? - rzekł Szymon spoglądając na małolatę.
- No, tak! - odparła dziewczynka.
- Nie... To dziecko jest nie do podrobienia - odezwała się Daniela. Prędko wyszła na taras.
Po niedługim czasie Marcel podpłynął tratwą do brzegu. Przeniósł ładunek na trawę. Zmęczony, usiadł tuż obok metalowej klatki. Oparł się plecami o jej bok. Zamknął oczy.
- Marcel! - usłyszał po chwili.
Spojrzał w stronę zmierzającej w jego kierunku Danieli. - Czy tobie już całkiem odebrało rozum?! - krzyknęła podnosząc chłopca za kaptur od bluzy.
- Mama, o co tobie znowu chodzi?! - wydarł się.
- Co to jest? - spytała wskazując ręką na klatkę. - Pytam ci się, co to jest!
- Klatka. Nie widzisz?
- Widzę! Po co ci ona potrzebna?!
- Nie interesuj się - burknął.
Daniela chwyciła syna za rękaw od bluzy. Zaciągnęła go w stronę domu. Planowała dać mu porządną reprymendę, ale wówczas pod dom Jasińskich nadjechało srebrne Suzuki. Kobieta wzięła głęboki oddech.
Z samochodu wysiadł Marek. Prędko stanął przy Marcelu. Uścisnął synowi rękę.
- Pochwal się Markowi, co robiłeś dziś w nocy! - odezwała się Daniela.
- No, co? Gówno - odpowiedział malec.
- Gówno! To jest odpowiedź Marcela na każde pytanie! - powiedziała Daniela.
- Mam coś dla ciebie, kolego - rzekł Marek. Podszedł do auta. Otworzył bagażnik. Po chwili wrócił z wielkim kartonem w ręku.
Chłopiec podskoczył w miejscu.
- Co to jest? - spytał podekscytowany.
- Mówiłeś, że nie możesz się doprosić telewizora do konsoli, tak?
- Tak! - zawołał chłopiec podskakując jeszcze wyżej. - Tylko nie mów, że kupiłeś mi telewizor!
- No jak nie? Kupiłem! Jeszcze jaki? Czterdziestoośmiocalowy Samsung. Może być?
- Tak! - odpowiedział chłopiec.
Daniela skrzyżowała ręce. Chłopiec prędko pośpieszył w stronę domu. Otworzył przed Markiem drzwi, po czym zaprowadził mężczyznę do swojego pokoju.
Szymon zalewał akurat kawę. Oniemiał na widok Marka wnoszącego telewizor do pokoju Marcela.
- Lekka przesada - zwrócił się do żony.
- To tylko telewizor... I tak mieliśmy im kupić... - odparła.
- No, tak... Ale wiesz, jak jest. Ja dam młodemu karę na telewizor a on mi powie, że telewizor jest jego. Dam mu szlaban na kieszonkowe, ale na nim nie zrobi to żadnego wrażenia, bo kasę równie dobrze może dostać od Marka...
- No tak - przyznała.
- Zawołaj mi młodego na słowo. Zaraz mu zdejmę ten niewinny uśmieszek z twarzy.
- Co chcesz zrobić? - spytała.
- Zobaczysz. Zawołaj mi go.
Daniela przyprowadziła Marcela do salonu. Chłopiec uśmiechnął się do taty.
- Mam nowy telewizor - pochwalił się.
- Wiem, widziałem. Marcel, odczepiłeś tratwę od linki, prawda?
Chłopiec wziął głęboki oddech.
- Tato, ja umiem pływać... - szepnął.
- Pamiętasz naszą umowę? Przypomnij mi warunki korzystania z tratwy...
- Za każdym razem trzeba się ciebie zapytać, czy można na niej popływać i pod żadnym pozorem nie wolno odczepiać linki.
- Super! To jedna sprawa! Druga sprawa... O której wyszedłeś z domu?
Chłopiec zamyślił się. Spuścił wzrok.
- Głupio zrobiłem...
- Odpowiedz.
- O dwunastej w nocy...
- Chcesz powiedzieć, że sam o dwunastej w nocy popłynąłeś tratwą na drugi brzeg jeziora?
- No, tak - westchnął.
- Dlaczego to zrobiłeś? Co?
- No, wedle tej klatki... Tatuś, Oli musi dostać za swoje...
- I chcesz go zamknąć w klatce, tak?
- No, tak - westchnął malec.
- Aha, okej. Jest u ciebie Marek. Idź do niego. Jak pojedzie, dokończymy naszą rozmowę.
- Okej - szepnął chłopiec.
Miał już iść na górę, ale cofnął się. Zbliżył się do ojca. Przytulił się do jego szyi.
- Nie złość się... Musiałem tak postąpić.
Szymon uśmiechnął się.
- Leć już... - rzekł, po czym dał chłopcu lekkiego klapsa.
- Nie gniewasz się?
- Pogadamy później.
- No, dobra! - zawołał dziesięciolatek. Odwróciwszy się, pobiegł na górę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro