Słowo honoru
Był wczesny ranek. Szymon otworzył oczy. Przewrócił się na drugi bok. Zdziwił się, gdy ujrzał, że w jego łóżku leży Marcel. Chłopiec spał.
- Teraz chociaż wiem, gdzie jest kołdra - pomyślał mężczyzna. Przeszedł się z drugiej strony łóżka. Podniósł kołdrę z podłogi.
Otworzył okno na oścież. Do pokoju napłynął powiew świeżego powietrza. Marcel przeciągnął się. Otworzył oczy.
- Hej - odezwał się.
- Hej - odparł Szymon siadając obok chłopca. - Czy ja mogę się dowiedzieć, co robiłeś w moim łóżku?
- Spałem - szepnął chłopiec. - Tatuś, bo ja chciałem z tobą wczoraj porozmawiać, ale nie chciałem cię budzić...
- O czym chciałeś porozmawiać?
- No, o poduszce... Bo ja nie miałem na czym spać...
Szymon pogłaskał chłopca po włosach. Przytulił do siebie.
- Jak dupsko? Boli jeszcze trochę? - spytał.
Chłopiec zmarszczył brwi. Zrobił obrażoną minę.
- No, już... Nie obrażaj się... Chodź do mnie, szkrabie - rzekł Szymon biorąc syna na kolana. - Masz już dziesięć lat. To poważny wiek. Czas trochę zmądrzeć. Zgadza się?
Malec zacisnął zęby. Szymon uśmiechnął się.
- Marcelek, coś ci powiem... Jak ja byłem mały, to był ze mnie taki sam urwis jak i z ciebie... No, może, prawie taki sam... Też nie lubiłem się uczyć, robiłem psikusy nauczycielom... Wiesz za co najczęściej obrywałem od mamy?
- Za co? - spytał chłopiec.
- Miedzy moim domem a szkołą był park, a ja uwielbiałem wspinać się po drzewach. Wciąż wracałem do domu w podartych spodniach albo z rozprutym plecakiem. Mama miała taką gumową klapaczkę, którą trzepała mnie po tyłku za każdym razem, kiedy wróciłem do domu w podartych ubraniach.
- To nie miałeś lekko...
- No, nie... Byłem uparty, mama też była uparta... Jedno z nas musiało w końcu ustąpić.
- I babcia dała za wygraną?
- Coś ty... Babcia? W życiu! Przemyślałem sobie wszystko... Zamiast przez park, zacząłem wracać do domu inną drogą... Mama zauważyła, że się poprawiłem, że jestem cycuś glancuś... Minął tydzień, dwa... A ja nie podarłem ani jednych szkolnych spodni... Mama sobie wszystko przemyślała... I wiesz, co zrobiła? Wyrzuciła klapaczkę do kosza na śmieci... Jakiś czas później znowu podarłem spodnie, ale mama nie miała klapaczki...
- I nie dostałeś?
- Hm... Powiedzmy, że nie... Marcel, wiesz, dlaczego ci to opowiedziałem?
- Żebym nie łaził po drzewach?
- Nie. Pierwsza rzecz... Od czasu do czasu warto zastanowić się nad swoim postępowaniem... Czasem robisz rzeczy, o których wiesz, że są złe, prawda? Tak było w wypadku zniszczenia lalki Julii, tak było, kiedy zamknąłeś Oliwera w klatce a potem... Może przemilczę to, co potem zrobiłeś... Marcel, chcę, żebyś uświadomił sobie, że warto zastanowić się nad konsekwencjami swoich wyborów. Ja widziałem, że jeśli podrę spodnie, dostanę na dupę. I dostawałem... Ty też wiesz, że jak nabroisz, nie będzie zmiłuj. Więc zastanów się od czasu do czasu, czy warto... To pierwsza sprawa... Druga rzecz... Mama w końcu wyrzuciła klapaczkę do kosza... Jeśli i ja zauważę, że się zmieniłeś na lepsze, gwarantuję ci, Marcel, że twoje życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Będzie park dinozaurów, skatepark i inne atrakcje, o których w tym momencie możesz sobie jedynie pomarzyć... Jesteś rojber, jakich mało na tym świecie. Nie wezmę cię do parku rozrywki, bo zdaję sobie sprawę z tego, że spuszczenie cię z oczu na chwilę grozi katastrofą.
- Jak byliśmy nad morzem, byłem grzeczny...
- Tak, zwłaszcza w hotelu...
Chłopiec spuścił wzrok.
- Tata, ja chcę być grzeczny, serio. Ale mi tak samo wychodzi... Wczoraj naprawdę chciałem pozbierać te pióra... Ale dostałem ochoty na rysowanie... A potem ty przyszedłeś... Musiałem coś szybko wymyślić... I skłamałem, że boli mnie brzuch.
- Marcel, gdybyś był ze mną szczery, na pewno nie dostałbyś tego drugiego lania...
- No wiem... - westchnął malec.
- Wiesz? To dlaczego mnie okłamałeś, co?
- Bo spanikowałem... Tatuś, ja naprawdę chcę być grzeczny...
- To dobrze. Cieszę się - rzekł Szymon. - Przytul się. Kocham cię, synku.
- No, ja ciebie też kocham...
Szymon uśmiechnął się. Przytulił chłopca. Ucałował.
- Tatuś, a czy kupisz mi nową poduszkę? - spytał malec po chwili.
- No, kupię... I wiesz, co jeszcze? Dam ci dzisiaj ten scyzoryk, ale jeśli mi obiecasz, że będziesz się nim mądrze posługiwał i nigdy nie zrobisz nim nikomu krzywdy...
- Słowo honoru - rzekł Marcel kładąc rękę na sercu.
Szymon podniósł chłopca z kolan. Podszedł do szafy. Wyciągnął z niej scyzoryk z dedykacją wyżłobioną na rękojeści.
- Proszę - rzekł podając Marcelowi scyzoryk do ręki.
Chłopiec wzruszył się. Łza zakręciła mu się w oku. Jeszcze raz przytulił się do ojca.
- Dziękuję ci - szepnął Szymonowi do ucha. - To najszczęśliwszy dzień w moim życiu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro