Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szlaban na iPhone

Daniela przetarła ręką zmęczone oczy, przeciągnęła się, po czym weszła do salonu.
- Hej - odparła przechodząc obok Szymona.
Mężczyzna chwycił ją za rękę. Przyciągnął do siebie.
- Hej? Tak witasz męża? A może by tak buzi buzi?
Daniela cmoknęła małżonka w usta.
- Masz swoje buzi buzi...
- Tak to się dzieci w przedszkolu całują...
- Szymon, nie męcz mnie... O ósmej wyjedziemy? Dzieciaki wstały?
- Marcel wstał. Dostał reprymendę. Obraził się i poszedł do siebie.
- Co mu powiedziałeś?
- Prawdę... Że jest nieusłuchany... Dałem mu szlaban na iPhone i przez tydzień będzie chodził spać przed ósmą.
- Aha, no okej - odparła. - Co ci zrobić na śniadanie? Kanapki mogą być?
- Jasne - odpowiedział. - Ja pójdę obudzić naszą młodzież...
- No, idź...
Szymon zajrzał do pokoju chłopaków. Marcel siedział na łóżku. Miał nisko pochyloną głowę. Na widok Szymona skrzyżował ręce, naburmuszył się.
- Nikodem - rzekł mężczyzna siadając na łóżku. - Wstajemy śpiochu...
Chłopiec otworzył oczy. Przeciągnął się.
- Jeszcze chwilę - szepnął. - Oki?
- Oki, za dziesięć minut będzie śniadanie... Żebym nie musiał drugi raz po was przychodzić...
- Spoko... - odparł Nikodem przewracając się na drugi bok.
Szymon poszedł do pokoju Marcela. Ada siedziała przy biurku. Była ubrana w granatową sukienkę. Trzymała w ręku swoją małą torebkę w kształcie serca.
- Hej Aduś... Siedzisz tak tu sama? Chodź do nas - rzekł.
- Wujku, zostaw mnie... Chcę być sama... - westchnęła małolata.
- Aduś... Tak nie można. Chodź, zjemy śniadanie...
- Nie, nie chcę...
- Ada...
- Wujku, zostaw mnie!
Szymon kiwnął głową. Żal mu było Adriany. Zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczynce musi być bardzo ciężko. Nie potrafił jej pocieszyć.
Zszedł na dół. Daniela kończyła przygotowywać kanapki. Na stole stało pięć kubków z gorącą herbatą.
- Obudziłeś wszystkich? - spytała.
- Niko potrzebuje więcej czasu, a Ada i Marcel stroją fochy - odparł Szymon biorąc do ręki kanapkę. - Wiesz, w wypadku Ady to zrozumiałe, że chce być sama... Ale Marcel?
- Sprowadzę ich za parę minut. Na parapecie masz cukiernicę. Idę nakarmić psy i kota.
- No, idź... - odparł siadając do stołu.
W milczeniu patrzył na schodzącego po schodach Marcela. Chłopiec trzymał obydwie ręce w kieszeniach od spodni. Na głowie miał czapkę z daszkiem, którą dostał od Marka.
Dziesięciolatek poszedł do łazienki. Spędził tam kilka minut. Wyszedłszy usiadł naprzeciwko Szymona. Skrzyżował ręce.
- Smacznego - odezwał się mężczyzna.
- I tak nie będę nic jadł, bo nie jestem głodny - rzekł chłopiec.
- Jak tam chcesz... Żebyś później nie płakał, że nie jadłeś śniadania.
- Za ile minut trzeba będzie jechać? - spytał chłopiec.
- Za pół godziny... Przynieś mi swój iPhone.
- Nie wiem, gdzie jest - odparł chłopiec.
- Ma się znaleźć.
- To sobie go szukaj.
- Marcel, nie denerwuj mnie! - rzekł Szymon zdejmując czapkę z głowy chłopca. - I przy stole się je a nie siedzi się w czapce!
- Jak zwykle upierdliwy... Nigdy się nie zmienisz? Wciąż się mnie o coś czepiasz! - odparł malec wstając od stołu. Wyciągnął z kieszeni spodni opakowanie miętowych gum do żucia. Wsunął do ust kilka listków. Zaczął je mocno przeżuwać. - Teraz będziesz się mnie czepiać o to, że mam w buzi gumę do żucia?! - zaśmiał się Szymonowi w twarz.
Mężczyzna nie wytrzymał. Wstał od stołu, po czym wyszedł na taras. Był zdenerwowany. Miał dość nagannego zachowania Marcela. Gdyby nie postanowienie, które powziął, spuściłby chłopcu lanie. Zacisnąwszy pięść zamyślił się.
Po chwili na taras weszła Daniela. Trzymała na rękach kota. Głaskała go. Usiadła obok męża. Oparła swój podbródek na jego ramieniu.
- Co jest? - spytała patrząc Szymonowi w oczy.
- Marcel mnie wkurza. Robi mi na złość - odparł. - Chodzi po domu z rękoma w kieszeni, w czapce siada do stołu...
- Straszne zbrodnie...
- Luśka, to nie jest śmieszne! Ewidentnie robi mi na złość. Obraził się o to, co mu powiedziałem...  Prawdę mu powiedziałem!
- Chodź, zjesz śniadanie... A Marcelem się nie przejmuj... Pierwszy raz stroi fochy? Ani nie pierwszy ani nie ostatni raz...
Daniela chwyciła Szymona za ręce. Oboje wstali. Weszli do salonu. Adriana siedziała na kanapie ze zwieszoną nisko głową. Nikodem jadł śniadanie, zaś Marcel grał w grę na swoim iPhonie.
Szymon spojrzał na niego ze zdumieniem.
- IPhone poproszę! - rzekł stanowczo.
- Wypchaj się - odparł chłopiec.
Daniela zamarła. Wiedziała, że takim zachowaniem Marcel może wytrącić Szymona z równowagi.
- Marcel! Natychmiast oddaj ojcu swój iPhone! - powiedziała mając nadzieję, że chłopiec usłucha jej polecenia. Ale Marcel zamierzał pograć Szymonowi na nerwach.
- Niech sobie go sam weźmie - odparł, po czym przykucnąwszy położył swój iPhone na podłodze i pchnął go pod kanapę. - Załatwione! - oznajmił.
Nikodem i Adriana uśmiechnęli się do siebie. Daniela chwyciła syna za rękaw od bluzy.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła. - Koniecznie chcesz zarobić od taty lanie?!
- O co ci chodzi? Jak chce iPhone to niech sobie go weźmie! Wie, gdzie jest! Ja mam to w dupie!
- Ada, zejdź z kanapy... - rzekł Szymon.
Dziewczynka przeniosła się do kuchennej części salonu. Usiadła przy stole. Wraz z Nikodemem z uwagą przyglądała się temu, jak Szymon przesuwa kanapę i w końcu w jego rękę dostaje się iPhone Marcela.
- Nie oddam prędzej niż we wrześniu - oznajmił.
- Chyba śnisz! - wybuchnął chłopiec. - To mój iPhone! Dałeś mi go i nie masz prawa mi go zabierać!
- Tak myślisz? - odparł Szymon. - Za ten tekst nie zwrócę ci go wcześniej niż w październiku!
Chłopiec naburmuszył się. Z nerwami uderzył Szymona pięścią w brzuch.
- Teraz przegiąłeś, mały! - krzyknął Szymon mocno ściskając chłopca za ramię. Zaciągnął go do sypialni.
- Zostaw mnie! Puść mnie! - krzyczał chłopiec próbując się wyrwać. W drodze do pokoju zarobił dwa porządne klapsy.
- Uspokoisz się? - krzyknął Szymon.
- Skarbie, daj spokój... - odezwała się Daniela.
- Co? Chyba żartujesz?! - odparł mężczyzna wprowadzając dziesięciolatka do sypialni. Trzasnął drzwiami tuż przed nosem Danieli.
Kobieta podeszła do kanapy. Usiadłszy na niej wybuchnęła płaczem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro