Szkoła
Szymon zaparkował samochód jak najbliżej galerii. Dzieciaki bez pośpiechu wysiadły z auta. Adriana miała w planach kupić sobie bluzę z kapturem za pieniądze, które dostała od ojca. Marzyła jej się oryginalna, siwa bluza Nike zapinana na zamek.
Marcel i Nikodem nie mieli sprecyzowanych planów na zakupy. Ani jeden ani drugi nie miał ochoty chodzić po sklepach.
Zaraz po wejściu do galerii Ada przykleiła się do ramienia Danieli.
- Ciociu, ja chciałam sobie bluzę kupić - powiedziała. - Mam kasę - dodała wskazując ręką na wiszący na jej szyi portfel w kształcie plecaczka.
- Dobrze, skarbie... Rozdzielamy się jak ostatnio czy chodzimy razem? - spytała spoglądając na męża.
- Trzymajmy się razem - rzekł Szymon kładąc rękę na ramieniu Nikodema. - Kupimy naszym chłopakom plecaki do szkoły...
- Ja mogę mieć ten z poprzedniej klasy - odezwał się Marcel.
- Ten, do którego nasrał Pysiu? - zaśmiał się Nikodem.
- Dostaniecie nowe plecaki - rzekł Szymon.
- I nowy cyrkiel... - szepnął Marcel z błyskiem w oczach.
Szymon uśmiechnął się do chłopca.
- I nowy dzienniczek, w którym mają być same piątki i szóstki - rzekł Szymon spoglądając na młodszego chłopca.
- No, na pewno!
Jasińscy weszli do sportowego sklepu. Na długiej ścianie wisiało mnóstwo oryginalnych plecaków. Nikodem zażyczył sobie czarny plecak z dużym logiem firmy Adidas. Kupił też sportowe buty na wuef, kilka par oryginalnych skarpetek, spodenki i dwie koszulki na zmianę.
Marcel był niezdecydowany. Do tej pory to Daniela kupowała mu rzeczy do szkoły. Przy wyborze plecaka zwykle kierowała się tym, by był wytrzymały, solidny. Nie zwracała uwagi ani na szatę graficzną plecaka ani na upodobania syna. W wypadku Marcela plecak miał za zadanie nosić książki i jak najdłużej wytrzymać szarpanie, rzucanie i kopanie.
- Marcelek, jak długo można się zastanawiać nad wyborem plecaka? - odezwała się Daniela. - Może ja wybiorę ci tornister, co? Czy może nam pani pokazać ten trzeci od góry? - zwróciła się do sprzedawczyni.
Młoda ekspedientka podała Danieli siwy, solidny plecak firmy Big Star. Kobieta przyjrzała mu się z uwagą. Plecak był z nieprzemakalnego, grubego materiału. Jego wygląd sugerował, że nie rozleci się przy pierwszym spotkaniu z Marcelem.
- Podoba ci się? - powiedziała Daniela spoglądając na wciąż niezdecydowaną minę syna.
- No, może być - rzekł chłopiec drapiąc się po głowie. - Jejku, mama... Nie wiem - westchnął. - Kup jaki bądź...
Daniela wzruszyła ramionami. Była zmęczona, a to był dopiero początek zakupów. Kobieta przyprowadziła chłopca do ściany ze sportowymi butami. Marcel oglądał je przez kilka minut. W końcu wzruszył ramionami.
- Mama, nie wiem, no - westchnął. - Tu jest wszystko takie drogie...
- Marcelek, nie kupię ci na wuef tenisówek za dwadzieścia złotych... Wiesz dlaczego?
- Bo je szybko rozwalę?
- Tak... - przytaknęła.
Chłopiec uśmiechnął się. Daniela dała synowi do przymierzenia pierwszego z brzegu buta.
- I co? Nie uciska cię nigdzie? - odezwała się.
- Dobry jest... Może być... Mamuś, ja muszę do kibelka...
- No, idź - odpowiedziała kierując się w stronę kasy. Chłopiec wyszedł ze sklepu. Prędkim krokiem pomaszerował w stronę toalety. Załatwił swoją potrzebę, po czym podszedł do kranu, umyć ręce.
- Siema Marcel! - usłyszał znajomy dziewczęcy głos.
Odwrócił się. Ujrzał Nikolę. Dziewczynka miała niezwykle opaloną buzię. Chłopiec od razu się domyślił, że dziewczynka część wakacji spędziła nad morzem.
- Nie myślałam, że spotkam cię w damskiej ubikacji w galerii! - zaśmiała się dziewczynka.
- To damska? - odparł chłopiec rozglądając się na boki.
- No! - przytaknęła. - Jak ci mijają wakacje? Co ci się stało w rękę?
- A nic takiego - odparł. - Muszę mieć ją przez jakiś czas tak przewiązaną i tyle... Przyjedziesz do mnie rowerem? Weź Agatę albo Julkę i przyjedźcie... Pokąpiemy się w jeziorze...
Dziewczynka uśmiechnęła się. Oboje wyszli z toalety. Usiedli obok siebie na ławeczce.
- Chciałabym do ciebie jechać, ale mama w życiu nie pozwoli mi jechać tak daleko rowerem... Nawet nie wiesz, jak chciałabym, żebyś znowu przewiózł mnie tratwą po jeziorze... Marcel, ta wasza tratwa to jest po prostu mega, mega wymiatacz!
Marcel spuścił głowę. Posmutniał.
- Widzisz, Nika... Nie mamy już tej tratwy... - szepnął smutnym głosem.
- Co? Tylko nie mów, że wam zatonęła!
- Nie, tata zdenerwował się na mnie i rozebrał tratwę... - rzekł chłopiec.
- Marcel, nie żartuj... Nie wierzę... - westchnęła małolata. - Jejku, szkoda...
- No, szkoda... Nic nie mogłem zrobić. Uparł się i tyle... Za to mamy nad wodą huśtawkę... - wyznał patrząc swojej dziewczynie w oczy. - I trampolinę... - dodał. - I basen... I z tego wszystkiego w dupie nam się przewraca, jak twierdzi mama...
Nikola uśmiechnęła się.
- Marcel, ja muszę już lecieć, bo moja mama zacznie się martwić... - szepnęła dziewczynka po chwili.
Chłopiec posmutniał. Nikola przybliżyła się do niego, po czym pocałowała go w policzek.
- Coś ci powiem, Marcel...
- Co? - odezwał się.
- Od pierwszego września wszystko się zmieni... - oznajmiła. - Będziemy siedzieć w jednej ławce. Cieszysz się? - spytała.
Chłopiec momentalnie nabrał powagi. Wziął głęboki oddech.
- Wow... - westchnął zaskoczony oświadczeniem swojej dziewczyny. Podrapał się po głowie.
- Ale będzie fajnie!
- No.. Mega - rzekł z lekko podenerwowany. - Ale Nika, ja obiecałem już Nikodemowi, że będę z nim siedział w ławce... Dałem mu słowo honoru...
- Marcel, błagam cię! Nie przesadzaj... Nikodem to zrozumie.
- No, nie wiem. Obrazi się na mnie...
Nikola wyraźnie posmutniała. Zastanowiła się przez moment.
- Nie martw się, Marcel - powiedziała po chwili. - Ja coś wymyślę... Pogadam z nim...
Chłopiec westchnął.
- Lecę, bo mama czeka... Na razie!
- Narka - odparł chłopiec.
Patrzył przez chwilę na oddalającą się Nikolę.
- Skoro tak ma być, to ja już wolę w ogóle nie chodzić do tej głupiej szkoły - burknął pod nosem. - Idę do mamy... Może jeszcze będzie mogła zwrócić mój nowy plecak i buty na wuef...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro